-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1190
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2020-10-16
2020-10-03
„Krew. Medyczne i kulturowe aspekty na przestrzeni dziejów” to dość ciekawa publikacja, choć z pewnością nawet w jednej dziesiątej nie wyczerpuje tematu. To zbiór artykułów i prac naukowych, dotyczących krwi. Stosunkowo niewielkie wymiary – znajdziemy tu raptem szesnaście prac, co biorąc pod uwagę ogrom poruszanej tematyki siłą rzeczy wyklucza możliwość pełnego jej ujęcia. Jakościowo testy są różne, od całkiem sensownych i wnoszących coś ciekawego, po dość absurdalne, z których niewiele wynika. Nieco mnie rozczarowała ta książka, liczyłam na coś odrobię bardziej konkretnego, lepiej doprecyzowanego i bardziej dopracowanego, tworzącego całość. Niemniej jednak jest to dość interesująca pozycja a i wiedzy też znajdziemy tu nie mało.
https://bachaworld.blogspot.com/2021/02/krew-medyczne-i-kulturowe-aspekty-na.html
„Krew. Medyczne i kulturowe aspekty na przestrzeni dziejów” to dość ciekawa publikacja, choć z pewnością nawet w jednej dziesiątej nie wyczerpuje tematu. To zbiór artykułów i prac naukowych, dotyczących krwi. Stosunkowo niewielkie wymiary – znajdziemy tu raptem szesnaście prac, co biorąc pod uwagę ogrom poruszanej tematyki siłą rzeczy wyklucza możliwość pełnego jej ujęcia....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-09-26
„Śląski Kopciuszek” to całkiem przyjemna bajka. O tyle ciekawa, że oparta o autentyczne postacie. To nieśpieszna opowieść o nadziei i niezwykłej więzi, jaka narodzić się może między starszym mężczyzną a małą dziewczynką. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Carl jest dla Joanny kochającym dziadkiem, dbającym o to, by niczego jej w życiu nie zabrakło. To w końcu ciekawy fragment historii i obyczajowości Górnego Śląska z początku dziewiętnastego wieku.
https://bachaworld.blogspot.com/2021/02/slaski-kopciuszek.html
„Śląski Kopciuszek” to całkiem przyjemna bajka. O tyle ciekawa, że oparta o autentyczne postacie. To nieśpieszna opowieść o nadziei i niezwykłej więzi, jaka narodzić się może między starszym mężczyzną a małą dziewczynką. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Carl jest dla Joanny kochającym dziadkiem, dbającym o to, by niczego jej w życiu nie zabrakło. To w końcu ciekawy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-09-25
„Jestem leworęczny i co mi zrobisz?” to bardzo interesująca i ważna pozycja na rynku książek dla dzieci. Z pewnością z chęcią zapoznają się z nią osoby leworęczne, zarówno te już dorosłe, jak i młodzi czytelnicy. Publikacja świetnie sprawdzi się również jako podstawa do warsztatów, w których można wytłumaczyć grupie dzieci, że nie ma znaczenia, w której ręce się trzymają długopis. To w końcu całkiem przyjemna i zabawna lektura, znajdziemy w niej wiele interesujących informacji skupionych wokół trudów życia osoby leworęcznej w czasach dawniejszych i współcześnie.
https://bachaworld.blogspot.com/2021/02/jestem-leworeczny-i-co-mi-zrobisz.html
„Jestem leworęczny i co mi zrobisz?” to bardzo interesująca i ważna pozycja na rynku książek dla dzieci. Z pewnością z chęcią zapoznają się z nią osoby leworęczne, zarówno te już dorosłe, jak i młodzi czytelnicy. Publikacja świetnie sprawdzi się również jako podstawa do warsztatów, w których można wytłumaczyć grupie dzieci, że nie ma znaczenia, w której ręce się trzymają...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-09-24
„O hultajach, wiedźmach i wszetecznicach” to świetny obraz niewielkiego społeczeństwa skupionego wokół wiosek i niezbyt dużych miasteczek, gdzieś pomiędzy współczesnymi województwami: łódzkim, świętokrzyskim, mazowieckim i wielkopolskim. To przystępnie napisana rozprawka dotycząca historii zwykłych obywateli. To w końcu wgląd w aparat prawny funkcjonujący w tamtych czasach. Jest to książka, którą szczerze mogę polecić, sama zaś w najbliższym czasie, zapewne sięgnę po inne książki autora.
https://bachaworld.blogspot.com/2021/02/o-hultajach-wiedzmach-i-wszetecznicach.html
„O hultajach, wiedźmach i wszetecznicach” to świetny obraz niewielkiego społeczeństwa skupionego wokół wiosek i niezbyt dużych miasteczek, gdzieś pomiędzy współczesnymi województwami: łódzkim, świętokrzyskim, mazowieckim i wielkopolskim. To przystępnie napisana rozprawka dotycząca historii zwykłych obywateli. To w końcu wgląd w aparat prawny funkcjonujący w tamtych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-09-18
„30 znikających trampolin” to książka nad wyraz interesująca, która może posłużyć do rozmowy o tym, jak ważny jest język jakim się posługujemy. Dzięki której wyraźnie widać jak bardzo różne mogą być relacje rozmaitych osób z tego samego wydarzenia, w którym każde z zainteresowanych wzięło przecież udział. Zaadresowanie tego typu pozycji do dzieci, uważam za strzał w dziesiątkę, gdyż te, jako z natury znacznie mniej empatyczne od dorosłych, mogą sobie uświadomić ogrom różnic w postrzeganiu świata przez różne osoby. To w końcu zachwycająca zabawa formą i stylem, która spodoba się nie tylko dzieciom, bo i dorosłym pozwala uświadomić, jak bardzo słowa rządzą relacją i jak kluczowy jest ich dobór, gdy chcemy coś przekazać w odpowiedni sposób.
https://bachaworld.blogspot.com/2021/02/30-znikajacych-trampolin.html
„30 znikających trampolin” to książka nad wyraz interesująca, która może posłużyć do rozmowy o tym, jak ważny jest język jakim się posługujemy. Dzięki której wyraźnie widać jak bardzo różne mogą być relacje rozmaitych osób z tego samego wydarzenia, w którym każde z zainteresowanych wzięło przecież udział. Zaadresowanie tego typu pozycji do dzieci, uważam za strzał w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-09-06
„Starsza pani znika” to przyjemna lektura. Zgrabnie poprowadzony wątek kryminalny oraz ciekawy obraz postaci to najmocniejsze strony opowieści. To kryminał o tyle nietypowy, że nie znajdziemy tu powoli odkrywanych nowych faktów, wciąż analizując tę samą sytuację z perspektywy różnych osób. To w końcu interesujące studium tego, jak łatwo można zmanipulować innych, by osiągnąć swój cel i jak niewiele trzeba, by zacząć wątpić we własne zmysły.
