Przypowieść o siewcy Octavia E. Butler 6,9
ocenił(a) na 810 tyg. temu Generalnie nie znoszę prostego języka w fikcji - potrafię się nudzić, błądzić myślami gdzie indziej, gdy słownictwu i zdaniom brak pewnej dozy kreatywności zdolnej uchwycić moje zainteresowanie. Niespodziewanie “Przypowieści o Siewcy” jak żadnej innej książce udało się bardzo prostym językiem zmusić mnie do myślenia i głębokiego odczuwania podczas lektury. Ostrzeżenie: całość opinii ma charakter analizy i jest długa na 3,5-4 strony A4 (piszę to, bo szanuję Twój czas).
1. Rys Fabularny.
Historia rozgrywa się w latach 20. XXI wieku (dla autorki była to niedaleka przyszłość. Publikacja: 1993 rok) w Stanach Zjednoczonych ogarniętych potężnym kryzysem gospodarczym, targanych efektami zmian klimatycznych oraz całkowitym chaosem społecznym. Większość ludzi żyje na ulicach bez pracy zmuszona okradać żywych i szabrować domy spalone przez owładniętych narkotykowym hajem odrzutków, prąd i woda to drogi luksus, wszyscy wychodząc poza otoczone murami sąsiedzkie enklawy noszą przy sobie broń, nikogo nie stać na własne mieszkanie więc wielopokoleniowe rodziny mieszkają ze sobą w ciasnocie, szerzy się analfabetyzm, policja i straż pożarna jest nieefektywna, korporacje przejmują miasta i wykorzystują mieszkańców do niewolniczej pracy, ludzie się prostytuują za kromkę chleba, sprzedają własne dzieci, rządowe programy socjalne nie chronią już obywateli, a z każdym rokiem bardziej legalizują wyzysk, pieniądze mają bardzo nikłą wartość, hieny w ludzkich skórach tylko czekają, aby wykorzystać czyjeś nieszczęście na swoją korzyść, a trzęsienia ziemi oraz susze dodatkowo niszczą krajową gospodarkę.
W jednej z obleczonych murem enklaw mieszka Lauren Olamina, 15-letnia dziewczyna, córka pastora, która jednak porzuciła wiarę w Boga swego ojca i w ukryciu tworzy podstawy nowej religii (ideologii, filozofii?). Swoje spostrzeżenia na temat rzeczywistości zapisuje w postaci krótkich fraz/wierszy, nadając rodzącemu się systemowi poglądów miano “Nasiona Ziemi”. Dodatkowo dziewczyna posiada zdolność hiperempatii, czyli głębokiego odczuwania cierpienia oraz przyjemności innych ludzi. W obecnym świecie częściej wystawiona jest na działanie tego pierwszego. Lauren wierzy, że z każdym rokiem będzie coraz gorzej, aż pewnego dnia bandyci większą grupą przedrą się przez ich mury, by rozgrabić mienie, spalić domy i mordować tych, którzy im się przeciwstawią. Dziewczyna wierzy, że jedyną opcją na przetrwanie jest udanie się na daleką północ do Kanady, gdzie świat jeszcze tak do końca nie zwariował i założenie tam osady działającej w oparciu o jej nauki z “Nasion Ziemi”.
