-
Artykuły10 gorących książkowych premier tego tygodnia. Co warto przeczytać?LubimyCzytać1
-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać392
Biblioteczka
2016-06-20
2016-06-19
„Calder. Narodziny Odwagi” - Mia Sheridan
Mia Sheridan, do niedawna jeszcze nieznana w naszym kraju, w ostatnim czasie podbija serca polskich czytelniczek. Autorka z wielkim sukcesem wdarła się na nasz rynek księgarski. Jej powieści są niezwykle klimatyczne i pełne wzruszeń. Swoją serię „Sign of Love”, Mia zapoczątkowała w 2013 roku, wydając debiutancką powieść, zatytułowaną „Leo”. Książka przypadła do gustu Amerykankom, a autorka sukcesywnie zaczęła wydawać kolejne powieści z tej serii. Jej powieść „Bez słów” jeszcze niedawno odniosła wielki sukces na polskim rynku wydawniczym. Moją krótką recenzję na podstawie anglojęzycznej wersji znajdziecie tutaj. Krótko po niej w naszych księgarniach, miałyśmy przyjemność zaopatrzyć się w kolejną - „Stinger. Żądło namiętności” , o której również pisałam na swoim blogu tutaj. Obecnie mam przyjemność podzielić się z Wami moimi przemyśleniami na temat ostatnio wydanej u nas powieści Mii, zatytułowanej „Calder. Narodziny odwagi.”
Krótko na temat fabuły.
Na samym wstępie, autorka przytacza Legendę o Wodniku, co sugeruje, że ten znak zodiaku będzie motywem przewodnim całej powieści. Jeśli czytaliście przeprowadzony przeze mnie jakiś czas temu wywiad z Mią Sheridan (jeśli nie, znajdziecie go tutaj), zapewne wiecie, iż Mia w swoich powieściach próbuje wykreować postaci, które charakteryzują się cechami przypisywanymi danemu znakowi zodiaku i stawia na ich drodze życiowej różne przeciwności. Autorka dobrze się bawi, starając się dokonać dogłębnej analizy psychologicznej swoich bohaterów w obliczu trudów oraz w czasie prób ich przezwyciężania.
Calder jest bohaterem stworzonym na wzór legendarnego Ganimenedesa, który był czczony jako Wodnik. Nasz bohater mieszka i wychowuje się w zamkniętej społeczności, w sekcie, gdzie każdy jej członek ma swoje własne miejsce i nikt nie ma prawa liczyć na to, że zajmie wyższe stanowisko. Wszyscy jej członkowie mają swoje zadania, które wykonują bez szemrania. Nie kontaktują się ze światem zewnętrznym. Tylko przywódcy mają prawo wychodzić poza zamkniętą posiadłość. Calder również miał swoje zadanie, gdyż został mianowany nosicielem wody. Jako mały chłopiec głęboko wierzył w nauki swojego przywódcy, Hektora. Dlatego kiedy poznał małą Eden był przekonany, że jej przeznaczeniem jest zostać żoną Hektora i matką wszystkich współwyznawców, która wraz z mężem poprowadzi ich do krainy szczęścia, do Elizjum.
Jednak z biegiem czasu Calder zauważa w Eden kobietę, której zaczyna pożądać i w której się zakochuje. Od tej chwili ten młody mężczyzna toczy nieustanną walkę pomiędzy tym w co wierzy, a tym czego pragnie. Jak się ta walka zakończy? Przekonajcie się sami, sięgając po lekturę powieści Mii Sheridan „Calder. Narodziny odwagi”.
Powieść pełna wzruszeń.
Mia Sheridan jest znana czytelnikom z tego, iż jej powieści są pełne wzruszeń i nostalgii. Nie brakuje tego również w „Calderze.” Zagłębiając się w fabułę, czytelnik na równi z bohaterami przeżywa chwile bólu, tęsknoty oraz zwątpień, gdyż postaci są tak doskonale wykreowane, że bez trudu możemy się z nimi utożsamiać.
Chylę czoła przed autorką za pomysł umieszczenia akcji w takiej a nie innej scenerii. Ze zgrozą w sercu czytałam o warunkach, w jakich żyją członkowie sekty, pięknie nazwanej przez Hektora Arkadią. Ze wściekłością czytałam o jawnej niesprawiedliwości, jaka w niej panuje. No bo do czegóż to podobne, że zwykli robotnicy żyją w skrajnej nędzy i mogą korzystać tylko z plonów ziemi, a przywódcy mogą korzystać z cywilizowanego świata i z jego dóbr? Jakież emocje czułam, czytając kazania Hektora, który twierdził, że jest ojcem wszystkich członków zgromadzenia, że jest prorokiem, a jego słowa są święte i należy postępować zgodnie z jego widzimisię! Mało tego! Ten człowiek stworzył swoją własną „Świętą księgę”, którą kazał wszystkim czytać tak jak wielu ludzi czyta „Biblię” czy „Koran”. Cała społeczność Arkadii musiała się podporządkować jego woli... Hektor natomiast mógł ich chwalić lub, jeśli w jego mniemaniu zasłużyli na karę, karać, skazując na ból fizyczny i poniżając...
Podsumowanie
Mia Sheridan, moim skromnym zdaniem, jest mistrzynią słowa pisanego. Jej powieści są cudowne! Są doskonale przemyślane od początku do końca. W przypadku „Caldera” już sam prolog wywołał u mnie ogromne zainteresowanie i wprost wbił mnie w fotel. Nie mogłam się oderwać od książki, gdyż przez cały czas miałam nadzieję, że dowiem się w końcu co się stało i dlaczego. Zakończenie natomiast sprawiło, że rozpadłam się na kawałki, a pozbieram się w całość zapewne dopiero po przeczytaniu drugiej części.
