San Diego Comic-Con 2019 według mnie

Bartek Czartoryski Bartek Czartoryski
27.07.2019

Mój szósty San Diego Comic-Con to tak naprawdę piąty, bo pierwszy raz zawsze jest tak konfundujący, że błądzi się po salach jak pijak we mgle. Aż nadto zamotałem? I dobrze! Chciałem bowiem, abyście już od samego początku tego tekstu poczuli się równie skołowani, jak ja wtedy.

San Diego Comic-Con 2019 według mnie

Zwykłem powtarzać, że jeśli chce się być na bieżąco z tym, co dzieje się na Comic-Conie, należy śledzić serwisy newsowe, a nie, broń Boże, pytać o coś tych, którzy tam są. Bo na miejscu panuje taki młyn, że nie sposób tego wszystkiego ogarnąć. Ba, sam pamiętam, jak ze trzy lata temu czekałem na panel Marvela i oglądałem na komórce trailery DC wyświetlane chwilę wcześniej za sąsiednią ścianą. Samo układanie swojego prywatnego grafiku imprezy zawsze przypomina egzemplifikację jakiegoś mema o problemach pierwszego świata, bo któregoś razu jednocześnie odbywały się na przykład spotkania z Quentinem Tarantino i Stanem Lee, a w tym roku zastanawiałem się z kolei, czy iść posłuchać znowu Franka Millera, czy Guillermo del Toro. I poniekąd stąd wynika ta moja wcześniejsza konkluzja, że człowiekowi, który faktycznie do San Diego zawita, nie sposób ogarnąć, gdzie co się dzieje i kto co powiedział. Przecież i tak pod koniec każdego dnia, jak każdy, przeglądam newsy i chłonę Comic-Con zaocznie, choć jestem na miejscu.

Lecz, oczywiście, latając co rok do ukochanego San Diego, mam pewną przewagę: to ja, pisząc, filtruję to, co według mnie ciekawe, bo doświadczyłem tego osobiście, a nie poprzez lekturę jakiegoś zagranicznego serwisu, którego doniesienia tłumaczę i przetwarzam. No i poza tym smażę się na kalifornijskim słońcu, przepłacam za mrożone herbatki i przeciskam się przez spoconych ludzi. Atmosfery tej nie oddadzą nawet i najlepiej napisane newsy. Oczywiście serdecznie się wyzłośliwiam, bo nie wyobrażam sobie swojego lata bez Comic-Conu, na który niezmiennie wybywam z przyjacielem, zapewne znanym skądinąd czytelnikom portalu Kubą Ćwiekiem. Tyle że kiedy przychodzi do napisania kilku zdań o tym, co się tam działo, staję przed niejakim problemem, bo nawet jeśli przyjmiemy, że byłem obecny na dwóch procentach odbywających się tam paneli, dałoby to sumę przeszło dwudziestu. Czyli po pięć sztuk dziennie. Pozornie to może i niewiele, ale tak naprawdę daje tonę materiału. Ba, gdybym chciał zobaczyć więcej, musiałbym chyba siedzieć pod salami od świtu do nocy, zrezygnować z zabawy, nie zrobić żadnego wywiadu, odpuścić sobie zakupy, z nikim nie pogadać i tak dalej. A to przecież czyni całe konwentowe doświadczenie satysfakcjonującym. Poza tym kolejki chętnych utrudniają uczestnictwo we wszystkim, co chce się zobaczyć, i trzeba określić pewne priorytety. Ale w tym roku miałem nieco ułatwione zadanie. Czekało mnie bowiem napisanie niniejszego tekstu, dlatego uznałem za zasadne łażenie na panele mniej lub bardziej powiązane z literaturą i komiksami. A jako że kino i telewizja czerpią garściami z zadrukowanych kartek papieru, upiekłem dwie pieczenie na jednym ogniu, bo przecież robię przede wszystkim za krytyka filmowego, który tylko czasem pisuje o książkach i tłumaczy komiksy. Przechodząc jednak do rzeczy: oto, co spodobało mi się na Comic-Conie.

