Mistrzowie polskiej ilustracji
Wreszcie nadszedł ten dzień, wyczekiwany przez naszych milusińskich z nadzieją na bezmiar atrakcji, słodyczy, prezentów i dobrej zabawy – Dzień Dziecka. Dla nas, przynajmniej metrykalnie dorosłych, może on stać się okazją do wspólnych wygłupów z dzieciakami lub powrotu w myślach do własnego dzieciństwa.
W obu przypadkach pomocne będzie sięgnięcie po literaturę dziecięcą – piękną nie tylko z definicji, ale także dzięki doskonałym ilustracjom i oprawie graficznej. Zapraszam was dziś do krainy mistrzów ilustracji, jak zwykle w moim subiektywnym wyborze.
Poławiacz pereł
Pamiętam jak prawie dekadę temu, jako nowa użytkowniczka LC, z zapałem korespondowałam z innymi czytelnikami. Zauważyłam wtedy, iż mimo różnicy wieku, a nawet przynależności do różnych pokoleń, wszyscy wspominamy dzieciństwo jako czas lektury książek z pracami jednego ilustratora. Był nim Jan Marcin Szancer, urodzony na początku XX wieku ojciec polskiej ilustracji książkowej powstałej po drugiej wojnie.
Zilustrował ponad 200 książek, pracował także jako redaktor czasopism (w tym „Świerszczyka”), projektował grafiki, pisał felietony na temat kultury i życia codziennego, a także reportaże z podróży. Współpracował przez wiele lat z teatrem tworząc scenografię, ale także występując na scenie jako statysta, a potem w rolach drugo- i trzecioplanowych. W latach 40. XX wieku zaprzyjaźnił się z Janem Brzechwą i tworzył ilustracje do jego książek. Zilustrował klasykę powieści polskiej (m. in. Sienkiewiczowską „Trylogię” czy „Faraona” Prusa), dzieła Mickiewicza, Słowackiego, Żeromskiego, Fredry, zbiory legend i baśni z różnych regionów Polski, ale przede wszystkim klasyczne polskie dzieła dla dzieci takich autorów, jak: Brzechwa, Tuwim, Hanna Januszewska, Ewa Szelburg-Zarembina. Stworzył także prace do dzieł z kanonu światowej literatury dla dzieci, pióra Charlesa Perrealt, Hansa Christiana Andersena, braci Grimm, Mary Norton, Edith Nesbit, Ernsta Theodora Amadeusa Hoffmanna czy Jonathana Swifta. Jego piękne, bogate w szczegóły prace – monochromatyczne i barwne – ukazujące wysmukłe postaci, zwierzęta czy ożywione przedmioty stanowią kanoniczne uzupełnienie wierszy Brzechwy, Tuwima i baśni Andersena.
Patrząc na księgarniane półki pełne książeczek dla dzieci o niskiej jakości graficznej z lubością przenoszę wzrok na wciąż wznawiane dzieła z ilustracjami tego klasyka. Wiedząc, że dziecko należy oswajać ze światem sztuki od urodzenia, a nawet wcześniej (o czym pisałam więcej w tym artykule) pamiętajmy, by nie fundować mu byle czego, ale książki naprawdę wartościowe, do których z przyjemnością wróci nawet po kilkudziesięciu latach, jako osoba dorosła.
Rysownik dawnej Warszawy
Niemal rówieśnikiem Szancera (urodził się rok później) był Antoni Uniechowski. Zajmował się przede wszystkim ilustracją książkową, ale także plakatem, scenografią filmową i teatralną. Lekkie rysunki tuszem, wzbogacone akwarelą, gwaszem lub temperą składają się na jego niepowtarzalny styl. Zasłynął ilustracjami do klasyki literatury polskiej, m. in. dzieł Prusa, Sienkiewicza, Krasickiego i Żeromskiego, ale także cyklem rysunków przedstawiających przedwojenną Warszawę. Po drugiej wojnie światowej przez ponad dekadę współpracował z „Przekrojem”. Stworzył także niezapomniane prace do utworów dla nieco starszych dzieci: „Małej księżniczki” E. Burnett, „Królewicza i żebraka” M. Twaina oraz kanoniczne ilustracje do obu książek o Pollyannie E. H. Porter.