Mia Sheridan zastosowała tu narrację pierwszoosobową i oddała w ten sposób głos obojgu bohaterom, dzieląc powieść i przeplatając ją rozdziałami poświęconymi każdemu z nich. Czytelnik z pierwszej ręki dowiaduje się o kolejnych wydarzeniach z życia Caldera i Eden, poznaje ich myśli, odczucia oraz motywy, jakimi się kierują, próbując pokonać przeciwności losu. Dzięki temu zabiegowi autorka dokonała głębokiej analizy psychologicznej kreowanych przez siebie postaci, a czytelnik łatwo może się z nimi utożsamiać.
„Calder. Narodziny odwagi” jest przepiękną powieścią o miłości. Jednak znajdziecie w niej nie tylko to. Jest to również wspaniała opowieść, ukazująca życie w zamkniętej społeczności, zdominowanej przez samozwańczego przywódcę i guru. Z pierwszoosobowej relacji dwójki głównych bohaterów, dowiecie się jak to jest, kiedy człowiek poddawany jest przysłowiowemu praniu mózgu do tego stopnia, że godzi się na jawną niesprawiedliwość, która panuje w sekcie. Z zapartym tchem będziecie śledzić proces dojrzewania Caldera i Eden, kiedy zaczynają zdawać sobie sprawę z tego, że zostali ograbieni z życia i własnej tożsamości, i podejmują decyzję o ucieczce oraz kiedy postanawiają walczyć o wspólną przyszłość.
Powieść Mii Sheridan już od pierwszej strony wzbudza zainteresowanie. Czytelnik nie jest w stanie odciąć się emocjonalnie od opisywanych w niej wydarzeń. Przygotujcie się na to, iż w trakcie lektury „Caldera...” poczujecie całą gamę emocji – od wzruszenia po szok, od zaskoczenia po nienawiść i niechęć. Przygotujcie się na to, iż nie będziecie w stanie oderwać się od tej historii, póki nie przeczytacie ostatniej strony... A po zakończeniu pozostaniecie z uczuciem niedosytu i z niecierpliwością będziecie oczekiwać kolejnej części, która niebawem pojawi się w naszych księgarniach.
Gorąco polecam!
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Septem oraz Grupie Wydawniczej Helion.
Recenzję znajdziecie również na moim blogu: www.literackiswiatjoko.blogspot.com
„Calder. Narodziny Odwagi” - Mia Sheridan
Mia Sheridan, do niedawna jeszcze nieznana w naszym kraju, w ostatnim czasie podbija serca polskich czytelniczek. Autorka z wielkim sukcesem wdarła się na nasz rynek księgarski. Jej powieści są niezwykle klimatyczne i pełne wzruszeń. Swoją serię „Sign of Love”, Mia zapoczątkowała w 2013 roku, wydając debiutancką powieść,...
2016-05-20
„Oblubienice wojny” Helen Bryan
- Przedpremierowo
Wspominałam Wam już, że uwielbiam powieści z historią w tle. Zapewne tak i to nie raz. Z czystym sumieniem mogę to jeszcze raz powtórzyć i zrobię to zapewne jeszcze wiele razy. Jednak największym rarytasem są dla mnie historie osadzone w czasie II wojny światowej, a taką właśnie otrzymałam ostatnio od Wydawnictwa Editio. Swoją drogą, jestem bardzo wdzięczna owemu wydawnictwu za umożliwienie zapoznania się z „Oblubienicami wojny” i to jeszcze przed premierą.
O autorce słów kilka.
Helen Bryan urodziła się w Stanach Zjednoczonych w Wirginii, dorastała w Tennessee, a od wielu lat mieszka w Wielkiej Brytanii, w Londynie. Z wykształcenia jest prawniczką. W 2002 roku napisała biografię Marthy Washington, która została obsypana nagrodami. Powieść „Oblubienice wojny” to wydany w 2007 roku debiut literacki Helen Bryan, zainspirowany prawdziwymi wspomnieniami kobiet, które przyłączyły się do Kierownictwa Operacji Specjalnych, założonego przez Churchilla.
Wciągająca fabuła
Alice, Elsie, Tanni, Evangeline oraz Frances to kobiety pochodzące z różnych stron świata oraz z różnych środowisk. Wybuch II wojny światowej sprawia, że spotykają się w małej wiosce Cromwarsh Priors, w południowo-wschodniej Anglii. Wspólnie stawiają czoła wojennej rzeczywistości, wspólnie pracują dla dobra kraju oraz wzajemnie się o siebie troszczą i pomagają innym ludziom, głównie ewakuowanym z zagrożonego i bombardowanego Londynu kobietom i dzieciom. Pomiędzy bohaterkami rodzi się prawdziwa przyjaźń i kiedy cztery spośród nich spotykają się po pięćdziesięciu latach, wspólnie trafiają na ślad zdrajcy i postanawiają pomścić niewinną śmierć...
