Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Przeczytałem pół, sześć ksiąg z dwunastu i rzuciłem w cholerę. Marek Aureliusz, jeden z tzw. Pięciu Dobrych Cesarzy, władcą był wybitnym, ale filozofem....Inteligentny facet, ale stoik, a grecko - rzymski stoicyzm, tak jak zresztą buddyzm (do którego jest w sumie w paru aspektach podobny) jest postawą kompletnie niepraktyczną, nieżyciową, nawet jeśli piękną w założeniach. Wiele tekstów starożytnych jest aktualnych i czyta się świetnie, ale "Rozmyślania" Marka Aureliusza są po prostu anachroniczne, zestarzały się, dużo tu powtórzeń, dużo frazesów typu: nie gniewaj się na nikogo bo kto się gniewa ten jest zły i smutny, więc po co się gniewać? Albo kompletnie idiotyczne tezy w rodzaju: śmierć to naturalna kolej rzeczy i nie należy się jej bać więc co za różnica czy umrzesz jutro czy za 30 lat. A jeśli widzisz że twoje życie nie ma większego sensu, to popełnij samobójstwo z korzyścią dla siebie i świata.
I tak dalej....Być może wrócę do tej pozycji na spokojnie kiedyś, w bujanym fotelu na emeryturze, ale czytanie tego było obecnie dla mnie wielką katorgą. To klasyka myśli europejskiej, jak ktoś się interesuje filozofią, może spróbować, reszta może sobie - w mojej opinii - darować.

Przeczytałem pół, sześć ksiąg z dwunastu i rzuciłem w cholerę. Marek Aureliusz, jeden z tzw. Pięciu Dobrych Cesarzy, władcą był wybitnym, ale filozofem....Inteligentny facet, ale stoik, a grecko - rzymski stoicyzm, tak jak zresztą buddyzm (do którego jest w sumie w paru aspektach podobny) jest postawą kompletnie niepraktyczną, nieżyciową, nawet jeśli piękną w założeniach....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Steven Runciman potrafił opisywać wydarzenia historyczne niczym opowieści. Dzięki temu "Upadek Konstantynopola 1453" czyta się niczym najlepsze powieści.
Autor znakomicie prezentuje panoramę tamtych czasów, prezentując panoramę społeczną, polityczną i religijną tamtych czasów i miejsc, rozpoczynając opowieść kilka lat przed upadkiem Konstantynopola i kończąc kilka lat po. Dzięki tej książce o wiele łatwiej zrozumieć jak to możliwe że upadło Cesarstwo, które istniało ponad 1000 lat, było spadkobiercą Grecji i Rzymu, jednak już długo przed 1453 rokiem było cieniem samego siebie. Cóż, nie wynikało to z potęgi Turków, lecz słabości, buty i egoizmu wszystkich pozostałych władców Europy, którzy z jednej strony gardzili prawosławiem (lub, jak władcy Rusi, byli po prostu za daleko by udzielić pomocy), a z drugiej nie traktowali muzułmanów zbyt poważnie i po cichu liczyli że Konstantynopol, jak było do tej pory, JAKOŚ się wybroni. Nie wybronił. O tym jednak trzeba przeczytać.
Na marginesie prywata, a nawet dwie. Raz: bardzo żałuję że podczas wojen turecko - greckich w latach 20 XX wieku, nie udało się Grekom zająć Konstantynopola bo chcieli przenieść tam stolicę. Nie udało się także dlatego bo nie mieli wsparcia (znowu, powtórka po kilkuset latach!) mocarstw zachodnich. Dwa. Bardzo nie lubię nazwy Stambuł i staram się jej nie używać. Używam nazwy Konstantynopol, bo taką nazwę powinno nosić.
A książkę oczywiście polecam, czytać!

Steven Runciman potrafił opisywać wydarzenia historyczne niczym opowieści. Dzięki temu "Upadek Konstantynopola 1453" czyta się niczym najlepsze powieści.
Autor znakomicie prezentuje panoramę tamtych czasów, prezentując panoramę społeczną, polityczną i religijną tamtych czasów i miejsc, rozpoczynając opowieść kilka lat przed upadkiem Konstantynopola i kończąc kilka lat po....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W 2019 roku najstarsza w Europie (jeśli się nie mylę) i na pewno najstarsza w Polsce seria wydawnicza skończyła sto lat. Wiek to wspaniały, zwłaszcza w obszarze kultury i to w kraju przez który lubią się przetaczać różne wojny i inne nieszczęścia, zazwyczaj także politycznej natury.
Celem wydawnictwa jest dostarczenie Czytelnikom "najcelniejszych utworów literatury polskiej i obcej", jak głosi deklaracja zawarta w każdym tomie BNki.
Co prawda mamy rok 2024 i od rocznicy już trochę minęło, pojawiły się w serii nowe tomy, ja dopiero teraz przeczytałem Księgę Jubileuszową. Ta w przeciwieństwie do wszystkich BNek jest dużą księgą, prawie wielkości A4. A cóż w niej znajdziemy? Oczywiście historię serii (oraz Zakładu Narodowego im. Ossolińskich), ale także biografie jej redaktorów, porównanie z innymi seriami tego typu w innych krajach i mnóstwo wspomnień o serii od ludzi w jakiś sposób związanych z Biblioteką Narodową (pisarzy, redaktorów, tłumaczy, badaczy literatury, ale też nauczycieli, uczniów i studentów). Cenny jest także spis wszystkich tomów wydanych w historii serii.
Jeśli ktoś do tej pory nie czytał, nie zbierał książek sygnowanych nazwą Biblioteka Narodowa to po tę pozycję też pewnie raczej nie sięgnie, ci którzy czytają, możliwe że już Księgę Jubileuszową czytali :) Mi się podobało, wartościowa lektura.
Ah, na Lubimyczytac dałem ocenę 10. Nie tyle jest to ocena książki, co serii jako całości, możliwe że najważniejszego zjawiska kulturowego (nie mogę znaleźć innego określenia teraz) w Polsce.

