-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant5 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać423 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać5
Biblioteczka
2024-06-11
2024-06-08
Moist von Lipwig, naczelny poczmistrz w Ankh-Morpork, po raz kolejny zostaje zaznajomiony z „propozycją nie do odrzucenia”, zleconą przez Patrycjusza Havelocka Vetinariego. Tym razem ma usprawnić działanie głównego banku i mennicy narodowej. Po raz kolejny zatem nasz bohater odbędzie metaforyczną podróż do zupełnie innego świata i spróbuje wpłynąć na jego zasady poprzez naturalny spryt i niebiurokratyczne spojrzenie na świat.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że niestety, częściowo mamy do czynienia z odgrzewanym kotletem. Moist natrafi na zupełnie inne sytuacje i będzie mierzyć się z innymi mechanizmami, ale… to już było. Kilka naprawdę dobrych żartów nie ratuje sztampowości tej powieści. O ile „Piekło pocztowe” wnosiło też energię i element rywalizacji z sekarami, w „Świecie finansjery” konflikt z pewną wpływową rodziną w żadnym stopniu nie napędza dynamiki zdarzeń. Romans z Adorą Belle pozostaje na takim samym etapie jak przed wydarzeniami z tej części.
„Świata finansjery” nie można czytać niezależnie. Oczywiście, na upartego *można*, ale w moim odczuciu bez znajomości „Piekła pocztowego”, czytelnik nie odnajdzie się w zależnościach i relacjach między bohaterami. Sir Terry nie wprowadza tu wielu nowości, jest to zatem niejako sequel opowieści o poczcie.
Co ratuje tę powieść? To wciąż świetne pióro Mistrza Pratchetta i to wciąż błyskotliwe przemyślenia na temat społeczeństwo. Dość obszernie zarysowano też fundamenty działania banków, wiarygodności finansowej, depozytów i zabezpieczenia w postaci wymiernych surowców.
Jeśli czytacie Świat Dysku od deski do deski, nie omijajcie „Świata finansjery”. To bardzo zabawnie skrojona podróż poprzez chciwość i potrzeby materialne ludzkości, zazębiające się o politykę. Jeśli Świat Dysku chcecie poznać tylko poprzez najlepsze części, tę możecie ominąć bez utraty znaczącej wiedzy o uniwersum.
Moist von Lipwig, naczelny poczmistrz w Ankh-Morpork, po raz kolejny zostaje zaznajomiony z „propozycją nie do odrzucenia”, zleconą przez Patrycjusza Havelocka Vetinariego. Tym razem ma usprawnić działanie głównego banku i mennicy narodowej. Po raz kolejny zatem nasz bohater odbędzie metaforyczną podróż do zupełnie innego świata i spróbuje wpłynąć na jego zasady poprzez...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-26
W dzisiejszych czasach, w sobie szybkich i znacznie mniej zawodnych mediów elektronicznych, zanika upodobanie do wymieniania się pocztą tradycyjną. W Świecie Dysku rolę listów papierowych praktycznie w całości przejęły wieże nadawcze, zwane sekarami, a jednak do bólu pragramatyczny rządzący Ankh-Morpork lord Vetinari zleca wielokrotnemu przestępcy – Moistowi von Lipwigowi reaktywowanie na w poły martwego Urzędu Pocztowego. Nie mając wielkiego wyboru, nasz bohater, mając za kuratora sądowego golema Pompę, przyjmuje to zadanie, nieoczekiwanie znajdując w nim coś na kształt życiowego wyzwania, które porywa go bez reszty.
Nie sądzę, by Sir Terry wiedział wiele o Polsce, a jednak trudno się nie uśmiechnąć, czytając o hałdach niedoręczonej poczty, nadgorliwym przestrzeganiu regulaminu czy stereotypowo ujętych rodzinach pocztowców. Autor w bardzo uniwersalny, niestety również bardzo prawdziwy sposób obnaża wady działania urzędów publicznych niejako wskazując na to, że dopiero zaangażowanie kogoś spoza systemu, potrafi do tych instytucji wnieść powiew świeżości i ruszyć zastałą machinę biurokracji. Terry Pratchcett odwołuje się też w swojej grotesce do prywaciarzy, a także samej idei demokracji. Wiele uwagi przypisanej jest także manipulacji, wizerunkowi i znaczeniu symboli oraz podobnie jak w „Prawdzie” czy „Kosiarzu” – wiary ludzi w to, w co chcą wierzyć.
W zabawny, na swój sposób mocno przerysowany sposób uderza też w wartość waluty i kolekcjonerstwo. Naprawdę cudownie czytało się fragmenty o zbieraczach szpilek, czy w późniejszym czasie – pocztowych atrybutów. Wspaniale ujęte są sentymentalne aspekty poczty tradycyjnej, bez unikania wyszczególnienia wad tego środka przekazu.
Jak to u Pratchetta bywa, groteska przeplatana jest bardzo wzruszającymi, trafnymi życiowo analogiami, osobistymi tragediami bohaterów oraz błyskotliwą oceną psychologicznych i socjologicznych aspektów społeczeństwa. Główny wątek romantyczny mi zupełnie nie przypadł do gustu. Zamysł autora w tym względzie jest dla mnie raczej jasny, a jednak panna Dearheart wydaje się mi bardzo płaską postacią, której nie potrafię lubić ani nawet żywić wobec niej jakichkolwiek emocji. Widać, że najwięcej uwagi i kreatywności przypadło na tworzenie sylwetki Moista oraz golemów. Spotkamy w tym tomie także przedstawicieli straży miejskiej czy lokalnej gazety, ale są to role epizodyczne.