Powieść obyczajowa z wojną w tle
„Oblubienice wojny” to przede wszystkim powieść obyczajowa osadzona w Anglii w czasie II wojny światowej. Przedstawiając kolejne bohaterki, autorka dogłębnie analizuje ówczesne obyczaje, panujące w różnych środowiskach społecznych tamtejszych czasów i zabiera czytelnika w podróż do Cromwarsh Priors, gdzie wychowała się Alice Osbourne, do Nowego Orleanu, z którego pochodzi Evangeline Fontaine oraz do Austrii, gdzie wychowała się będąca żydówką Tanni i do Londynu, gdzie poznajemy wywodzącą się z angielskiej arystokracji Frances oraz z pochodzącą z robotniczej rodziny Elsie. Mamy tu więc całą plejadę różnorodnych bohaterek, które dzielą ten sam los, spotykając się w Crowmarsh Priors, a Helen Bryan doskonale buduje ich portrety psychologiczne, dzięki czemu poznajemy ich uczucia oraz motywy, którymi się kierują.
„Oblubienice wojny”, moim zdaniem, jest niezwykle wciągającą powieścią, którą cenię sobie tym bardziej, iż Helen Bryan w głównej mierze skupiła się wątku obyczajowym, ściśle związanym z losami tworzonych przez siebie bohaterek. Poznajemy je jako kobiety, które przejmują w społeczeństwie męskie obowiązki – pracują na roli, organizują ewakuację kobiet i dzieci z bombardowanego Londynu, przyjmują ich we własnych domostwach i opiekują się nimi. Jako kobiety, które chcą być silne i pomocne i które tak jak Frances chcą wstąpić do tajnych służb, bezpośrednio walczących na froncie lub we francuskim ruchu oporu. Jako kobiety, które mimo wojennych zawirowań i wykonywania męskich prac, nadal czują się pełnowartościowymi niewiastami i chcą kochać oraz być kochane.
Autorka raczy nas ogromną ilością szczegółów dotyczących tego, co w czasie wojny w Anglii się jadło, piło oraz jak się ubierano. Co jest ważne... w to wszystko są wplecione informacje dotyczące tego, co działo się wówczas na świecie i na kilka chwil przeniesiemy się do Austrii, Francji oraz do Polski i prześledzimy losy jeńców w obozach koncentracyjnych oraz zostaniemy zszokowani badaniami, które były tam prowadzone na rozkaz Hitlera.
Nie będę się dłużej rozwodzić, ani wymieniać plusów, czy minusów powieści Helen Bryan. Dodam tylko, że jest to naprawdę niezwykle udany debiut literacki, a powieść „Oblubienice wojny” z pewnością podbije serce niejednej czytelniczki. Z pełnym entuzjazmem oraz z czystym sercem polecam, polecam i po trzykroć polecam!
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Editio oraz Grupie Wydawniczej Helion.
www.literackiswiatjoko.blogspot.com
„Oblubienice wojny” Helen Bryan
- Przedpremierowo
Wspominałam Wam już, że uwielbiam powieści z historią w tle. Zapewne tak i to nie raz. Z czystym sumieniem mogę to jeszcze raz powtórzyć i zrobię to zapewne jeszcze wiele razy. Jednak największym rarytasem są dla mnie historie osadzone w czasie II wojny światowej, a taką właśnie otrzymałam ostatnio od Wydawnictwa Editio....
2016-04-07
Nawet nie wiecie jak bardzo wyczekiwałam przesyłki z Wydawnictwa Helion. Kiedy wreszcie do moich drzwi zapukał listonosz z niewielką paczuszką, miałam chęć go ucałować i wyściskać. Oczywiście nie zrobiłam tego, bo biedak by sobie pomyślał, że jestem jakąś wariatką i w przyszłości mógłby omijać mój dom szerokim łukiem. A co było w tej paczuszce? Oczywiście, „Stinger. Żądło namiętności” autorstwa Mii Sheridan – powieść, którą dawno temu czytałam w oryginale, ale z ogromną przyjemnością przeczytałam ją jeszcze raz w naszym rodzimym języku. Musiałam, po prostu musiałam, przeczytać ją jeszcze raz, aby przypomnieć sobie bohaterów i fabułę, aby móc ją dla Was zrecenzować. Uwielbiam tę autorkę. Stąd moja wielka ekscytacja.
O fabule słów kilka.
Główna bohaterka, Grace Hamilton, przybywa do Las Vegas na konferencję studentów prawa. Przewrotny los sprawia, że poznaje tam mężczyznę, który przyprawia ją szybsze bicie serca. To Carson Stinger, gwiazda filmów porno, biorący udział w targach branży erotycznej. Młoda prawniczka i gwiazda porno? Ciekawa kombinacja charakterów. Zwłaszcza, że Grace ma zaplanowane całe życie. Chce być prawniczką, współżyć tylko z trzema facetami, a ostatni z nich ma zostać jej mężem. Carson Stinger burzy wszystkie jej postanowienia. Kilka godzin, które wspólnie spędzają zamknięci w zepsutej windzie, odmieni całe jej życie. Przede wszystkim zrobi coś niespodziewanego. Mianowicie spędzi kilka nocy z Carsonem. Nie spodziewa się jednak, że gwiazda porno skradnie jej serce i sprawi, że jej dotychczas poukładane życie nie jest już takie pociągające.
W czasie krótkiego i płomiennego romansu, okazuje się, że Carson ma wrażliwe serce, które skrywa pod maską. Najpierw pomaga jej pokonać atak paniki w zamkniętej windzie – próbuje odwrócić jej uwagę śpiewem, a później okazuje się niezwykle wrażliwym mężczyzną, wyczulonym na potrzeby partnerki.
Sielanka jednak nie trwa długo i oboje wracają do swoich domów. Oboje nie potrafią zapomnieć o wspólnie spędzonych chwilach w Las Vegas. Oboje zmieniają... no właśnie... co? O tym przekonajcie się sami.