https://bachaworld.blogspot.com/2021/02/starsza-pani-znika.html
„Starsza pani znika” to przyjemna lektura. Zgrabnie poprowadzony wątek kryminalny oraz ciekawy obraz postaci to najmocniejsze strony opowieści. To kryminał o tyle nietypowy, że nie znajdziemy tu powoli odkrywanych nowych faktów, wciąż analizując tę samą sytuację z perspektywy różnych osób. To w końcu interesujące studium tego, jak łatwo można zmanipulować innych, by...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-31
„Kury” to bardzo dobra książka dla dzieci. Z jednej strony zabawna i atrakcyjna wizualnie, z drugiej zaś niesie ze sobą ogromną porcję, dobrze i przystępnie opakowanej wiedzy o świecie. Przekazuje młodemu czytelnikowi niełatwe zawiłości funkcjonowania społeczeństwa, pozwalając mu na samodzielne wyciągnięcie wniosków, dotyczących postępowania tytułowych kur i jego skutków. Puenta opowieści zaskakuje, stając się jednocześnie idealnym domknięciem krótkiej historii o wspólnocie. To jedna z takich książek, które szczerze mogę polecić nie tylko młodym czytelnikom, ale i rodzicom, gdyż lektura sprawia wiele przyjemności.
https://bachaworld.blogspot.com/2021/01/kury-czyli-krotka-historia-o-wspolnocie.html
„Kury” to bardzo dobra książka dla dzieci. Z jednej strony zabawna i atrakcyjna wizualnie, z drugiej zaś niesie ze sobą ogromną porcję, dobrze i przystępnie opakowanej wiedzy o świecie. Przekazuje młodemu czytelnikowi niełatwe zawiłości funkcjonowania społeczeństwa, pozwalając mu na samodzielne wyciągnięcie wniosków, dotyczących postępowania tytułowych kur i jego skutków....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-22
W pewnym sensie lektura ostatniej księgi „Bruderszaftu ze śmiercią” rozczarowuje. Liczyłam na kolejne, po „Żadnych świętości” starcie między Aleksiejem Romanowem a Zeppem, doprowadzające do jednoznacznego zwycięstwa któregoś z nich. Kolejnego pojedynku tu nie uświadczymy, znajdziemy tu natomiast postępujący chaos związany z rewolucją. Tak jak w poprzednich tomach, również tu roi się od zdjęć i rycin, te pierwsze są jak zawsze interesujące, drugie zaś oddają ducha niemego filmu utrzymanego w tym cyklu. Jako zakończenie opowieści o I Wojnie Światowej książka sprawdza się doskonale. I choć ciężko mówić o przyjemności po zakończeniu lektury – nastrój jest zdecydowanie bardziej melancholijny, to jednak uznaję ją za w pełni satysfakcjonującą.
https://bachaworld.blogspot.com/2021/01/operacja-tranzytbatalion-anioow.html
W pewnym sensie lektura ostatniej księgi „Bruderszaftu ze śmiercią” rozczarowuje. Liczyłam na kolejne, po „Żadnych świętości” starcie między Aleksiejem Romanowem a Zeppem, doprowadzające do jednoznacznego zwycięstwa któregoś z nich. Kolejnego pojedynku tu nie uświadczymy, znajdziemy tu natomiast postępujący chaos związany z rewolucją. Tak jak w poprzednich tomach, również...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-01-25
Gdy tylko zobaczyłam zapowiedź książki „W czym grzyby są lepsze od Ciebie?” wiedziałam, że prędzej czy później trafi ona do mojej biblioteczki oraz że raczej nie będzie zbyt długo oczekiwać aż po nią sięgnę. Biorąc do ręki książkę autorstwa Marty Wrzosek i Karoliny Głowackiej zupełnie nie miałam pojęcia z jaką publikacją będę mieć do czynienia. Bo, że będzie to zbiór ciekawostek o grzybach, było pewne, ale zaskoczyła mnie jej forma.
Jest to książka – wywiad, w której kolejne informacje przekazywane są w formie rozmowy. Marta Wrzosek będąca mykologiem na Wydziale Biologii Uniwersytetu Warszawskiego zdradza tajemnice grzybów opowiadając o nich dziennikarce Karolinie Głowackiej. Taką formę czyta się bardzo dobrze, choć jeśli chodzi o systematyczne przekazanie wiedzy jest już nieco gorzej. Z drugiej strony z założenia nie jest to książka akademicka a zbiór ciekawostek dla laików i w tej roli „W czym grzyby są lepsze od ciebie?” w takiej kompozycji sprawdzają się idealnie.
W książce znajdziemy mnóstwo ciekawostek. Dowiemy się o niesamowitych cyklach życiowych grzybów oraz o ich zdolnościach adaptacyjnych i przetrwalnych. Do informacji, które robią największe wrażenie, z pewnością zaliczyć można ich rozmiar, który potrafi być imponujący, bądź wymyślne strategie odżywiania, a przynajmniej uzupełnienia diety. Kolejnym krokiem jest zastosowanie grzybów na różnych polach, z których kulinaria są marginalne. Grzyby wykorzystywane jako producenci leków oraz żywności, to rzecz dość oczywista, ale zastosowanie ich w produkcji mebli i recyklingu brzmią już nieco jak fantastyka naukowa.
O ile trudno powątpiewać w braki wiedzy osobę zawodowo zajmującą się grzybami, o tyle w pewnym miejscu natrafiłam na bardzo rażące uproszczenie. Gdy Marta Wrzosek z opowiadania o grzybach mikroskopowych, które są niezwykle ciekawe i niesamowite, przeszła w tak przyziemną sprawę jak zastosowanie grzybów wielkoowocnikowych, to odniosłam wrażenie, że temat został potraktowany nieco po macoszemu. Bo jak inaczej można zinterpretować zdanie: „Po pierwsze, trzeba unikać muchomorów”? I zdaję sobie sprawę, że jest to uproszczenie, z drugiej strony jest to zdanie błędne, o czym zaświadczyć mogą grzybiarze i smakosze. O ile można pominąć jednego z najsmaczniejszych grzybów – muchomora cesarskiego, który u nas praktycznie nie występuje, o tyle takie zdyskredytowanie niezmiernie pospolitego i bardzo smacznego muchomora czerwonawego, dla każdego prawdziwego grzybiarza brzmi skandalicznie.