W 2019 roku najstarsza w Europie (jeśli się nie mylę) i na pewno najstarsza w Polsce seria wydawnicza skończyła sto lat. Wiek to wspaniały, zwłaszcza w obszarze kultury i to w kraju przez który lubią się przetaczać różne wojny i inne nieszczęścia, zazwyczaj także politycznej natury.
Celem wydawnictwa jest dostarczenie Czytelnikom "najcelniejszych utworów literatury...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Od kilku lat w Polsce i zagranicą mamy do czynienia ze zjawiskiem, które niektórzy nazywają modą na retro. I nie chodzi tutaj akurat o modę, meble czy samochody, ale o kulturę ludzi, którzy albo sami siebie określają mianem nerdów lub geeków lub przez innych są tak określani. Nerd to zazwyczaj ogromny introwertyk, miłośnik głównie nowych technologii, komputerów. Geek będzie bardziej towarzyski i ekstrawertyczny, będzie pasjonatem jakiegoś działu popkultury jak literatura fantastyczna, gry video czy komiksy albo wszystkiego (lub wybranych) naraz, często z naciskiem na jeden wybrany, ale z dużą wiedzą o pozostałych.
W Polsce epoki PRL życie ludzi, których dziś określilibyśmy mianem nerdów, a zwłaszcza geeków, nie było proste, gdy mówimy o rozwijaniu swojego hobby. Bardzo drogie były telewizory, wieże Hi-Fi, nie wspominając o komputerach, konsolach czy odtwarzaczach VHS. Filmy i seriale pojawiały się z wielkim opóźnieniem, drukowano także niewiele książek fantastycznych z krajów zachodnich, a te co były, ze względu na niskie nakłady, były trudno dostępne.
O tym wszystkim w swojej książce pisze Tomek Kreczmar, miłośnik fantastyki, dawny pracownik wydawnictwa MAG, gdzie zajmował się działem RPG; był redaktorem naczelnym czasopisma “Magia i Miecz” oraz publicystą takich magazynów jak “PIXEL”, “PSX Extreme” czy “Neo Plus”. Dawny szef kanału telewizyjnego dla graczy Hyper, obecnie producent gier video.
Na blisko 400 stronach A4 Autor zabierze nas w podróż w czasie, czasami do lat bardzo odległych, których nawet on sam nie pamięta: 50, 60 (co się działo w tych czasach jest istotne z punktu widzenia dalszych wydarzeń), ale główny nacisk położony jest na lata 70 i 80 i bardzo rzadko wspomina o czasach po PRL, bo takie jest założenie książki, chyba że jest to informacja bardzo ciekawa/istotna; wtedy jest informacja że np. dana firma funkcjonuje do dzisiaj i zajmuje się tym i tym albo upadła w roku np. 2004.
Czego się dowiemy ? Bardzo dużo. To potężne kompendium popkultury i techniki dawnych lat. Zakres tematyczny jest bardzo szeroki.
Sześć dużych rozmiarów obejmuje takie tematy jak literatura (fantasy, sf i horror), fandom, komiks, technologie PRL, gry i zabawy (planszowe, figurkowe, paragrafowe, RPG, itp.), kino teleiwzję i radio (filmy, seriale, etc.); do tego aneks o najpopularniejszych twórcach (krótkie noty biograficzne) i notki o ówczesnych czasopismach.
Autor świadomie pominął temat gier video, komputerów i konsol, choć w dużej mierze to do fanów tego typu rozrywki książka jest kierowana. Dlaczego? Ponieważ na rynku pojawiło się dosyć sporo pozycji w tym temacie, żeby wspomnieć tylko takie pozycje jak “Dawno temu w grach” Bartłomieja Kluski, “Nie tylko Wiedźmin. Historia polskich gier komputerowych” Marcina Kosmana czy, zagranicznych autorów: “KONSOLE DO GIER 2.0: Ilustrowana historia od Atari do PlayStation” Evana Amosa.
“Byłem geekiem w PRL-u” to pozycja z olbrzymią dawką nostalgii i z olbrzymią dawką wiedzy/informacji, gdzie Autorowi w jednym dziele udało się logicznie powiązać ze sobą takie tematy jak “Terminator”, “Kapitan Żbik”, radziecki telewizor Rubin, zabawkowe plastikowe żołnierzyki, kasety VHS, saturator, pralkę Franię i Stanisława Lema. Osoby, które nie są związane z fandomem fantastyki także mogą się tutaj dużo dowiedzieć i przeczytać książkę z zainteresowaniem bo przekrój tematyczny jest bardzo szeroki. Szkoda tylko, że ilustracje/zdjęcia są czarno - białe a sama okładka jest miękka, jednak i bez tego książka jest dosyć droga, więc domyślam się że tutaj zadecydowała kwestia ostatecznej ceny książki. Jak najbardziej polecam udać się w wyprawę do czasów może i słusznie minionych, ale jakże ciekawych, przynajmniej z punktu widzenia techniki i (pop)kultury.