Bohaterowie.
Mia Sheridan, po raz kolejny, stworzyła wspaniałych bohaterów. Niesztampowych choćby dlatego, że połączenie prawniczki i gwiazdy porno już samo w sobie jest bardzo nietypowe i oryginalne. Autorka pokazała, że przeciwieństwa potrafią się przyciągać – dwa różne światy, dwie zupełnie różne osobowości, pozornie nie mające ze sobą nic wspólnego, nieświadomie dążą do tego, aby się w przyszłości połączyć. A czy im się to uda? Nie zwlekajcie za długo z lekturą, aby się tego dowiedzieć.
Mia Sheridan bardzo dobrze zbudowała portrety psychologiczne głównych bohaterów. Czytelnik poznaje ich myśli i uczucia z tzw. pierwszej ręki, gdyż autorka każdy rozdział podzieliła w taki sposób, żeby oddać im głos. Wprowadziła narrację pierwszoosobową, co pozwala poznać motywy zachowań Grace oraz Stingera.
Zwykły romans czy powieść z przesłaniem?
Okładka i podtytuł (którego, prawdę mówiąc, nie ma w oryginalnym wydaniu) sugerują raczej, że dostajemy do ręki lekki romans na jeden wieczór. Nic bardziej mylnego! Romans jest, owszem. Nawet bardzo namiętny, jeśli mam być szczera. Jednak w tej powieści to nie romans jest najważniejszy. Wytrawny czytelnik potrafi się doszukać drugiego dna. Otóż, autorka chce nam przekazać, że każdy może się zmienić, że w każdym tkwi potencjał na zostanie bohaterem! Stinger, gwiazda porno i bawidamek, dowiódł, że to jest możliwe!
Plusy i minusy.
Uwielbiam Mię Sheridan, bez dwóch zdań! Cenię ją za to, że potrafi stworzyć historie doskonałe (Archer, Kyland, Calder). Cenię ją za to, że potrafi tak dobierać słowa, aby zwykły, przygodny romans zmienić w coś wyjątkowego. Cenię ją za dobór słów oraz „smaczne” opisy scen erotycznych (smaczne w sensie nie wulgarne).
W przypadku „Stingera” największym plusem jest pomysł na fabułę i na przesłanie, że każdy może stać się kimś wyjątkowym i wartościowym. Poza tym, muszę przyznać, że spodobał mi się podział, jakiego dokonała autorka. Uważny czytelnik na pewno to wyłapie. Część pierwsza – romans, druga – dojrzewanie i dokonanie zmian w życiu, oczekiwanie, i część trzecia, w której autorka raczy nas wątkiem kryminalnym i z byłej gwiazdy porno tworzy prawdziwego bohatera.
Minusy? Nie ma ich chyba wiele. Głównie jest to trochę zbyt mało rozwinięty wątek kryminalny. Trochę za szybko tu pędziła akcja. Gdyby autorka ją zwolniła, dodając coś więcej, powieść byłaby idealna! A co najważniejsze? „Stinger” nie jest tak poruszający jak „Bez słów”! „Stinger” to świetna powieść, ale nie wydusi z Was tylu łez co Archer. Jednak nie zniechęcajcie, gdyż kolejne książki Mii Sheridan z pewnością Was poruszą, złamią Wam serca i pokażą Wam inny świat!
Polecam! Polecam i jeszcze raz polecam!
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Grupie Wydawniczej Helion S.A.
http://literackiswiatjoko.blogspot.com/2016/04/55-czy-w-zyciu-mozna-wszystko.html
Nawet nie wiecie jak bardzo wyczekiwałam przesyłki z Wydawnictwa Helion. Kiedy wreszcie do moich drzwi zapukał listonosz z niewielką paczuszką, miałam chęć go ucałować i wyściskać. Oczywiście nie zrobiłam tego, bo biedak by sobie pomyślał, że jestem jakąś wariatką i w przyszłości mógłby omijać mój dom szerokim łukiem. A co było w tej paczuszce? Oczywiście, „Stinger. Żądło...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-09-15
Macie chęć wybrać się do pięknej Chorwacji? Co prawda wakacje już za nami, a złota polska jesień już u progu, ale możecie odbyć tę podróż dzięki lekturze debiutanckiej powieści Łukasza Piotra Kotwickiego pod tytułem „Pamiętnik”.
Powieść tę można uznać za mieszankę gatunkową – znajdziecie tutaj wątek kryminalny, przygodowy oraz romans. Jeśli jednak mam być szczera, zakwalifikowałabym ją raczej jako książkę przygodową. Podróż jednego z głównych bohaterów po Chorwacji w poszukiwaniu zaginionej córki przywiodła mi na myśl znany film z 2008 roku z Liamem Neesomem w roli głównej, ale w trakcie czytania stwierdziłam, że nie należy porównywać tej powieści z filmem – moje pierwsze wrażenie było całkiem mylne. Owszem, autor wykorzystał motyw zaginionego dziecka, jednak miał całkiem inny pomysł na rozwój akcji oraz na motywy kierujące bohaterami.