Książkę czyta się bardzo dobrze i płynnie, a liczne zawarte w niej ilustracje prezentują omawiane zagadnienia. Są to zarówno zdjęcia, jak i obrazy mikroskopowe i ryciny. Warstwa językowa jest całkiem przyjemna i łatwa w odbiorze. O ile nawet pojawia się ściśle naukowe słownictwo, to jego znaczenie od razu jest wyjaśniane, dzięki czemu nie jest przytłaczające. Autorki skupiły się na tym, by ciekawostki przekazać w możliwie najprostszy sposób, tak by nawet osoba będąca zupełnie zielona w temacie biologii grzybów, nie miała z nimi najmniejszego problemu.
„W czym grzyby są lepsze od ciebie?” to bardzo dobra książka popularno-naukowa. Wzbogacona o całkiem przyzwoitą bibliografię, pozwala spojrzeć na grzyby ze znacznie szerszej perspektywy niż tylko poprzez kupowane w sklepach pieczarki, czy drożdże oraz produkty oparte na ich działaniu. Zastosowane uproszczenie jest irytująca, zwłaszcza jeśli ktoś jest miłośnikiem muchomorów, ale nie mogę powiedzieć, by w pełni ją zdyskredytowała. Znajdziemy tu bardzo dużo interesujących informacji podanych w bardzo przystępny sposób, co sprawia, że idealnie sprawdza się przy wprowadzaniu laików w tematykę i zaszczepienia w nich ciekawości, by ją zgłębić.
Gdy tylko zobaczyłam zapowiedź książki „W czym grzyby są lepsze od Ciebie?” wiedziałam, że prędzej czy później trafi ona do mojej biblioteczki oraz że raczej nie będzie zbyt długo oczekiwać aż po nią sięgnę. Biorąc do ręki książkę autorstwa Marty Wrzosek i Karoliny Głowackiej zupełnie nie miałam pojęcia z jaką publikacją będę mieć do czynienia. Bo, że będzie to zbiór...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-03-01
Dość często sięgam po współczesną polską poezję, najczęściej jednak wybieram artystów o niezbyt wielkim doświadczeniu, o nieznanych szerzej nazwiskach. W związku z tym ich zbiory poezji, to albo literackie debiuty, albo tomiki opublikowane w niewielkim odstępie czasu od tych pierwszych. Tym razem wyjątkowo sięgnęłam po książkę poety doświadczonego, laureata wielu nagród w konkursach poetyckich. „Głupie łzy” Jarosława Mikołajewskiego to kolejny z kilkunastu tomów jego poezji, po który sięgnęłam i było to dla mnie pierwsze spotkanie z tym autorem.
Jarosław Mikołajewski w „Głupich łzach” posługuje się wierszem białym. Brak interpunkcji, nawet w miejscach aż nazbyt oczywistych, brak rymów i zmienna rytmika wierszy sprawiają, że każdy z nich jest wyjątkowy. Długość wierszy jest różna, od utworów składających się raptem z pięciu wersów budujących jedno zdanie, po opowieść ciągnącą się przez kilka stron.
Tematyka wierszy jest równie różnorodna co ich forma. Są tu tematy oscylujące wokół polityki, są te znacznie bardziej intymne, dotyczące uczuć i wrażeń. W wielu wierszach jednak przewija się śmierć, nie tylko znajdziemy tu niejedno epitafium (między innymi dla Stephena Hawkinga), ale też pełne refleksji wycieczki na cmentarz. Niejeden utwór poświęcono także konieczności śmierci, nieuchronności zbliżającego się końca, pogodzenia się, lub oporowi przed nim.
Wiersze nie należą do najłatwiejszych w odbiorze. Niewiele rzeczy podanych zostało w nich wprost, znacznie więcej wyczytać można pomiędzy wersami, niż z nich samych. Taki sposób ujęcia poruszanych tematów wymaga od odbiorcy ogromnej wrażliwości, zbliżonej do tej, jaką posiada twórca. To nie jest łatwe i nie jest częste, nie zawsze trafi się czytelnik, który czytając napisaną frazę, byłby w stanie sam podpisać się pod danymi słowami. Taki sposób pisania zmusza też czytelnika do refleksji, do zastanowienia się nad wierszem, tak by w pełni go zrozumieć. Pozostawia to też spore pole do interpretacji, a nawet dodania utworowi znaczenia, zrozumiałego tylko dla niego samego. Czytanie poezji zawsze jest w jakimś sensie związane z dodawaniem do niej własnych emocji i nastrojów. W przypadku wierszy ze zbioru „Głupie łzy” jest to aż nadto wyraźne.
Jarosław Mikołajewski posługuje się bardzo bogatym językiem. Nie znajdziemy tu nadmiernych powtórzeń, czy zbytniego uproszczenia słownictwa. Jeśli w danym miejscu bardziej pasuje wyraz powszechnie używany rzadziej to on właśnie został użyty. Niezwykła dbałość o nadanie każdemu utworowi właściwego wydźwięku i płynności robi bardzo dobre wrażenie. Dzięki temu, pomimo braku rymów, różnej ilości sylab i słów w wersach utwory charakteryzują się przyjemną dla odbiorcy rytmiką.
„Głupie łzy” Jarosława Mikołajewskiego to dobry kawałek współczesnej poezji. To lektura wymagająca, nie tylko odpowiedniego nastroju i wrażliwości, ale też zmuszająca do refleksji, do przeczytania danego wiersza po raz kolejny, by w pełni pojąć wszystkie konotacje znaczeń. Nie jest to lektura dla każdego, choć wychodzę z założenia, że w przypadku poezji zawsze warto spróbować zbliżyć się do wcześniej nieznanego nam twórcy. A nuż okaże się, że posiada na tyle zbliżoną do naszej wrażliwość, iż z zapamiętaniem będziemy śledzić każdy kolejny wers podpisując się pod nim obiema rękoma? „Głupie łzy” Jarosława Mikołajewskiego mają taki potencjał i dla każdego, kto lubi czasem poetyckie wyzwania jest to dobry wybór.