Od kilku lat w Polsce i zagranicą mamy do czynienia ze zjawiskiem, które niektórzy nazywają modą na retro. I nie chodzi tutaj akurat o modę, meble czy samochody, ale o kulturę ludzi, którzy albo sami siebie określają mianem nerdów lub geeków lub przez innych są tak określani. Nerd to zazwyczaj ogromny introwertyk, miłośnik głównie nowych technologii, komputerów. Geek będzie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Portret dżentelmena Maria Iwaszkiewicz, Ryszard Kapuściński
Ocena 6,8
Portret dżente... Maria Iwaszkiewicz,...

Na półkach: , ,

Kiedyś nie lubiłem, ale jakiś czas temu mi się zmieniło i zacząłem bardzo doceniać albumy; może nie wszystkie, ale te najciekawsze i owszem.
"Portret dżentelmena" został wydany w 1998 przez wydawnictwo Twój Styl i prezentuje się całkiem ładnie, jest pewnego rodzaju perełką w moim księgozbiorze, jak każdy z nielicznych albumów jakie posiadam, bo dobieram je bardzo rozważnie. Ten zdobyłem za darmo, ale nie czas na opowieści w jaki sposób. Na allegro można go zdobyć za kilka złotych bo widać nakład był wysoki a tematyka niszowa. Któż bowiem dzisiaj wie kim był Stanisław Lilpop? Przemysłowiec, myśliwy, podróżnik. Dla nas ważne jest to, że był także fotografem. Druga bardzo istotna rzecz: był teściem Jarosława Iwaszkiewicza. Kolejne nazwisko, które wielu osobom znów może nic nie mówić, ale wystarczy że powie tym co wiedzą kim Iwaszkiewicz był.
Inicjatorką powstania albumu jest Maria Iwaszkiewicz, wnuczka Stanisława Lilpopa a córka Jarosława Iwaszkiewicza. To ona jest autorką wstępu, posłowia i podpisów do zdjęć (Ryszard Kapuściński napisał wstęp do jednej z części albumu). Album zawiera zdjęcia wykonane przez Lilpopa (przynajmniej część z kilkuset jakie zrobił; podobno wszystko jest w Muzeum Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Podkowie Leśnej) w okresie tuż przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości i w okresie międzywojennym. To podróż do innego świata: innych ludzi, innych strojów, innych pojazdów, innego wystroju mieszkań, innych budowli, często niezachowanych choćby przez zniszczenia wojenne. Niesamowicie się to ogląda.
Komu polecam? Fanom Iwaszkiewicza, oczywiście :) Ale także kolekcjonerom i miłośnikom ciekawych albumów.

Kiedyś nie lubiłem, ale jakiś czas temu mi się zmieniło i zacząłem bardzo doceniać albumy; może nie wszystkie, ale te najciekawsze i owszem.
"Portret dżentelmena" został wydany w 1998 przez wydawnictwo Twój Styl i prezentuje się całkiem ładnie, jest pewnego rodzaju perełką w moim księgozbiorze, jak każdy z nielicznych albumów jakie posiadam, bo dobieram je bardzo...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Łódzkie kina Michał Koliński, Piotr Kulesza, Anna Michalska
Ocena 7,8
Łódzkie kina Michał Koliński, Pi...

Na półkach: , ,

Łódź filmowa to nie tylko słynna na cały świat Szkoła Filmowa, wytwórnia filmowa Se-Ma-For czy jedyne w Polsce Muzeum Kinematografii. Dla mieszkańców to także kina. Tych od początku XX wieku do czasów współczesnych działało w Łodzi ponad dziewięćdziesiąt! Przynajmniej o tylu wiedzą autorzy książki "Łódzkie kina. Od Bałtyku do Tatr". To opowieść o świątyniach X Muzy: tych sprzed wojny, o których nikt już w zasadzie nie pamięta i mało o nich informacji bo zakończyły żywot wraz z wkroczeniem Niemców do Łodzi (np. kino Słońce na Przybyszewskiego 28), tych które rozkwit i upadek przeżyły w latach ustroju słusznie minionego (np. kino Rekord), o kultowych kinach lat 90 (Bałtyk, Cytryna, Polonia), wielkich multipleksach (jak Cinema City) czy małych kinach studyjnych, które świetnie dają sobie radę w starciu z gigantami (np. kino Charlie czy Kinematograf). Książka została wydana w bardzo ładnej formie albumu A4, oprócz historii kina jako instytucji w Łodzi i kin jako poszczególnych miejsc, uzupełniona jest o wypowiedzi różnych ludzi (kinooperatorów, aktorów, właścicieli kin, reżyserów, ale też zwykłych mieszkańców) na temat konkretnych kin, archiwalne zdjęcia i to nie tylko kin, ale też plakatów filmów, ogłoszeń, reklam, itp.
Książka została wydana w 2015 roku, wiadomo, od tamtego czasu ruch na łódzkim "rynku kinowym" może niewielki, ale książka siłą rzeczy nie mogła "zahaczyć" o upadek kina BODO czy o nowym kinie w EC1, które ruszyło 29 grudnia 2023 roku. Jednak polecam książkę łódzkim kinomanom; osoby spoza Łodzi nie będą bowiem podczas lektury miały nawet minimalnego ładunku sentymentalnego/emocjonalnego, tak mi się wydaje :)

