Polska poetka, dramatopisarka, prozaik, autorka wielu utworów dla dzieci i młodzieży.
Poruszała tematy takie jak losu kobiety i seks, w specyficzny, jej tylko właściwy sposób. To, jak również wypracowanie charakterystycznego, oszczędnego (często wręcz skąpego w słowa) stylu – to najważniejsze osiągnięcia Świrszczyńskiej, dzięki którym Czesław Miłosz uznawał ją za jedną z najwybitniejszych i nowatorskich współczesnych poetek polskich.
Poezje Świrszczyńskiej znałam tylko z neta i bardzo mi się podobały. Z entuzjazmem więc zasiadłam do lektury zapisków intymnych. Oczekiwania miałam spore, bo recenzentem tej publikacji jest jeden z moich ulubionych profesorów - prof. Nawarecki. Tym większe było moje rozczarowanie🤦♀️. Mam wrażenie, że Świrszczyńska pisała pamiętnik dla siebie i nie brała pod uwagę jego wydania. Sporo w nim emocji godnych nastolatki, powtórzeń, zawstydzająco szczerych wyznań. Myślę, że dużo ciekawsza jest biografia tej autorki niż zapiski o jej romansie. Jednak opracowanie Pani Wioletty Bojdy - chociaż bardzo skrupulatne, znalazłam w nim przypisy do kolejnych interesujących mnie książek - jak dla mnie jest zbyt emocjonalne, zbyt subiektywne. Podsumowując - historia Poświatowskiej, Adamskiego i Świrszczyńskiej opowiedziana z perspektywy tej ostatniej bardzo ciekawa, ale całość powinna być okrojona, skrócona i zredagowana. Może ktoś kiedyś tego się podejmie.
Nie wyobrażam sobie, co może czuć człowiek, który stoi pod ścianą całą godzinę i czeka na własną śmierć. Która minuta będzie tą ostatnią? Jak bardzo boli ciało rozrywane przez pocisk? Jak długo się umiera? Setki pytań a słów tak mało, jednak dla Anny Świrszczyńskiej wystarczy ich zaledwie kilka, by wersem równie silnym jak egzekucyjny nabój, przedrzeć się do najwrażliwszej części jestestwa potencjalnego odbiorcy swojej poezji. Bez żalu pożegnała się z wysublimowanymi metaforami na korzyść prostego przekazu, bo kiedy wojna wymusza chwytanie chwili, wydumana polszczyzna okaże się niepotrzebną groteską.
„Chociaż twoja kula trafi przez kurtkę
do mojego serca,
nie zabijesz mnie, wrogu”.
Swój język doskonaliła latami, ale dopiero gdzieś koło sześćdziesiątki odnalazła styl, w którym czuła się najlepiej, a ponieważ prawdziwa poezja powstaje z aktywnego doświadczania, to był ten idealny moment, w którym bez zbędnej ekwilibrystyki potrafiła sprawnie opisać cielesność kobiety, miłość fizyczną czy też macierzyństwo. Bez romantycznych naleciałości.
„Jesteś jędrny
jak ogień. Jestem
mroźna.
Parzę cię dotykając
długim palcem
przestrzeni”.
„Anna Świrszczyńska. Poezje zebrane” to zbiór wszystkich wierszy od roku 1938 do 1985, a także innych utworów rozproszonych, piosenek i słów nigdy wcześniej niepublikowanych. Minimalistyczna okładka nawiązuje do stylistyki niektórych tomików Świrszczyńskiej, gdzie to ewentualna grafika zajmowała prawy, dolny róg („Liryki najpiękniejsze”, „Cierpienie i radość”). To grube tomiszcze ucieszy zarówno wiernych wielbicieli poetki, jak i nowych, których bez wątpienia Świrszczyńska zdobędzie. Ze mną zostanie do grobowej deski, w sensie dosłownym. Nie mogłabym sobie wymarzyć bardziej celnych słów, które w siedmiu wyrazach opisywałyby zarówno moje życie, jak i moją śmierć.
„Ktoś dotknął mojego cienia
palcem z lodu”.
Zostanie wyryte w granicie.
Na marginesie, potrzebuję jej biografii. Jak tlenu.
IG @angelkubrick