Dość często sięgam po współczesną polską poezję, najczęściej jednak wybieram artystów o niezbyt wielkim doświadczeniu, o nieznanych szerzej nazwiskach. W związku z tym ich zbiory poezji, to albo literackie debiuty, albo tomiki opublikowane w niewielkim odstępie czasu od tych pierwszych. Tym razem wyjątkowo sięgnęłam po książkę poety doświadczonego, laureata wielu nagród w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-01-02
Anatomia i fizjologia człowieka nie są czymś, co ciągle jest obecne w ludzkich zainteresowaniach, co zdumiewa tym bardziej, że prawie każdy ma jakieś opinie i zdanie na temat tego jak ciało funkcjonuje i co jest dla niego dobre. Nie zawsze idzie to w parze z wiedzą. Najnowsza książka Billa Brynsona wychodzi nieco naprzeciw temu problemowi, gdyż „Ciało. Instrukcja dla użytkownika” jest dokładnie tym, co sugeruje tytuł. Przewodnikiem po ludzkim ciele, pozwalającym je poznać i zrozumieć.
W książce poruszonych została większość tematów związanych z funkcjonowaniem ludzkiego organizmu. Począwszy od krótkiej analizy i opisu poszczególnych układów i co ważniejszych organów, aż po uproszczone wyjaśnienia chemii organizmu. Znajdziemy tu więc nie tylko wzmianki o układzie ruchowym, czy pokarmowym, ale równie ważne o mikroflorze organizmu, czy o zależnościach między tym, co dostarczamy do organizmu, a tym jak on potem funkcjonuje.
Oprócz zgłębienia niektórych tajemnic ludzkiego ciała znajdziemy tu również mnóstwo informacji z historii medycyny. Prawie każdy, poświęcony innej części, czy funkcji ciała rozdział rozpoczyna się od wyjaśnienia, jak i dlaczego ludzkość i medycyna w ogóle zwrócili na nią uwagę. Pojawiają się opowieści o prekursorach badań i naukowcach, którzy jako pierwsi zagłębili się w tajemnicę ludzkiego organizmu. To interesująca wyprawa w historię medycyny, która niekiedy bywa równie fascynująca, co przerażająca.
Kolejną rzeczą, którą znajdziemy w książce, są wzmianki o szczególnych przypadkach, jakie z różnych przyczyn zapisały się w historii medycyny. Dowiemy się między innymi, o do dziś budzącym zdumienie przypadku człowieka, który całkiem nieźle funkcjonował, pomimo przebitej części mózgu, albo o takim, który posiadając perforację w powłokach brzusznych stał się idealnym przypadkiem do badań nad tym, co dzieje się w czasie trawienia pokarmów. Większość przytoczonych anegdot pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, co nie dziwi, gdyż autor skupia się mocno na medycynie w świecie zachodnim, z USA jako jeden z głównych przykładów.
„Ciało. Instrukcja dla użytkownika” czyta się bardzo dobrze. Jest to książka napisana bardzo przystępnie i nie nudno. Pojawiają się specjalistyczne terminy, jednak nie dominują one lektury. Dzięki temu nawet laikowi nie sprawi ona problemu. Stylistyka zdań z kolei przywodzi na myśl interesującą opowieść, a nie wykład akademicki, dzięki czemu po każdy kolejny rozdział sięga się z niecierpliwością i ciekawością.
Autorowi udało się uniknąć poważnych błędów rzeczowych, jednak nadmierne uproszczenie tematu miejscami poskutkowało tymi drobniejszymi. Tym, najbardziej rażącym i irytującym, było zamienne stosowanie nazw rak i nowotwór. Jest to o tyle kłopotliwe, że w społecznej świadomości, funkcjonują one zamiennie, tym większej staranności wymagało wyraźne ich rozgraniczenie. Tak, by czytelnik po lekturze książki nie miał wątpliwości, że rak to tylko jeden z możliwych (choć zdecydowanie częstszy od innych) nowotworów.
„Ciało. Instrukcja dla użytkownika” Billa Brynsona to ciekawa pozycja przeznaczona dla laików, którzy pragną dowiedzieć się czegoś o swoim ciele, tym jak działa i dlaczego działa w taki, nie inny sposób. Wystarczająco rzeczowa, unika akademickiej powagi stając się przyjemną, rozrywkową wręcz lekturą, którą czyta się lekko i przyjemnie. To w końcu minimum wiedzy o własnym organizmie, które powinien mieć każdy, wzbogacone w szereg anegdot i ciekawostek z historii medycyny.
Anatomia i fizjologia człowieka nie są czymś, co ciągle jest obecne w ludzkich zainteresowaniach, co zdumiewa tym bardziej, że prawie każdy ma jakieś opinie i zdanie na temat tego jak ciało funkcjonuje i co jest dla niego dobre. Nie zawsze idzie to w parze z wiedzą. Najnowsza książka Billa Brynsona wychodzi nieco naprzeciw temu problemowi, gdyż „Ciało. Instrukcja dla...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-04-29
„Znak zapytania” to kolejny z tomów wydawanych przez Wydawnictwo CM w ramach serii: „Kryminały przedwojennej Warszawy”. Jest to też kolejny tom z serii, który wpadł mi w ręce i czwarty napisany przez Marka Romańskiego. Książka nie przypomina klasycznego kryminału, bardziej opowieść sensacyjną skupioną wokół kilkorga bohaterów.
Podobnie jak „Szpieg z Falklandów” akcja powieści skupia się wokół ludzkich dramatów a bohaterowie uwikłani są w działalność organizacji szpiegowsko-terrorystycznej. Poznajemy w pełni życiorysy kilkorga bohaterów, których skutkiem było znalezienie się w sytuacji, z jakiej nie potrafili znaleźć wyjścia. Odstawiając na bok własne przekonania i ideały, stają się narzędziami w rękach tajemniczego Znaku zapytania. W powieści Marka Romańskiego kluczowym jest właśnie to uwikłanie się, skutek słabości i braku silnej woli, które z dobrym skutkiem wykorzystują osoby siedzące u sterów przestępczej organizacji działającej na potrzeby wywiadu rosyjskiego.