Łódź filmowa to nie tylko słynna na cały świat Szkoła Filmowa, wytwórnia filmowa Se-Ma-For czy jedyne w Polsce Muzeum Kinematografii. Dla mieszkańców to także kina. Tych od początku XX wieku do czasów współczesnych działało w Łodzi ponad dziewięćdziesiąt! Przynajmniej o tylu wiedzą autorzy książki "Łódzkie kina. Od Bałtyku do Tatr". To opowieść o świątyniach X Muzy: tych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Posiadany przeze mnie "Beowulf" wydawnictwa Vis-á-Vis/Etiuda, został przełożony na język polski przez wybitnego tłumacza Roberta Stillera, można więc być pewnym wysokiej jakości tłumaczenia i jak sam tłumacz przyznaje: jego tłumaczenie jest jak najwierniejsze oryginałowi. Nie mam powodu by mu nie wierzyć. Nie wiedziałem jednak że oprócz samego eposu, w książce znajdą się także krótkie eseje (czasem bardzo pobieżnie związane z "Beowulfem") (prawie wszystkie autorstwa Stillera), które nie zawsze mnie interesowały, pozwoliłem więc je sobie pominąć lub przeczytać fragmentarycznie.
A sam epos? To najstarsze średniowieczne (zachowane) dzieło europejskie tego typu, wcześniej w Europie mieliśmy dzieła Homera i "Eneidę" Wergiliusza. Datowane jest na okolice VI - VII wieku, ale możliwe że pierwotna ustna wersja sięga starożytności. Nie czyta się tego lekko, miło i przyjemnie, co to to nie, trzeba się, hm, przestawić, na pewien ówczesny sposób opowiadania historii, przygotować na to, że to jest opowieść, patrząc z dzisiejszej perspektywy, o bardzo prostej fabule, takiej typowo, że się tak wyrażę, rycerskiej, o rycerzu walczącym z potworami, ale taki właśnie "Beowulf" ma być. Nie do przecenienia jest jego wpływ na kulturę europejską; z nowszych czasów: to tym eposem inspirował się Tolkien a za nim - świadomie lub nie - cała rzesza współczesnych pisarzy fantasy. Bo Beowulf to prekursor typowo rycerskiego bohatera, jest archetypem, z którego wyewoluowały postacie pokroju Aragorna. Czy zalecam czytać? W sumie, długie to to nie jest, a biorąc pod uwagę wpływ na kulturę/literaturę europejską: warto. Na lubimyczytac dałem maksymalną ocenę. Bo jaką inną mogłem dać eposowi napisanemu prawie 1500 lat temu? To epos pięknie napisany, choć niełatwy w czytaniu, ma pewien niepowtarzalny urok, klimat, jak to się mówi, przenosi nas do innych czasów, świata naszego (miejsce akcji to Skandynawia), ale jakże fantastycznego. Arcydzieło.

Posiadany przeze mnie "Beowulf" wydawnictwa Vis-á-Vis/Etiuda, został przełożony na język polski przez wybitnego tłumacza Roberta Stillera, można więc być pewnym wysokiej jakości tłumaczenia i jak sam tłumacz przyznaje: jego tłumaczenie jest jak najwierniejsze oryginałowi. Nie mam powodu by mu nie wierzyć. Nie wiedziałem jednak że oprócz samego eposu, w książce znajdą się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Duch Gór. Zwany też Rzepiórem, Karkonoszem, a pogardliwie: Liczyrzepą, choć obecnie to określenie straciło swój pejoratywny wydźwięk. Niemcy zwą go Rübezahl, zaś Czesi: Krakonoš, Krkonoš, Rýbrcoul a nawet....Panem Janem. Trudno powiedzieć czy to Karkonosze, góry wzięły nazwę od niego czy też on: od gór. Jest jednak ich Władcą, kimś kogo Rzymianie zwykli nazywać genius loci, "duchem opiekuńczym", w tym wypadku: całych Karkonoszy. Nie jest więc bogiem a duchem, ale tu to nie ma znaczenia. O antropologicznych, mitoznawczych czy religioznawczych korzeniach Ducha Gór będzie przy okazji innej książki; jednak taki wstęp był konieczny bo nie każdy taką postać kojarzy. A "Księga Ducha Gór" jest właśnie o nim. To dziewięć opowieści spisanych przez Niemca: Carla Hauptmanna, mieszkańca Szklarskiej Poręby, filozofa, miłośnika Karkonoszy, przyjaciela Polaków. Dziewięć ilustrowanych opowieści o Władcy Karkonoszy, baśni raczej, ale nie dla dzieci, bliżej im do braci Grimm czy najbardziej ponurych baśni Andersena; choć Duch Gór nie jest zły, nie jest też dobry. jest poza tym co ludzkie, jest Naturą, jest Chaosem, raz jest okrutny niczym potężna śnieżyca na szczytach gór, innym razem łagodny niczym śpiew ptaka i pomocny dla mieszkańców miejscowości pod Śnieżką. Polecam, bo to bardzo klimatyczne opowieści. Najbardziej tym, którzy jak ja kochają Karkonosze, Śnieżkę, Karpacz i Szklarską Porębę.

Duch Gór. Zwany też Rzepiórem, Karkonoszem, a pogardliwie: Liczyrzepą, choć obecnie to określenie straciło swój pejoratywny wydźwięk. Niemcy zwą go Rübezahl, zaś Czesi: Krakonoš, Krkonoš, Rýbrcoul a nawet....Panem Janem. Trudno powiedzieć czy to Karkonosze, góry wzięły nazwę od niego czy też on: od gór. Jest jednak ich Władcą, kimś kogo Rzymianie zwykli nazywać genius loci,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mam troszkę problem z tą książką :) Nie jest to bowiem w żaden sposób dzieło szczegółowe, typowo historyczne, poświęcone jakiemuś wydarzeniu, okresowi czy postaci. To zbiór esejów, w zasadzie nie powiązanych ze sobą, chyba że uznamy iż cechą wspólną jest tematyka starożytności. Profesor Krawczuk pisze więc o wkładzie w badania nad starożytnością naszego najsławniejszego historyka filozofii - Władysława Tatarkiewicza; pisze o wartości demokracji i jej idealnemu wyobrażeniu w świecie starożytnym i ile z tego dziś odziedziczyliśmy; o Tetydzie - bogince morskiej, matce Achillesa i jej roli w micie trojańskim; o problemie z obiektywną oceną osoby Poncjusza Piłata, itp. itd. Czy warto? Cóż, profesor Krawczuk napisał wiele ważniejszych i mądrzejszych książek, tę zaś można traktować jako...uzupełnienie wiedzy o starożytności i odskocznię od cięższych, poważniejszych pozycji naukowych :)

