Najnowsze artykuły
- ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
- ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik252
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Wiktor Woroszylski
44
6,7/10
Urodzony: 08.06.1927Zmarły: 13.09.1996
Polski poeta, prozaik, tłumacz i recenzent filmowy. Repatriowany w 1945 do Łodzi, zaczął studia, początkowo medycynę, ostatecznie polonistykę na Uniwersytecie Łódzkim.
Zaczynał jako autor poezji publicystyczno-agitacyjnej, będąc czołową postacią tzw. „pryszczatych”.
Zaczynał jako autor poezji publicystyczno-agitacyjnej, będąc czołową postacią tzw. „pryszczatych”.
6,7/10średnia ocena książek autora
660 przeczytało książki autora
516 chce przeczytać książki autora
10fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
O Felku, Żbiku i Mamutku ... : wiersze dla dzieci
Wiktor Woroszylski
8,4 z 7 ocen
12 czytelników 2 opinie
1990
W poszukiwaniu utraconego ciepła i inne wiersze
Wiktor Woroszylski
5,7 z 3 ocen
10 czytelników 0 opinii
1988
Niezwykłe przygody Don Kichota z la Manczy według Miguela Cervantesa de Saavedry na nowo opowiedziane przez Wiktora Woroszylskiego
Wiktor Woroszylski
6,7 z 42 ocen
86 czytelników 4 opinie
1983
Życie Sergiusza Jesienina
Elwira Watała, Wiktor Woroszylski
6,2 z 12 ocen
37 czytelników 2 opinie
1973
Diabli wiedzą co... Wiersze i opowiadania polskich pisarzy. Antologia
7,3 z 16 ocen
128 czytelników 2 opinie
1972
Antologia nowoczesnej poezji rosyjskiej
Andrzej Mandalian, Wiktor Woroszylski
6,5 z 2 ocen
3 czytelników 1 opinia
1971
Najnowsze opinie o książkach autora
I ty zostaniesz Indianinem Wiktor Woroszylski
6,9
Pierwsze wydanie tej książki miało miejsce w roku 1960. Wydawałoby się, że w dzisiejszych czasach książka ta zaliczana jest do anachronicznych. Nic bardziej mylnego! Wydawnictwo Nowa Baśń udowadnia, że na ponadczasowe tytuły zawsze jest dobry czas. Sięgam pamięcią i nie wydaje mi się, abym czytała ją w dzieciństwie. Na szczęście miałam tę możliwość właśnie teraz 😉
Historia ucznia piątej klasy szkoły podstawowej Mirka Kubiaka pokazuje, że każde marzenie może się spełnić. Dla Mirka, który jest totalnie zafascynowany kulturą rdzennych Amerykanów pragnienie zostania Indianinem jest czymś bardzo ważnym. Kiedy rodzinę Kubiaków odwiedza wuj Eligiusz marzenie chłopaka staje się coraz bardziej realne. Mirek zostaje obdarowany prawdziwym indiańskim tomahawkiem! I wtedy zaczyna się kryminalna przygoda, która mimo dużych porcji wzniosłości nie jest wolna od poświęceń. Czy Mirek przezwycięży trudności, podoła zadaniom i zostanie przyjęty do grona Indian? 🤔
Lektor, który prowadzi przez wszystkie wydarzenia w książce czasem wyłania się na pierwszy plan drocząc się z czytelnikiem. Sam posiadając całkowitą wiedzę o bohaterze, nie wyjawiając wszystkiego na tacy sprawia, że książkę czyta się jeszcze bardziej ochoczo. Jest to książka dla młodzieży, który roztocza wokół siebie aurę kryminału z niezłą dawką humoru. Daje się tu również wyczuć specyficzny klimat PRL-u. Postacie w książce są barwne, a ksywki bandytów świetnie dobrane.
Tak więc, zdecydowanie polecam wszystkim, którzy jeszcze jej nie znają. Tekst dopełniają ciekawe Ilustracje.
Dzienniki. 1983-1987. Tom 2. Wiktor Woroszylski
6,8
Trudno było mi wrócić do lat 80. PRL-u.
A jednocześnie z ogromną ciekawością i niecierpliwością tam wchodziłam. Tę dychotomię odczuć zawdzięczam huśtawce emocji i znaczących wydarzeń ówczesnego życia, którą bardzo odczuwałam zarówno w pierwszym tomie dzienników autora, jak i w tym kolejnym, drugim. Autor miał tego świadomość , odnotowując - „Śmialiśmy się z huśtawki naszego życia: wczoraj u kapitana Kowalewskiego, dziś na ostrygach w przyjacielskim gronie...” i podsumowując ukutą wspólnie z przyjaciółmi maksymą – „Życie w komunizmie jest do wytrzymania, pod warunkiem że od czasu do czasu ktoś przyśle ostrygi...”
Gorzko-słodka jak ich życie.