2. Część opiniotwórcza i recenzencka.
Ta książka odcisnęła na mnie mocno piętno. Z pewnością głównym powodem, dla którego udało jej się to osiągnąć, jest proza Octavii Butler. W młodzieńczych latach czytałem mnóstwo opowieści osadzonych w postapokaliptycznych światach, jednak w każdej o której pamiętam język starał się mocno podkreślić beznadzieję tej rzeczywistości, siląc się na jakieś doniosłe frazy, które miały nas poruszyć, zszokować, czy też perwersyjnie podekscytować (weźmy taki przykład z Metra 2033 - autor wspomina, jak walutą w metrze są naboje i pada takie zdanie, że jeden nabój to jedno ludzkie życie. Z pewnością przemawia to do naszej wyobraźni, ale łatwo odnieść wrażenie, że narrator próbuje za pomocą jakiś wydumanych porównań, abyśmy się realnie przerazili, jak ten świat się zmienił, jak funkcjonuje). I tu pojawia się kontrprzykład w postaci głównej bohaterki Lauren Olamina, która pisze w pamiętniku wszystko to, co jej się wydarza, co obserwuje na ulicach, wszystkie okropności i niesprawiedliwości świata. I pisze o tym tak, jakby opisywała wyjście rano po bułki do sklepu. Opowiada o wszystkim tak zwyczajnie, ponieważ ta rzeczywistość jest jej codziennością, nie ma w niej miejsca na zbędną podniosłość i dramatyzm. Nie stroni przy tym od okazywania emocji (złości, niesmaku),jednak nigdy nie próbuje tej rzeczywistości w jakiś sposób ubarwiać. Ten zabieg dodaje całości potężnej dozy bolesnego realizmu. To jak Butler wykreowała ten świat z jej wszystkimi niebezpieczeństwami, to jak nasi bohaterowie za wszelką cenę starają się unikać kłopotów, jak wszystkie oznaki nędzy i rozpaczy tworzą spójną, przerażającą wizję podsycaną przez brutalność opisu. Zwykle w postapo świat jest prawie pusty, przez większość czasu bohaterowie chodzą po wyludnionych plenerach, natomiast tutaj jesteśmy prawie cały czas wśród ludzi - i każdy z nich z założenia niegodny zaufania. Ani na moment czytelnik nie może poczuć się bezpiecznie, trzeba trzymać się na baczności nawet na stacjach pozyskiwania wody pilnowanych przez uzbrojonych strażników (bo w końcu oni pilnują wody, a nie ciebie). Ofiary przemocy, pożarów, gwałtów i narkotyków w obszarpanych, brudnych ubraniach przechadzają się po ulicach w świetle dnia, a ty możesz ich tylko odstraszyć będąc w grupie lub bronią na widoku.
Drugim aspektem, który zrobił na mnie wrażenie podczas lektury są różne wątki społeczno-gospodarcze, które świetnie wybrzmiewają w tej powieści. Poczynając już od badań kosmosu, które są krytykowane, bo jest tyle innych potrzeb na tej planecie (analogia do real events bardzo czytelna),mamy tarcia na tle rasowym, przemyślenia odnośnie nadużyć władzy, mamy temat pracy za głodowe stawki i miasteczka korporacyjne (kolejna analogia, tym razem do wykorzystywania ludzi w krajach trzeciego świata, w Afryce i Azji, do wydobycia surowców lub produkcji dobór na rynek zachodni. W powieści Butler rolę się odwracają i to Stany są krajem biednym i wykorzystywanym przez kapitał zagraniczny). Mamy skutki hiperinflacji, mamy doskonale sformułowane zasady funkcjonowania ludzi w takiej rzeczywistości - próby “podtrzymywania normalności”, wyczekiwania aż “wrócą stare dobre czasy” i pokładanie nadziei w politykach obiecujących gruszki na wierzbie (tak wygląda m.in. scena polityczna w Polsce w XXI wieku). Lauren się z tym nie zgadza - wierzy, że musimy sami kształtować nową, lepszą przyszłość, a nie ciągle oglądać się za siebie z nadzieją, że wróci to, jak było w czasach poprzednich pokoleń. Nie wróci, bo życie to nieustanna zmiana. Warunki są inne, możliwości są inne, ludzie są inni. Butler rzuca odrobinę światła ukazując te niewymuszone skrawki ludzkiej życzliwości, troski o bliźniego, łączenie się w malutkie, darzące się zaufaniem społeczności i dbanie jeden o drugiego, jak to w większej grupie otwierają się przed nami nowe perspektywy. Bardzo podobały mi się te fragmenty rozgrywające w enklawie, bo mimo wszystko dawały jakąś nadzieję, namiastkę normalności.