Mam troszkę problem z tą książką :) Nie jest to bowiem w żaden sposób dzieło szczegółowe, typowo historyczne, poświęcone jakiemuś wydarzeniu, okresowi czy postaci. To zbiór esejów, w zasadzie nie powiązanych ze sobą, chyba że uznamy iż cechą wspólną jest tematyka starożytności. Profesor Krawczuk pisze więc o wkładzie w badania nad starożytnością naszego najsławniejszego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Pieśń o Rolandzie" została prawdopodobnie napisana w XI wieku i jest jednym z najstarszych eposów rycerskich. Mamy więc dobrego króla i dzielnych rycerzy, którzy w imię honoru, przyjaźni a zwłaszcza Jedynej Słusznej (w ich mniemaniu) wiary walczą z niewiernymi, którzy są przedstawiani jak najgorzej. Nie ma tu wiele prawdy historycznej, mamy za to elementy fantastyczno - religijne i kompletne pomieszanie z poplątaniem jeśli idzie o Saracenów bo wedle autora (nieznanego) eposu muzułmanie (skrajni monoteiści przecież!) wyznawali....Mahometa i Apolla :) Czyli wiedza ówczesnych o islamie była żadna, ale to nie ma znaczenia, bo niepiśmienni wieśniacy tym bardziej owego pojęcia nie mieli i na takie szczegóły zwracać uwagi nie mogli, ważne że byli dzielni rycerze :)
Czytając "Pieśń o Rolandzie" trzeba od samego początku mieć na uwadze kiedy utwór powstał i do kogo był adresowany. Z całą pewnością położył jakieś podwaliny pod literaturę fantasy i choćby z tego powodu trzeba go szanować i warto poznać (długi nie jest, moje wydanie ma jakieś 80 stron).

"Pieśń o Rolandzie" została prawdopodobnie napisana w XI wieku i jest jednym z najstarszych eposów rycerskich. Mamy więc dobrego króla i dzielnych rycerzy, którzy w imię honoru, przyjaźni a zwłaszcza Jedynej Słusznej (w ich mniemaniu) wiary walczą z niewiernymi, którzy są przedstawiani jak najgorzej. Nie ma tu wiele prawdy historycznej, mamy za to elementy fantastyczno -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Moja przygoda z grami zaczęła się w okolicy 1993 roku (może rok wcześniej, może rok później, sam jestem rocznik 1986) równocześnie od Pegasusa oraz...PC. Potem było już PlayStation. Tak wyszło że ominęły mnie w życiu wszelkie ZX Spectrum, Atari, Amigi i Commodore (i wszelkie inne komputery i konsole). O nich tylko słyszałem lub czytałem w prasie. Nie zmienia to faktu, że retrogaming to moja pasja, zbieram wszystko co jest z tym związane, przy okazji dowiadując się nowych rzeczy. „C64. Polskie piksele w grach” to właśnie książka dla takich nerdów jak ja. Dokładniej: jest to album, ślicznie wydany album w formacie A4, na kredowym papierze, w którym poznamy prawie setkę gier stworzonych przez Polaków na ten kultowy komputer. Album, więc dominuje grafika (screeny z gier) i maksymalnie kilka linijek tekstu o grafice (twórcy, rok wydania, o czym jest gra). Książkę uzupełnia kilkanaście wypowiedzi (wspomnień) ludzi "z branży" o tamtych czasach, o tworzeniu gier, o gier, o giełdach.
Nie jest to tania rzecz, nie ma dużo czytania. To produkt kolekcjonerski, dla fanów retro.

Moja przygoda z grami zaczęła się w okolicy 1993 roku (może rok wcześniej, może rok później, sam jestem rocznik 1986) równocześnie od Pegasusa oraz...PC. Potem było już PlayStation. Tak wyszło że ominęły mnie w życiu wszelkie ZX Spectrum, Atari, Amigi i Commodore (i wszelkie inne komputery i konsole). O nich tylko słyszałem lub czytałem w prasie. Nie zmienia to faktu, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Druga część opowieści o Cesarstwie Rzymskim, zwana przez historyków dominatem, gdy Cesarz miał w rękach władzę absolutną, a Senat już nawet nie udawał że jest organem fasadowym, wykonującym tylko cesarską wolę. To opowieść o schyłku jednego z największych tworów politycznych w dziejach świata, jednego z największych Imperiów jakie wpływało na ów świat przez pół tysiąclecia. Zaczyna się od niestabilnych rządów kilku cesarzy (m.in. Maksymina Traka czy kilku Gordianów) przez rządy cesarzy wybitnych (Aurelian), choć tych nie było w mojej opinii równie wielu co w okresie pryncypatu. To jednak nie tylko lektura przygnebiająca, bo wiemy jak się skończy (ostatni cesarz miał 6 lat, zwał się, cóż za symbolika!, Romulus Augustulus, a barbarzyński Odoaker po prostu kazał mu ustąpić z tronu i zapewnił dożywotnią emeryturę); przygnebiająca bo jest opowieścią o upadku kultury i religii starożytnej, do której przyczyniło się wybitnie chrześcijaństwo i sprzyjający mu cesarze (Konstantyn Wielki, Teodozjusz I Wielki - żaden z nich na miano wielkiego nie zasługiwał), a którą próbował ratować ostatni pogański cesarz, miłośnik kultury greckiej, Julian Apostata (jak inaczej potoczyłyby się losy Imperium, gdyby nie jego przypadkowa śmierć na polu walki!). Tak czy owak polecam, bo "Poczet cesarzy rzymskich" to wspaniała lekcja historii.

