Nie szkodzi, kiedyś zrozumiem Johanna Bodor 6,1
ocenił(a) na 77 lata temu Nie szkodzi, kiedyś zrozumiem to kolejna książka, którą trudno było mi zrecenzować. Nie wynikało to z faktu, że opisana przez autorkę historia jest zła, nieudana czy też nudna. Jest ona czymś więcej – wspomnieniami osoby, której przyszło żyć w ciężkich czasach; pamiętnikiem, którego spisanie musiało być wyzwaniem, ponieważ Johanna powróciła do przeszłości, gdzie obok radosnych chwil były też i takie, o których pewnie chciałaby zapomnieć. W Nie szkodzi… autorka opisała fragment swojego życia, to znaczy swoje dzieciństwo oraz pierwsze lata dorosłości, które przez sytuację polityczną w Rumunii nie były łatwymi. Trochę trudno jest pisać opinię na temat czyjś wspomnień, bo nie są to wymyślone przez autora zdarzenia i bohaterowie, lecz prawdziwe fakty oraz prawdziwi ludzie. Można tylko opisać sposób, w jaki został napisany ten tekst, co postaram się zrobić w niniejszej recenzji.
Bohaterką, jak również i narratorką jest sama autorka – Johanna Bodor, która odsłania nam siebie, a konkretniej swoją przeszłość. Porusza w niej kilka tematów, przede wszystkim rodziny, która była dla niej wszystkim, o rodzicach kochających swoje dziecko i chcących dla niego jak najlepiej, o problemach dnia codziennego, o pasji, to znaczy balecie – niezwykle bolesnej i wymagającej pasji, dzięki której bohaterka rozwijała skrzydła i pozwalała zapomnieć oraz uwolnić się od mało przyjaznej rzeczywistości, o przyjaźni, o ludziach wpływających na życie w różny sposób, o miłości, która nie zawsze przenosi góry, o strachu, sile oraz determinacji w dążeniu do celu.
Johanna Bodor jak napisałam wcześniej dorastała w, jakby to ładnie ująć, w skomplikowanej rzeczywistości, w kraju, gdzie władzę sprawował Ceauşescu – najpierw jako Sekretarz Generalny Rumuńskiej Partii Komunistycznej, a później jako prezydent Rumunii. Krótko mówiąc było podobnie (albo nawet gorzej) jak po II wojnie światowej w Polsce – były problemy ze zdobyciem/dostaniem jedzenia, wyłączano prąd, ogrzewanie, gaz, nagminne były prześladowania za posiadanie odmiennego zdania niż władza… Historia Johanny mnie wciągnęła, zaciekawiła i jednocześnie uświadomiła mi, że każdy z nas jest chodzącą historią – ciekawą, pouczającą opowieścią, która przedstawiona w odpowiedni sposób może uchronić nas przed popełnieniem cudzych błędów. Nie uchronimy się przed wszystkimi, ale przynajmniej przed częścią z nich.
Książka ta uświadomiła mi coś jeszcze: trochę smutną prawdę – bardzo mało wiem o świecie, a konkretnie o historii innych krajów. Nie szkodzi… poniekąd zmusiło mnie do zrobienia „research’u”, ponieważ nie miałam zielonego pojęcia kim jest ów Ceauşescu, a autorka nie zawarła w tekście chociażby króciutkiej wzmianki o tym panu. Jak dla mnie mogła to zrobić przez wzgląd na czytelników – szczególnie tych zagranicznych, którzy pewnie jak ja mają pustkę w głowie jeśli chodzi o historię i sytuację polityczną – w tym przypadku – w Rumunii. Tym bardziej że nie wszyscy mają możliwość od razu sprawdzić w Internecie kto to był, a taka mała wzmianka na pewno zaspokoiłaby rozbudzoną ciekawość czytelnika.
Była to jedna z trudniejszych historii jakie miałam okazję ostatnio czytać – może też po części ambitniejszych – nie tylko przez wzgląd na opisane w niej wydarzenia oraz sytuację polityczną, ale też na język – cudownie wymagający. W książce przeważają opisy, które mogą męczyć czytelników – nie wszyscy lubią długie opisy. Nie szkodzi… przypomina raczej subiektywne sprawozdanie, poza tym wymaga ona skupienia i chwili ciszy, by mogła działać na świadomość czytelnika. To jedna z historii, o której trudno będzie zapomnieć.
Mam wrażenie, że autorka napisała, a raczej spisała swoje wspomnienia nie bez powodu. I jeszcze ten tytuł – Nie szkodzi, kiedyś zrozumiem. Zastanawiam się do kogo Johanna Bodor kieruje te słowa… Do rodziców czy do świata? Mogę tylko przypuszczać. A książkę naprawdę polecam.
[http://dzosefinn.blogspot.com/2016/06/bodor-johanna-nie-szkodzi-kiedys.html]