Modlitwa za nieśmiałe korony drzew Becky Chambers 7,4
ocenił(a) na 71 tydz. temu Kontynuacja podróży Dex i Mszaczka była OK.
Utrzymujący się duch powolnego odkrywania świata i siebie, w trakcie podróży, ponownie przyjemnie prowadził mnie przez kolejne strony. Odkryłam więcej ludzkiej Pangi i również świata robotów, co było chyba najprzyjemniejszą częścią całego doświadczenia. Nadal nie rozumiem, w jaki sposób ludzka część Pangi działa i nie potrafię zobaczyć w tym zorganizowanej całości, ale koncepty przedstawione na przykładzie wiosek były ciekawe.
Dex, z mniejszą ilością ponurego obracania w głowie jednego problemu, byli mniej drażniący. Odniosłam wrażenie, że również spadła ilość wulgaryzmów (na pewno w sekcjach narratora). Szkoda, że w tej części siostrat nie posunęli się nieco dalej w poszukiwaniu odpowiedzi na swoje rozterki życiowe. Mam wrażenie, że w kolejnej części mogą okazać się już zbyt "przeciągnięte" i zwyczajnie znudzić. Podobnie, jak w "Psalmie" gdzieś przy końcu otrzymujemy kolejną wskazówkę, ale to dość mało, jak na dwie książki. Tak, jak w pierwszej części, rozumiałam zabieg przeciągania udręki mnicha, tak tutaj wydaje mi się, że przegapiono dobry moment na zbliżenie ich do jakiejś prawdziwej konkluzji (bądź może to ja ją przegapiłam). Poszukiwanie odpowiedzi razem, a nie samotnie, na pewno jest dużym krokiem, ale ten wydaje się, nastąpił już wcześniej, by na koniec zostać zwerbalizowanym przy okazji rozmowy z robotem.
Absolutnie nie pojmuję, dlaczego pośród wyniosłych często rozważań na temat celu życiowego, Dex mają momenty bardzo prymitywnego opisywania, że spodobali mu się jacyś mężczyźni. W tej części to właśnie to, a nie wulgaryzmy, silnie wybijały mnie z przyjemnego, "filozoficznego" nastroju narracji. Trochę tak, jakby ktoś na chwilę odkrywał mi stopy podczas chłodnego wieczoru pod kocykiem, aby za chwilę znów je przykryć.
Mszaczek jak zwykle było wspaniałe i poznawanie świata ludzi oczami robota było dla mnie przyjemnością. Niezwykle spodobała mi się jedna z ostatnich przygód na szlaku, gdy Mszaczek musi zmierzyć się z bezpodstawnymi (dla niego) uprzedzeniami mieszkańców wioski. Jako przedstawienie problemu kompleksów i poczucia zagubienia wśród oczekiwań społecznych moim zdaniem ta opowieść wypadła bardzo dobrze. Robot zdecydowanie uświetnia opowieść i bez jego wkładu, nie wiem, czy zdołałabym spędzić nawet te kilka godzin z mnichem.
Z ogólnych przemyśleń:
To na pewno jedynie skojarzenie wywołane moją osobistą sympatią do filmu, ale opis posiłku na farmie Dex momentalnie skojarzył mi się z "Midsommar" Ariego Astera. Było to ciekawe połączenie w mojej głowie ;)
W ogóle żałuję, że nie otrzymaliśmy więcej interakcji Dex z rodziną, co mogłoby w lepszy sposób podsumować historię tej postaci. Może wreszcie zrobiliby dwa kroki w przód, zamiast w tył w swoich rozterkach.
Nie do końca kupuję (ha) system kamów. Wydaje się jakiś przekombinowany, musiałam czytać wyjaśnienie dwa razy, by pojąć, choć w części, jak to ma działać.
Choć zabrakło mi tu tego "czegoś", co tak mocno przyciągnęło mnie do pierwszej części, nie mam serca odjąć gwiazdki. Lektura sprawiła mi przyjemność i była bardzo dobrym towarzyszem wieczornego wyciszenia. Jest to dobra kontynuacja, ale mam wrażenie, że mogła być lepsza. Ocena waha się więc gdzieś około 6.75/10.