„Piekło pocztowe” to jedna z lepszych książek sir Terry’ego Pratchetta, do której chętnie wracam. Mimo związku z bohaterami z innych tomów, można uważać ją za względnie niezależną pozycję ulokowaną w Świecie Dysku i polecić ją komuś, kto chce zacząć przygodę z twórczością tego autora. Bo warto go poznać i warto o nim mówić.
Dopóki o kimś się mówi, pozostaje żywy w naszej pamięci.
GNU Sir Terry Pratchett.
W dzisiejszych czasach, w sobie szybkich i znacznie mniej zawodnych mediów elektronicznych, zanika upodobanie do wymieniania się pocztą tradycyjną. W Świecie Dysku rolę listów papierowych praktycznie w całości przejęły wieże nadawcze, zwane sekarami, a jednak do bólu pragramatyczny rządzący Ankh-Morpork lord Vetinari zleca wielokrotnemu przestępcy – Moistowi von Lipwigowi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-06-01
Wieloletnie konflikty mają to do siebie, że ich zarzewie często rozmywa się w pamięci i świadomości jego uczestników i obserwatorów. Bohaterowie tej części Świata Dysku wyruszają to legendarnej Doliny Koom, gdzie rozegrała się słynna bitwa między rasami krasnoludów i trolli.
Nie mogło być inaczej w przypadku tego autora i tej serii – misja Samuela Vimesa i jego towarzyszy nie przebiega tak prosto, jak mogłaby. Okazuje się czymmś zgoła innym – podróżą poprzez przenikające się czasy, metafizyczne rozważania i... rodzicielstwo. Diuk Vimes musi zmierzyć się bowiem nie tylko z obowiązkami dowódcy Straży, ale także autorytetu dla lokalnej społeczności oraz ojca, którym niedawno został.
Powieść bardzo mi się podobała. Konflikty to nieustająco aktualny temat, a poszukiwanie swojej tożsamości w rolach, jakie przyjmujemy to coś o czym lubię czytać. Ciekawie zarysowano relacje między Anguą, Sally (nową bohaterką) i Marchewą, chociaż muszę przyznać, że trochę brakowało mi większego udziału tego trzeciego w fabule tej powieści. Można było nieco więcej zaangażować kapitana i jego krasnoludzko-ludzką naturę w rozwiązywanie sprawy, jednak jego odsunięcie na drugi plan jest najpewniej wynikiem wysunięcia Vimesa na czele. Rozumiem ten zabieg, mimo wszystko.
Czy „Łups!” to powieść mego życia? Nie, ale to bardzo dobra pozycja ze Świata Dysku, skrojona na miarę wielkich umiejętności analitycznych i pisarskich Sir Terry'ego.
Wieloletnie konflikty mają to do siebie, że ich zarzewie często rozmywa się w pamięci i świadomości jego uczestników i obserwatorów. Bohaterowie tej części Świata Dysku wyruszają to legendarnej Doliny Koom, gdzie rozegrała się słynna bitwa między rasami krasnoludów i trolli.
Nie mogło być inaczej w przypadku tego autora i tej serii – misja Samuela Vimesa i jego towarzyszy...
2024-05-19
Jak bardzo prawdziwe są wspomnienia, nasze wyobrażenia i ile może zmienić nasza świadomość podchodzenia do prób, jakie stawia przed nami życie – w kolejnej ze swoich powieści, Sir Terry przyciąga dla czytelnika w każdym wieku nieco nieba, byśmy mogli obejrzeć je pod takim tylko kątem jak chcemy… Zaraz, to je można chwycić? Czemu nie. W końcu najprawdziwsza dla nas magia tkwi w codzienności.
W tej części znów spotykamy się z młodą czarownicą Tiffany Obolałą i chociaż autor proponuje co jakiś czas streszczenia minionych wydarzeń, trudno mi oprzeć się wrażeniu, że może ona wiele tracić w odbiorze czytelnika, który nie zapoznał się wcześniej z „Wolnymi Ciut Ludźmi”, gdzie poznajemy szczegóły zawiązania relacji między główną bohaterką a ludem niebieskich Nac Mac Feeglów czy jej babcią.
Tiffany, znacznie bardziej pewna siebie i świadoma istoty czarownictwa, wyrusza poznać świat poza Kredą i podjąć naukę magii. Życie zaskoczy ją na wielu płaszczyznach, jednocześnie przypominając jej skąd pochodzi i kim jest. Wszystkie doświadczenia mają przygotować młodą wiedźmę na starcie z ulnikiem, zagrożeniem, którego nawet nie widać. Przekonajcie się sami czy spryt i kreatywność będzie kluczem w tej walce, czy też na losach mieszkańców Świata Dysku zaważy coś jeszcze.
Nie jest to moja ulubiona część cyklu i realnie będzie się plasować dość nisko w moim osobistym rankingu pozycji z tej serii. Nac Mac Feeglowie to dla mnie trochę żart na jeden raz i trochę mnie już męczył swoją powtarzalnością i niewyszukalnością. To bardzo proste postacie, którym brakuje tej iskierki zadziornego humoru, jaki mają chociażby także „nieskomplikowani” strażnicy w innym podcyklu. Koncept postaci pani Plask wydawał się ciekawy, ale ostatecznie został poprowadzony również w dość niedbały sposób, porzucający go w pół drogi. Na plus oceniam zmianę charakteru głównej bohaterki, która dojrzewa na naszych oczach i zaczyna coraz bardziej rozumieć osobę babci Obolałej.