Na końcu zostawiłem najważniejszy motyw powieści - Bóg i religia. Mógłbym się na ten temat rozpisywać w nieskończoność. Przede wszystkim zauważyłem w wielu miejscach w internecie, że ludzie próbują oceniać założenia religii Lauren w oparciu o inne wielkie (podejrzewam: swoje własne) religie. Nie jest to moim zdaniem słuszne postępowanie, gdyż pierwszym założeniem tej religii jest brak osobowego Boga, w ogóle brak inteligentnego stworzyciela i nadzorcy wszechrzeczy. A więc z pierwotnego założenia nie może być w nim mowa o relacji między stwórcą i wyznawcą. I dlaczego tak nie może być? Dlaczego antropomorfizm bóstwa miał być sine qua non do jego wyznawania? Dlaczego wierzący uważają, że w jakiś sposób ich religia jest lepsza od tej zaprezentowanej w powieści, ponieważ ich religia stawia sporo wymagań? To śmieszne. Skąd pogląd, że Bóg musi wymagać? Pozatym system bohaterki również wymaga - samodyscypliny, pogodzenia się z faktem, że jesteśmy kowalami własnego losu, że parę słów modlitwy nie przechyli wagi na naszą stronę, że jesteśmy zdani na siebie i ludzi, którymi się otaczamy. Nie ma w nim miejsca na pocieszenie, na łatwe odpowiedzi - jest tylko obojętny wszechświat, który należy kształtować. Zmieniamy go, a on zmienia nas z powrotem. Bóg to Zmiana. Wyznawcy “Nasion Ziemi” nie czczą go, nie kochają, nie są mu nic winni, a on nie jest nic winny im. Jeśli Twój umysł się buntuje, bo “nie ma w tym żadnych wymagań”, to już odpowiedziałem na to - jest jedno wyzwanie, trudniejsze niż jakakolwiek relacja z Bogiem - pogodzenie się z faktem, że jesteśmy zdani na siebie, a tym samym jesteśmy zobligowani do kształtowania świata wokół nas. A jaki jest ostateczny cel?
“Przeznaczeniem Nasion Ziemi
Jest zakorzenić się wśród gwiazd”
Dosłownie, zero mistycyzmu. Musimy zasiedlić inne systemy gwiezdne aby przetrwać, aby się rozwijać, abyśmy mogli dalej kształtować własne życie (ograniczone zasobami naturalnymi) wedle naszych pragnień. You reap what you sow.
Podobały mi się fragmenty, w których Lauren była konfrontowana przez innych ludzi z założeniami swojej religi. Rozdział 18 w szczególności się na tym opiera. Każdy argument, który wyczytałem w internecie o “naiwności” tego systemu spotykał się z kontrą właśnie w tamtym rozdziale. A czemu tak bardzo bronię tego systemu? Ponieważ nie interesuje mnie sama religia ale to, DLACZEGO oraz W JAKI SPOSÓB wyewoluowały jej założenia. I to jest najbardziej fascynujące. Zapytaj siebie podczas lektury: dlaczego tradycyjny Bóg stracił znaczenie dla Lauren w tym świecie? Co to mówi o zmianie, jaka dokonała się w tradycyjnej relacji człowieka ze stwórcą? Jak się to odnosi do cierpienia na kształt biblijnego Hioba, w jakim stopniu zasady dekalogu są obowiązujące w obecnie zastanej rzeczywistości? Trudno czcić Boga, z którym podobno masz mieć relację, jednak każdego dnia i nocy jesteś na łasce chaotycznych sił, w każdej chwili wszyscy których znałeś mogą stracić życie, mimo iż żyli zgodnie z naukami Boga.
Problem nieuzasadnionego cierpienia poruszany jest w literaturze od zarania dziejów, ale tutaj wybrzmiewa bardzo dobitnie. Poza tym sama Lauren gdzieś na początku powieści, próbując określić, czym są Nasiona Ziemi mówi coś w ten deseń: “czy to religia, ideologia, filozofia? Sama nie wiem”. To nie jest religia sensu stricte. Ma pewne jej cechy, używa świadomie pewnych sformułowań (jak Bóg - dlaczego Bóg a nie po prostu Zmiana albo Entropia? To też jest wyjaśnione),ale też w wielu miejscach się rozmija (np. rezygnuje z mitologii na rzecz filozofii). To bardziej system przekonań, filozofia życia, kodeks moralny, podobnie jest przecież z Biblią na pewnym poziomie, jednak rezygnuje on z założeń osobowego, kochającego Boga, z którym można się w jakikolwiek sposób porozumieć i pokłada on większą moc sprawczą w Człowieku. Przyznacie, że te nauki mogą być przydatne dla kogoś w świecie totalnej zapaści. I tak samo jak pogodzenie się z niezbadanymi wyrokami boskimi, gdy tornado zabija setki ludzi bez wyraźnego powodu, tak samo trudno jest przyjąć założenia tego systemu, opartego na obserwacji świata.
