rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Są książki, przez które bardzo trudno przejść. Nie dlatego, że są nudne czy źle napisane, ale dlatego, że pokazują jedną z najtrudniejszych walk, z jakimi człowiek musi się zmierzyć. Jest to walka z samym sobą i uzależnieniami. Gwarantuję, że po tej lekturze nic już nie będzie takie samo. Gotowi na jazdę bez trzymanki? Wsiadajcie, zapraszam w podróż po świecie Jamesa, w którym kiedyś każdy dzień zaczynał się bolesnymi torsjami, a kończył piciem i ćpaniem.

Wielu ludzi uważa, że narkomani to dzieci ulicy, które nic w swoim życiu nie osiągnęły. Nie potrafią zrozumieć, że także ludzie sukcesu, którzy mają rodziny i miliony na kontach wpadają w szpony nałogu. James może i nie był milionerem, ale nie pochodził z patologicznej rodziny, nie brakowało mu niczego. Jednak już od najmłodszych lat zaczyna się uzależniać od alkoholu i narkotyków. W końcu w bardzo złym stanie trafia do ośrodka odwykowego. Myślicie, że chce pomocy? Nie do końca, ale nie chcę za dużo zdradzić. Przetrwanie w tym miejscu okazuje się prawdziwym wyzwaniem. James, choć łamie wiele zasad, postanawia wytrwać w trzeźwości. Zdaje sobie sprawę z tego, że jedną nogą jest już w grobie. Może i nie prowadził idealnego życia, ale nie chce umierać. W ośrodku poznaje wielu ludzi, którzy na zawsze zmienią jego życie. O ich losach możecie poczytać na końcu książki.

Całość recenzji: http://www.artefakty.pl/milion-malych-kawalkow-james-frey/

Są książki, przez które bardzo trudno przejść. Nie dlatego, że są nudne czy źle napisane, ale dlatego, że pokazują jedną z najtrudniejszych walk, z jakimi człowiek musi się zmierzyć. Jest to walka z samym sobą i uzależnieniami. Gwarantuję, że po tej lekturze nic już nie będzie takie samo. Gotowi na jazdę bez trzymanki? Wsiadajcie, zapraszam w podróż po świecie Jamesa, w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Afryka to kontynent, który już chyba zawsze będzie mnie zarówno fascynował, jak i przerażał. Z jednej strony podziwiam to, że tam są jeszcze miejsca, w których życie biegnie tak, jak wiele lat temu. Z drugiej strony przerażają mnie niektóre obrzędy praktykowane w niektórych państwach. Mam na myśli chociażby obrzezanie kobiet. Ta książka porusza jednak inny problem. Pozwólcie mi zabrać się w podróż do 1745 roku.

Wtedy urodziła się narratorka tej powieści, Aminata Diallo. Dziewczynka miała szczęśliwe dzieciństwo. To zmieniło się, gdy skończyła 11 lat. Straciła oboje rodziców i została porwana przez brytyjskich handlarzy niewolników. Udało jej się przeżyć przeżyć podróż przez Atlantyk. Wielu jej współtowarzyszy niedoli nie miało takiego szczęścia. Aminata nigdy nie pogodziła się z tym, że urodziła się jako wolny człowiek i teraz przyszło jej żyć w niewoli. Kiedy zdarza jej się sposobność do ucieczki, wyrusza w długą podróż do domu.

To jedna z tych książek, po przeczytaniu których zapada cisza. Czytelnik zaczyna rozmyślać nad losami bohaterów. Zostali uznani za gorszych, za przedmioty, którymi można handlować tylko dlatego, że mieli inny kolor skóry, żyli na obcym lądzie i nie byli wykształceni. Czy to powód, by zrobić z kogoś niewolnika i pozbawić go godności? Nie sądzę.