Pozycję polecam fanom autora i tym, którzy chcą przeczytać cały cykl lub zapoznać się z wszystkimi losami Tiffany. Ani dorośli, ani młodzież nie odnajdą w niej raczej niczego przełomowego lub nad wyraz wartościowego, a przecież Mistrz Pratchett napisał wiele ciekawszych powieści, nad którymi warto przysiąść.
Jak bardzo prawdziwe są wspomnienia, nasze wyobrażenia i ile może zmienić nasza świadomość podchodzenia do prób, jakie stawia przed nami życie – w kolejnej ze swoich powieści, Sir Terry przyciąga dla czytelnika w każdym wieku nieco nieba, byśmy mogli obejrzeć je pod takim tylko kątem jak chcemy… Zaraz, to je można chwycić? Czemu nie. W końcu najprawdziwsza dla nas magia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-20
W wojnie nie ma niczego wzniosłego. W wojnie nie ma niczego szlachetnego. W wojnie nie ma niczego honorowego.
Na polu bitwy, w błocie, chłodzie, z odciskami na stopach i pustym brzuchem dopominającym się o napełnienie czymkolwiek wszyscy jesteśmy tacy sami, sprowadzeni z piedestału idei do roli walczących o przetrwanie.
W tym tomie przenosimy się do Borogravii, państwa znanego z umiłowania do prowadzenia konfliktów, które argumentują na wszelaki możliwy sposób. Chociaż w powieści pojawia się kilka znanych nam postaci – np. Samuel Vimes czy Angua ze straży albo przedstawiciele gazety Ankh-Morpork, można tę książkę traktować jako względnie niezależne dzieło. Bez znajomości Świata Dysku, umknie nam część smaczków, ale spokojnie zrozumiemy trzon fabuły.
W typowej dla swojej twórczości ogromnej dozie absurdu, tutaj skupionej przede wszystkim na kontekście polityki i religii, jako narzędzia kreującego doktryny społeczne, autor po raz kolejny obnaża schematy, którymi kieruje się społeczeństwo. Stawia nas także przed wieloma ważnymi, w moim odczuciu, pytaniami o tożsamość, samoświadomość i możność decydowania o swoim losie w skali mikro i makro. Dużo uwagi poświęconej jest motywowi oczekiwań ludzi wobec siebie nawzajem, z uwzględnieniem ról jakie są nam narzucone lub sami przybieramy i zmianom w tych oczekiwaniach wobec potencjalnej zmianie ról i okoliczności.
To przede wszystkim także wiecznie aktualna historia o ludziach, którzy decydują o życiu i śmierci innych ludzi. I o ludziach, którzy pozwalają lub muszą na to pozwalać.
Książka w pewnym momencie wrzuca nas w totalne koło absurdu, którego szczegółów nie mogę wam zdradzić, nie psując wam radości z odkrywania tego samemu, jednocześnie stanowiące komediowy ton znany nam ze Świata Dysku, jak też naturalne podbicie kuriozalności sytuacji, w jaką ludzie wtłaczają siebie nawzajem. Autor także praktycznie wprost obnaża hipokryzję, wcale nie wybielając osób, które padają jej ofiarą.
W moim odczuciu jest to jedna z najlepszych książek Sir Terry’ego Pratchetta. Na pewno sięgnę po nią ponownie za jakiś czas.
Dodam jeszcze, że wampir uzależniony od kofeiny skradł moje serce.
W wojnie nie ma niczego wzniosłego. W wojnie nie ma niczego szlachetnego. W wojnie nie ma niczego honorowego.
Na polu bitwy, w błocie, chłodzie, z odciskami na stopach i pustym brzuchem dopominającym się o napełnienie czymkolwiek wszyscy jesteśmy tacy sami, sprowadzeni z piedestału idei do roli walczących o przetrwanie.
W tym tomie przenosimy się do Borogravii, państwa...
2024-04-04
Gdzie kończy, a gdzie zaczyna się sen? Być może śnimy całe życie marząc o tym, co mogłoby się stać, a się nie stało i o tym co zdarzyło w inny sposób, niż zdarzyć by się mogło.
Prawdę zna tylko porcelanowa figurka, którą otrzymałaś od swej babki, niemo obserwująca twoje życie z półki. Ona wie, ona widzi. Pamięta i towarzyszy. Niczego ci jednak nie powie, bo pewnych rzeczy ludziom wiedzieć nie wolno.
„Wolni Ciut Ludzie” to przepiękna opowieść o tradycji i przywiązaniu, przepleciona błyskotliwością Pratchetta, którą wplata on w słowa i wspomnienia dyskowych czarownic. W powieści tej baśniowość i mrok sennych koszmarów oraz ludzkich pragnień płynnie przenika się z realizmem życia pasterskiego i szczyptą polityki feudalnej.
Język niebieskoskórych wojowników, do złudzenia nawiązujących przynajmniej w pewnym stopniu do Szkotów, dla mnie osobiście był bardzo męczący w dłuższym odbiorze. Stanowią oni jednak ważny element historii, łączący w sobie surowość usposobienia i abstrakcję założeń, którymi bohaterowie kierują się na każdym kroku.
Powieść kłania się młodzieży, ale przeznaczona jest dla także dla bardziej doświadczonych w latach osób, które dostrzegą drugie dno i zechcą zanurzyć się w mglistość swojego własnego dzieciństwa.
Gdzie kończy, a gdzie zaczyna się sen? Być może śnimy całe życie marząc o tym, co mogłoby się stać, a się nie stało i o tym co zdarzyło w inny sposób, niż zdarzyć by się mogło.
