Najnowsze artykuły
- ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński3
- ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać271
- ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
- ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Naho Ooishi
Znana jako: Naho Ōishi
2
7,0/10
Pisze książki: komiksy
Naho Ōishi (jap. オオイシナホ [Ōishi Naho ]) - japońska rysowniczka komiksów, twórczyni takich serii, jak Dragon Ball SD czy Oh!! New Gadgets Super Lovers.
Mangi Oh!! New Gadget Super Lovers (2008-) Siemka! Son Gokū i jego przyjaciele powracają!! (2009) Dragon Ball SD (2010-) Dragon Ball: Episode of Bardock Dragon Ball: Battle of Gods SD (2013)
Mangi Oh!! New Gadget Super Lovers (2008-) Siemka! Son Gokū i jego przyjaciele powracają!! (2009) Dragon Ball SD (2010-) Dragon Ball: Episode of Bardock Dragon Ball: Battle of Gods SD (2013)
7,0/10średnia ocena książek autora
2 przeczytało książki autora
1 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Dragon Ball: Son Goku i jego przyjaciele powracają
Akira Toriyama, Naho Ooishi
7,0 z 1 ocen
1 czytelnik 0 opinii
2009
Najnowsze opinie o książkach autora
Dragon Ball: Episode of Bardock Akira Toriyama
7,0
Spośród wielu dodatków do anime Dragon Ball Z największym uznaniem twórcy cieszył się wydany w 1992 roku odcinek specjalny opowiadający o śmierci Bardocka, ojca Songo, i zagładzie rasy kosmicznych wojowników. Akira Toriyama oficjalnie włączył tę historię do magowego kanonu, dając fanom nadzieję na kontynuację ciekawie rozpoczętych wątków. A że cuda czasem się zdarzają, 17 lat później odcinek doczekał się oficjalnej „kontynuacji” – trzyczęściowego komiksu autorstwa pani Naho Ooshi, opublikowanego w magazynie „V‑Jump”. Uradowana recenzentka, zabierając się do lektury, przeoczyła jeden szczegół – manga jest reklamą nowej gry. Czerwona lampka nie zadziałała, może włączy się innym nieświadomym fanom po lekturze poniższej recenzji.
Autorka nie kłopotała się wprowadzeniem czytelnika w jakiekolwiek szczegóły, więc pozwolę sobie na krótki opis sytuacji przedstawionej, jaką przedstawiono nam w odcinku specjalnym. Songo, w przeciwieństwie do standardowych Wybrańców, nie wywodzi swego rodu od króla, naukowca czy innej elity. Ojciec jego to według standardów swojej rasy plebejusz o niskiej mocy, niespecjalnie interesujący się zarówno sprawami wielkich tego świata, jak i własnym potomkiem. Podczas jednej z rutynowych misji obrywa od przedstawiciela właśnie mordowanego gatunku znaną z mitologii klątwą jasnowidzenia. Niestety zamiast wyników kumulacji totolotka, nasz najemnik widzi zagładę swoich pobratymców z rąk dotychczasowego sojusznika – galaktycznego tyrana Freezera. Co robić, jak ich ostrzec w sytuacji, kiedy wszyscy mają go za wariata, a przeciwnik dopełnia dzieła zniszczenia ruchem ręki? I jest walka, i jest wzruszenie, i bohaterska śmierć, która stanie się początkiem… Tyle pokazała telewizornia.
Omawiana manga dopowiada, że w ostatniej chwili, nie wiadomo jak, nasz bohater został rzucony w przeszłość. Rozpoznaje własną planetę, ale jakoś nie kojarzy, by ostatnio zamieszkiwali ją kuzyni Żaby Moniki z Ciuchci. Ludek dobry, rozsądny, przybysza opatrzy, nakarmi i obdarzy pełnym radości uśmiechem – aż prosząc się o kłopoty. I tak całkiem przypadkiem bierze tę planetę na cel przodek kochanego batiuszki Freezera. I co ma zrobić nasz Saiyanin, widząc znienawidzoną gębę? Zwyczajem swojej rasy transformować się w wielką małpę? A może użyć legendarnej, wymagającej olbrzymiej mocy transformacji, której nikt przed nim etc… Za właściwą odpowiedź możecie kupić sobie cukierka.
Teraz niczym Kopciuszek muszę oddzielić ziarno od plewy, bowiem w tej mandze znalazły się pomysły całkiem dobre i niekoniecznie udane. Plusem jest nawiązanie do Legendarnego Supersaiyanina – niezwyciężonego wojownika, który raz na tysiąc lat rodził się wśród Saiyan. Całkiem nieźle pokazano tutaj, skąd o tej legendzie dowiedział się Freezer i czemu myśl o niej doprowadzała wodza potężnej armii do niemałej paranoi. Jednakże mamy tu właśnie dość denerwującą plewę. Czemu to musiał być ktoś z rodziny Songo? Legendarna transformacja wymagająca wielkiej mocy etc, a wychodzi na to, że osoby połączone z Songo więzami krwi dostają ją w prezencie. Mam wrażenie, że złapanemu na ulicy kotu wystarczyłoby przetoczyć krew bohatera, żeby sierściuch zmienił kolor na blond i zaczął rzucać ognistymi kulami. Owszem, było powiedziane, że Bardock jak na wojownika niskiej klasy był silny, ale serial pokazuje, że od poziomu, z którego startowała ówczesna elita, do transformacji było jeszcze daleko.
Sama postać Bardoka jest dużym plusem. Bohaterski czyn zdarza mu się popełnić we własnym interesie, a zwykle pozostaje nie żadnym nobliwym szlachetnym wojownikiem, a prostym żołnierzem z zamiłowaniem do walki. Oprócz niego mamy tutaj przodka Freezera, który od swego potomka różni się kształtem rogów i cały tłum statystów. Niewiele tego, ale trudno wymagać więcej od tak krótkiej historyjki. Na okrasę dostajemy na plus kilka udanych dowcipów i nawiązań do oryginalnej serii. Na minus – parę dziur fabularnych (co się stało z Żabopodobnymi?) i brak prawidłowego zakończenia.
Kreska jest prosta i oszczędna, trochę kojarzy się z komiksami dla dzieci. W sumie nie odbiega bardzo od kreski oryginału i łatwo zapomnieć, że nie wyszła spod ręki Toriyamy. Do zalet zaliczam jeszcze nagą klatę Bardoka, do wad coś, co wygląda jak damskie piersi na klacie przodka Freezera. Czytać, nie czytać – fan pewnie przeczyta. W sumie ani ziębi, ani grzeje. Rewolucji czy innych mocniejszych wzruszeń nie zanotowano.