Całość recenzji: http://www.artefakty.pl/aminata-sila-milosci-lawrence-hill/

Afryka to kontynent, który już chyba zawsze będzie mnie zarówno fascynował, jak i przerażał. Z jednej strony podziwiam to, że tam są jeszcze miejsca, w których życie biegnie tak, jak wiele lat temu. Z drugiej strony przerażają mnie niektóre obrzędy praktykowane w niektórych państwach. Mam na myśli chociażby obrzezanie kobiet. Ta książka porusza jednak inny problem....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Kobiety mają dziwną tendencję do nieakceptowania innego zdania niż ich własne. Potrafią tak skutecznie nękać ofiarę, aż ta w końcu ulegnie, ale nawet wtedy nie są do końca zadowolone i na wszelki wypadek wietrzą podstęp.”



Zanim opowiem o tej książce, przytoczę pewną anegdotę z mojego życia. Zanim w moim życiu pojawił się pan mąż, umówiłam się na spotkanie z pewnym chłopakiem. Poznałam go przez Internet. W sieci rozmawiało się w porządku. Kiedy na „dzień dobry” powiedział mi, że dał swojej mamie mój numer telefonu, żeby mogła do mnie zadzwonić, gdyby nie wrócił do domu o 21, wiedziałam, że nie spotkamy się po raz drugi. Musiałam jednak wytrzymać spotkanie i wysłuchiwać peanów na temat szanownej mamusi. Masakra. Teraz mi się z tego chce śmiać, ale uwierzcie mi, wtedy mi do śmiechu nie było. Dlaczego o tym wspominam? Bo o takim typie człowieka jest Maminsynek Nataszy Sochy.

Leander wydaje się idealnym mężczyzną. Jest przystojny, zadbany, inteligentny i niezależny finansowo. Nic dziwnego, że Amelia traci dla niego głowę. Jest tylko maleńki problem. Drobnostka. Przyklejona do syna jak rzep do psiego ogona mamusia. Leandrowi ona nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie. To kobieta jego życia, której słowo jest dla niego święte. Wszystkie dotychczasowe kochanki uciekały w końcu od niego w popłochu. W końcu pojawia się Amelia. Jesteście ciekawi, czy uda jej się wyrwać ukochanego ze szponów demonicznej mamusi? Chwytajcie zatem książki w dłoń i przekonajcie się sami.

Całość recenzji: http://www.artefakty.pl/maminsynek-natasza-socha/

„Kobiety mają dziwną tendencję do nieakceptowania innego zdania niż ich własne. Potrafią tak skutecznie nękać ofiarę, aż ta w końcu ulegnie, ale nawet wtedy nie są do końca zadowolone i na wszelki wypadek wietrzą podstęp.”



Zanim opowiem o tej książce, przytoczę pewną anegdotę z mojego życia. Zanim w moim życiu pojawił się pan mąż, umówiłam się na spotkanie z pewnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z twórczością Charlesa Bukowskiego planowałam zmierzyć się już od dłuższego czasu. Ciekawiła mnie siła jego twórczości, którą ukrywał nie tyle w ostrym stylu i wulgarnym słownictwie, ale w prostocie języka i analizie ludzkiej natury, ciekawił mnie również magnetyzm, którym przyciągał do siebie czytelników ( i wciąż przyciąga). Cechą charakterystyczną twórczości Bukowskiego było to, iż autor czerpał inspirację z własnych życiowych doświadczeń, a nie jest tajemnicą, że Bukowski prowadził dość bujne i pełne skandali życie. Często w jego utworach widać człowieka z marginesu społecznego, z niechęcią do ludzi, ale paradoksalnie szukającego związków z nimi. Człowieka z problemami, słabego, dotykającego dna uzależnień.