Prawdę zna tylko porcelanowa figurka, którą otrzymałaś od swej babki, niemo obserwująca twoje życie z półki. Ona wie, ona widzi. Pamięta i towarzyszy. Niczego ci jednak nie powie, bo pewnych rzeczy...
2024-03-03
Nauka płynie z przeszłości. Co powiedzielibyśmy samemu sobie sprzed kilku, kilkudziesięciu lat mając wiedzę taką, jaką mamy dziś? Jak spojrzelibyśmy na przemiany w społeczeństwie?
To co dla jednego pokolenia jest ognistą chwilą przełomu, pełną nadziei i planów, dla przyszłych generacji może stanowić przestrogę, inspirację lub pozostać jedynie rzuconym na wiatr prochem zatartych w pamięci zdarzeń.
Pamiętajmy o tych, którzy walczyli za przekonania. Pamiętajmy o tym, jacy byliśmy.
Pamiętajmy Sir Terrego Pratchetta. Chociaż nie ma go już wśród nas, jego spojrzenie na społeczeństwo pozostaje często bardziej niż aktualne.
Nauka płynie z przeszłości. Co powiedzielibyśmy samemu sobie sprzed kilku, kilkudziesięciu lat mając wiedzę taką, jaką mamy dziś? Jak spojrzelibyśmy na przemiany w społeczeństwie?
To co dla jednego pokolenia jest ognistą chwilą przełomu, pełną nadziei i planów, dla przyszłych generacji może stanowić przestrogę, inspirację lub pozostać jedynie rzuconym na wiatr prochem...
2024-03-04
Pośród istot kolorowego świata pełnego fantazyjnych kształtów i magii kolorów ląduje kosmiczny pojazd ludzkiego grzechu chciwości i pychy. Rasa ludzka nawiązuje kontakt z obcą cywilizacją z ciężkimi butami i bronią wkraczając w nieznany obszar. Gwałt i przemoc oraz brak porozumienia wyzwalają w człowieku agresję i potrzebę walki o przetrwanie.
Kto jednak pozostaje agresorem? Metaforyczna bestia z dzikiej krainy czy człowiek, wkładający rękę w jej paszczę, by dotknąć kła?
A co jeśli stwór uciekł z klatki?
Sama koncepcja „Edenu” porusza bardzo ważny i wiecznie aktualny temat hierarchii społecznej, dyktowanej potrzebami danej grupy. To też opowieść o ciężkim tąpnięciu w radioaktywny, raniący obie strony obszar zakłóconej różnokulturowym kodowaniem komunikacji. Czy genialna?
Nie. Mi niestety, zabrakło w tej powieści czegoś, co wyróżniałoby ją na tle innych historii o nieznanych rasach, lądowaniu na obcej planecie i walki o przetrwanie. Większa część tej historii bazowała na przedzieraniu się przez trudny teren i odpieraniu zagrożeń przez członków załogi. Ostatnie rozdziały bardziej dawały do myślenia i zostawiały już w podświadomości nutę oderwaną od sztampowości pozostałej części powieści, ale dla mnie to trochę za mało.
Podobno od „Edenu” warto zacząć, żeby rozpocząć przygodę z twórczością Stanisława Lema. Jeśli szukacie porządnie napisanej powieści science-fiction, byś może ten wybór Wam podpasuje. Ja oczekiwałam czegoś, co pociągnie moją uwagę lub serce mocniej w stronę tego kawałka świata fikcji, ale niczego takiego nie odnalazłam w tej pozycji.
Pośród istot kolorowego świata pełnego fantazyjnych kształtów i magii kolorów ląduje kosmiczny pojazd ludzkiego grzechu chciwości i pychy. Rasa ludzka nawiązuje kontakt z obcą cywilizacją z ciężkimi butami i bronią wkraczając w nieznany obszar. Gwałt i przemoc oraz brak porozumienia wyzwalają w człowieku agresję i potrzebę walki o przetrwanie.
Kto jednak pozostaje...
2024-03-10
„Astronauci” to pierwsza książka Stanisława Lema i dla mnie akurat niestety – było to mocno odczuwalne podczas lektury.
W powieści mierzymy się z wizją wyprawy na Wenus, która pozostawała w ówczesnym czasie dla ludzi nieokreślonym i niezwykle tajemniczym lądem, dającym pole do popisu wyobraźni i między innymi właśnie twórcom literatury w konwencji science-fiction. Pomysł był ciekawy, a stosowane przez autora porównania do chociażby wspinaczki w Himalajach, potrafiły poruszać wizją podobnych barw, mierzenia się z nieznanym, braku widoczności, do której jesteśmy przyzwyczajeni, czy przekraczania granic własnych możliwości.
Wspomniana już górska opowieść, opisana wcześniej lekcja odpowiedzialności za bezpieczeństwo załogi oraz wreszcie finał, poruszały też tę szukającą empatycznych przekazów stronę mojej natury.
Niestety, dobrnięcie do tych perełek często wiązało się z przegrzebywaniem się przez skrajnie techniczne opisy absolutnie każdej mechaniki czy procesu chemicznego z najdrobniejszymi, niemającymi wiele z literaturą piękną wspólnego szczegółami. Zgaduję jednak, że wobec dziś szerszego dostępu do wiedzy, wtedy takie konstrukcje literackie mogły przywoływać wypieki na twarzy u spragnionych nauki ścisłej młodych umysłów.
Nie jestem przekonana do trzymania tajemnicy obcej cywilizacji aż do absolutnie ostatnich stron powieści i przekazania jej w jednym wielkim wyrzucie informacji. Zostawione przez autora poszlaki, mi akurat nie mówiły niczego na temat możliwego przebiegu wydarzeń na planecie.
