Antologia, która chyba ostatecznie przekonała mnie, że zachodnie urban fantasy jest dla mnie w zdecydowanej większości niestrawne.
Ile opowiadań z tego zbioru faktycznie mi się podobało? Dwa - "Głodne serce" i "Mury i lemury", z czego to drugie to w ogóle nie jest urban fantasy, lecz fikcja historyczna w stylu "Imienia róży". Pozostałe utwory leżą albo na poziomie samego pomysłu, albo na poziomie wykonania. Szczególnym kuriozum jest opowiadanie, niezwykle przecież doświadczonego, Glena Cooka - "Złodzieje Cienia". Tekst jest napisany w taki sposób, że kilkanaście (!) razy musiałem przerywać lekturę, żeby zastanowić się, co autor próbował powiedzieć. A nie jest to jakiś wielki traktat filozoficzny, tylko prosty akcyjniak fantasy.
W sumie, "Chodząc nędznymi ulicami" nie jest może najgorszą książką, jaką zdarzyło mi się przeczytać, ale i tak sprawiło mi srogi zawód. Wydawało mi się, że jeżeli za dobór opowiadań wziął się sam George R. R. Martin, to po tych wszystkich zmierzchach, krwiach prawdziwych i zombie-Alicjach możemy w końcu dostać porcję dobrej literatury gatunkowej. Myliłem się.
Dawno nie męczyłem tak długo książki. Historia nie za bardzo mnie porwała, poza kilkoma momentami. Może to wszystko też wina tego, że nie kręci mnie latanie :). W każdym razie"Przytsn wiatrów" to pozycja, która odłożę na półkę z radością i raczej nie będzie to powieść do której będę chciał wrócić. Daje 5/10, bo momentami było bardzo ciekawie, by później to zepsuć.