rozwiń zwiń

Adaptacje i ekranizacje książek, które nie spodobały się ich autorom

Anna Sierant Anna Sierant
02.09.2023

Albo uważali, że film traktował zupełnie nie o tym, o czym pisali w swoich utworach, albo byli zawiedzeni sposobem współpracy (lub jej brakiem) z twórcami obrazów, albo żałowali, że sprzedali prawa do ekranizacji czy adaptacji i potem nie mieli wpływu na to, jak film czy serial będzie wyglądał. Autorki i autorzy przeniesionych na ekran dzieł nierzadko nie byli zadowoleni z ostatecznych efektów. Oto lista wybranych ekranizacji i adaptacji, które samym pisarzom i pisarkom nie przypadły do gustu.

Adaptacje i ekranizacje książek, które nie spodobały się ich autorom Jeremy Yap (https://unsplash.com/@jeremyyappy), Unsplash

Stephen King i „Lśnienie”, wyd. Prószyński i S-ka

Stanley Kubrick, Jack Nicholson i dzisiaj już status filmu kultowego – jednak ani te nazwiska, ani fakt, że obraz na podstawie powieści, mimo że nakręcony w roku 1980, widzowie pamiętają i doceniają również dzisiaj, nie przekonują Stephena Kinga do polubienia tej produkcji. Dlaczego? Autorowi nie spodobał się przede wszystkim sposób przedstawienia głównego bohatera. Jak powiedział w rozmowie z BBC: „W książce czytelnik ma okazję dowiedzieć się, w którym momencie Jack Torrance, facet, który początkowo próbował czynić dobro, staje się szalony. Patrząc na Jacka Nicholsona w filmie, od razu otrzymujemy bohatera szalonego, on jest taki od pierwszej sceny”. King dodał w tym samym wywiadzie, że ta postać jest dla niego tym bardziej ważna, że przypomina jego samego – pisząc „Lśnienie”, twórca – podobnie jak i stworzony przez niego bohater – dużo pił. Amerykanin stwierdził także, że nie rozumie, dlaczego akurat wokół tego filmu wytworzył się tak liczny fandom, bo „książka jest gorąca, a film zimny”.

Ursula K. Le Guin i „Ziemiomorze”, wyd. Prószyński i S-ka

W 2004 roku na Sci-Fi Channel premierę miał dwuodcinkowy miniserial na podstawie dwóch pierwszych tomów „Ziemiomorza” Ursuli K. Le Guin. Produkcja autorce się jednak nie spodobała. Jak zaznaczyła, „Czarnoksiężnik z Archipelagu” i „Grobowce Atuanu” to powieści traktujące o „dwójce młodych ludzi szukających odpowiedzi na pytanie, czym jest ich wolność, ich siła, ale i ich obowiązki”. Jak dodała: „Nie wiem natomiast, o czym jest ten serial”. Pisarka po premierze serialu pisała na portalu slate.com o tym, jak „zniszczono jej książki”, podkreślając, że twórcy serialu – mimo że ustalenia były inne – nie konsultowali z nią tego, jak serial ma wyglądać. Gdy Le Guin dodała tylko, że ma nadzieję, iż postaci i fabuła nie zostaną za bardzo zmienione, otrzymała odpowiedź, że teraz widzów nie interesuje to, czy postacie i fabuła dokładnie odpowiadają temu, co napisano w książce. Dlatego koniec końców, zdaniem samej autorki, „książki zamieniono na ekranie w pozbawiony sensu pokaz seksu i przemocy”. Co więcej, w serialu – poza Dannym Gloverem – w rolach głównych wystąpili wyłącznie biali aktorzy, „co jest bardzo dalekie od tego”, jak sama Le Guin wyobrażała sobie Ziemiomorze. Przypomnijmy, że reżyserem miniserialowego „Ziemiomorza” jest Robert Lieberman, scenariusz napisał Gavin Scott, a w rolach głównych można było zobaczyć m.in. Shawna Ashmore’a i Kristin Kreuk.