Factotum to druga powieść w dorobku autora, wydana w roku 1975. Ciekawostką jest, że pierwsze polskie wydanie zostało opublikowane w 2005 roku przez Wydawnictwo Noir sur Blanc. W moje ręce trafił egzemplarz w oryginalnej wersji językowej z roku 2009 wydany pod logiem Wydawnictwa Virgin Books. Powieść jest podzielona na 87 krótkich rozdziałów, które nie są dłuższe niż 2 strony. Co sprawia, że książkę czyta się dobrze i szybko. Jednak mylnie można ocenić, iż książka jest z gatunku „łatwych i przyjemnych”. Na pewno nie jest to książka dla osób o słabych nerwach i lubujących się „w delikatnej literaturze”. Mamy w tej powieści do czynienia z prawdziwą jazdą bez trzymanki – rynsztokowy język, przygodny seks, który wręcz można określić mianem porno, sięganie moralnego dna oraz alkohol, który mógłby być określony mianem istnego sacrum. Remedium na świat i wszystko co się z nim wiąże.

Całość recenzji: http://www.artefakty.pl/recenzja-factotum/

Z twórczością Charlesa Bukowskiego planowałam zmierzyć się już od dłuższego czasu. Ciekawiła mnie siła jego twórczości, którą ukrywał nie tyle w ostrym stylu i wulgarnym słownictwie, ale w prostocie języka i analizie ludzkiej natury, ciekawił mnie również magnetyzm, którym przyciągał do siebie czytelników ( i wciąż przyciąga). Cechą charakterystyczną twórczości...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Murakami nie rozczarowuje - od pierwszych stron książki ma się pewność, kto jest jej autorem. Charakterystyczny styl, specyficzne widzenie rzeczywistości, intrygujące postaci, realizm przeplatający się z fantazją, pogranicze jawy i snu. Świat, który trzeba poznać.

Murakami nie rozczarowuje - od pierwszych stron książki ma się pewność, kto jest jej autorem. Charakterystyczny styl, specyficzne widzenie rzeczywistości, intrygujące postaci, realizm przeplatający się z fantazją, pogranicze jawy i snu. Świat, który trzeba poznać.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Bóg nas nienawidzi to powieść z gatunku „szybkich i na raz”, pełna nie tylko ironii, którą w literaturze wręcz uwielbiam, ale również przysłowiowego carpe diem. Wszystko to zostało opakowane za zasłoną zawiadiackiego, potocznego oraz dynamicznego stylu.

Samą książkę czyta się szybko i dobrze. Nie brak w niej humoru i testosteronu (tak, właśnie tego!). Jednak sama treść nie powala na kolana, a dialogi są bardzo schematycznie pisane, a nawet odważę się na stwierdzenie, że nie przypominają płynnych wypowiedzi, a wręcz są suche i nienaturalne. Sami bohaterowie wydają mi się schematyczni, tak, jakby autor chciał powielać już znane i typowe charaktery, a nie tworzy własnych. Mam wrażenie, że autor chce nam pokazać bohatera „z jajami”, ale wychodzi to dość szczeniacko i podkoloryzowane.

Sama postać nie jest tak barwna jak serialowy odpowiednik, a książka nie oddaje klimatu Californication. Według mnie to czysty przerost formy nad treścią.

W mojej opinii sukces książki jest zasługą nie tylko dobrego chwytu marketingowego i kontrowersyjnie brzmiącego tytułu, ale szumu jaki książka miała wokół siebie. Ciekawostką dla osób, które nie miały styczności z serialem może być to, że książka została napisana przez aktora Davida Duchownego pod nazwiskiem fikcyjnej postaci, która gra w serialu.

Całość recenzji: http://www.artefakty.pl/recenzja-bog-nienawidzi/

Bóg nas nienawidzi to powieść z gatunku „szybkich i na raz”, pełna nie tylko ironii, którą w literaturze wręcz uwielbiam, ale również przysłowiowego carpe diem. Wszystko to zostało opakowane za zasłoną zawiadiackiego, potocznego oraz dynamicznego stylu.

Samą książkę czyta się szybko i dobrze. Nie brak w niej humoru i testosteronu (tak, właśnie tego!). Jednak sama treść...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Eichmann w Jerozolimie: rzecz o banalności zła to książka niezwykle trudna do zrecenzowania. Jak ją ocenić, nie biorąc pod lupę głównego bohatera? Procesu, któremu został poddany? Poglądów autorki? Jest to dzieło z pewnością ważne, które każdy, kto chociaż w najmniejszym stopniu interesuje się holocaustem lub historią narodu żydowskiego przeczytać powinien.