Jednym z głównych bohaterów „Pamiętnika” jest Roman, były policjant, który po przejściu na emeryturę, kupuje Winnebago i wyrusza w podróż po Europie. Od dłuższego czasu przebywa jednak w Niemczech i mieszka na kempingu Blue Rainbow, dorabiając sobie i przyjmując od czasu do czasu zlecenia jako detektyw. Kiedy ma zamiar wyruszyć w kierunku Francji, na kemping przybywa przyjaciel jego córki, oznajmiając, że Zuza wyjechała do Chorwacji i zaginęła. Wspólnie wyruszają do rodzinnego Świebodzina, gdzie dowiadują się od dziadka Zuzy, iż podarował wnuczce stary pamiętnik. Po jego przeczytaniu, dziewczyna porzuciła pracę w Poznaniu i wyruszyła na poszukiwanie skarbu, do którego miał ją zaprowadzić pamiętnik.
Przez pierwsze sto stron akcja toczy się powoli, wręcz leniwie. Poznajemy sylwetki Romana i Krystiana. Autor naświetla nam ich charaktery oraz wartości, którymi kierują się życiu. Dowiadujemy się o fascynacji, jaką czuje Krystian do Zuzy, o problemach związanych z brakiem pracy oraz o konflikcie młodzieńca z ojcem. Śledzimy poczynania Romana jako detektywa, jego przyjaźń z zarządcą kempingu Blue Rainbow oraz kłopoty, w które wpadł obserwując męża swojej niemieckiej klientki. Akcja nabiera trochę tempa, kiedy bohaterowie wyruszają we wspólną podróż najpierw do Świebodzina, a później do malowniczej Chorwacji.
Muszę przyznać, że spodobał mi się pomysł autora, aby wykorzystać motyw chorwackich zabytków, jako kolejnych etapów poszukiwań skarbu oraz przedstawienie akcji w formie podróży, dzięki czemu czytelnik zostaje obdarzony plastycznymi opisami krajobrazu w różnych strefach klimatycznych i kulturowych.
Duży plus muszę przyznać za konstrukcję bohaterów. Łukasz Kotwicki dogłębnie analizuje ich charakter oraz motywy działania. Poświęca im sporo miejsca w swej powieści, a co najważniejsze są to zwykli ludzie, jakich wielu w naszym otoczeniu. Chwilami jednak miałam wrażenie, że Krystian mimo małej kryminalnej przygody, jest zbyt miłym i zbyt dobrze ułożonym młodzieńcem. Brakowało mi w nim trochę brawury i zdania się na żywioł, trochę szaleństwa. Poza tym budując postaci, autor wyraźnie dzieli je na te dobre i te złe – czytelnik od razu się domyśla jaki typ bohatera ma sobie wyobrazić – począwszy od wyglądu zewnętrznego po wewnętrzne zepsucie.
Jeśli chcecie się dowiedzieć, w jakich okolicznościach zaginęła Zuza, jak przebiegały jej poszukiwania oraz jakie niebezpieczeństwa czyhały na bohaterów w czasie ich przygody, i czy opisywany w pamiętniku skarb istnieje, koniecznie sięgnijcie po powieść Łukasza Piotra Kotwickiego.
Podsumowując, „Pamiętnik” Łukasza Piotra Kotwickiego należy uznać za dość udany debiut literacki. Akcja niejednokrotnie zaskoczy czytelna, bohaterzy są nietuzinkowi i nie ma w nich nic nierealnego. Piękne i plastyczne opisy Chorwacji, pobudzają wyobraźnię czytelnika. Jedyne na czym, moim zdaniem, autor powinien trochę popracować, to budowanie dialogów – mogłyby być bardziej wartkie, chwilami miałam wrażenie, iż są trochę sztuczne i mało pomysłowe. Poza tym wątek romansowy pomiędzy dwójką młodych bohaterów, mógłby być odrobinkę bardziej szalony i bardziej uczuciowy. Mimo wszystko uważam, że powieść tę warto przeczytać i przenieść się do pełnej słońca Chorwacji. Polecam ją wielbicielom przygód!
Tę recenzję przeczytacie również na blogu:
www.literackiswiatjoko.blogspot.com
Macie chęć wybrać się do pięknej Chorwacji? Co prawda wakacje już za nami, a złota polska jesień już u progu, ale możecie odbyć tę podróż dzięki lekturze debiutanckiej powieści Łukasza Piotra Kotwickiego pod tytułem „Pamiętnik”.
Powieść tę można uznać za mieszankę gatunkową – znajdziecie tutaj wątek kryminalny, przygodowy oraz romans. Jeśli jednak mam być szczera,...
2015-09-04
Anna Jantar – piosenkarka, żona, matka. Z jakiej rodziny się wywodziła? Jaką była kobietą? W jaki sposób dotarła na szczyt? Nie zastanawiacie się czasem, w jaki sposób rozwinęłaby się jej kariera, gdyby nie zginęła w katastrofie lotniczej? Ile jej piosenek znalazłoby się jeszcze na topie list przebojów?
Pisząc o Annie Jantar, nie sposób nie nucić, któregoś z jej utworów. W mojej głowie przewijają się słowa jednego, zapamiętanego jeszcze z dzieciństwa:
Tyle słońca w całym mieście
Nie widziałeś tego jeszcze
Popatrz, o popatrz!
Szerokimi ulicami
Niosą szczęście zakochani
Popatrz, o popatrz!
Wiatr porywa ich spojrzenia
Biegnie światłem w smugę cienia
Popatrz, o popatrz!
Łączy serca wiąże dłonie
Może nam zawróci w głowie też
Jaka była kariera Anny Jantar? Krótka – odpowie większość z zapytanych. Artystka wiele osiągnęła, zdobyła rzesze fanów. Jej piosenki są śpiewane po dziś dzień. Jednak prawda jest taka, że Anna włożyła wiele pracy, aby stać się ikoną polskiej sceny rozrywkowej. Wiele też poświęciła.