Michael Ende i „Niekończąca się opowieść” (na podstawie powieści „Niekończąca się historia”, wyd. Mamania)

Ach, któż z nas choć raz w życiu nie widział teledysku, w którym Limahl śpiewa o „Never ending storyyy”, gdy jednocześnie na ekranie możemy podziwiać szybującego w przestworzach Bastiana, umoszczonego na grzbiecie Falkora. Choć „Niekończąca się opowieść” powstała na podstawie „Niekończącej się historii” Michaela Endego, to sam autor był filmową wersją swojej książki zdruzgotany, nazwał ją nawet „odrażającą”, dodając, że „twórcy filmu nie zrozumieli tej powieści”. Ende podjął nawet działania – jak wiemy, nieskuteczne – mające na celu doprowadzenie do zmiany tytułu i odwołania premiery obrazu z 1984 roku wyreżyserowanego przez Wolfganga Petersena, który – wraz z Hermanem Weiglem – był również współautorem scenariusza. Na ekranie mogliśmy podziwiać natomiast m.in. Barreta Olivera i Noah Hathawaya. Co konkretnie się Endemu w adaptacji jego książki nie spodobało? Przede wszystkim fakt, że na ekranie mogliśmy zobaczyć tylko część fabuły, pierwszą połowę książki, do której na dodatek wprowadzono kilka ważnych zmian. Wspomniany i bardzo kojarzący się z adaptacją Falkor ma w filmie zdecydowanie większą rolę niż w książce, za to mroczna siła Nicości w filmie aż tak mroczna nie jest, została za to, zdaniem pisarza, spłycona.

Truman Capote i „Śniadanie u Tiffany’ego”, wyd. Albatros

Jakby kultowych ekranizacji i adaptacji na tej liście było jeszcze mało, dołącza do nich „Śniadanie u Tiffany’ego”. Nawet jeśli ktoś nie widział filmu z 1961 roku, to zapewne gdzieś kiedyś natknął się na zdjęcie przedstawiające Audrey Hepburn w roli Holly Golightly (poza nią w filmie wystąpili m.in. George Peppard i Patricia Neal, wyreżyserował go Blake Edwards, a scenariusz napisał George Axelrod). I choć Patricia Edwards, czyli pierwsza żona reżysera filmu, powiedziała kiedyś po skosztowaniu napojów wysokoprocentowych, że Capote miał z kolei jej powiedzieć, że był „zachwycony wynikiem pracy jej męża”, to sam pisarz lata po premierze filmu powiedział w wywiadzie co innego. Na pytanie, co mu się w nim nie podobało, odpowiedział: „O Boże, wszystko. To najbardziej nietrafiony film, jaki w życiu widziałem”. Capote nazwał też Edwardsa „kiepskim reżyserem”, nie podobał mu się scenariusz Axelroda i zdradził, że podczas oglądania filmu „chciało mu się wymiotować”. Szczególny wpływ na jego mdłości miał fakt obsadzenia Mickeya Rooneya w roli Pana Yunioshiego (który był Azjatą, a zagrał go biały aktor na Azjatę ucharakteryzowany).