Hannah Arendt urodziła się w 1906 roku w Linden, w Niemczech. Studiowała filozofię, jej rozprawa doktorska traktowała o miłości u świętego Augustyna. Po wybuchu wojny została internowana Gurs, skąd wyemigrowała do USA i tam też zmarła w 1975 roku. Do jej najbardziej znaczących dzieł, prócz Eichmanna w Jerozolimie zalicza się Kondycję ludzką, Wolę czy Korzenie totalitaryzmu. W 1963 roku ukazało się jej dzieło opowiadające o procesie Adolfa Eichmanna, zbrodniarza wojennego, schwytanego przez Mosad w 1960 roku w Argentynie i przetransportowanego następnie do Izraela.

Eichmann w Jerozolimie z pewnością nie jest książką łatwą. Nie tylko ze względu na tematykę, jaką porusza – również ze względu na styl, w jakim została napisana.

Hannah Arendt zaczyna opowieść bardzo obiecująco, ukazując obraz Domu Sprawiedliwości, w którym sądzony był Eichmann. Przedstawia sędziów oraz publiczność procesu, a następnie płynnie przechodzi do opowieści o oskarżonym.
Niestety tutaj może spotkać czytelnika pierwszy zawód. O samym Eichmannie niewiele się z książki dowiemy. Podano, naturalnie, najważniejsze fakty, jak rok i miejsce urodzenia, krótkie biogramy rodziców i macochy, następnie bardzo wyrywkowo przedstawiono dalsze losy głównego bohatera. Oczywiście książka nie miała być biografią Adolfa Eichmanna, ale chcąc rzetelnie oddać sprawiedliwość jego dalszym losom, należałoby poszukać źródeł mówiących o Eichmannie jako dziecku czy nastolatku – o tym, jaki był i czym kierował się w swoich poczynaniach. Dopiero później dowiemy się, że Eichmann wstąpił do partii, ponieważ nie mógł znaleźć sobie lepszego zajęcia, ale to miało miejsce w 1932 roku, kiedy liczył 26 lat. Co działo się wcześniej?

Całość recenzji: http://www.artefakty.pl/recenzja-eichmann-w-jerozolimie/

Eichmann w Jerozolimie: rzecz o banalności zła to książka niezwykle trudna do zrecenzowania. Jak ją ocenić, nie biorąc pod lupę głównego bohatera? Procesu, któremu został poddany? Poglądów autorki? Jest to dzieło z pewnością ważne, które każdy, kto chociaż w najmniejszym stopniu interesuje się holocaustem lub historią narodu żydowskiego przeczytać powinien.

Hannah Arendt...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Każdy czytelnik od czasu do czasu trafia na książkę, która wydaje się być napisana specjalnie dla niego. To jak z różdżkami u Olivandera – nie my wybieramy, ale nas wybierają. Obca, czyli pierwszy tom z cyklu Outlander Diany Gabaldon, jest kolejną powieścią, która mnie wybrała i zaczarowała, i prawdopodobnie będzie taką pozycją także dla znacznej ilości fanów Szkocji, podróży w czasie oraz prozy historycznej.

Historia Claire Randall rozpoczyna się w roku 1945, gdy razem z mężem udaje się na wakacje do Szkocji, aby wspólnie świętować zakończenie wojny oraz odbudować związek nadszarpnięty przez lata rozłąki. Jej czas upływa na suszeniu ziół i poszukiwaniu kolejnych botanicznych skarbów, jemu na wertowaniu starych dokumentów opisujących dzieje jego przodka, kapitana dragonów, Jonathana Randalla. Właśnie zamiłowanie do roślin wpędza Claire w kłopoty – pewnego wieczoru zapuszcza się do kamiennego kręgu, aby zerwać wyjątkowo rzadki okaz, i w wyniku niesprzyjającej kolei losu przenosi się w czasie do roku 1743, gdzie dosłownie wpada na wspomnianego wyżej antenata swojego ukochanego. Ten natomiast bierze, dość roznegliżowaną (jak na standardy XVIII wieku), kobietę za damę lekkich obyczajów. Od losu gorszego od śmierci ratują ją jednak Szkoci, tym samym wplątując ją w sieć intryg politycznych, interesów klanowych oraz miłosny związek, który jednocześnie może okazać się dla niej i ratunkiem, i zgubą.