Już tak bardzo skrótowo, co jeszcze zauważyłem podczas lektury: to, że Lauren nie była bezrefleksyjna - na początku gdy formowała zasady swojego systemu wyrażała w myślach wątpliwości nad słusznością tak postawionych zasad, co jest godne pochwały; zwykle systemy religijne w postapo dzielą się na dwa rodzaje: albo są ukazane jako porąbana sekta fanatyków albo jako coś obojętnego, już wcześniej ukształtowanego przed początkiem fabuły książki i stanowi jedynie tło mające dodać realizmu opowieści, natomiast w przypadku Butler religia się dopiero formuje i jednocześnie NIE jest pokazana jako narzędzie odszczepieńców (odświeżające podejście); relacja Lauren z jej ojcem była naprawdę fenomenalnie ukazana; ciekawie przedstawiono obłudę wierzeń w starciu z brutalną rzeczywistością; motyw hiperempatii mógł odrobinkę frustrować fabularnie, jednak moim zdaniem trafnie (w sposób intencjonalnie przejaskrawiony) ilustrował, iż zachowanie ludzkich odruchów w takim świecie powoduje więcej bólu niż korzyści; losy niesfornego brata Keitha świetnie odwzorowywały proces przystępowania młodzieży do organizacji przestępczych w realiach kiepskich warunków ekonomicznych; po drodze padło kilka ciekawych sentencji na temat cywilizacji, inteligencji, przetrwania; Lauren podejmując trudne decyzje zawsze myślała o konsekwencjach swoich poczynań, do tego stopnia, że czasem się powstrzymywała przed działaniem - kolejna cecha inteligentnie napisanej postaci. Jako ekonomista z wykształcenia powiem, że raczej pieniądz nadal funkcjonowałby w gospodarce, tak jak prezentuje to Octavia Butler, choć jego wartość byłaby bardzo niska (w powieści pada kwota 2000 dolarów za jedzenie na 2 tygodnie). Nadal jest on dużo bardziej efektywnym systemem płatności niż handel wymienny, a raz zakorzeniona trafna idea nie tak łatwo odchodzi w niepamięć. W świecie mieliśmy wiele przypadków hiperinflacji, lecz ostatecznie żaden z tych krajów całkowicie nie zrezygnował z gotówki. Szczególnie, że pozostaje kwestia napływającego kapitału z zagranicy więc jakiś walutowy system wymiany musi być obecny.
3. Wrażenia końcowe.
Tak się prezentuje niepełne streszczenie kilku stron notatek, jakie przygotowywałem sobie w trakcie lektury (część musiałem pominąć z uwagi na spoilery). Książka otrzymuje ode mnie maksymalną notę jakąś wystawiam pozycjom pozbawionym językowego kunsztu, czyli 8/10. Pierwsza połowa powieści dawała sporo tematów do przemyślenia, natomiast druga była już czystym, bardzo realistycznym survivalem. W ogóle jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich apokaliptycznych prepersów - jest tu dużo akapitów poświęconych przygotowaniom na najgorsze, podkreślane jest tu wiele praktycznych umiejętności przetrwania. Bohaterowie są bardzo ludzcy i wiemy o nich akurat tyle, na ile poznalibyśmy obcych w takim świecie. Jest tu mnóstwo przemocy, bólu, poczucie beznadziei, ale gdzieś tam zawsze przebija się ta nikła iskierka wiary w człowieczeństwo. Mam nadzieję, że druga część choć trochę dorówna pierwowzorowi. Z pewnością w przyszłości będę sięgał po twórczość Octavii Butler.
Ps. książka urywa się w połowie (jednak nie cliffhangerem),a więc trzeba przeczytać cz. 2 aby mieć pełniejszy obraz historii.