Piękna melancholia
Zazwyczaj kolorowe, lekko melancholijne prace, skupione raczej na przedstawianych osobach niż na szczegółach, wyszły spod ręki Jerzego Srokowskiego. Patrząc na przedstawione na nich postaci, spoglądające na czytelnika ze smutkiem, odczuwamy ich samotność, a może i lęk. Ich duże, pełne wyrazu twarze i wyraziste oczy poszukują kontaktu i przekazują coś bardzo ważnego – czasem znajdują się na pierwszym planie, gdy cała akcja przedstawiona jest gdzieś w oddali, w tle. Ich autor zadebiutował jako karykaturzysta na łamach „Szpilek”, w których publikował przez wiele lat (z przerwą w czasie wojny), a potem prowadził to pismo. Ilustrował książki i przez wiele lat pracował w Teatrze Lalki i Aktora Guliwer jako scenograf, aktor i scenarzysta. Tworzył dla Telewizji Polskiej scenografię do wielu popularnych programów, m.in. do Kabaretu Starszych Panów, poza tym przygotowywał i wystawiał plakaty. Ilustracje tworzył głównie do książek dla dzieci, m.in. „Królowej Śniegu” H. Ch. Andersena, „Stu bajek” J. Brzechwy, „Króla Maciusia Pierwszego” J. Korczaka, „W pustyni i w puszczy” H. Sienkiewicza czy „Piotrusia Pana” Barriego oraz dzieła Nathaniela Hawthorne’a „Opowieści z zaczarowanego lasu: mity greckie”. Jego dzieła są piękne, ale baśniowe – nie zawsze podlegają prawom fizyki, ich twórca bawi się także proporcjami, eksponując to, co uważa za ważne, stąd wielkie ptaki, ale także specyficznie kadruje ucinając części postaci czy przedmiotów. Warto mieć w domowej biblioteczce dziecięcej kilka tytułów z jego pracami.
Wyrafinowana prostota
Zabawnymi od pierwszego wejrzenia pracami Mirosława Pokory mogą delektować się czytelnicy w każdym wieku. Proste, ale bogate w wyrafinowane szczegóły ilustracje nie stronią od wymyślnych esów-floresów, ale jednocześnie puszczają oko do czytelnika. Zwierzęta i bohaterowie, zwłaszcza dzieci, sprawiają wrażenie lekko wystraszonych i niezdarnych, a może po prostu nieśmiałych, kobiety to najczęściej wampy o wymyślnych kształtach ciała, fryzur i kapeluszy, a mężczyźni wydają się przy nich słabsi i mało przebojowi. Ilustrował książki, tworzył plakaty, rysunki satyryczne i karykatury. Książki z jego pracami obejmują literaturę dla kilkulatków (seria „Poczytaj mi mamo”), starszych dzieci („Babcia na jabłoni” Miry Lobe), poradniki dla nastolatków („Nastolatki i bon ton” Marii Dańkowskiej) i dorosłych („Czy wiesz co jesz?”), po fraszki i erotyki („Cuda miłości”Jana Andrzeja Morsztyna). Mnie kojarzą się jeszcze z ulubioną panią od matematyki, która wpisując mi się do pamiętnika (rodzaj albumu, w którym umieszcza się prawdziwe lub nie pochwały pod adresem właściciela i zapewnia o dozgonnej pamięci) przerysowała jedną z postaci z książek Mirosława Pokory. Tak czy inaczej obcowanie z jego ilustracjami zdecydowanie poprawia nastrój.