Diana Gabaldon postawiła przed sobą bardzo trudne zadanie. Napisać jednocześnie erotyczną historię miłosną, powieść fantastyczno-historyczną i szkic stosunków szkocko-angielskich, które w 1745 roku doprowadziły do wybuchu powstania w celu wyniesienia na tron brytyjski pretendenta Karola Edwarda Stuarta. Moim zdaniem wywiązała się znakomicie – wątki przeplatają się cały czas, krzyżują, przerywają się nawzajem i zaczynają od nowa, jak nici w porządnym celtyckim splocie. Nie byłoby podróży w czasie bez rodzinnej historii, romansu bez podróży i powstania, a powstania bez woli Szkotów. Wszystko ma tutaj swój powód, czas i miejsce.

Autorka posiada ten szczególny dar, że nie da się nie lubić nawet tych postaci, które są przeciwnikami głównych bohaterów. Tak, Jonathan Randall jest okrutnikiem i w pewnym stopniu także szaleńcem, ale mimo to da się zrozumieć motywy, jakie nim kierują. Natomiast ci dobrzy nie noszą białych szat, a nad ich głowami nie lśnią aureole. Dla Daugala cel uświęca środki, jego brat jest gotów poświęcić członka własnej rodziny w imię polityki, James jest nadwrażliwy na punkcie swojego ego i lepiej nie wchodzić mu w drogę, gdy wpadnie w szał, a pani Geile jest niezwykle dosadna i zgryźliwa jak na osiemnastowieczną damę. Claire natomiast jest nie tylko narratorką i członkinią niezwykłego trójkąta miłosnego, ale także stanowi dla czytelnika przestrogę, że ocenianie dawnych czasów przez pryzmat aktualnych nie jest najlepszych pomysłem (tak samo jak zapuszczanie się samotnie do podejrzanych kamiennych kręgów po zmroku).

Najważniejszą bohaterką jest jednak nie tyle Claire, co sama Szkocja. W Obcej nie jest to tylko miejsce akcji i tło działań bohaterów. Mamy przed sobą obraz kraju, za którego definicję można by uznać sprzeczność – Szkocja w tej powieści jest dzika i niebezpieczna, jednocześnie stanowiąc przystań i miejsce ucieczki bohaterów; zmysłowa i pociągająca, a dwie strony dalej brutalna i przerażająca; na wskroś katolicka i tak oddana religii przodków jak to tylko możliwe. Czytając, ma się wrażenie, że ziemia, po której stąpa Claire nie tylko oddycha, mówi i słucha, ale także ma swoje humory, miłości i tajemnice. Moim zdaniem właśnie to jest najmocniejszą stroną całej opowiedzianej historii.

Obca to jedna z tych książek, gdzie każdy powinien znaleźć coś dla siebie. To powieść, która pochłania czytelnika, wyciska z niego wszystko, co się da, i nie pozwala o sobie zapomnieć. A wilgotna i deszczowa Szkocja stanowi idealne miejsce ucieczki w letnie upały.

Całość recenzji: http://www.artefakty.pl/recenzja-obca-diana-gabaldon/

Każdy czytelnik od czasu do czasu trafia na książkę, która wydaje się być napisana specjalnie dla niego. To jak z różdżkami u Olivandera – nie my wybieramy, ale nas wybierają. Obca, czyli pierwszy tom z cyklu Outlander Diany Gabaldon, jest kolejną powieścią, która mnie wybrała i zaczarowała, i prawdopodobnie będzie taką pozycją także dla znacznej ilości fanów Szkocji,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Była supermodelką, podziwianą i szanowaną, każdy chciał być na jej miejscu. Miała wszystko, czego tylko zapragnęła, żyła w perfekcyjnym, udawanym świecie, idealnym niczym domek dla lalek. Aż pewnego dnia ptaki zjadły jej twarz.