Akcja książki osadzona jest w czasie dwudziestolecia międzywojennego, przeważnie w Warszawie, choć część wydarzeń przenosi czytelnika do Wiednia. O ile tło psychologiczne postaci i ich sytuacja życiowa zostały nakreślona skrupulatnie, o tyle o świecie w jakim rozgrywa się akcja powieści dowiadujemy się niewiele. Pomimo sporego zaangażowania politycznego Znaku zapytania, o polityce międzynarodowej i relacjach rosyjsko-polskich również nie dowiemy się zbyt wiele. Znajdziemy tu bohaterów pochodzących z wywiadu brytyjskiego, ale one również są zupełnie oderwane politycznie od realiów świata przedstawionego. Zabrakło tu również opisów miejsc i rzeczywistości otaczającej bohaterów, które pozwalałyby na umiejscowienie powieści w czasie, choć dla tych co mają sentyment do przedwojennej Warszawy z pewnością miłe będzie śledzenie bohaterów w ich wędrówkach przez ulice stolicy.
Ciężko mówić o typowej kryminalnej intrydze w „Znaku zapytania”. Wprawdzie już na samym początku pojawia się zagadkowa śmierć, jednak książka nie skupia się wokół tego, by zidentyfikować jej sprawcę. Podobnie w przypadku szeregu innych zbrodni, jakie mają miejsce na kartach książki, prawie od początku wiemy, kto jest ich wykonawcą i praktycznie od samego początku znamy mocodawcę. Dlatego nie znajdziemy tu prowadzonego śledztwa i kolejno odkrywanych tropów, prowadzących do rozwiązania zagadki. I choć o samej Tajemnicy stojącej za Znakiem zapytania czytamy wiele, to dość szybko poznajemy jej kulisy.
Jak zwykle powieść Marka Romańskiego czyta się nieźle. To połączenie przystępnego języka i akcji poprowadzonej w dobrym tempie. Niekiedy jednak natrafimy na literówki oraz niezbyt poprawnie odmieniane słowa. Część z tych błędów można zarzucić czasom w jakich książka powstała (latach trzydzieste dwudziestego wieku). Nie można jednak oprzeć się wrażeniu, że nieco zabrakło tu korekty językowej. I choć nie są to błędy rażące, to jednak czułemu oku nie umkną.
„Znak zapytania” to przyjemna, niezobowiązująca lektura. To ten rodzaj kryminału, w którym obserwujemy jak daleko mogą posunąć się zwyczajni ludzie (z niewielkimi wyjątkami), gdy znajdzie się ktoś, kto potrafi wykorzystać ich słabości do własnych celów. To portret psychologiczny kilkorga osób poddanych wpływowi silnej ręki, która nie cofnie się przed niczym, byle tylko osiągnąć swoje zamierzenia. Nieco zabrakło mi w niej szerszego kontekstu, który lepiej tłumaczyć by mógł cele organizacji przestępczej mianującej siebie Znakiem zapytania. Dość niespodziewany i oderwany od reszty książki okazał się też sposób zwycięstwa nad przestępcami. Jednak pomimo tego lektura książki była przyjemna i każdemu kto lubi szpiegowsko-sensacyjne historie z dobrze zarysowanymi i scharakteryzowanymi postaciami powinien być zadowolony z lektury.
„Znak zapytania” to kolejny z tomów wydawanych przez Wydawnictwo CM w ramach serii: „Kryminały przedwojennej Warszawy”. Jest to też kolejny tom z serii, który wpadł mi w ręce i czwarty napisany przez Marka Romańskiego. Książka nie przypomina klasycznego kryminału, bardziej opowieść sensacyjną skupioną wokół kilkorga bohaterów.
Podobnie jak „Szpieg z Falklandów” akcja...
2020-01-20
Wspominając dobrze mój pierwszy kontakt z serią „Klasyki francuskiego kryminału” wydawaną przez oficynę CM, z wielką przyjemnością sięgnęłam po koleją książkę z cyklu. Tym razem wybór padł na powieść Gastona Lecroux’a, którego „Upiór z opery” dzięki musicalowej adaptacji Andrew Lloyda Webera zapisał się mocnym akcentem w kulturze XX wieku. Książka „Rouletabille u cara” to dla mnie pierwszy kontakt z twórczością autora oraz z samą postacią redaktora-detektywa nazwiskiem Rouletabille.
Główny bohater to młody człowiek, który na zaproszenie cara przyjeżdża do Petersburga, by pomóc chronić życie generała Triebasowa, po tym jak nihiliści wydali na niego wyrok śmierci. Generał będąc gubernatorem Moskwy dostał zadanie stłumienia buntujących się studentów, czego skutkiem były masowe egzekucje i zwózki w głąb Syberii. Z drugiej strony Fiodor Fiodorowicz, to dobry mąż i wzorowy ojciec i taki jego obraz poznajemy oczami Roulettabille’a. Redaktor detektyw podejmując się trudnego zadania wyjaśnienia szczegółów zamachów oraz uniknięcie kolejnych nie spodziewał się z czym przyjdzie mu się mierzyć.
Opowieść Gastona Lecrouxa to w znacznej mierze bardzo ciekawy obraz Rosji w przededniu rewolucji. To z jednej strony wystawne przyjęcia i ludzie, zdawać by się mogło kulturalni, z drugiej zaś kult siły i władza mocniejszego. Carskie rozkazy spełniane są bez żadnych dyskusji, a życie ludzkie, przynajmniej tych, którzy myślą inaczej, nie jest zbyt wiele warte. Dla młodego Francuza wizyta w Petersburgu to wyprawa wręcz egzotyczna, gdzie dzikość Rosjan miesza się z ich pozornym ucywilizowaniem. W powieści kontrast robi silne wrażenie i niektóre sceny zaskakują nie tylko bohatera, ale i czytelników.
„Rouletabille u cara” to w sporej części kryminał, w nieco mniejszej zaś zarówno powieść szpiegowska, jaki sensacyjna. O ile początek historii nosi w sobie znamiona typowej, klasycznej intrygi kryminalnej, o tyle dość szybko fabuła zmierza coraz bliżej w stronę opowieści szpiegowskiej, by w końcu narzucić czytelnikowi galopujące tempo sensacji. To pomieszanie gatunkowe może być nieco męczące i odniosłam wrażenie, że pomysł na intrygę w pewnym momencie zaczął się rozmywać, dlatego trzeba było ratować sytuację w każdy możliwy sposób. Co nie zmienia faktu, że kompozycję powieści ciężko nazwać złą, spodziewałam się po prostu nieco innej, bardziej czystej gatunkowo książki.
