Przeraził mnie widok młodych mężczyzn oddających swe życie Bogu Z każdym rokiem ksiądz łypał na mnie coraz bardziej zachłannym okiem koście...
Przeraził mnie widok młodych mężczyzn oddających swe życie Bogu Z każdym rokiem ksiądz łypał na mnie coraz bardziej zachłannym okiem kościelnego urzędnika, który prócz pieniędzy powinien był dostarczać chrystusowej armii także rekruta. Te pieniądze, które dostawałem, to była oczywista korupcja. Ponadto jednak ksiądz chciał mnie olśnić przepychem Kościoła. Nie tym mizernym, na miarę naszych nawet nie parafialnych możliwości, lecz prawdziwym, purpurowym. Wysłał mnie i mojego o rok młodszego kolegę do samego biskupa na ceremonię wyświęcenia księży. Zakwaterowanie dostaliśmy w baraku dla gości seminarium duchownego, ale posiłki jedliśmy wspólnie ze wszystkimi w olbrzymim refektarzu. Ten niekończący się stół z tacami pełnymi owoców, półmiskami sałatek, wędlin, pasztetów, pater z kolorowymi ciastami zapamiętałem do dziś. I tych leżących krzyżem na posadzce kleryków — też. Przepych Kościoła, owszem, trochę mi zaimponował, ale ten widok młodych mężczyzn oddających swe życie Bogu przeraził mnie bardziej. Podobnie jak wkładanie złożonych dłoni w ręce biskupa. Nasz ksiądz wyjaśnił nam, że to na znak lennego posłuszeństwa. A wcześniej odbyło się złożenie dwóch innych przyrzeczeń: przysięgi wierności doktrynie Kościoła i przysięgi celibatu.