Każdy, kto chociaż raz sięgnął po utwór autorstwa Chucka Palahniuka wie, że powinien spodziewać się ciężkiej lektury. Znany głównie ze swojej powieści Fight Club: Podziemny krąg, autor nie zwykł przebierać w słowach, a jego ostry styl nie każdemu przypadnie do gustu. Niewidzialne potwory to powieść pełna drastycznych scen i szokujących zachowań bohaterów, którzy nie mając już nic do stracenia szukają akceptacji i spełnienia, które, być może, jest całkowicie nieosiągalne. Porównując ją do innych dzieł autora nie jest to jednak najbardziej drastyczna z jego książek, więc zainteresowanym jego twórczością polecałabym zapoznanie się z nią przed sięgnięciem po inne pozycje, takie jak Udław się.

Akcja powieści rozpoczyna się w dzień ślubu Evie Cottrel, nie jest to jednak wydarzenie jak z bajki: dom panny młodej stoi w płomieniach, a u jej stóp kałuża krwi robi się coraz większa. Na prośbę postrzelonej przez Evie Brandy Alexander, główna bohaterka powieści opowiada, w dość chaotyczny sposób, ich wspólną historię, od pierwszego spotkania w szpitalu tuż po tym, jak główną i bezimienną jeszcze bohaterkę przyjęto z powodu poważnych obrażeń twarzy. Brak chronologii początkowo może być nieco mylący, ale opowieść bardzo szybko zaczyna składać się w całość, trzymając czytelnika w napięciu aż do samego końca.

Niewidzialne potwory to książka z której cytaty można czerpać garściami, każda scena ma sens i znaczenie. Bardzo często wywołuje obrzydzenie, wciągając przy tym jeszcze bardziej. Z pewnością nie jest to powieść, którą można polubić, jest w niej zbyt dużo negatywnych i sprzecznych emocji, niemożłiwych do oceny i usprawiedliwienia. Warto jednak się z nią zapoznać i samodzielnie ocenić.

Całość recenzji: http://www.artefakty.pl/recenzja-niewidzialne-potwory/

Była supermodelką, podziwianą i szanowaną, każdy chciał być na jej miejscu. Miała wszystko, czego tylko zapragnęła, żyła w perfekcyjnym, udawanym świecie, idealnym niczym domek dla lalek. Aż pewnego dnia ptaki zjadły jej twarz.

Każdy, kto chociaż raz sięgnął po utwór autorstwa Chucka Palahniuka wie, że powinien spodziewać się ciężkiej lektury. Znany głównie ze swojej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Napisanie książki o książkach to ciężkie zadanie. Zawarcie w słowach pasji i miłości do literatury wydaje się wręcz niemożliwe do spełnienia, uczucia związane z ukochanym autorem, lub książką są na to zbyt ulotne. Miasto Śniących Książek Waltera Moersa dokonuje jednak tego bez problemu, z łatwością przedstawiając magiczny świat słowa pisanego i wszystkich jego miłośników.

Pochodzący z Twierdzy Smoków Hildegunst Rzeźbiarz Mitów to jeden z najsłynniejszych camońskich pisarzy. Jednak zanim zyskał rozgłos i sławę, stojąc dopiero na progu swej kariery, wyruszył w podróż, mając przed sobą spełnienie jednej tylko misji: chciał znaleźć autora najwspanialszego dzieła literackiego świata. Aby tego dokonać miał zapuścić się nawet w najbardziej niebezpieczne rejony Miasta Śniących Książek: podziemne labirynty pełne niezwykłych książek i polujących na cenne egzemplarze Łowców.
Miasto Śniących Książek to książka, której nie chce się wypuścić z ręki aż do ostatniej strony, albo i dłużej. To przepiękny hołd złożony słowu pisanemu i tym, którzy je kochają. Wydana wraz z ilustracjami autora, przepełniona jest tym, co dla wszystkich pisarzy i czytelników jest najważniejsze. Książkami.