Druga część opowieści o Cesarstwie Rzymskim, zwana przez historyków dominatem, gdy Cesarz miał w rękach władzę absolutną, a Senat już nawet nie udawał że jest organem fasadowym, wykonującym tylko cesarską wolę. To opowieść o schyłku jednego z największych tworów politycznych w dziejach świata, jednego z największych Imperiów jakie wpływało na ów świat przez pół tysiąclecia....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pierwszy tom serii obejmuje okres cesarstwa zwany pryncypatem, który trwał około 250 lat, od objęcia władzy przez Oktawiana Augusta w 27 r.p.n.e.,choć słusznie Autor zaczyna opowieść od Juliusza Cezara.
Książka jest znakomitą lekcją historii i polityki, tak różne były przecież postacie rzymskich cesarzy! Pryncypat co prawda dał światu Czterech Dobrych Cesarzy (Trajana, Hadriana, Antoninusa Piusa, Marka Aureliusza), ale tak samo, jeśli nie bardziej ludzkość zapamiętała wariatów (Neron, Kaligula), brutali i ludobójców (Kaligula, Kommodus), a nawet kompletnego szaleńca (Heliogabal; choć czytając jego biografię miałem wrażenie, że współczesna skrajna lewica pewnie by go poparła i broniła). Byli też pechowcy, którzy nie zasłużyli na swój zły los (Geta, Lucjusz Werus, Dydiusz Julian, Aleksander Sewer), choć niczym specjalnie ani dobrym ale też złym, się nie wyróżnili...
Znakomita klasyczna lektura dla poznania dziejów cywilizacji europejskiej.

Pierwszy tom serii obejmuje okres cesarstwa zwany pryncypatem, który trwał około 250 lat, od objęcia władzy przez Oktawiana Augusta w 27 r.p.n.e.,choć słusznie Autor zaczyna opowieść od Juliusza Cezara.
Książka jest znakomitą lekcją historii i polityki, tak różne były przecież postacie rzymskich cesarzy! Pryncypat co prawda dał światu Czterech Dobrych Cesarzy (Trajana,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rewelacyjna książka dla dzieci o "rzeczach" związanych z naszym organizmem, o które głupio pytać. A nawet jakby zapytać to dorosły raczej nie będzie znać odpowiedzi bo to jednak wiedza specjalistyczna. A tutaj ta wiedza ładnie wyłożona, prostym językiem, dziecko zrozumie, a i dorosły dużo się dowie.

Rewelacyjna książka dla dzieci o "rzeczach" związanych z naszym organizmem, o które głupio pytać. A nawet jakby zapytać to dorosły raczej nie będzie znać odpowiedzi bo to jednak wiedza specjalistyczna. A tutaj ta wiedza ładnie wyłożona, prostym językiem, dziecko zrozumie, a i dorosły dużo się dowie.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Neopogaństwo. W religioznawstwie termin oznaczający zespół wierzeń religijnych, odwołujących się do przedchrześcijańskich, zazwyczaj politeistycznych wierzeń Europy. I choć sam termin nie jest często pozytywnie odbierany przez samych zainteresowanych, osobiście uważam, że jest właściwy. Po pierwsze pozwala odróżnić pogan XX i XXI wieku od pogan starożytności i średniowiecza. Po drugie, pozwala ująć w zbiorze przedstawicieli różnych nurtów. A książeczka Macieja Strutyńskiego to właśnie robi. Pozwala "zwykłemu człowiekowi" (zazwyczaj chrześcijaninowi lub ateiście) poznać i zrozumieć czym współczesne pogaństwo jest i jak zróżnicowane jest. To także dobra lektura dla np. rodzimowierców słowiańskich, bo jest tu dużo nie tylko o nich, ale też o Asatru, druidach, wicca i nurtach pogańskich Bałtów czy Ukrainy (o Grecji jest bardzo krótka wzmianka). Autor prezentuje więc historyczne korzenie neopogaństwa, etykę i zasady moralne, podejście do polityki, kwestii etniczności religii, do ekologii, kwestie zaświatów i miejsc kultu czy różnice doktrynalne (politeizm, monoteizm, panteizm w różnych nurtach). Książka jest napisana przystępnym językiem, jest więc idealna dla ludzi, którzy nie mają specjalistycznej wiedzy religioznawczej a chcą mieć jakieś podstawy wiedzy na temat różnych nurtów neopogaństwa.