Wiedźmin jak baletmistrz

Przede wszystkim wypadałoby zapewne zacząć od panelu „Wiedźmina”. I już na wjeździe uspokajam tych, co to dumy ze swojej flagi nie kryją: ze sceny padło słowo „Polska” (co prawda tylko raz i to gdzieś pod koniec, ale zawsze coś), lecz nazwisko Andrzeja Sapkowskiego już nie. A trochę jednak szkoda, bo na pytanie o to, kto z obecnych czytał książki ze słynnego cyklu, odpowiedziało całkiem sporo zachrypniętych od krzyku gardeł. Nie ma się jednak co oszukiwać – choć nadchodzący serial Netflixa bazuje na prozie Sapkowskiego, to jednak amerykańscy odbiorcy, jak przynajmniej mi się wydaje, kojarzą Geralta przede wszystkim z gier. Choć muszę przyznać, że ucieszył mnie cosplay siedzącego obok typka, który, przebrany za Rzeźnika z Blaviken, odwzorował jego wygląd książkowy. Atrakcją spotkania z obsadą i showrunnerką był, oczywiście, sam Henry Cavill, który chętnie opowiadał o swojej fascynacji odgrywaną postacią. Ale nie była to tylko marketingowa paplanina, jaką często serwują prasie i fanom gwiazdy, bo facet faktycznie nasiąknął grami i pisaniną Sapkowskiego do tego stopnia, że sam zgłosił się do Netflixa i, jak głosi plotka, zgodził się na gażę mniejszą niż zwyczajowa, oby tylko zagrać Geralta. No i dobrze, bo gość pasuje do tej roli jak mało kto. Uczestnikom panelu pokazano – prócz znanego wszystkim trailera – także scenę mordobicia, przy czym podkreślono, że Cavill nie zgodził się na żadnego dublera i sam wykonywał wszystkie numery kaskaderskie. Dodam tylko, że rusza się jak baletmistrz. Pozostaję jednak sceptyczny co do ról kobiecych, bo ani Yennefer, ani Ciri nie przekonały mnie do siebie, choć opieram się jedynie na dwóch scenkach z ich udziałem, które nam zaprezentowano. Brakowało im wyrazistości i charyzmy, lecz wstrzymajmy się jeszcze z ocenami. Za to podoba mi się podejście showrunnerki Lauren Hissrich, która jest ewidentnie zajarana książkami Sapkowskiego i wydaje się autentycznie ucieszona, że pojawiła się okazja zrealizowania serialu dla Netflixa. Oby dobrego!

Chodzące trupy

Rzeczony panel poprzedziło tradycyjne już spotkanie z obsadą i twórcami serialu „The Walking Dead”, opartego na bestsellerowym komiksie Roberta Kirkmana, który, dodajmy, zupełnie niespodziewanie domknął swoją historię praktycznie z tygodnia na tydzień. Rzeczona produkcja telewizyjna – u nas wyświetlana przez Fox – to jednak dzieło autonomiczne i póki jest publika, póty będą kręcić, mimo ewidentnych trudności, bo odchodzą kolejni aktorzy. Podczas panelu Danai Gurira potwierdziła, że dziesiąty sezon będzie jej ostatnim, lecz zaprezentowany zwiastun sugeruje mocny finał tej trwającej blisko dekadę przygody, bo Michonne dzierży Lucille, czyli obwiązany drutem kolczastym kij baseballowy. Uprzednio należał on do Negana, głównego złego, który, co można wywnioskować z trailera, doczeka się pewnej rehabilitacji. Co cieszy, bo jego wątek z poprzedniego sezonu był jednym z ciekawszych. Za to jestem niezmiernie ciekawy, czy Angela Kang – nowa showrunnerka, przy której serial, nomen omen, odżył – znajdzie jakiś pomysł na Daryla, który już od dłuższego czasu snuje się bez celu. Aktorzy nie mogli podzielić się szczegółami na temat nadchodzącego sezonu, ale za to chętnie omawiali nowe trupy, z którymi przyjdzie im się zmierzyć. A będą to, uwaga, zombie z wody, czyli spuchnięte i nabrzmiałe po wycieczce na muliste dno. Trudno orzec, jak długo jeszcze potrwa omawiany serial, bo choć nadal trzyma się mocno, to jednak oglądalność spada. Jeśli jednak kończyć, to może akurat teraz, kiedy Kirkman zdecydował się na podobny krok, i odejść żywym, a nie trupem. Zobaczymy.

Z kart komiksu na mały ekran

Powyższe panele wydarzyły się w piątek, co nie znaczy, że czwartkowe popołudnie nie przyniosło nic ciekawego, bynajmniej. Po fiasku, jakim okazała się kinowa adaptacja powieści Philipa Pullmana, z utęsknieniem czekałem na materiał, który miało pokazać HBO podczas panelu poświęconego „Mrocznym materiom”. I po tym, co zobaczyłem (choć nie było tego znowu tak dużo), muszę powiedzieć, że jest to chyba najbardziej wyczekiwany przeze mnie serial tej jesieni, bo rozbudowany zwiastun przypomniał mi, za co niegdyś pokochałem fantastykę. Amerykańska stacja przyzwyczaiła nas zresztą do wysokiego poziomu realizacji, a wypowiedzi ekipy przekonały mnie co do ich zrozumienia materiału źródłowego. James McAvoy mówił chociażby o swoim chrześcijańskim wychowaniu i ateistycznej wymowie prozy Pullmana, Dafne Keen, choć ma zaledwie czternaście lat, odpowiadała na pytanie dojrzalej niż niejeden dorosły, a Ruth Wilson jako pani Coulter to strzał w dziesiątkę. Zresztą, sądząc po tym, co usłyszałem, serial będzie miał wymowę silnie feminizującą i to postacie kobiece znajdą się na pierwszym planie. A skoro już jestem przy HBO, to szkoda, że stacja nie przywiozła do San Diego innego serialu, który szykowany jest na jedną z głośniejszych premier nadchodzącego kwartału, czyli „Watchmen” na podstawie komiksu Alana Moore'a i Dave'a Gibbonsa. Comic-Con to idealne miejsce, aby rzeczony serial promować, ale przywieziono jedynie przypominającą toi-toi budkę, gdzie, dzięki trikowi wykorzystującemu augmented reality, można było przeżyć transformację w Doktora Manhattana.