Stanisław Lem i „Solaris”, Wydawnictwo Literackie

Za adaptację „Solaris” wielkiego Lema wziął się natomiast w 1972 roku wielki Tarkowski, który film wyreżyserował i który – razem z Friedrichem Gorensteinem – napisał do niego scenariusz. I choć Stanisław Lem podkreślił, że obejrzał tylko dwadzieścia minut drugiej części, to zapoznał się z całym scenariuszem udostępnionym mu przez twórców filmu. I stwierdził, że Tarkowski wcale nie nakręcił „Solaris”, a „Zbrodnię i karę”. Pisarz był również zawiedziony jedną zasadniczą zmianą. Jak można przeczytać w „Tako rzecze Lem”: „Życzyłbym sobie zobaczyć planetę Solaris, ale niestety reżyser mi tego nie umożliwił, bo jest to przecież kameralne”. Adaptacja Tarkowskiego skupiała się bowiem bardziej na opisaniu wędrówki w głąb siebie, relacjach bohaterów z innymi – dał nawet Kevinowi rodziców i ciocię, co też się Lemowi nie spodobało. W mniejszym stopniu skupił się na przedstawianiu i objaśnianiu stworzonego przez polskiego pisarza świata. Sam autor podsumował to następująco:

Tarkowski przypomina mi porucznika z epoki Turgieniewa — jest bardzo sympatyczny i szalenie ujmujący, a zarazem wizjonerski i niepochwytny. Nie można go nigdzie „dopaść”, bo zawsze jest już trochę gdzieś indziej. Po prostu on taki jest. Kiedy to zrozumiałem, dałem sobie spokój. Tego reżysera nie można już przerobić, a przede wszystkim niczego nie da mu się wytłumaczyć, bo i tak wszystko przerobi na „swoje”.

Marek Hłasko i „Ósmy dzień tygodnia”, różne wydania

Nakręcony w 1958 roku „Ósmy dzień tygodnia” Aleksandra Forda czekał na swoją premierę – z powodu cenzury – aż 25 lat, czyli do roku 1983. Film powstał w koprodukcji z CCC-Filmkunst z Berlina Zachodniego, co Gomułka miał skomentować następująco: „Kto wam pozwolił kalać imię Polski, i to z takim partnerem, jak Niemcy Zachodnie?”. Produkcja zdążyła więc obrosnąć legendą – nie tylko z powyższych powodów politycznych, ale i ze względu na twórcę opowiadania, na podstawie którego powstała, czyli Marka Hłaskę. Sam autor, jak napisał potem we wspomnieniowych „Pięknych dwudziestoletnich”, uważał „Ósmy dzień tygodnia” za „kiepskie opowiadanie”, z którego jednak można było zrobić dobry film. A takim, jego zdaniem, produkcja Forda z Sonją Ziemann w roli Agnieszki i Zbigniewem Cybulskim w roli Piotra nie była. We wspomnianych „Pięknych dwudziestoletnich” Hłasko pisał:

Ford, który Warszawę zna tylko z okna swego auta, umieścił akcję filmu na Starym Mieście; Agnieszka pęta się po cukierkowych ulicach; tam z kolei stoją statyści ubrani w koszulki gimnastyczne i udają lumpenproletariuszy, którzy zaczepiają dziewczynę. W tym opowiadaniu, które mi się niestety nie udało, a którego pomysł lubiłem, chodziło mi o jedną sprawę: dziewczyna, która widzi brud i ohydę wszystkiego, pragnie dla siebie i dla kochanego chłopaka jednej tylko rzeczy: pięknego początku ich miłości. Ford zrobił film na temat, że ludzie się nie mają gdzie rżnąć, co oczywiście nie jest prawdą; rżnąć się można wszędzie.

Agatha Christie i niejedna z jej powieści, m.in. „A.B.C.”, Wydawnictwo Dolnośląskie

„To była moja wina” – pisała Agatha Christie do swojego agenta. „Czasem człowiek robi różne rzeczy dla pieniędzy, ale jednak robić tego nie należy, ponieważ wtedy rozstajesz się ze swoją literacką integralnością”. Królowa Kryminałów sprzedała bowiem prawa do ekranizacji swoich powieści wytwórni MGM, czego – jak widać – potem żałowała. Pisarce bardzo nie podobało się obsadzenie w roli Panny Marple (w pięciu filmach) Margaret Rutherford. Patrząc na nią na ekranie, autorka czuła się „upokorzona” i „robiło jej się niedobrze”. Co ciekawe, choć rola aktorki najwyraźniej się pisarce nie podobała, Christie zadedykowała Rutherford „Zwierciadło pęka w odłamków stos”, jedną z powieści, w których występuje Panna Marple.