Książkę polecam, ale tylko zagorzałym fanom Lema, którzy zdecydują zmierzyć się z szerszym spektrum jego twórczości.
„Astronauci” to pierwsza książka Stanisława Lema i dla mnie akurat niestety – było to mocno odczuwalne podczas lektury.
W powieści mierzymy się z wizją wyprawy na Wenus, która pozostawała w ówczesnym czasie dla ludzi nieokreślonym i niezwykle tajemniczym lądem, dającym pole do popisu wyobraźni i między innymi właśnie twórcom literatury w konwencji science-fiction. Pomysł...
2024-02-08
Waleczna orczyca zarzuca swoje krwawe przygody, żeby założyć kawiarnię.
Brzmi nieco trywialnie, brzmi jak powieść na jesienny deszczowy wieczór, który można miło spędzić przy książce, kubku kawy i zapomnieć się w prostej, przyjemnej historii na odprężenie.
Czy to jednak sedno tej powieści?
Pierwsze strony uderzają brutalnością wizji zarzucanego przez Viv życia na rzecz tego nowo wybranego, a potem czytelnik torpedowany jest raczej nudnawą częścią o zakładaniu biznesu. Najgorszym, co mogłabym w tym momencie zrobić, byłoby porzucenie tej historii, która tak jak kawiarnia, ewoluuje w coś bardzo ciekawego i bardzo nieoczywistego, kiedy tylko pierwsze napary zostają zaserwowane gościom lokalu.
Przede wszystkim „Legends & Lattes” (czytałam w oryginale) to historia o otwieraniu się, bądź nie na drugą osobę. To historia różnorodności, płaszczy i masek jakie przywdziewamy, by przetrwać w społeczeństwie, nie dać się zranić, a jednocześnie dać sobie szansę i zaryzykować. Czy tylko ryzykownym biznesem?
Powieść jak ulubiony dodatek do kawy, przemyca fragmentami otuchy bardzo prawdziwe i surowe emocje, z jakimi będą mierzyć się i w różny sposób okazywać barwni bohaterowie – a w historii jest ich niemało i każdy zasługuje na osobne rozpatrywanie. Nie poznajemy ich do końca, zostając z niedopowiedzeniami i ruchomym cieniem, jaki rzuca za sobą szyld sklepu z łączącym istoty naparem.
A poza tym jest to także bardzo dobra, bardzo urocza powieść na nie tylko jesienny wieczór, który można miło spędzić przy książce i kubku kawy, by zapomnieć się w ich aromacie, głębi oraz pozostawionym na języku posmaku.
Waleczna orczyca zarzuca swoje krwawe przygody, żeby założyć kawiarnię.
Brzmi nieco trywialnie, brzmi jak powieść na jesienny deszczowy wieczór, który można miło spędzić przy książce, kubku kawy i zapomnieć się w prostej, przyjemnej historii na odprężenie.
Czy to jednak sedno tej powieści?
Pierwsze strony uderzają brutalnością wizji zarzucanego przez Viv życia na rzecz...
2024-01-21
Grajek wyprowadzający z miasta gryzonie. Brzmi znajomo? Autor po raz kolejny sięgnął po wzorzec (tym razem baśniowy), by rozbić go na czynniki pierwsze i poskładać ze sobą wedle uznania, tworząc spójną, ale zupełnie różną od pierwowzoru złożoną planszę fabuły, wzbogaconą o jego własne spojrzenie na daną tematykę i świat.
„Zadziwiający Maurycy i jego edukowane gryzonie” to książka pozornie dedykowana młodszym czytelnikom, jednak w mojej ocenie nie jest bardziej infantylna niż treści niektórych części lżejszych serii (np. cyklu o Rincewidzie). W odróżnieniu od na przykład „Świata kupek”, tutaj przekaz jest znacznie bogatszy i odnajdą w nim coś dla siebie zarówno dzieci, jak i dorośli – zwłaszcza ci, którzy pozostają fanami twórczości Sir Terry'ego.
Czym jest samoświadomość? Czym życie w społeczeństwie i zbiorowa odpowiedzialność? Czy można i czy warto przezwyciężać część swojej natury? To tylko niektóre z pytań, z jakimi pozostawia nas powieść. Jak zawsze losy fantastycznych bohaterów – w tym wypadku przede wszystkim gangu szczurów, można odnieść do aspektów życia społecznego i bawić się w duchu konwencją, poprzez szukanie powiązań i ukrytej mądrości. Na dalszym planie znajdują się też wątki poruszane przez ludzkie postacie, takie jak chociażby idea marketingu i tworzenia wizerunku, romantyzm czy trzymanie się utartych konwencji.
Polecam. Bardzo przyjemna lektura dla czytelnika w każdym wieku. Pozwala inaczej spojrzeć na kwestię koegzystowania ze sobą różnych gatunków istot. Książka będzie też gratką dla kociarzy, bo sprytny Maurycy to naprawdę „fajny gość”.
Grajek wyprowadzający z miasta gryzonie. Brzmi znajomo? Autor po raz kolejny sięgnął po wzorzec (tym razem baśniowy), by rozbić go na czynniki pierwsze i poskładać ze sobą wedle uznania, tworząc spójną, ale zupełnie różną od pierwowzoru złożoną planszę fabuły, wzbogaconą o jego własne spojrzenie na daną tematykę i świat.
„Zadziwiający Maurycy i jego edukowane gryzonie” to...
2023-12-16
Myślę, że nie będę daleka od prawdy mówiąc, że „Złodziej czasu” to powieść chaotyczna, pełna wielu dziwacznych w odbiorze zakrzywień i pozornie nie pasujących do siebie elementów. Poszatkowana.
