Chora fontanna. Wiersze futurystów włoskich Aldo Palazzeschi 7,8
ocenił(a) na 93 lata temu Precz z romantycznymi rekwizytami, nadchodzi nowe. Przewracając z łoskotem stare zasady, wjeżdża awangarda triumfującej poetyki. Czas rozpocząć kult maszynerii, zanegować spokojną tradycję, bluźnierczymi wystąpieniami podburzyć krew. Elektryczność i brak zasad składni w jednym. Szok na wieczność i deifikacja życia nieznanego współczesnym. A Ty czytelniku, wsiądź do maszyny pędzącej po Neapolu, który niewiele się jednak zmienił. Pomimo tej całej futurystycznej rewolucji, miłość do niego zachowuje nadal ten sam zwariowany kształt. Może tylko strumienie wrażeń płyną bardziej chaotycznie, może ciężej oddzielić rzeczywistość od halucynacji. Miasto zostało takim samym, jak za czasów klasyków i nawet futuryści tego nie zmienią. Spodziewali się, że skutecznie zmyją nagromadzony brud wieków. Przez przypadek dołożyli jego kolejną i coraz bardziej się starzejącą warstwę. Chwała im za to, włoska poezja dzięki temu jest jeszcze bardziej intrygująca.
Jalu Kurek wyciągnął mnie na przechadzkę po włoskich ulicach. A tam wszystko fosforyzuje i rozkwita drapieżnymi formami. Świetlne refleksy pieszczą kaszlącą fontannę, w tyglu lirycznych zagadek anarchizuje każdy, kto ma cokolwiek do powiedzenia. Gdzie to wszystko pędzi? W jakim celu oświadcza się naelektryzowanej publiczności śmiałymi manifestami? Wolnością się narzuca, wiarą w to, że tak jak pisze Ardengo Soffici "najszczęśliwszym człowiekiem jest ten, kto umie żyć przypadkowo jak kwiaty". Poetyckie słowo porusza się bardzo swobodnie, spojrzeniem karykaturzysty omiata anachroniczne zwroty sprzed lat. Poezja ta bywa nazywana podpalaczką muzeów. Ponieważ w uwielbianych przez nią wizjach nie ma miejsca na sentymenty. Nawet gdy włoski futuryzm spogląda w ciemność, to melancholijne tony ulegają pod wpływem ryku motorowych silników.
Swym poetyckim temperamentem ujął mnie Filip Marinetti. Był nadzwyczaj ekstrawagancki. Stanowiąc najważniejsze ucieleśnienie zbuntowanego włoskiego futuryzmu, zaczął z szaleństwem burzyć nostalgiczne chwile. Jego geometryczne figury błyszczą wyrazistymi kolorami, wiersze elektryzują, bombardują brakiem interpunkcji. W tej fascynacji materią widać pogardę dla przeszłości. Nigdy nie zgodzę się na wstrząsanie posadami poezji, jednak chwilowa odmiana jest jak łyk świeżego powietrza. Chcę chociaż przez moment wyobrazić sobie skomplikowaną maszynerię kosmosu i budować egzotyczne sieci konstelacji. Z Marinettim można popuścić wodze fantazji tak samo jak z Luciano Folgore, który przelewa na papier "wycie wezbranych ludzkich falowań wyciśniętych z szarawej, głębokiej laguny horyzontów". Ilu odbiorców, tyle interpretacji tych pokrętnych wizji człowieczeństwa.
Cieszy mnie zawarte w tej poezji nowatorskie wyobrażenie życia, ucieczka od płaczliwości i odarcie wiersza z jego starej konstrukcji. Bo pomimo tego, wzruszenie po przeczytaniu "Chorej fontanny" może istnieć bez tych wszystkich górnolotnych określeń. Bez umiłowanych przez klasyków poetyckich podstępów. Ta poezja również potrafi dotykać duszę i żeglować po snach swoich czytelników. Zawsze coś wyczaruje, jeśli w jej wysiłkach nie dostrzeżemy ziemskich akcentów, to będzie to oznaczało, że jesteśmy już wśród gwiazd. Gdy nie zobaczymy drzew, to pewnie znajdziemy się w lesie pełnym fabrycznych kominów. Ważne jest to, aby żeglować po świecie ludzkiej wyobraźni i bez żadnych przeszkód chłonąć doznania, pochodzące zarówno z nowych, jak i ze starych czasów.