Całość recenzji: http://www.artefakty.pl/recenzja-miasto-sniacych-ksiazek/

Napisanie książki o książkach to ciężkie zadanie. Zawarcie w słowach pasji i miłości do literatury wydaje się wręcz niemożliwe do spełnienia, uczucia związane z ukochanym autorem, lub książką są na to zbyt ulotne. Miasto Śniących Książek Waltera Moersa dokonuje jednak tego bez problemu, z łatwością przedstawiając magiczny świat słowa pisanego i wszystkich jego...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Dobry omen Neil Gaiman, Terry Pratchett
Ocena 7,3
Dobry omen Neil Gaiman, Terry ...

Na półkach:

Co otrzymamy, jeśli skrzyżujemy dwóch autorów znanych z kąśliwych obserwacji życia codziennego, współczesny Londyn, anioły i demony? Apokalipsę, oczywiście.

Niewielu jest, jak sądzę, fanów fantastyki, którym trzeba przedstawiać Terry’ego Pratchetta – autora Świata Dysku, czy Neila Gaimana, twórcy Sandmana, Nigdziebądź i Amerykańskich Bogów. Reputacja autorów jest już więc sama w sobie zachętą do sięgnięcia po efekt ich współpracy – Dobry Omen.

Niełatwo jest być agentem Siły Nadprzyrodzonej na Ziemi – bez względu na to, o którą siłę chodzi. Nikt cię nie rozumie, nikt cię nie docenia, no, może poza agentem strony przeciwnej, który w zasadzie pracuje na tym samym terenie co ty od jakichś sześciu tysięcy lat. Dodatkowo ów agent wydaje się być jedyną osobą, która dostrzega potrzebę utrzymania delikatnej równowagi między stronami, zamiast prowadzenia otwartej wojny – cóż więc, nieuniknionym zdaje się zawiązanie nieoficjalnego sojuszu między stronami, działającego dla obopólnych korzyści.
Zgodnie z przepowiednią Agnes Nutter – jedynej całkowicie wiarygodnej wróżki – świat skończy się w ten weekend, po kolacji. Tyle, że zjazd armii Nieba i Piekła, morza ognia, krwawy księżyc i cała reszta atrakcji związanych z Dies Irae nie wszystkim pasują jako plany na sobotę. Do walki o Ziemię, która całkiem im się podoba (i o ludzkość, która czasem ich przeraża, ale i tak jest ciekawsza, niż niebieskie/piekielne zastępy) stają Azirafal (anioł-bibliofil, prowadzący mały antykwariat, którego książki z zasady nie opuszczają, budzący lęk w instytucjach podatkowych swoją nadludzką sumiennością) i Crowley (były wąż-kusiciel, właściciel Bentleya z 1926 roku, “anioł, który może nie upadł, lecz zsunął się odrobinę za nisko”, autor obwodnicy M25 – najwybitniejszego diabelskiego wynalazku).

Dobry Omen to nie tylko pozycja obowiązkowa dla fanów Pratchetta i Gaimana, ale także świetna propozycja dla tych, którzy jeszcze się z nimi zapoznać nie mieli okazji. Chyba, że ktoś ma tendencję to zbyt poważnego traktowania religii. Szalejącym katolom nie polecam, ironia i poczucie humoru mogą zrobić im krzywdę, a jestem niemal pewna, że autorzy wyrzekną się odpowiedzialności. Cała reszta czytelników – znaczy ci z poczuciem humoru i odrobiną dystansu do świata, powinni się świetnie bawić.

Całość recenzji: http://www.artefakty.pl/recenzja-dobry-omen/

Co otrzymamy, jeśli skrzyżujemy dwóch autorów znanych z kąśliwych obserwacji życia codziennego, współczesny Londyn, anioły i demony? Apokalipsę, oczywiście.