Neopogaństwo. W religioznawstwie termin oznaczający zespół wierzeń religijnych, odwołujących się do przedchrześcijańskich, zazwyczaj politeistycznych wierzeń Europy. I choć sam termin nie jest często pozytywnie odbierany przez samych zainteresowanych, osobiście uważam, że jest właściwy. Po pierwsze pozwala odróżnić pogan XX i XXI wieku od pogan starożytności i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W jednym z listów W. F. Otto napisał: "Siedzę właśnie przed nową ryzą papieru i dosłownie przywołuję bogów, by mi się objawili. Za każdym razem napominają mnie, żebym pisał o nich jak najbardziej wzniośle i klarownie.". Podejście Otta było inne niż innych wszystkich badaczy religii greckiej (chyba tylko Karl Kerenyi miał podobne). Uważał że cywilizacja grecka osiągnęła mistrzostwo w architekturze, filozofii czy kulturze i wciąż się nimi zachwycamy. Dlaczego więc lekceważymy ich religię? Otto wyznawał bogów greckich. Pisząc o nich robił to z olbrzymim szacunkiem, co krytykowali inni badacze, aczkolwiek filolog klasyczny, niejaki Wilamowitz, powiedział że nie można zrozumieć boga, nie będąc jego wyznawcą. Otto bardzo dobrze rozumie greckich bogów i religię grecką. Nie uważa by byli wytworami ewolucji animizmu, lecz że bliskość, którą przeniknięty jest grecki świat wynika po prostu z objawienia bogów ludziom. W tej niewielkiej książeczce Otto nie tylko pisze o bogach; pisze o kwestiach związanych z religią grecką, błędnie przez ludzi rozumianych jak moralność Greków czy kwestia zaświatów w mitologii greckiej. Tzw. próg wejścia jest dosyć wysoki, dobrze być już obeznanym z mitami greckimi i pamiętać że dla Otta bogowie Grecji to nie fantastyczne istoty z baśniowej krainy (jak opisywani są u Parandowskiego czy nawet Gravesa) lecz realnie istniejące byty, nawet jeśli, jak chciał filozof Epikur, żyjące gdzieś w wymiarze pomiędzy światami. Znakomita pozycja.

W jednym z listów W. F. Otto napisał: "Siedzę właśnie przed nową ryzą papieru i dosłownie przywołuję bogów, by mi się objawili. Za każdym razem napominają mnie, żebym pisał o nich jak najbardziej wzniośle i klarownie.". Podejście Otta było inne niż innych wszystkich badaczy religii greckiej (chyba tylko Karl Kerenyi miał podobne). Uważał że cywilizacja grecka osiągnęła...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Słowianie. Wiara i kult Grzegorz Antosik, Rafał Merski
Ocena 5,5
Słowianie. Wia... Grzegorz Antosik, R...

Na półkach: , ,

Kiedyś próbowałem przeczytać "Mitologię Słowian" Gieysztora i gdzieś tak w 1/4 usnąłem i rzuciłem w diabły. Oznaczało to jednak, że moja wiedza o religii Słowian była prawie żadna. Spróbowałem więc z książką Panów Merskiego i Antosika....I jak na początek, jest ok. To książeczka niewielkich rozmiarów, niecałe 200 stron, wiedza w niej zawarta jest dość skondensowana, jednak wystarczająca. Mamy więc sensowny opis bogów, bogiń, wszelkich typów demonów (dobrych i złych), a także miejsc świętych. Dla kogoś kto nie jest słowianofilem, ale chce poznać podstawy to jest książka jakiej potrzebuje. Jest też sensowna bibliografia, gdyby ktoś chciał jakiś temat sobie poszerzyć.
Oczywiście, będzie "ale". Panowie (a na pewno Rafał Merski) to rodzimowiercy. Wolałbym żeby książeczka była grubsza, ale żeby były odniesienia do współczesnego rodzimowierstwa, czyli np. jak obecnie czci się konkretnego boga, jakie składa ofiary, gdzie są współczesne miejsca kultu, jak obecnie wygląda kult, jak się dba i czy się dba o wiadome miejsca święte z czasów starożytnych/średniowiecznych, etc. No ale trudno. Mimo to, polecam.

Kiedyś próbowałem przeczytać "Mitologię Słowian" Gieysztora i gdzieś tak w 1/4 usnąłem i rzuciłem w diabły. Oznaczało to jednak, że moja wiedza o religii Słowian była prawie żadna. Spróbowałem więc z książką Panów Merskiego i Antosika....I jak na początek, jest ok. To książeczka niewielkich rozmiarów, niecałe 200 stron, wiedza w niej zawarta jest dość skondensowana, jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Eric R. Dodds - "Pogaństwo i chrześcijaństwo w epoce niepokoju"

Nie ukrywam że książkę kupiłem nieco pod impulsem, zachęcony głównie tytułem i... Pominąłem opis :) Co rzadko mi się zdarza. Spodziewałem się książki o relacjach wyznawców dwóch religii pod koniec starożytności a otrzymałem w trzech rozdziałach raczej analizę porównawczą teologii i filozofii chrześcijańskiej i pogańskiej. Fajnie? Nie do końca bo Autor od razu rzuca Czytelnika na głęboką wodę i przywołuje Platona, Marka Aureliusza, Płotyna, Porfiriusza z Tyru, Orygenesa, Celsusa, Proklosa i paru innych i myślę że bez znajomości podstaw filozofii i teologii tak pogańskiej jak i chrześcijańskiej, z lekturą jest ciężko. Najciekawszy jest w mojej opinii rozdział czwarty o przyczynach zwycięstwa chrześcijaństwa. Tak, to było najlepsze.
To wartościowa lektura, ale próg wejścia jest wysoki. Tylko dla największych miłośników antyku, filozofii i religii greckiej. Reszta się znuży i niewiele wyniesie.

Eric R. Dodds - "Pogaństwo i chrześcijaństwo w epoce niepokoju"

Nie ukrywam że książkę kupiłem nieco pod impulsem, zachęcony głównie tytułem i... Pominąłem opis :) Co rzadko mi się zdarza. Spodziewałem się książki o relacjach wyznawców dwóch religii pod koniec starożytności a otrzymałem w trzech rozdziałach raczej analizę porównawczą teologii i filozofii chrześcijańskiej i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Polka ateistka kontra Polak katolik Tomasz P. Terlikowski, Karolina Wigura
Ocena 6,5
Polka ateistka... Tomasz P. Terlikows...