Tym, którzy chcieliby bliżej poznać tę artystkę, polecam jej biografię pod jakże wymownym tytułem, „Tyle słońca. Anna Jantar”, napisaną przez Marcina Wilka.
Chcąc jak najrzetelniej opisać życie i karierę Anny Jantar, Marcin Wilk prowadzi swoiste śledztwo. Podąża śladami artystki, czyta i przytacza w swojej książce wiele tekstów źródłowych – odtajnione akta IPN, pamiętniki, stare gazety, notowania list przebojów. Przesłuchuje archiwalne nagrania radiowe, ogląda stare programy telewizyjne, odsłuchuje liczne wywiady z udziałem Anny i sam rozmawia – zadaje pytania i uzyskuje odpowiedzi od osób, które miały bezpośredni kontakt z piosenkarką; z najbliższą rodziną, przyjaciółmi oraz dziennikarzami i fotografikami. Dlatego też „Tyle słońca” jest uporządkowanym chronologicznie dokumentem, gdzie rok po roku opisane są kolejne etapy kariery i rozwoju Anny.
Czytelnik dowiaduje się z jakiej rodziny pochodziła Anna Jantar, poznaje jej matkę Hannę Szmeterling – kobietę niezwykle silną, która musiała pokonać wiele trudności w życiu. To po niej Ania odziedziczyła charakter i silną wolę, aby dopiąć celu. Dziewczynka ze słuchem absolutnym, młoda pianistka, która zawsze wolała śpiewać i nigdy się nie poddała. Pierwsze sceniczne kroki Anny to szkolne imprezy, a następnie występy z poznańskim zespołem Szafiry jako wokalistka, w końcu dołączyła do zespołu Waganci i poznała swojego przyszłego męża Jarosława Kukulskiego. Od tej chwili jej kariera rozkwita. Jarek pisze dla niej muzykę, a Ania zdobywa rzesze fanów, zachwycających się jej głosem i repertuarem. Oboje podporządkowują się karierze muzycznej.
Książka Marcina Wilka, moim zdaniem nie jest zwykłą biografią, przedstawiającą tylko same fakty z życia Anny Jantar. Autor nie tylko zabiera nas w podróż śladami artystki, ale próbuje nam również pokazać jaka Anna była faktycznie. Liczne wywiady z rodziną, kolegami i koleżankami po fachu ukazują nam charakter żony Jarosława Kukulskiego – miła, sympatyczna, koleżeńska, potrafiąca się odnaleźć na scenie i zdobyć serca słuchaczy, żartobliwa i umiejąca się śmiać z własnych błędów i niedociągnięć, podchodząca z dystansem do samej siebie.
„Tyle słońca. Anna Jantar” jest również wspaniałym obrazem polskiej rzeczywistości. Autor ukazuje nam ówczesne realia, przedstawia kopie listów urzędowych, które pisała Anna, aby móc wyjechać na koncerty i podróżować po świecie. Kopię podań o zezwolenie na budowę domu, gdzie wszystko musiało być umotywowane, gdzie trzeba było wykazać, iż mieszkanie w bloku nie pozwala się rozwijać artystycznie. Pokazuje nam ówczesne trendy w modzie oraz makijażu. Opowie nam o tym, że Anna uwielbiała kapelusze i co na ten temat myślał Leopold Tyrmand. Nawiąże do rodziny Surmacewiczów i wyjaśni nam jaki związek ma ten znany ród z Anną Jantar.
W biografii Marcina Wilka znajdziemy wiele sławnych nazwisk – Maryla Rodowicz, Karin Stanek, Marek Grechuta, Wojciech Mann czy Stanisław Sojka. Dowiemy się w jaki sposób splotły się ich drogi z Anną Jantar i co o niej sądzili.
„Tyle słońca” to podróż po ówczesnym świecie muzycznym. Marcin Wilk sięga do archiwalnych list przebojów, pokazując nam kto był wówczas na topie, jaka muzyka i jakie piosenki były najczęściej słuchane, na jakie koncerty przybywały tłumy. W całą opowieść wplata teksty piosenek Anny Jantar, przedstawiając nam kto napisał słowa, a kto muzykę i jaki aplauz zdobywała nimi Anna. Wyjaśnia, że musiała zrezygnować z bardziej ambitnego repertuaru i skupić się na tym, czego od niej oczekiwała publiczność.
Opowieść Marcina Wilka zaczyna się na cmentarzu i na nim się również kończy. Wstępem jest wspomnienie grobu artystki oraz ukazanie, iż pozostaje w pamięci wielu ludzi. Dalej autor skupia się na jej pochodzeniu, na rozmowie z matką Anny Jantar, wspominającej swoją rodzinę, ciężkie czasy II wojny światowej, życie w pierwszych latach komunistycznej Polski aż do narodzin Anny. Następnie przedstawia wyniki swojego dziennikarskiego śledztwa i krok po kroku, rok po roku przedstawia sukcesy i porażki artystki, wplatając w to wspomnienia znajomych i innych sławnych postaci i próbując obiektywnie przedstawić nam jej charakter. Na końcu pisze o tęsknocie Anny Jantar za córką w czasie pobytu w Stanach Zjednoczonych, aż do pamiętnego dnia, w którym Anna wsiała do samolotu… i zginęła.