Niewielu jest, jak sądzę, fanów fantastyki, którym trzeba przedstawiać Terry’ego Pratchetta – autora Świata Dysku, czy Neila Gaimana, twórcy Sandmana, Nigdziebądź i Amerykańskich Bogów. Reputacja autorów jest już więc...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wyobraź sobie miasto, tak ogromne, że nie zdołasz zwiedzić go w tydzień, ani nawet miesiąc. Opisywane w niezliczonych książkach, tak sławne, że zmęczenie się nim przyrównane jest wręcz do zmęczenia samym życiem. Co krok usłyszysz tam na ulicy inny język, miniesz setki ludzi, których nie spotkasz ponownie nigdy. Możesz żyć w nim całe życie, bez dostrzegania jego drugiej strony, ale to nie oznacza, że ona nie istnieje. I że któregoś dnia nie wpadnie na ciebie przypadkiem. Na przykład przez Drzwi.

Richard Mayhew to człowiek, któremu nic nie układa się w życiu do końca – nie jest jednak z tego powodu nieszczęśliwy, nie uważa się też za nikogo niezwykłego. Prowadzi wygodne, acz nieco stresujące życie, ale największym zmartwieniem jest dla niego to, jak wypadnie na kolacji z ojcem swojej narzeczonej. Niestety, gdy go spotykamy, Richard Mayhew właśnie rozpoczął swój upadek. A Londyn Pod nie wypuści go tak łatwo.

Całość recenzji: http://www.artefakty.pl/recenzja-nigdziebadz/

Wyobraź sobie miasto, tak ogromne, że nie zdołasz zwiedzić go w tydzień, ani nawet miesiąc. Opisywane w niezliczonych książkach, tak sławne, że zmęczenie się nim przyrównane jest wręcz do zmęczenia samym życiem. Co krok usłyszysz tam na ulicy inny język, miniesz setki ludzi, których nie spotkasz ponownie nigdy. Możesz żyć w nim całe życie, bez dostrzegania jego drugiej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Co łączy japońską mitologię, amatorską botanikę i środkowo europejskie dworce kolejowe? Czy można zawrzeć w jednej opowieści elementy horroru i filozofii, okraszając to wszystko intrygami i zagadką?

Taki właśnie jest Błąd, komiks autorstwa Vojtěcha Maška, na podstawie powieści Marka Šindelka, w którym za stronę graficzną odpowiadali Matěj Lipavský i Pure Beauty.

Gdy Krzysztof Warjak zdecydował się na udział w przemycie cennej japońskiej rośliny, jego życie uległo zmianie, chociaż nawet sam mógł nie być tego świadomy. To właśnie punkt wyjścia, jednak przedstawiona w Błędzie historia nie jest tak prosta, toczy się bowiem równocześnie w kilku miejscach i ramach czasowych, przeplatając się ze sobą i skutecznie gubiąc początek opowieści.
Historia bazowana na powieści Marka Šindelki jest głównym atutem komiksu. Już od pierwszych stron wciąga, w miarę trwania jedynie budując coraz większe napięcie i zaskakując w najmniej spodziewanych momentach. Jej odbiór musi jednak być świadomy, autorzy nie zawsze podają odpowiedzi w oczywisty sposób, a poszatkowana chronologia wzmacnia uczucie zagubienia czytelnika.

Całość recenzji: http://www.artefakty.pl/recenzja-blad/

Co łączy japońską mitologię, amatorską botanikę i środkowo europejskie dworce kolejowe? Czy można zawrzeć w jednej opowieści elementy horroru i filozofii, okraszając to wszystko intrygami i zagadką?

Taki właśnie jest Błąd, komiks autorstwa Vojtěcha Maška, na podstawie powieści Marka Šindelka, w którym za stronę graficzną odpowiadali Matěj Lipavský i Pure Beauty.

Gdy...

więcej Pokaż mimo to