Utwór Gastona Lecroux czyta się bardzo dobrze. Wprawdzie momentami można się nieco zagubić w dygresjach i opowieściach przedstawionych Rosjan, to jednak wciąż bez większych problemów śledzi się linię fabularną. Użyte słownictwo jest bogate i zawiera w sobie sporo słów typowych dla kultury rosyjskiej, jednak ich znaczenia bez problemu można się domyśleć z kontekstu w jakim zostały użyte. Stylistyka zdań nadaje powieści dobre tempo, czasami może nawet zbyt szybkie.
„Rouletabille u cara” to ciekawa pozycja, obowiązkowa nie tylko dla miłośników kryminałów – gdyż jest dość wczesnym przedstawicielem gatunku, ale również wszystkim miłośnikom carskiej Rosji. Kryminalna intryga ma sens i dobrze została rozplanowana, choć jej rozwiązanie zdaje się nieco dłużyć, przechodząc czasem w szereg gwałtownych wydarzeń. Lektura powieści budzi apetyt na więcej, a postać reportera-detektywa jest na tyle ciekawa, że z chęcią poznam więcej jego przygód., czego niestety nie ułatwiają polscy wydawcy.
Wspominając dobrze mój pierwszy kontakt z serią „Klasyki francuskiego kryminału” wydawaną przez oficynę CM, z wielką przyjemnością sięgnęłam po koleją książkę z cyklu. Tym razem wybór padł na powieść Gastona Lecroux’a, którego „Upiór z opery” dzięki musicalowej adaptacji Andrew Lloyda Webera zapisał się mocnym akcentem w kulturze XX wieku. Książka „Rouletabille u cara” to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-01-04
Żadnemu z miłośników literatury brytyjskiej nie trzeba przedstawiać Charlesa Dickensa. Jego „Wigilijna opowieść” doczekała się ogromnej ilości wydań na polskim rynku czytelniczym a i powieści są licznie reprezentowane. Nieco jedynie mniejszym uznaniem cieszą się opowiadania tego autora, tym bardziej cieszy kolejna interesująca seria wydawnicza oficyny CM. Mowa oczywiście o cyklu „Klasyka literatury angielskiej” i ukazanej ostatnio w jego ramach książce „Przerażające opowieści” Charlesa Dickensa.
W zbiorze opowiadań znajdziemy osiemnaście utworów, których wspólnym mianownikiem jest groza. Czasem jest to tylko lekki dreszczyk niepokoju, czasem duszna i ciężka wręcz atmosfera, kiedy indziej zaś lekko komediowe opowiadanie o duchach. Duchów w „Przerażających opowieściach” znajdziemy najwięcej, czy będą to zjawy przyjazne, czy złowrogie, zawsze ich objawienie się żyjącym wpędza ich w silne uczucie niepokoju. Tak dobrana tematyka jest prawie że emblematyczna dla okresu w jakim utwory zostały napisane. Były to czasy, gdzie spirytyzm miał się bardzo dobrze, a w wielu domach odbywały się seanse.
Jednak duchy i niesamowitość to nie jedyne, co tu znajdziemy, gdyż „Przerażające opowieści” to przede wszystkim studium człowieka. Jego reakcji na kontakt z niesamowitym, graniczącej miejscami w szaleństwem. Jego wątpliwości w trzeźwość własnych zmysłów, czy trafną ocenę sytuacji. Z opowiadań Charlesa Dickensa wyłania się niezwykle realistyczny obraz człowieka doprowadzonego do skrajnie nierzeczywistej sytuacji, w której chcąc, nie chcą musi się odnaleźć. Bohaterowie opowiadań, jak w prawdziwym życiu, radzą sobie w różny sposób, zależnie od tego jak trzeźwy jest ich osąd rzeczywistości.
Krótkie formy utworów pozwalają na zupełnie inny odbiór, niż zagłębianie się w powieści. Nie ma tu miejsca na powolne budowanie miejsc, na stopniowe wprowadzanie do zdarzeń, czy pełną i szczegółową kreację wielopoziomowych postaci. Opowiadania mają jednak tę zaletę, a Charles Dickens wykorzystał ją znakomicie, że są idealnym nośnikiem, służącym przekazaniu jakiejś myśli. Czy będzie to anegdota z dzieciństwa, czy skutek przemyśleń lub wspomnień autora, ubrane zostały one w niewielkie objętościowo ramy, które niosą ze sobą odpowiednią dawkę emocji.
Opowiadania czyta się wyśmienicie. Zostały napisane niezwykle bogatym i barwnym językiem, malującym wręcz obrazy przed oczami czytelnika. Sugestywność tworzenia atmosfery opowiadań jest niezwykle silna i bardzo łatwo jest pogrążyć się w nich całkowicie. Język pozostając tak bogatym i malowniczym nie traci nic na swojej dynamice. Nie znajdziemy tu skomplikowanej stylistyki i nadmiernie rozbudowany zdań, w których łatwo się pogubić. To wciąż proza bardzo przystępna, z akcją prowadzoną na tyle dynamicznie, że nie odczuwa się znużenia, czy przestojów.
Najnowsza propozycja zbioru opowiadań Charlesa Dickensa to prawdziwa perełka a jej największą wadą jest jakość wydania. O ile lepiej byłoby oglądać tę książkę w większym formacie i twardej oprawie. To zbiór, który nie pozostawia obojętnym, a dla każdego miłośnika brytyjskich klasyków jest pozycją obowiązkową. Dla tych z kolei, którzy nie mieli wcześniej kontaktu z utworami autora jest świetną okazją, by nadrobić zaległości.
Żadnemu z miłośników literatury brytyjskiej nie trzeba przedstawiać Charlesa Dickensa. Jego „Wigilijna opowieść” doczekała się ogromnej ilości wydań na polskim rynku czytelniczym a i powieści są licznie reprezentowane. Nieco jedynie mniejszym uznaniem cieszą się opowiadania tego autora, tym bardziej cieszy kolejna interesująca seria wydawnicza oficyny CM. Mowa oczywiście o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-22
Krótko, treściwie i na temat, bez zbędnej pruderii, w przystępnym dla dzieci języku.