„Tyle słońca. Anna Jantar” jest lekturą chyba dla każdego. Tym bardziej, że znaleźć w niej można wiele zdjęć artystki oraz zdjęć pisanych przez nią odręcznie listów, podań i notatek. Wierzę, że po przeczytaniu książki Marcina Wilka, lepiej poznamy samą Annę – jej karierę, charakter oraz to, czym się w życiu kierowała i co było dla niej najważniejsze.
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję portalowi sztukater.pl.
Tę recenzję znajdziecie również na blogu:
www.literackiswiatjoko.blogspot.com
Anna Jantar – piosenkarka, żona, matka. Z jakiej rodziny się wywodziła? Jaką była kobietą? W jaki sposób dotarła na szczyt? Nie zastanawiacie się czasem, w jaki sposób rozwinęłaby się jej kariera, gdyby nie zginęła w katastrofie lotniczej? Ile jej piosenek znalazłoby się jeszcze na topie list przebojów?
Pisząc o Annie Jantar, nie sposób nie nucić, któregoś z jej utworów. W...
Powieścią „Czułe słówka” Wydawnictwo Prószyński i S-ka otwiera nową serię książek, które stały się inspiracją dla kultowych dziś adaptacji filmowych. Film o tym samym tytule został wyreżyserowany przez Jamesa L. Brooksa w 1983 roku i zdobył aż 11 nominacji do Oscara. Wystąpiła w nim plejada gwiazd, między innymi: Shirley McLaine, Debra Winger oraz Jack Nicholson. Ekranizacja jest na tyle znana, że gro osób ją widziało. Film powstał na podstawie książki napisanej przez amerykańskiego pisarza Larry’ego McMurtry.
Powieść tę czytałam już kilka lat temu, ale z ogromną przyjemnością do niej wróciłam, aby przypomnieć sobie cudownych bohaterów tej jakże zabawnej historii.
Główną postacią jest tu Aurora Greenway, pięćdziesięcioletnia kobieta, która w egoistyczny sposób podchodzi do życia i wręcz tyranizuje swoją dorosłą już córkę Emmę, zarzucając dziewczynie, że źle się ubiera, że powinna przejść na dietę, że jest zaniedbana, a jej włosy są nijakie, że źle wybrała męża, a kiedy dowiaduje się, że córka jest w ciąży, wpada w czarną rozpacz:
„– Kto mnie teraz zechce? – płakała Aurora. – Który mężczyzna zechce ożenić się z babką? Gdybyś zaczekała, póki sobie kogoś nie znajdę. (…) Stracę wszystkich konkurentów! – krzyknęła w ostatnim porywie buntu.”
Jak się ułożą relacje matki i córki? Jak potoczą się losy tych dwóch kobiet? Dowiecie się tego, czytając powieść Larry’ego McMurtry.
Postać Aurory Greenway dominuje i jest genialnie stworzona. Czytelnik nie pozostaje obojętny wobec tego, co ta kobieta robi i mówi. Jej dialogi są pełne życia i skonstruowane z ogromnym poczuciem humoru autora. Aurora to kobieta silna, lubiąca mieć ostatnie słowo, niezależna i kapryśna, rozpaczająca, że zostanie babcią i żaden mężczyzna jej nie zechce, choć ma tabun zalotników. Aurora to kobieta niezwykle towarzyska, lubiąca brać czynny udział w życiu innych, aby podbudować własne ego i czuć się potrzebną. Mimo swoich wad i kaprysów stara się być jak najlepszą matką i dzieli się z córką swoim doświadczeniem i swoimi czasem zrzędliwymi uwagami próbuje przekazać jej własne życiowe mądrości.
Pozostali bohaterowie przy Aurorze Greenway wydają się mdli niewyraźni. Żaden z nich nie jest w stanie przebić tej egocentrycznej kobiety. Córka Emma, sprawia wrażenie zahukanej przez matkę nastolatki, mimo że w rzeczywistości jest przecież mężatką i dorosłą kobietą, a zalotnicy starszej pani giną w tle Aurory. Chyba tylko Generał Hettor Scott mógłby z nią konkurować, ale, oczywiście, Aurora jest niezrównana i nie da sobie przysłowiowo „w kaszę dmuchać”, gdyż niestraszne są jej wizje konkurenta szturmującego czołgiem jej dom.
Autor „Czułych słówek” stworzył genialne dialogi, które całkowicie pochłaniają czytelnika i przenoszą go do opisywanego świata – są pełne życia, polotu i ogromnego poczucia humoru. Nie sposób przejść obojętnie obok słownych utarczek Aurory z córką, z gosposią Rosie czy z Generałem. Są tak zabawne, że wywołują uśmiech na twarzy czytającego.
„Czułe słówka” to powieść, której się nie zapomni – pozostanie w nas na długo. To książka o konflikcie pomiędzy matką, a dorosłą już córką, o dwóch kobietach, które mimo ciągłych utarczek, są ze sobą bardzo mocno związane emocjonalnie.
Powieść Larry’ego McMurtry trudno zakwalifikować do jednego gatunku literackiego. Przede wszystkim jest powieścią obyczajową. Zawiera jednak w sobie również cechy komedii, romansu oraz dramatu. Może właśnie dlatego jest tak błyskotliwa i nieszablonowa, a co najważniejsze żadna z tych cech gatunkowych nie jest przesadzona. Autor potrafił tę historię opowiedzieć w taki sposób, aby zachować idealną równowagę, dzięki czemu „Czułe słówka” zyskują na wartości w oczach czytelnika.
