Stało się - dokończyłem trylogię.
Nie lubię mieć niedokończonych cykli, nawet jeśli po drodze jest coś nie tak. Zawsze po skończeniu jakiejś serii czuję pustkę i smutek.
Może nie była ta książka górnych lotów, ot zwykły romans, choć M+M, których wciąż jest mało.
Podsumowując 3 część opływa szczęściem, seksem.
Jak dla mnie za dużo tego seksu. Pierwsze 30 stron już ocieka testosteronem.
Jedna rzecz mi się nie podobała.
Dotyczy postaci matki Dylana - dlatego oznaczam jako spoiler.
Poprzednia część w zasadzie opierała się na konflikcie Dylana i matki - to był ciekawy wątek, który myślałem, że przerodzi się w następnej części w jakiś dramat, ale nie...
Wszystko załatwiono kasą (i moim zdaniem z kwotami wyciągniętymi z kosmosu, oderwanymi od rzeczywistości) na łącznie może z 10 stronach? Czuję niedosyt w tym wątku.
Pierwsza część była najbardziej wciągająca, druga tak pół na pół, a tą czytało mi się najgorzej. Mam wrażenie, że ich dialogi i interakcje były bardzo powtarzalne, jakbym czytała cały czas to samo, a cała historia trochę rozciągnięta na trzy części na siłę.
I postać Solo mogła być przedstawiona w bardziej rozwinięty i głęboki sposób, czuję jakbyśmy go tak wewnętrznie do końca nie poznali, a jego przeszłość była tylko ogólnie zarysowana.
Element lotnictwa dużo dodaje, fajny temat.
Do tego brakuje mi w tych książkach przynajmniej trochę takiej prawdziwości, ja wiem, że to książka dla rozrywki, ale fakt, że są oni w każdym centymetrze idealni i zwalający z nóg 24h/dobę się dość szybko nudzi