Na półkach:

Polskie społeczeństwo jest silnie spolaryzowane, podzielone i trudno mówić o jakiejkolwiek debacie, bo ta często zamienia się w tzw. pyskówki i obrażanie drugiej strony. To jest prawda. Nieprawdą jest, że mamy polaryzację dwubiegunową: PiS vs PO czy prawica kontra lewica. To zbyt wielkie uproszczenie. Środowisk politycznych, religijnych, ideologicznych mamy w Polsce całkiem sporo i zazwyczaj jest tak, że jeśli X niecierpi Y, to niekoniecznie Z i W są jego sojusznikami, a zazwyczaj też ideologicznymi wrogami.
Książka, o której teraz mowa, była dla mnie ciekawa przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze: mamy tu przykład zapisu rozmów na różne tematy (aborcja, LGBT, Kościół Katolicki, wojna na Ukrainie, eutanazja, itd.) z jednej strony dziennikarki liberalnej i ateistycznej (ale nie stricte lewicowej i antyklerykalnej!) ze znanym dziennikarzem katolickim, który wiary swojej nie ukrywa i się jej nie wstydzi, co nie zmienia faktu, że fanatyczne środowiska (PiS, TVP i inni na prawo od Kaczyńskiego) uważają go za zdrajcę i liberała (!). Po drugie dlatego, bo ciekawiła mnie ich argumentacja na te wszelkie kwestie, zwłaszcza że mi osobiście, jako centryście z delikatnym przesuwem w prawo, raz było bliżej do Wigury, raz do Terlikowskiego, a jeszcze innym razem miałem kompletnie inne zdanie. Dialog jest prowadzony w sposób kulturalny, mimo że obie strony zazwyczaj kompletnie się ze sobą nie zgadzają. Jest to ciekawa dyskusja, powiedzmy że filozoficzna bo oboje lubią czasem zarzucić jakimś filozofem (czy innym teologiem), nie oznacza to jednak, że "próg wejścia" jest wysoki i kontekst każdej rozmowy będzie dobrze zrozumiały nawet jeśli historia filozofii to nie jest coś o czym mamy duże pojęcie ;)
Wiem jaki był zamysł tej książki: pokazać, że mimo różnic, możemy ze sobą normalnie rozmawiać. Do tego potrzeba jednak dobrej woli z obu stron, inteligencji, kultury i oczytanie by się też przydało. Kulturalna i rzeczowa rozmowa w obecnych warunkach politycznych w tym kraju jest możliwa chyba tylko między znajomymi w domowym zaciszu przy lampce wina, na pewno nie pomiędzy politykami w studiu telewizyjnym. A szkoda.
Sama książka jednak.....do polecenia. Zwłaszcza jeśli interesujesz się sprawami społecznymi i polityką.

Polskie społeczeństwo jest silnie spolaryzowane, podzielone i trudno mówić o jakiejkolwiek debacie, bo ta często zamienia się w tzw. pyskówki i obrażanie drugiej strony. To jest prawda. Nieprawdą jest, że mamy polaryzację dwubiegunową: PiS vs PO czy prawica kontra lewica. To zbyt wielkie uproszczenie. Środowisk politycznych, religijnych, ideologicznych mamy w Polsce całkiem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

To że Kościół katolicki traci wiernych (ale i duchownych) w Europie w bardzo szybkim tempie wiemy nie od dziś. Laik na pytanie: "dlaczego?" odpowie prostym hasłem: laicyzacja. To odpowiedź kuriozalna, ponieważ wiele religii w Europie, także inne odłamy chrześcijaństwa, wiernych zyskuje, nie traci.
Kiedy w latach 1962 - 1965 miał miejsce Sobór Watykański II było to wydarzenie przełomowe. Kościół zmienił liturgię, otworzył się na inne religie i odłamy chrześcijaństwa (ekumenizm), wprowadził wiele zmian, które miały go przystosować do nowoczesnego świata. Efekt jest taki, że mamy do czynienia w wielu krajach z lawiną apostazji, zanikiem chrztów i ślubów kościelnych a ilość kapłanów i zakonników zmniejszyła się po kilkudziesięciu latach nawet o 90%. O tym wszystkim pisze w swojej książce Kamil M. Kaczmarek i dla laika, jak dla mnie (zajmuje się innymi religiami, monoteizmy traktuję po macoszemu) to była bardzo wartościowa lektura, ponieważ pełno tu danych statystycznych, analiz socjologicznych i dosyć szczegółowego jak na lekko ponad 200 stronicową pracę, opisu tego co wydarzyło się na Soborze Wat. II, bo był mi to temat, o którym coś tam słyszałem, ale nie wiedziałem "o co chodzi". Dla kogo? Dla zainteresowanych najnowszą historią Kościoła. Jako że Autor pisze z całkowicie neutralnej perspektywy (wiem, że jest wyznawcą innej religii, ale zna dobrze teologię chrześcijańską i jest doktorem socjologii) jest to lektura odpowiednia dla wierzących, ateistów i innowierców. Polecam.

To że Kościół katolicki traci wiernych (ale i duchownych) w Europie w bardzo szybkim tempie wiemy nie od dziś. Laik na pytanie: "dlaczego?" odpowie prostym hasłem: laicyzacja. To odpowiedź kuriozalna, ponieważ wiele religii w Europie, także inne odłamy chrześcijaństwa, wiernych zyskuje, nie traci.
Kiedy w latach 1962 - 1965 miał miejsce Sobór Watykański II było to...

więcej Pokaż mimo to