Pożegnanie z Westeros

I byłbym zupełnie zapomniał o jeszcze jednym dużym panelu HBO, a przecież pożegnano bodaj największy hit ostatnich lat, czyli „Grę o tron”. Niestety, na scenie ostatecznie nie pojawili się scenarzyści, ale może to i dobrze (dla nich), bo już nawet prowadzący rozmowę, zanim dołączyli do niego członkowie obsady, asekurował się i prosił o wyrozumiałość. Ale niepotrzebnie, bo Comic-Con ewidentnie kocha ten serial, który jest czymś więcej niż substytutem pomagającym przetrwać oczekiwanie na kolejny tom od George'a R.R. Martina. Nie zająknięto się jednak ani słowem o zapowiadanych spin-offach i całe spotkanie miało charakter nostalgiczny, lecz i tak szacunek dla tych, którzy się na konwencie zjawili, bo przecież nie ma już co promować i potencjał marketingowy takiego panelu jest dla HBO praktycznie żaden. Dlatego to miłe, że niektórzy lecieli przez cały Atlantyk, aby przez tę godzinkę poopowiadać o „Grze o tron” i podziękować fanom.

Co nowego? Czyli o zapowiedziach

To by było chyba na tyle, jeśli chodzi o szczególnie istotne dla nas, duże panele filmowo-serialowo-książkowo-komiksowe. Zahaczyłem jeszcze o parę innych rzeczy, lecz albo nie są one u nas dostępne, a powinny, z „NOS4A2” na podstawie książki Joego Hilla na czele, albo mało kto je ogląda, jak chociażby wyjęty z komiksu Gartha Ennisa „Preacher” (dostępny na Amazon Prime Video). Ale za to nieźle zapowiada się mający swoją premierę przed zaledwie paroma dniami serial antysuperbohaterski „The Boys”, również duetu Ennis/Amazon, zdecydowanie przeznaczony dla dorosłych ze względu na wysokie stężenie przemocy, seksu i brzydkiego języka. A jeśli chodzi o nowości komiksowe, sam załapałem się między innymi na kolorowe wydanie „Prosto z piekła”, klasycznej już pozycji napisanej przez Alana Moore'a, którą przerabia teraz po swojemu mistrz rysunku Eddie Campbell, oraz na „Bad Weekend” z limitowaną obwolutą, rozszerzoną edycję historii znanej z wydawanego u nas przez Muchę „Criminal” Eda Brubakera. Oraz na skromny rocznicowy albumik „Hellboya”, który przywiózł na Comic-Con sam Mike Mignola. Z zapowiedzi najciekawsza wydała mi się planowana na listopad seria „Undiscovered Country” od Image Comics, firmowana przez Scotta Snydera i opowiadająca o Ameryce, której udało się otoczyć murem i która po latach otwiera swoje bramy dla przyjezdnych. Innym ciekawym newsem jest przeznaczone dla młodzieży „Cursed” z rysunkami Franka Millera, klasyka komiksu, który od dawna nie potrafi jednak się odnaleźć. Może dlatego każda kolejna pozycja z jego nazwiskiem na okładce pozwala mieć nadzieję na powrót do formy. Liczę, że obie wymienione znajdą u nas wydawcę.

Choć się rozpisałem, tak naprawdę przedstawiłem jedynie niewielki wycinek tego, co działo się w tym roku w San Diego – fragment widziany moimi oczami, a ganiałem po prostu za tym, co interesowało mnie najbardziej. Dlatego niewątpliwie Comic-Con wyglądał zupełnie inaczej dla każdego z obecnych. I to jest w tej imprezie piękne: każdy wyciągnie z niej coś tylko swojego.


komentarze [7]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
konto usunięte
27.07.2019 12:25
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

Vespera 29.07.2019 09:10
Czytelniczka

Trailer tego serialu wygląda rewelacyjnie, obsada też jest dobra. Bardzo na niego czekam i mam nadzieję, że będzie to coś dużego, coś, o czym się będzie mówić.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Wiedźminka 27.07.2019 11:19
Bibliotekarka

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
konto usunięte
27.07.2019 12:19
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

SenioritaPięknyLolo 28.07.2019 05:41
Czytelnik

Myślę, że bardziej wygląda na nastolatkę, niż Yennefer na dojrzałą kobietę.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Wiedźminka 27.07.2019 11:17
Bibliotekarka

Ciri nie wygląda na nastolatkę, ani na dziewczynkę. Też macie takie wrażenie?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Bartek Czartoryski 26.07.2019 16:05
Tłumacz/Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post