To czas znaczących, milowych wydarzeń w historii rozgrywających się w tle zapisów, ale też mających ogromny wpływ na życie autora lub autora na te wydarzenia – zniesienie stanu wojennego, zabójstwo Grzegorza Przemyka, o którym czytałam w reportażu Cezarego Łazarewicza „Żeby nie było śladów”, a tutaj ukazane z perspektywy przyjaciela matki ofiary, potem zabójstwo Jerzego Popiełuszki, przyjazd Papieża Jana Pawła II i spotkanie z nim, zmiany personalne władz w ZSRR powodujące odwilż i wreszcie Nobel literacki dla Josifa Brodskiego, poprzedzony typowaniem polskich poetów (Z. Herbert, T. Różewicz),w którym nikt nie brał pod uwagę Wisławy Szymborskiej, mimo że autor w kilku wpisach zachwycał się jej wierszami. Wszystkie te wydarzenia żywo komentowane, analizowane, omawiane, roztrząsane w środowisku literackim, do którego należał autor. Odnotowywał to skrupulatnie. Każdą rozmowę, spotkanie, dyskusję, polemikę, wydarzenie, podając szczegółową listę rozmówców lub obecnych osób. Znanych i mniej znanych ze świata kultury i polityki. Niesamowitym uczuciem było oglądanie postaci historycznych z osobistej perspektywy autora, ukazującej ich w nieoficjalnym świetle, w prywatnym kontekście, bardziej ludzkiej niż oficjalnej, pomnikowej. Często podkreślał zalety, jak i wady, a osobista ocena ich twórczości lub działalności czasami zaskakiwała, nie zawsze pokrywając się z obecnie obowiązującą, oficjalną wersją. Nie wiem, na ile podyktowana ona była osobistą niechęcią do konkretnych osób, mającą wpływ na ocenę ich twórczości, a na ile wyważoną opinią doświadczonego literata, tłumacza, poety, publicysty i poligloty. Niemniej otwierałam oczy ze zdumienia, czytając komentarze deprecjonujące twórczość Haliny Auderskiej czy Johna Irvinga. O tym ostatnim muszę przytoczyć cytat - „Kończę czytać Irvinga, bez zachwytu – na mój gust za dużo pieprzenia, wymiotów, spermy, odgryzionych kutasów...” Za to ja z zachwytem czytałam te teksty z dwóch powodów – uczyły mnie prawa do własnego zdania i odwagi do wypowiadania odmiennego zdania niż większość.
Dzienniki pozwalały mi również na wgląd w codzienność pisarza czasu polskiego socjalizmu.
Myślę, że było ono reprezentatywne dla całego niepokornego środowiska literackiego – praca twórcza (przekłady, wiersze, artykuły w wersji legalnej i nielegalnej),petycje i listy do władz w obronie osób represjonowanych, pisemne protesty wobec wydarzeń społeczno-politycznych oraz spotkania autorskie. Te ostatnie przede wszystkim w kościołach. Rzadziej w prywatnych mieszkaniach. Przy okazji ukazanie niejednolitego frontu Kościoła wobec działań opozycji. Jego wewnętrznej złożoności i różnorodności postaw od gotowości poświęcenia życia dla sprawy do uległości wobec władzy. Zaobserwowałam również zjawisko wybielania lub pogrążania osób w miarę upływu czasu. W dzienniku było widać szarości, niejednoznaczności postaw, chwiejności poglądów, rozterek moralnych, człowieczych wad, jak zawiść czy zazdrość. Tygiel emocji tworzących kurz, który po latach opadł, pozostawiając gotowy, brązowy lub złoty odlew.
Przykładem tego jest sam autor.
Piewca komunizmu w latach młodości, który zmienił poglądy po węgierskich wydarzeniach, by pozostałą część życia stać po drugiej stronie barykady walki z komunizmem. Błędu młodości nie wybaczono mu nigdy, a może raczej nie przestano wykorzystywać do poniżania i ośmieszania jego późniejszych dokonań przez nie tylko ówczesny aparat represji, ale i ludzi mu nieprzychylnych. Na spotkaniach autorskich pytanie o jego zachwyt komunizmem było lejtmotywem, który go mocno irytował, dopóki nie usłyszał wyjaśnienia tego zjawiska ze strony jednego z uczestników spotkania – „Było nas wielu, którzy się w coś tam angażowali, a potem przeszli na inną stronę, ale pisarz, któremu to się przytrafiło, jest w szczególnej sytuacji, bo zostawił ślad.” A cała ta aktywność i płodność literacka pomimo zniewolenia, zakazu druku, internowań, nękania, rewizji, przesłuchań, wezwań, wyłączania telefonów, odmów pozwoleń na wyjazdy z Polski, podsłuchów, inwigilacji i codziennych „sukcesów ekonomicznych”, z którymi również dzielił się w dzienniku – „...ja rano dostałem w „Delikatesach” rodzaj kabanosów dla ubogich (bez kartek, 500 zł kilogram, w papierowej powłoczce),a Janka z Natalią później w „Megasamie” – olej sojowy i bułgarski sok pomidorowy...” Bo przecież o jedzenie też trzeba było powalczyć, wystać w kolejkach.
Niestety, były tego koszty!
Za przyzwoitość płacili zdrowiem. Miałam wrażenie, że każda z przewijających się postaci na kartach dziennika na coś chorowała, na coś cierpiała, z czymś się zmagała – depresje, nowotwory, gruźlica, choroby serca, apatia, alkoholizm. Efekty toczącej się mało znanej wojny, o których raczej nie mówią encyklopedie i Wielka Historia, a „świat nie wie, mianowicie o wojnie nerwów, o tym oblężeniu, które atakuje nas w sposób skoncentrowany i codziennie zabija – wszystkie choroby, zapaści psychosomatyczne, kapitulacje organizmu są z tego” – wyjaśniała autorowi znajoma. Tak realną, niemalże namacalną rzeczywistość mogłam poczuć tylko tutaj, w dziennikach pisanych na bieżąco, na gorąco.
Fascynującym było być w środku tamtych czasów i odbierać je poprzez pryzmat osoby autora, uzupełniając obraz lat 80. PRL-u kolejnymi wspomnieniami ich świadka.
http://naostrzuksiazki.pl/