Śmiech na okrągło
To samo, a nawet znacznie więcej można napisać o kolejnym mistrzu lekkiej i charakterystycznej kreski, Edwardzie Lutczynie. Znany z karykatur, rysunków satyrycznych i plakatów twórca zajmuje się także projektowaniem plakatów, pocztówek i okładek płyt. Zilustrował 130 książek, z których większość to krótkie historie dla młodszych dzieci, ale znalazły się tutaj także książki traktujące o religii („Kochany Panie Boże, jakiego wyznania były dinozaury?”). Pamiętam z dzieciństwa, jak rysował na żywo w telewizyjnym „Butiku” – w ciągu kilku sekund potrafił wyczarować dowcipną scenkę, zaczynając – co ciekawe – rysowanie postaci od ich stóp. Jego świat zapełniają postaci i przedmioty obłe, zaokrąglone i pyzate, sympatyczne i zabawne. Książeczki „Daktyle” Danuty Wawiłow czy „Kurczę blade” to pewniak w biblioteczce dziecięcej kilku roczników z końca XX wieku. Mnie szczególnie cieszy „Bajeczka na twoją modłę” Raymonda Queneau, jednego z eksperymentatorów spod znaku OuLiPo.
Człowiek orkiestra
Bohdan Butenko to rysownik, grafik, scenarzysta, projektant lalek i dekoracji dla teatrów lalkowych, ale także autor znacznej części z ponad 200 zilustrowanych przez siebie książek oraz twórca postaci Gapiszona, Kwapiszona, Gucia i Cezara i komiksów z tymi bohaterami. W dużej części książek był odpowiedzialny za całą oprawę graficzną – stronę tytułową, spis treści, czasami także dodatki (indeksy, wykazy itd.). Jest osobą skromną, pracowitą i bardzo otwartą na kontakt z czytelnikami – można go często spotkać na targach książek dla dzieci, otrzymać autograf i porozmawiać, co chętnie uczyniłam. W morzu książek z jego bibliografii warto odnotować klasykę („Akademia Pana Kleksa” czy „Panna z mokra głową”), tom z wierszykami na różne okazje - pomocne podczas wymyślania życzeń dla nie lubianej cioci („Ku pamięci”) – czy zestaw makabrycznych wierszowanych opowiastek dydaktycznych, po których żadne dziecko już nigdy nie zaśnie („Wesoła gromadka”). Prosta kreska, dziecięca radość życia i niespożyty humor to znaki rozpoznawcze tego twórcy, choć warto dodać, że chętnie posługuje się on także kolażem (np. ze starych fotografii czy rycin) oraz ilustracjami stylizowanymi na XIX-towieczne lub starsze sztychy. Z moich obfitych zbiorów książek tego autora najbardziej cenię encyklopedię „O książce. Mała encyklopedia dla nastolatków”, kompendium wiedzy i obowiązkową pozycję w biblioteczce każdego książkofila.
Kosmos przedziwnych stworów
Prace Elżbiety Gaudasińskiej, niepowtarzalne i tajemnicze, rozgrywają się w świecie pomiędzy rzeczywistością i baśnią, czyli w „pudełku zwanym wyobraźnią”, jak określa je artystka. Zaludniają je „Rupaki”, „Krześlaki z rozwianą grzywą” czy „Zaczarowana fontanna”, która zostaje... Sprawdźcie zresztą sami. Dziwaczne piękni mieszkańcy tego świata wyobraźni artystki rozgościli się także w książkach Józefa Ignacego Kraszewskiego („Mistrz Twardowski”). Znalazło się tutaj także miejsce dla „Calineczki” i „Czerwonego Kapturka”. Ilustratorka wymyśliła projekt „Krótkie utwory wielkiego poety”, czyli zilustrowanie wybranych wierszy Zbigniewa Herberta, którego realizacja zabrała 38 lat. Ostatecznie przybrał on formę kalendarza na rok 2014. Autorka w swoich ilustracjach często podąża obok tekstu lub z nim dyskutuje, wciąż jednak otwiera kolejne drzwi w zamku swojej i czytelnika wyobraźni.