Krótko, treściwie i na temat, bez zbędnej pruderii, w przystępnym dla dzieci języku.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-02-23
Po powieści kryminalne Marka Romańskiego sięgałam już wcześniej w ramach lektury serii wydawniczej „Kryminały przedwojennej Warszawy” ukazującej się nakładem oficyny wydawniczej CM. Ponieważ wspominam je całkiem nieźle, a i lubię czasem sięgnąć po klasyczny kryminał, nie wahałam się zbyt długo i w moje ręce wpadła książka „Tajemnica kanału La Manche”, która ukazała się w ramach uzupełnienia wyżej wspomnianej serii w nowym cyklu wydawniczym pod nazwą „Stary polski kryminał”. Jest to druga i na razie jedyna po „Białym jachcie” Adama Nasielskiego książka jaka pojawiła się w jej ramach.
Gdy na lotnisku w Calais trójka biznesmenów oczekuje przylotu barona van Lövenstama nie spodziewają się nawet jak zaskakujący obrót przyjmą planowane przez nich interesy. Właściciel wielkiej fortuny i prężnie działającej spółki Lövenstam nie wylądował w Calais, a z zeznań jego pilota i sekretarzy, którzy mu towarzyszyli wynika jasno, że wypadł po drodze z samolotu. Sprawa, nie dość, że niesłychanie medialna – baron posiadał ogromną fortunę, a akcje jego firmy kosztowały krocie – ma w sobie również pewną dozę tajemniczości. Tym większą, że zgodnie z umową z funduszem ubezpieczeniowym rodzinie zmarłego Lövenstama należy się gigantyczne odszkodowania, powiększone dwukrotnie, o ile baron zginie w trakcie przelotu samolotem.
Wielkie pieniądze i przetasowanie całej światowej giełdy to wystarczająco poważne przyczyny, by wszcząć gruntowne śledztwo w sprawie wypadku. Okoliczności tego niezwykłego skądinąd zdarzenia sprawiły, że zainteresował się nim słynny brytyjski detektyw Mac Grady. Jego wsparciem jest młody przedstawiciel przedsiębiorstwa ubezpieczeniowego Cola Flips. Obaj detektywi to postacie zupełnie inne, różniące się nie tylko powierzchownością i wiekiem, ale również sposobem działania. Mac Grady przywodzi na myśl Herculesa Poirot, gdyż nie ruszając się prawie w ogóle z Paryża i wydając dyspozycje, analizuje dokumenty, by wyciągnąć z nich jedyny możliwy wniosek. Cola Flips zaś to typ działacza. Nieustannie kursujący między Paryżem, Calais i Dunkierką przeprowadza gruntowne poszukiwania śladów barona oraz osób, które mogły by coś na jego temat wiedzieć.
Intryga kryminalna została zaplanowana całkiem nieźle i choć dość szybko można się domyśleć, co tak naprawdę wydarzyło się nad wodami kanału La Manche, to pełne jej rozwiązanie zaskakuje. Jest to ten rodzaj zagadki, w której trudno samemu wyciągnąć wnioski, gdyż autor nie dał czytelnikowi wystarczających przesłanek, które pomogłyby w dedukcji. Kluczowym okazały się wyniki analiz przeprowadzonych przez Mac Grady’ego, a je poznajemy dopiero na samym końcu. Co więcej, nie dostajemy nawet informacji, jakie dokładnie dokumenty studiował detektyw, więc obraz wydarzeń, jakie miały miejsce i ich przyczyn pozostaje zaciemniony bardzo długo.
Książkę czyta się całkiem nieźle, choć brakuje jej tej przyjemnej płynności języka, która nie pozwala odłożyć lektury na bok. Nieco też rażące są zawarte w niej błędy językowe, takie jak „dzień dzisiejszy”, czy „poddawanie w wątpliwość”. Na szczęście te błędy nie są nagminne, choć dla purysty językowego będą znaczące i mogą irytować.
„Tajemnica kanału La Manche” to całkiem udany, interesujący kryminał, którego akcja rozgrywa się w latach dwudziestych ubiegłego wieku. To ciekawie wykreowane postacie, które są wystarczająco charakterystyczne, nie będąc przy tym przerysowanymi, czy odrealnionymi. To również spory ukłon w stronę początków lotnictwa, gdyż samoloty mają w tej książce niejedną rolę do odegrania.
Po powieści kryminalne Marka Romańskiego sięgałam już wcześniej w ramach lektury serii wydawniczej „Kryminały przedwojennej Warszawy” ukazującej się nakładem oficyny wydawniczej CM. Ponieważ wspominam je całkiem nieźle, a i lubię czasem sięgnąć po klasyczny kryminał, nie wahałam się zbyt długo i w moje ręce wpadła książka „Tajemnica kanału La Manche”, która ukazała się w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-19
„Maria”, Maria… . Żadnych świętości” to bardzo dobre kontynuacje cyklu. Opisane misje wywiadowcze i kontrwywiadowcze przybliżają kolejne epizody z czasów I Wojny Światowej oraz wzrastającego znaczenia różnych technologii w działaniach wojennych. Nowoczesna flota, czy opancerzone pociągi, kursujące z miejsca na miejsce w bardzo krótkim czasie, stają się technicznym obliczem tej wojny. To również opowieść o starciu dwóch mocnych umysłów, równie bezwzględnych i pozbawionych skrupułów, z jednakim oddaniem dla spawy gotowych na wszystko. I choć głównych bohaterów różni praktycznie wszystko, to jednak chęć zwycięstwa jest w obu identyczna. Możemy się domyślać, że nie była to ostatnia konfrontacja tej dwójki, co sprawia, że niecierpliwie zaczynamy wypatrywać finału.
https://bachaworld.blogspot.com/2021/01/maria-mariazadnych-swietosci.html
„Maria”, Maria… . Żadnych świętości” to bardzo dobre kontynuacje cyklu. Opisane misje wywiadowcze i kontrwywiadowcze przybliżają kolejne epizody z czasów I Wojny Światowej oraz wzrastającego znaczenia różnych technologii w działaniach wojennych. Nowoczesna flota, czy opancerzone pociągi, kursujące z miejsca na miejsce w bardzo krótkim czasie, stają się technicznym obliczem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-12
„Dziwny człowiek. Grzmijcie fanfary zwycięstwa!” to bardzo udana kontynuacja opowieści o wywiadzie w czasie pierwszej wojny światowej. Rozwój i możliwość lepszego poznania bohaterów tylko utwierdza, że ta dwójka spotka się ponownie, by znów nie cofając się przed niczym odnieść zwycięstwo nad przeciwnikiem. Przyjemna forma i wciągająca treść, to wystarczająco dużo, by być z lektury zadowolonym, to że została ona wzbogacona ciekawą oprawą graficzną tylko przemawia na jej korzyść.