I denerwowało mnie, i nie miało dla mnie sensu. Męczyło momentami.
Aż dotarłam do końca książki i zrozumiałam, że składowe akcji nachodzą na siebie warstwami, Przenikając wzajemnie w myśl idei czasu jako wartości wymyślonej przez człowieka i perspektywy zależnej od punktu odniesienia. Wtedy zrozumiałam, jak błyskotliwa jest to pozycja, jak przemyślana i złożona.
A zakończenie było jednym z najbardziej romantycznych jakie kiedykolwiek przeczytałam
Myślę, że nie będę daleka od prawdy mówiąc, że „Złodziej czasu” to powieść chaotyczna, pełna wielu dziwacznych w odbiorze zakrzywień i pozornie nie pasujących do siebie elementów. Poszatkowana.
I denerwowało mnie, i nie miało dla mnie sensu. Męczyło momentami.
Aż dotarłam do końca książki i zrozumiałam, że składowe akcji nachodzą na siebie warstwami, Przenikając wzajemnie...
2023-12-17
Króciutka powieść z cyklu Świata Dysku, koncentrująca się na aspekcie osiągania przez ludzkość rzeczy pozornie niemożliwych do osiągnięcia.
Koncept ciekawi mnie bardziej niż samo jego wykonanie, ale ten stanowił ładne pociągnięcie wątku Cohena Barbarzyńcy i jego kompanów.
Wspaniałe ilustracje., chociaż trochę ciężko z tego powodu było mi czytać tę książkę w oryginale i na czytniku – nie mogłam posiłkować się wbudowanym słownikiem, a powiększanie czcionki byłoby uciążliwe, więc pozostałam przy malutkich literach.
Króciutka powieść z cyklu Świata Dysku, koncentrująca się na aspekcie osiągania przez ludzkość rzeczy pozornie niemożliwych do osiągnięcia.
Koncept ciekawi mnie bardziej niż samo jego wykonanie, ale ten stanowił ładne pociągnięcie wątku Cohena Barbarzyńcy i jego kompanów.
Wspaniałe ilustracje., chociaż trochę ciężko z tego powodu było mi czytać tę książkę w oryginale i na...
2023-02-09
Sięgając po „Shadows between us” jako jedną z pozycji nominowanych w plebiscycie LubimyCzytać, miałam nadzieję na coś przełomowego i naprawdę dobrego. Jestem graczem gier fabularnych, a intrygi są jednym z ulubionych motywów przewodnich rozgrywek, w jakich uczestniczę. Skuszona opisem, ostatecznie… pozostałam porzucona z potrzaskanymi złudzeniami.
Nie była to dobra pozycja.
Zacznijmy od tego, że nawet jak na pozycję młodzieżową (tak bowiem ją plasuję), jest to powieść, niestety, bardzo nielogiczna. Nie przeszkadzało mi zupełnie to, że dobro nie zawsze musi zwyciężać – wolę, kiedy w powieściach dominuje sprawiedliwość, ale życie takie nie jest, więc ten akurat element nie stanowił dla mnie problemu. Problemem była dla mnie skrajna naiwność i płaskość postaci. Ich motywacje i podejście do siebie nawzajem jawiły się koszmarnie liniowo, a większość decyzji wydawała się zupełnie pozbawiona sensu i niespójna z absolutnie niczym. Bohaterowie nie mieli też absolutnie żadnego instynktu samozachowawczego, chociaż szumnie prawiła o tym praktycznie cała koncepcja i narracja. Największą wagę autorka przywiązała do opisu strojów – widocznie to ją ciekawiło najbardziej. Niestety, to również mnie nie porwało. W obliczu ciągnącej się jak flaki z olejem fabuły, naprawdę nie obchodziła mnie długość rękawiczek głównej bohaterki czy kolor jej sukienki.
Plusy? Chyba tylko przesłanie, że każdy może być panem lub panią swego życia i powinien szukać szczęścia niezależnie od opinii innych na temat tego, jak powinno ono dla nas wyglądać. Niestety, mądry morał przykrywała próżność jednej lub więcej postaci z tej historii, więc i tu wielkiego czaru koniec końców nie ma.
Przeczytałam w ramach wyzwania i nauki języka angielskiego, bo sięgnęłam po tekst oryginalny. Żałuję, że nie zdecydowałam się na zakup czegoś innego. Dawno nie było mi tak bardzo obojętnie nad jakąś książką.
Nie zapamiętam, nie wrócę myślami po napisaniu tej opinii.
Nie polecam. Można znaleźć coś bardziej porywającego.
Sięgając po „Shadows between us” jako jedną z pozycji nominowanych w plebiscycie LubimyCzytać, miałam nadzieję na coś przełomowego i naprawdę dobrego. Jestem graczem gier fabularnych, a intrygi są jednym z ulubionych motywów przewodnich rozgrywek, w jakich uczestniczę. Skuszona opisem, ostatecznie… pozostałam porzucona z potrzaskanymi złudzeniami.
Nie była to dobra...
2023-09-22
Skąd pochodzą bohaterowie? Zewsząd. Dlaczego? Ponieważ zostać może nim każdy, jeśli tylko popchnie go ku temu kapryśne koło przeznaczenia.
Piękny sielski obraz życia na wsi dość szybko zostaje rozdarty przez niespodziewane zagrożenie, a kilkoro żądnych przygód bohaterów powieści, niby hobbici z Shire, muszą udać się w podróż i pokonać roztaczającą się nad światem ciemność.