Koronkowe postaci
Postaci Ewy Salamon wyglądają jak uszyte lub utkane z delikatnej koronki. Jest ona jedyną w tej grupie ilustratorów osobą, która zmierzyła się z wyzwaniem oddania graficznego świata wykreowanego przez Lewisa Carrolla w jego „Alicji w Krainie Czarów”, której jestem zagorzałą i obsesyjną fanką (więcej na temat przekładów książki w tym artykule; okoliczność jego powstania poznacie czytając zaś ten tekst), a jej prace są interesująco inne. W zilustrowanych przez nią książkach znajdziemy wiele dziewczynek i postaci kobiecych, a ich obfite i piękne włosy symbolizują bogactwo emocji i przeżyć bohaterek w zamieszkiwanych przez nie świecie. Dowiemy się zatem „Jak oswoić czarownicę”, poznamy „Babcię Katarzynę” oraz rozdzielone siostry bliźniaczki „Manię czy Anię”.
Wielbicielom ilustracji z lat 70.–80. wypada polecić dwie kultowe serie: Mistrzowie Ilustracji oraz cykl Poczytaj mi mamo. Obie stanowią doskonały punkt wyjścia do własnych poszukiwań i przygód z ilustracją w książkach dla młodych czytelników.
Razem odbyliśmy tylko krótką podróż po meandrach polskiej ilustracji w książkach dla dzieci. Przywitaliśmy się zaledwie z kilkoma wybitnymi postaciami ze starszego pokolenia twórców. A co z innymi? A młodzi ilustratorzy? A rysownicy z zagranicy? Obfitość materiału do rozważań skłania do przyznania: może to temat na kolejny tekst o ilustracji?
Macie swoich ulubionych polskich ilustratorów z dzieciństwa? Czy zdarza się wam szukać konkretnego wydania książki ze względu na ilustracje? Kogo dodacie do naszego zestawu mistrzów?
Jowita Marzec
komentarze [38]
Dodaję: Stanisław Rozwadowski ( ilustracje np. : "Kajtkowe przygody"), i Szymon Kobyliński ( seria Pan Samochodzik)
Brakuje tu wybitnego według mnie ilustratora książeczek dla dzieci- Zdzisława Witwickiego.
Na wzmiankę zasługują również: Jerzy Wróblewski czy Przemysław Sałamacha.
Ze współczesnych np: Katarzyna Nowowiejska ilustruje przedewszystkim książeczki Agnieszki Stelmaszczyk(fajne dla dzieci które same zaczynają czytać)
Polecam wywiady z ilustratorami (nie tylko książek dla dzieci): Ten łokieć źle się zgina. Rozmowy o ilustracji.
A ostatnio wpadł mi w ręce Spacer Katarzyny Boguckiej - małe arcydzieło.
O właśnie, 8_oclock ma rację. Dlaczego do tej pory nie pojawiła się rubryka "autor ilustracji" na stronie dodawania książek? Nie rozumiem tego. Ilustracja często stanowi nieodłączną część danej książki, jest takim samym dziełem jak sama treść, a w LC bywa przedziwnie pomijana. Rzesze użytkowników, wprowadzających nowe książki, nie zadają sobie trudu wpisania dodatkowej...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam więcejUżytkownik wypowiedzi usunął konto
Taaak!
Ponawiam prośbę o dodatkowy wiersz przy dodawaniu książki: ILUSTRATOR !
Tak, były na ten temat dyskusje na LC już 6 lat temu.
Była mowa o dodaniu miejsca dla:
- tłumacza (jest wreszcie),
- ilustratora (wciąż brak),
- redaktora przy dziełach pod redakcją (nie ma).
W przypadku autorów treści graficznej, jeśli już kiedyś wreszcie zostaną uwzględnieni, uważam za właściwe rozróżnienie ilustratora-współautora dzieła od ilustratora, który do gotowego dzieła dorzucił tylko opcjonalne dodatki. Bo co innego dzieło tekstowo-graficzne (nie tylko komiks), gdzie grafik jest pełnoprawnym współautorem, a co innego powieść, baśń czy wiersz kompletne...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam więcej
@Monika,
Rozumiem zamysł, ale trudno będzie to rozdzielić.
Dla mnie np. ilustracje potrafią tak spleść się z treścią opowieści, że są prawie nierozdzielne. I co z tego, że teoretycznie ta opowieść mogłaby być w ogóle bez ilustracji, skoro wraz z ilustracjami stała się nową jakością?