https://bachaworld.blogspot.com/2021/01/dziwny-czowiekgrzmijcie-fanfary.html
„Dziwny człowiek. Grzmijcie fanfary zwycięstwa!” to bardzo udana kontynuacja opowieści o wywiadzie w czasie pierwszej wojny światowej. Rozwój i możliwość lepszego poznania bohaterów tylko utwierdza, że ta dwójka spotka się ponownie, by znów nie cofając się przed niczym odnieść zwycięstwo nad przeciwnikiem. Przyjemna forma i wciągająca treść, to wystarczająco dużo, by być z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-08
„Latający słoń” oraz „Dzieci księżyca” to kolejne dwie odsłony „Bruderszaftu ze śmiercią”. Pierwsza wojna światowa, w której ścierają się dwa mocarstwa, w pewnym sensie zostaje sprowadzona do rywalizacji i starcia między dwójką, coraz pełniej kreowanych postaci. Od książki bardzo ciężko się oderwać, a załączone (jak w poprzednim tomie), na koniec każdej opowieści autentyczne zdjęcia z lat w jakich osadzono akcję powieści są ciekawostką, dzięki której tym bardziej można się zanurzyć w świat przedstawiony w książce.
https://bachaworld.blogspot.com/2021/01/latajacy-sondzieci-ksiezyca.html
„Latający słoń” oraz „Dzieci księżyca” to kolejne dwie odsłony „Bruderszaftu ze śmiercią”. Pierwsza wojna światowa, w której ścierają się dwa mocarstwa, w pewnym sensie zostaje sprowadzona do rywalizacji i starcia między dwójką, coraz pełniej kreowanych postaci. Od książki bardzo ciężko się oderwać, a załączone (jak w poprzednim tomie), na koniec każdej opowieści...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Mając w pamięci bardzo dobre wrażenia z lektury „Nocarza” Magdaleny Kozak, z przyjemnością, ale i sporymi oczekiwaniami sięgnęłam po jej najnowszą powieść. Spodziewałam się Urban Fantasy, gdzie pośród współczesnego świata – tytuł sugerował Warszawę pałętają się byty nierzeczywiste. „Minas Warsaw” w sporej mierze takie jest, choć nie zupełnie w sposób w jaki się spodziewałam.
Tym razem Magdalena Kozak porzuciła zupełnie wampiry znane z poprzednich powieści, tworząc świat będący mieszaniną współczesności i klasycznych realiów fantasy. Są w nim więc magowie i smoki, jest też rozkoszny Ameremon – wielki koci demon, będący jednym z członków, niezbędnej w klasycznej powieści fantastycznej, drużyny bohaterów. W fantastycznym świecie zanurzamy się w jakiś sposób podwójnie, gdyż z jednej strony jest on na bieżąco opisywany przez jednego z bohaterów, z drugiej zaś jego wpływ na powieściową rzeczywistość okazuje się nad wyraz realny.
Współczesność w „Minas Warsaw” to przede wszystkim postać Maćka, zwyczajnego administratora sieci komputerowych w miejskim urzędzie. Ma on nieszczęście, a może właśnie szczęście, znaleźć się w samym centrum wydarzeń, gdy na Pałacu Kultury i Nauki ląduje najprawdziwszy smok. Dość szybko jego losy splatają się z postacią Krzyśka – młodego agenta służb specjalnych, wysłanego z misją rozwiązania problemu.
Obaj bohaterowie skonstruowania są na zasadzie kontrastu. Sprawny i pewny siebie, ale obdarzony niezbyt bujną wyobraźnią Krzysiek jest dobrze zapowiadającym się agentem, przed którym kariera leży otworem. Maciek zaś to człowiek, którego określić można mianem nerda. Brak pewności siebie oraz wykonywanie pracy, której nie lubi rekompensuje sobie tworząc fantastyczne światy we własnej wyobraźni. W ramach podobnego kontrastu wykreowani zostali bohaterowie fantastycznego świata: Wędrowiec i Borosar, drobny złodziejaszek i nieudacznik oraz szef tajnych służb, niezwykle sprawny we władaniu bronią.
Bohaterowie to zdecydowanie mocny punkt opowieści, zwłaszcza gdy dodać Amaremona w roli etatowego pieszczocha. Kolejnym całkiem solidnym punktem jest fabuła i pomysł na to jak przenikają się światy. Wiążę się to oczywiście z kreacją rzeczywistości w „Minas Warsaw”, która tylko pozornie jest taka, jak ta nam znana. Niektóre sceny z kolei wydają się zupełnie z innej beczki. Taka zdała mi się scenka starcia bohaterów z grupką łysych chuliganów. Irytującym był też wątek warunkowania, przywodzący na myśl wspomnianego wcześniej „Nocarza”, choć nie zdziwiłoby mnie, gdyby posłużył za kanwę do rozwinięcia historii w kolejnym tomie.
Powieść czyta się bardzo dobrze, cechuje ją niezła dynamika, w której jednak nie zabrakło miejsca i czasu na wykreowanie i wyjaśnienie stworzonego świata. Język nie jest przesadnie skomplikowany, ale nie jest też rażąco prosty. Przewija się tu żargon typowy dla akcji w wykonaniu służb specjalnych, co nie dziwi, biorąc pod uwagę życiorys autorki. Na szczęście nie zdominował on powieści, nie przytłoczył wydarzeń i został podany tak, że jest zrozumiały, Pojawia się też tu nieco pojęć ściśle związanych z fantastyczną częścią świata, jednak ich znaczenia również bez problemu można się domyśleć.
„Minas Warsaw” to przyjemna lektura, przez którą mknie się szybko i sprawnie. Miejscami, zwłaszcza bliżej końca, zdarzały się pewne irytujące momenty, jednak nie rzutowały specjalnie na pozytywny odbiór całości. Magdalena Kozak po raz kolejny udowodniła, że świetnie jej wychodzi mieszanie światów i wprowadzanie do tego, który znamy elementów obcych i fantastycznych.
Mając w pamięci bardzo dobre wrażenia z lektury „Nocarza” Magdaleny Kozak, z przyjemnością, ale i sporymi oczekiwaniami sięgnęłam po jej najnowszą powieść. Spodziewałam się Urban Fantasy, gdzie pośród współczesnego świata – tytuł sugerował Warszawę pałętają się byty nierzeczywiste. „Minas Warsaw” w sporej mierze takie jest, choć nie zupełnie w sposób w jaki się...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to