Love in Vain. Robert Johnson 1911–1938 Jean-Michael Dupontry 7,0
ocenił(a) na 66 lata temu Robert Johnson. Coś mówi Wam to nazwisko? Jeśli nie kojarzycie – legendarnego bluesmana, który żył zaledwie dwadzieścia siedem lat i nagrał jedynie dwadzieścia dziewięć utworów – to nie ma się czego wstydzić. W końcu koleś zmarł prawie osiemdziesiąt lat temu i całe życie spędził na południu Stanów Zjednoczonych. Warto jednak, abyście włączyli YouTube i w wyszukiwarkę wpisali to nazwisko. Posłuchajcie kilku piosenek i wówczas okaże się, że już kiedyś mieliście okazję je usłyszeć. Może nie w oryginalnym wykonaniu, ale jednak.
Tak, muzyk żył krótko, acz intensywnie. Niewiele rzeczy miało dla niego znaczenie, głównie granie na gitarze i śpiewanie. Nadto lubił jeszcze alkohol i kobiety. Na ironię losu zakrawa, że prawdopodobnie zmarł w wyniku wypicia zatrutej whisky, którą spreparował zazdrosny mąż, a butelkę podała mu kobieta. Legenda głosi, że pewnej nocy, gdzieś na rozstaju dróg, w zamian za talent zaprzedał swoją duszę Diabłu. Przez następne lata pilnie strzegł swej tajemnej techniki gry – występując na scenie siedział odwrócony tyłem do publiczności. Love in Vain jest udaną próbą przywrócenia pamięci o tym muzyku szerszemu gronu odbiorców.
Książkę wyprodukowano we Francji, jest dziełem Jeana-Michela Duponta (scenariusz) i Pascala "Mezzo" Mesemberga (rysunki). Rzecz bardziej przypomina zbiór ilustrowanych faktów, niż typowy komiks biograficzny. W sposobie prowadzenia narracji jest coś oldschoolowego, ponieważ sprowadza się głównie do scenek z opisami, na podstawie których czytelnik buduje pewien szerszy obraz. Francuski scenarzysta stara się przybliżyć klimat, jaki panował w latach ‘30 ubiegłego wieku w Delcie Missisipi: bieda, niepokój i beznadzieja, kompulsywny seks, nocne imprezy w podrzędnych tancbudach, tani alkohol oraz zalewanie się w trupa. Niezbyt wielu znaczących faktów z biografii artysty możemy się dowiedzieć z lektury komiksu (...).
Wystarczy otworzyć album, aby zdać sobie sprawę, że to nie warstwa literacka jest w nim najważniejsza, a oprawa graficzna, która – powiedzmy to sobie wprost – zwala z nóg. Nie wiem jaką dokładnie techniką zostały wykonane ilustracje, ale wyglądają trochę jak czarno-białe drzeworyty czy litografie. Plansze mają hipnotyczną moc. Długo można się w nie wpatrywać i podziwiać kunszt artysty...
- - -
cały tekst można przeczytać tu:
https://dybuk.wordpress.com/2017/06/29/love-in-vain-robert-johnson-1911-1938/