Uważaj, czego sobie życzysz – jak to mówią. Naruszona nić losu tym mocniej swoimi drganiami napędza kołowrotek losu, a zamiast prostej koszuli pasterza owiec, utkana zostaje szata wojownika.
Autor nawiązuje w powieści do wielu innych, legendarnych wręcz dzieł. Wprawne oko czytelnika wyłapie odwołania chociażby do twórczości Tolkiena, legend arturiańskich czy motywów biblijnych.
Pozycja spodoba się fanom opisów przyrody, bo tych jest tu naprawdę wiele i niekiedy cała akcja staje dęba, żeby czytelnikowi zarysowany został obraz wiejskiej krajobrazu. Zaraz później przyspiesza z pełną mocą, dostarczając wrażeń miłośnikom mocniejszych wrażeń. Mi osobiście bardzo podobał się nurt nieustającego pościgu i motyw osaczenia. Kogo przez co lub przez kogo – tego nie zdradzę, żeby nie psuć zabawy.
Czy książka była według mnie szalenie odkrywcza? Nie. Niemniej, ciekawym rozwiązaniem było wprowadzenie kilku praktycznie równorzędnych bohaterów głównych i jako takie ukrycie potencjalnego „wybrańca” aż do ostatnich stron powieści. Były momenty, które mnie wciągały, były takie, które mnie szalenie nudziły i zmuszałam się do doczytywania kolejnych stron cyfrowego zapisu.
Motyw podróży klimatem bardzo przypominał mi powieść „Miecz Shannary”, więc jeśli spodobała wam się kiedyś ta pozycja, „Oko świata” również może. Nie zniechęcajcie się długimi opisami, nawet jeśli za nimi nie przepadacie. Sama historia jako całokształt jest naprawdę ciekawa.
Skąd pochodzą bohaterowie? Zewsząd. Dlaczego? Ponieważ zostać może nim każdy, jeśli tylko popchnie go ku temu kapryśne koło przeznaczenia.
Piękny sielski obraz życia na wsi dość szybko zostaje rozdarty przez niespodziewane zagrożenie, a kilkoro żądnych przygód bohaterów powieści, niby hobbici z Shire, muszą udać się w podróż i pokonać roztaczającą się nad światem...
2023-08-18
Czym zabić wampira? No wiadomo, że kołkiem! Dodajmy do tego wodę święconą i pamiętajmy się o tym, że krwiopijcy nie przepadają za zapachem czosnku, a znaki religijne budzą w nich dyskomfort. Na słońcu na pewno się spalają i to nie metaforycznie – nabierając ładnej opalenizny.
Co jednak, jeśli wzorem dworskich spiskowców, którzy zażywali małe dawki trucizny, bojąc się ataku ze strony przeciwników, wampir postanowi spróbować polubić czosnek i orzeźwiający smak wody święconej?
Carpe Jugulum to starcie z kulturowymi stereotypami i wierzeniami. Walka tych wyobrażeń i samych ludzi, które je tworzą. Kolejna odsłona cyklu o wiedźmach nie rozczarowuje i wciąga od pierwszych do ostatnich stron, po brzegi upchana zarówno błyskotliwym humorem Mistrza Pratchetta, jak też mądrze wplecionymi odniesieniami do społecznych poglądów i zachowań.
Czym zabić wampira? No wiadomo, że kołkiem! Dodajmy do tego wodę święconą i pamiętajmy się o tym, że krwiopijcy nie przepadają za zapachem czosnku, a znaki religijne budzą w nich dyskomfort. Na słońcu na pewno się spalają i to nie metaforycznie – nabierając ładnej opalenizny.
Co jednak, jeśli wzorem dworskich spiskowców, którzy zażywali małe dawki trucizny, bojąc się ataku...
2023-07-19
Gdzie mógłby trafić prześladowany przech pecha i szczęście zarazem mag Rincewind jeśli nie na pełen dzikich gatunków roślin i zwierząt obcy mu kontynent. Ta powieścią sir Terry Pratchett zaprasza nas na ląd IksIksIksIks, zwany też Czteriksami, która do złudzenia przypomina karykaturę Australii.
Przyznam, że nie jest to moja ulubiona pozycja w serii Świata Dysku, tak jak i od paru tomów zdecydowanie do moich ulubionych linii fabularnych nie należy wątek czarodziejów z Niewidocznego Uniwersytetu. Mam wrażenie, że książki te budowane są według bardzo prostego schematu chaotycznych przygód Rincewinda i zgnuśnienia magów. Może się to trochę przejeść po pewnym czasie.
Powieść to jeden wielki żart na temat wyobrażeń o Australii, a może po części i samej Australii taka, jaka jest naprawdę. Można zaśmiać się prawie do łez przy opisach wszechobecnego symbolu kangura czy wyzwania na strzyżenie owiec.
Pozycja obowiązkowa dla fanów błyskotliwego angielskiego humoru, opcjonalna dla miłośników bardziej wymagającej fabuły i rozwoju relacji między bohaterami.
Gdzie mógłby trafić prześladowany przech pecha i szczęście zarazem mag Rincewind jeśli nie na pełen dzikich gatunków roślin i zwierząt obcy mu kontynent. Ta powieścią sir Terry Pratchett zaprasza nas na ląd IksIksIksIks, zwany też Czteriksami, która do złudzenia przypomina karykaturę Australii.
Przyznam, że nie jest to moja ulubiona pozycja w serii Świata Dysku, tak jak i...
2021-09-12
A na początku był chaos...