Nie lepszego zdania była Christie o Tonym Randallu, który wcielił się w Poirota w „The Alphabet Murders”, nakręconym na podstawie „A.B.C.”. Film nie spodobał się autorce, choć nawet go nie obejrzała, bo znajomi ostrzegli ją, że oglądanie byłoby dla niej zbyt bolesne, a nawet – byłoby dla niej jak „agonia”.

Oglądaliście produkcje przedstawione powyżej? Podobały wam się? Jakie tytuły filmów dodalibyście do tej listy? I które z adaptacji i ekranizacji wy uważacie za najmniej udane? Dajcie znać w komentarzach!

Pamiętajcie też, że na każdy z wymienionych tytułów możecie założyć alert cenowy LC!


komentarze [34]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
ReaderX 13.12.2023 16:08
Czytelnik

W przypadku "fenomenu" filmowej wersji "Lśnienia" sprawa jest prosta. Oczywiście nie zmieniam zdania z recenzji iż książka jest lepsza bo "bogatsza" o ciekawsze szczegóły (różnice), mocniej działa na wyobraźnię (wiadomo - słowo pisane), jednakże film tak naprawdę ratuje i wynosi na dobry poziom świetne aktorstwo (Nicolson). Praktycznie co scena widać po nim swoisty "ubytek...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Aka 13.12.2023 16:26
Czytelniczka

"drobne szczegóły w spojrzeniu w zachowaniu." To właśnie przemawia na korzyść filmu, opis tego nie odda.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
ReaderX 14.12.2023 12:35
Czytelnik

@Aka 
Zgadza się... film przez swoją formę dużo hmm "ułatwia" a jednak należę do grupy zwolenników kolejności - przeczytać (książkę) -> obejrzeć (film). Później oczywiście lubię sobie wszystko porównać:) Czasami też odchodzę od tego schematu bo zdarzają się niektóre ekranizacje, które swoim rozmachem i zaangażowaniem potrafią zachęcić w drugą stronę z filmu do książki  😉 -...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Aka 14.12.2023 12:43
Czytelniczka

Tylko dzięki temu, że obejrzałam Pana Wołodjowskiego przeczytałam go potem do końca. 😁

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
ReaderX 14.12.2023 13:08
Czytelnik

Sienkiewiczowska "Trylogia" to świetne adaptacje i jedne z niewielu w przypadku których muszę przyznać, bez żadnego "ale" z mojej strony, że po przeczytaniu książek (kilka razy - od przysłowiowej deski do deski) zrobiły na mnie duże wrażenie. Do dziś pamietam ten hype jak w liceum polonistka rzuciła hasło, że w ramach porównania z książką, zaplanowano wyjście klasowe na...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Aka 14.12.2023 13:19
Czytelniczka

Ekranizacja Ogniem i mieczem wypadło chyba  najsłabiej z całej Trylogii.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
ReaderX 14.12.2023 13:27
Czytelnik

@Aka 
Winszuję intuicji 😉 . Hype był na film ale sama ekranizacja, faktycznie najsłabsza. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Lana 07.09.2023 20:16
Czytelniczka

Autorzy przewracali się zapewne w grobach. Pierwszy przykład: ekranizacja powieści E.M. Remarque " Nim nadejdzie lato", pod tytułem " Bobby Deerfield". Totalna porażka, wręcz zniewaga wobec wspaniałej powieści! Przykład nr 2: serial-koszmarek dla dzieci "Niezwykłe przygody Koziołka Matołka" na podstawie arcydzieła mojego wczesnego dzieciństwa autorstwa Kornela Makuszyńskiego.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Virgo13 06.09.2023 22:33
Czytelnik