Z ostatnich tradycyjnych książek, (o komiksach nawet nie wspomnę, bo lista byłaby bardzo długa), które szczególnie mi utkwiły w pamięci jako świetnie zilustrowane i przeznaczone również dla młodszych czytelników to
Mały Książę Paweł Pawlak
Magia rzeczywistości DAVE McKEAN
Wyjdź!
Mały Książę Antoine de Saint-Exupéry
I żadnego dziecka z wodogłowiem w tej książce! Bo od kiedy to można wyrzucić połowę dzieła, dorzucić zamiast niej jakąś treść zastępczą i nadal sprzedawać to jako to samo dzieło, podpisane tym samym nazwiskiem?
A, no tak, autor nie żyje...
Żeby odpowiedzieć, to muszę wejść! tzn. zalogować się :)
Każdy widzi takie walory artystyczne, jakie chce, na temat tej wersji książki z ilustracjami Pawlaka była kiedyś żwawa dyskusja i pamiętam ten spór, Ty zapewne też. Posiadam obydwie wersje i ta na nowo zinterpretowana jest znakomita. Przytoczyłem tutaj tytuły i kto ilustrował, a autorzy to przecież wiadomo, wystarczy...
Ja też przytoczyłam tytuł i kto ilustrował, bo autor to przecież wiadomo...
W tym cały problem, w tym przypadku to autor sam ilustrował. To nie jest dzieło czysto tekstowe, które można wydrukować bez żadnych obrazków albo dać takie obrazki, jakie sobie wydawnictwo wymyśli i zmieniać je przy każdym nowym wydaniu. Tak to sobie można ilustrować dzieła, których autorzy o...
O! a ja mam pomysł na trzecią wersję Małego Księcia, nowy tekst do ilustracji Antoine de Saint-Exupéry, kolejne dzieło, które by uzupełniło te dwa już istniejące, jak się nie doczekam, to sam sobie zrobię.
dzięki za inspirację :)
Szancer mistrz, ale ilustracje Srokowskiego dla dziecięcej wrażliwości są nazbyt smutne i przygnębiające.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spamSzancer też bywał smutny - np. ilustrując baśnie Andersena - odbierałem to tak w dzieciństwie, ale mi to nie przeszkadzało. Te baśnie SĄ smutne, dlaczego ilustracje miałyby im przeczyć? Nie uważam, by wszystko dla dzieci miało być tylko śliczne i pogodne. Może to jeszcze zależy od wieku. Ale wartość baśni polega i na tym, że oswaja dziecko z istnieniem zła i okrucieństwem...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam więcejZgadzam się w całej rozciągłości. Cytat w punkt. Pamiętam jednak niepokój, wręcz grozę, jakie wywoływały u mnie ilustracje do Króla Maciusia. Nie znałem nikogo z rówieśników, komu by te ilustracje przypadły do gustu, a przecież obrazki nie powinny odrzucać dzieci od treści.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spamNadmiar słodkości szkodzi, podobnie szkodzi zakładanie, że wszystkim coś się podoba albo nie. Co powiecie o Józefie Wilkoniu? Bałam się, ale oglądałam te ilustracje milion ray.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spamCzym się różni polska ilustracja od dobrej ilustracji?
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spamDobra polska ilustracja od polskiej dobrej ilustracji nie różni się chyba niczym, ale jest jeszcze taka dobra ilustracja, która nie jest polska i ta polska ilustracja, która dobrą niestety nie jest.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam
Dzięki, Różo Bzowa, za kolejny ciekawy artykuł.
Dla mnie od dzieciństwa numerem 1 jest J. M. Szancer - wychowałam się na książkach z jego ilustracjami i sentyment oraz podziw pozostały.
Pamiętam też książkę Bajeczki z obrazkami.
Na podstawie ilustracji Szancera i Sutiejewa uczyłam się rysować:)
A ze współczesnych,...
Użytkownik wypowiedzi usunął konto
Użytkownik wypowiedzi usunął konto