Był dyrektorem Agencji Kontroli Zbrojeń i Rozbrojenia w administracji prezydenta Ronalda Reagana. Brał udział w szczycie w Reykjavíku z udziałem Michaiła Gorbaczowa, towarzyszył też prezydentowi Reaganowi na dwóch innych szczytach supermocarstw. Pełnił również funkcję ambasadora amerykańskiego przy ONZ, a także zastępcy Sekretarza Obrony. Po zakończeniu kariery w administracji rządowej prowadził wykłady na temat Shakespeare’a na Uniwersytecie Georgetown oraz Uniwersytecie Jerzego Waszyngtona, a także bezpieczeństwa narodowego na Uniwersytecie Johna Hopkinsa i Uniwersytecie Georgetown. Jest autorem lub współautorem pięciu książek, w tym Shakespeare in Charge oraz The Defense Revolution.
Przyjemna lektura, zakulisowe fakty na temat spotkania dwóch najważniejszych polityków na świecie w latach 80. Sporo informacji na temat ludzi otaczających zarówno Reagana jak i Gorbaczowa. Autor, który również należał do świty prezydenta, podchodzi do tematu z dystansem i humorem, choć uważa szczyt w Reykjaviku za jedno z najważniejszych wydarzeń XX wieku. Książka naprawdę godna polecenia, zwłaszcza, że dopiero po latach odtajniane są pewne dokumenty i możemy spojrzeć na historię z nowej perspektywy.:)
62/180/2023
Mieszane mam uczucia. Autor usiłuje udowodnić, że spotkanie Reagana z Gorbaczowem w Reykjaviku miało ogromne znaczenie. Niestety, wciąż mam wrażenie, że miało znaczenie dla autora, bo tam był... Przyznaję, nieźle napisana, chociaż momentami bardzo techniczna i przez to nudnawa. Doceniam jednak kawał wykonanej przez autora roboty.
Dość zabawne są opisy realiów związanych z przybyciem do stolicy Islandii tak ważnych osób: za mało zamorskich telefonów, specjalne faksy, które potrafiły przesłać japońskie teksty bez transkrypcji, wariactwo z pokojami hotelowymi (i ich cenami)... Ciekawa jest historia biurka Resolute, tego, którego na co dzień używał Reagan (a także JFK),i na którym trzymał żelki (żelki zresztą były również podane na stypie po Reaganie).
Są też kwiatki, które mnie rażą. Np. agent stacjonujący w NRD, "wschodząca gwiazda służb specjalnych" Wołodia Putin. No sorry, gwiazda służb to nie w enerde! Zdaje się, że tam ZSRR niezbyt potrzebowało własnych agentów, bo dostawali wszystko na tacy od Stasi... A wielkość tego agenta bierze się chyba tylko z jego osobistych wyobrażeń na swój temat i służalczej propagandy.
No i pierwsze częściowo wolne wybory w Polsce w 1988 roku... tu mam głównie pretensje do polskiego redaktora, wypadałoby dać przypis. Oczywiście, dla historii upadku komunizmu nie ma to wielkiego znaczenia, bo chodzi o sam proces. Ale jednak po oczach wali.
Kolejny raz (chyba przedtem trafiłam na to w biografii Caucescu) natykam się na doktrynę Franka Sinatry "My Way": każdy kraj sam zdecyduje, jaka pójdzie drogą - powiedział rzecznik Kremla, Giennadij Gierasimow. Dowcipniś.
"Tam w korytarzu stało dwóch oficerów wojskowych, amerykański i radziecki, ściskając w rękach walizki zawierające serie kodów autoryzujących atak nuklearny. Stali kilka metrów od siebie, wpatrując się w dal, udając, że nie widzą się nawzajem."