O! Michael Ende aż tak był niepocieszony filmową wersją "Niekończącej się opowieści"? Nie wiedziałem. A ja nawet odpuściłem książkę, chociaż niedawno dla przypomnienia oraz dla mojej latorośli (i z latoroślą) obejrzałem film. Szczerze mówiąc pamiętałem go lepszym  😄. Nie jest zły, tylko wspomnienia mam inne (byłem znaaacznie młodszy, więc czułem inaczej).
Wobec tego...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Karol Z 06.09.2023 20:39
Czytelnik

Ale na szczęście są przypadki jak Blade Runner, gdzie film przebił książkę.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
reversed 06.09.2023 15:28
Bibliotekarz

Książki i filmy mają swoje prawa kreacji. W przypadku książek fabuła jest projekcją wyobraźni pisarza. W przypadku filmów fabuła jest projekcją interpretacji twórczej reżysera odczytującego wyobraźnię pisarza. Ekranizacja może więc być albo wiernym odwzorowaniem pisarskiej imaginacji, albo tej imaginacji reżyserskim odczytem. Tak byłoby idealnie, ale... jakże często...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Beata_B 05.09.2023 14:06
Czytelniczka

Joanna Chmielewska w swojej autobiografii, tez narzekała na ekranizacje. Chyba tylko "Lekarstwo na miłość" jej sie podobało (bo pracowała nad nim z rezyserem) i dobrze sie wypowiadała o radzieckiej ekranizacji "Całe zdanie nieboszczyka". Poza tym nie była zadowolona z tego, co reżyserzy robili z jej utworami. I chyba przy "Randce z diabłem" - czyli "wszyscy jestesmy...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Lis 05.09.2023 09:31
Bibliotekarz

Dobry artykuł o interesujących kwestiach. Jestem ciekaw czy braciom Strugackim podobał się co Tarkowski zrobił z "Pikniku na skraju drogi" zmieniając go w Stalkera (IMO piekny ale przegadany).

A co Lem myślał o "Milczącej gwieździe" czy "Teście pilota Pirxa"? Wiem, nie podobały mu się 😈

A Wolski i ekranizacja "Świnki" jako "Pig Gate"?

A kilka ekranizacji książek...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Echerica 04.09.2023 13:49
Czytelniczka

Słyszałam kiedyś, że P.L. Travers nie była zachwycona pomysłem przeniesienia "Mary Poppins" na ekrany kin przez Disneya. Tutaj głównie chodziło o rolę Berta zagraną przez Dicka van Dyke'a, ale ostatecznie musical z 1964 roku okazał się wielkim hitem

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
ISIA 07.09.2023 02:02
Czytelniczka

O konflikcie P.L. Travers z Waltem Disneyem wokół ekranizacji "Mary Poppins" jest nawet cały film, zresztą bardzo dobry:
https://www.filmweb.pl/film/Ratując pana Banksa-2013-657700 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Aka 05.12.2023 14:25
Czytelniczka

W przypadku Mary Poppins brakowało mi ekranizacji takiej na poważnie beż śpiewanek, takiej bohaterki bardziej tajemniczej i troszkę przerażającej.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Krzysiek Żuchowicz 04.09.2023 12:29
Autor

Shantaram Czasem, ze smutkiem nachodziła mnie myśl, że tylko tytuł jest na podstawie książki (która mnie uwiodła w pełni i przeczytałem ją dwa razy). Oglądałem wywiad z odtwórcą głównej postaci, powiedział o niezwykłej zażyłości między nim i autorem, wyraźnym wsparciu by zagrał rolę jak najlepiej, ale dodał, że wątpi iż Gregory oglądnie...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Krzysiek Żuchowicz 04.09.2023 12:20
Autor

Zastanawiam się co J.K. Rowling myśli o Potterze? Nie czytałem, ale dwie znajome tak. i obie zgodnie stwierdziły, że strasznie zorali książkę, a w szczególności relację Hermiony i Rona.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post