Tak jak Tichy, główny bohater powieści, musi odnaleźć się w na nowo w swoim umyśle, potraktowanym kalloktomią (w dużym uproszczeniu – przepołowieniem mózgu), tak czytelnik w pierwszych rozdziałach zostaje rzucony na głęboką wodę poszatkowanej treści. Kolejne części książki, zgodnie z zapowiedzią wspomnianego astronauty, odkrywają kolejne karty i w bardziej uporządkowany sposób opisują przebieg minionych wydarzeń, prowadzących do mniej lub bardziej – zależnie od odbioru – zaskakującego finału.
Proza Lema zazwyczaj bywa wielowymiarowa – nie inaczej rzecz się ma w przypadku „Pokoju na Ziemi”. To powieść o społeczeństwie, zagrożeniach płynących z ludzkich słabości i knowań, ekspansji, technologii, a poniekąd także o wojnie. Na zupełnie innej płaszczyźnie rysuje się też wewnętrzna walka człowieka – i mimowolnie, i przez pewnego rodzaju ignorancję – skłóconego samego ze sobą. Jest to powieść psychologiczna, społeczna o poszukiwaniu tożsamości indywidualnej własnej, obcej oraz zbiorowej. Poprzez wyżej wymienione zabiegi narracyjne, możemy całą tę przygodę przeżywać razem z naszą fabularną ofiarą „przepołowienia” – raz skołowani brakiem wiedzy, raz przepełnieni natłokiem sprzecznych informacji, a jeszcze niekiedy uradowani nowo odkrytym faktem.
Powieści pana Stanisława nie są także czytadłami i trudno czytać je od deski do deski w jeden wieczór. Nie jest to ani minus, ani plus ocenianej przeze mnie książki – raczej wskazówka dla ludzi, którzy udręczeni pracą lub innymi obowiązkami chcieliby sięgnąć po tę twórczość. Czytelnikom, którzy lubią i mają w danej chwili ochotę na gimnastykę umysłu jak najbardziej polecam tę pozycję. Zasiadając do niej dobrze jest posiadać przynajmniej średnią wiedzę z zakresu różnych dziedzin, m.in.: technologii, anatomii, psychologii świata polityki czy kultury i sztuki. Lem przez całą nieomal powieść zręcznie żongluje inteligentnymi żartami oraz innymi poukrywanymi pomiędzy wierszami smaczkami wywołującymi uśmiech na ustach. Powieści najlepiej kosztować będzie osobom dorosłym, myślę że po trzydziestym roku życia, aby w pełni cieszyć się tym, co reprezentuje sobą treść i wychwycić wszystkie oczka, jakie puszcza do czytelnika autor.
Polecam gorąco. Zwłaszcza tym, którzy prozę Stanisława Lema już znają.
A na początku był chaos...
Tak jak Tichy, główny bohater powieści, musi odnaleźć się w na nowo w swoim umyśle, potraktowanym kalloktomią (w dużym uproszczeniu – przepołowieniem mózgu), tak czytelnik w pierwszych rozdziałach zostaje rzucony na głęboką wodę poszatkowanej treści. Kolejne części książki, zgodnie z zapowiedzią wspomnianego astronauty, odkrywają kolejne karty i w...
Piłka nożna w Świecie Dysku? Czemu nie, w końcu ta dyscyplina społeczna i jej środowisko fanów tworzą niejako osobny świat podczas wszelakich mistrzostw. Większe turnieje charakteryzuje poruszenie we wszystkich większych miastach, a emocje rozlewają się pomiędzy widzów na całym świecie. Trudno nie zauważyć tego typu wydarzeń, nawet kiedy pozostajemy sceptyczni wobec tej dyscypliny.
Przeniesienie piłki nożnej do Ankh-Morpork to nie lada wyzwanie, z którym autor świetnie sobie poradził. Przenosząc nas w świat działaczy kibiców, przeniósł nad w bardzo wiarygodną wizję tego, jak krzywe zwierciadło może zilustrować zachowania tego środowiska. Aby podbić wydźwięk humorystyczny i ludzkie przywary, wrzuca w ten koncept najbardziej nieokrzesaną pod względem dyscypliny grupę mieszkańców Dysku – Czarodziejów z Niewidocznego Uniwersytetu.
„Niewidoczni Akademicy” to dobra powieść przygodowa, ale w zasadzie tylko tyle. Historię podbijają motywy Nutta, Glen i krasnoludzkich wybiegów mody, a te związane z piłką, niestety, szybko się nudzą. Może to wynikać z tego, że nie interesuję się tą dyscypliną, ale z drugiej strony – zupełnie nie poczułam się nią zainteresowana przez tę powieść. Wydaje mi się, że kluczowy dla niej temat, autor potraktował bardzo pobieżnie.
„Niewidoczni Akademicy” to podróż w inne, dość hermetyczne środowisko, które autor starał się wykreować na czas tej jednej książki. Jest to pozycja zabawna, lekka, śmieszna, momentami pouczająca, ale też, przynajmniej w moim odczuciu, zupełnie nieintrygująca na dłuższą metę. Większość bohaterów nie przechodzi żadnej realnej przemiany, a jeśli przechodzi – dzieje się to o wiele za szybko i pod koniec nie bardzo jest na co czekać.
Piłka nożna w Świecie Dysku? Czemu nie, w końcu ta dyscyplina społeczna i jej środowisko fanów tworzą niejako osobny świat podczas wszelakich mistrzostw. Większe turnieje charakteryzuje poruszenie we wszystkich większych miastach, a emocje rozlewają się pomiędzy widzów na całym świecie. Trudno nie zauważyć tego typu wydarzeń, nawet kiedy pozostajemy sceptyczni wobec tej...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to