Polecam przeczytanie tej powieści wszystkim – zarówno tym, którzy mieli przyjemność obejrzeć jej ekranizację oraz tym, którzy jej nie widzieli. Przeczytajcie ją chociażby dla samej Aurory, gdyż, moim zdaniem, naprawdę warto.
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję:
portalowi Sztukater.pl
Tę recenzję możecie przeczytać również na moim blogu: www.literackiswiatjoko.blogspot.com
Powieścią „Czułe słówka” Wydawnictwo Prószyński i S-ka otwiera nową serię książek, które stały się inspiracją dla kultowych dziś adaptacji filmowych. Film o tym samym tytule został wyreżyserowany przez Jamesa L. Brooksa w 1983 roku i zdobył aż 11 nominacji do Oscara. Wystąpiła w nim plejada gwiazd, między innymi: Shirley McLaine, Debra Winger oraz Jack Nicholson....
więcej mniej Pokaż mimo to
Na jak wielkie poświęcenie jesteście w stanie się zdobyć, aby ratować bliską Wam osobę? Wyruszylibyście w nieznane, aby wziąć udział w Piekielnym Wyścigu i zdobyć lekarstwo dla kogoś kogo kochacie – w wyścigu, w którym jesteście zdani tylko na siebie i na swoją pandorę? O takim właśnie poświęceniu pisze Victoria Scott w powieści zatytułowanej „Ogień i woda”.
Tella, jest zbuntowaną nastolatką, która jest zła na rodziców, iż przeprowadzili się na odludzie. Wcześniej mieszkała w Bostonie. Uwielbiała to miasto, miała tam wielu znajomych i prowadziła bujne życie towarzyskie. Jednak po tym, jak zachorował jej starszy brat, Cody, rodzice podjęli decyzję o przeniesieniu się do jakiejś Zapadłej Dziury w Montanie. Tella tęskni za szkołą, za przyjaciółmi i za dużym miastem. Tymczasem, od ponad roku jest skazana tylko na towarzystwo własnych rodziców i coraz bardziej wyczerpanego chorobą brata.
Jednak pewnego dnia znajduje w pokoju tajemniczą przesyłkę, a w nim małe urządzenie, wyglądające jak aparat słuchowy. Włożywszy je do ucha i nacisnąwszy na migający, czerwony przycisk, odsłuchuje taką wiadomość:
„Jeżeli słyszysz tę wiadomość, to znaczy, że zostałaś zaproszona do uczestnictwa w Piekielnym Wyścigu. Wszyscy uczestnicy muszą zgłosić się w ciągu czterdziestu ośmiu godzin, żeby wybrać sobie pandorę do pomocy. (…) Piekielny Wyścig trwa trzy miesiące i obejmuje cztery ekosystemy: pustynię, morze, góry i dżunglę. Nagrodą dla zwycięzcy będzie lek – remedium na każdą chorobę dla jednej, wybranej przez niego osoby.”
Od tej chwili Tella robi wszystko, aby wziąć udział w tym wyścigu i zdobyć lekarstwo dla Cody’ego. Od tej chwili zaczyna niebezpieczną przygodę i przystępuje do gry – po cichu wymyka się z domu i jedzie w wyznaczone miejsce, walczy o zdobycie pandory, a następnie poddaje się obowiązującej regule i łyka zieloną kapsułkę, po której zasypia. Po przebudzeniu, orientuje się, iż pierwszym etapem wyścigu jest dżungla.
Jak sobie poradzi w ekstremalnych warunkach, w których musi nie tylko przetrwać, ale w odpowiednim czasie dotrzeć do wyznaczonej bazy, aby ukończyć pierwszy etap wyścigu?
Przeczytawszy pierwsze rozdziały, obawiałam się, że główna bohaterka będzie trochę denerwująca, gdyż sprawiała wrażenie osoby naiwnej i zapatrzonej w siebie. Jednak w miarę rozwoju akcji byłam pod coraz większym wrażeniem jej postawy i odwagi. Mimo braku doświadczenia i jakichkolwiek predyspozycji do przetrwania w trudnych warunkach, stara się dotrzeć do celu. Kiedy wykluwa się jej pandora, która ma być jej pomocnikiem, dba o nią jak o najlepszego przyjaciela – chroni przed innymi pandorami, dzieli się z nią jedzeniem… Jestem „zwierzolubem”, więc taka postawa Telli ujmuje mnie za serce.
Victoria Scott wprowadza narrację pierwszoosobową – historia jest opowiadana przez główną bohaterkę, Tellę. Wszystkie uczucia i obawy związane z wyścigiem pochodzą od niej i nadają mu realizmu.
Oczywiście w powieści Victorii Scott nie mogło zabraknąć bohatera męskiego – wysokiego, dobrze zbudowanego i nieco tajemniczego chłopaka, który świetnie radzi sobie w ekstremalnych warunkach i pomaga Telli. Bierze udział w wyścigu dla lekarstwa, ale nie tylko… Nie zdradzę jednak, dlaczego… Dowiecie się tego, kiedy sięgniecie po książkę i zagłębicie się w jej lekturze.
Jestem pewna, że „Ogień i woda” spodoba się nie tylko młodym czytelnikom. Ja nie należę już do najmłodszych, a czytałam ją jednym tchem. Przede wszystkim dlatego, że jest to dobrze napisana historia przygodowa, a bohaterka – narratorka w niektórych sytuacjach przekazuje nam ją z pewną dozą humoru.
Na uwagę zasługuje również przepiękna okładka – oszczędna w szczegółach, bez zbędnych ozdób, adekwatna do tytułu. Patrząc na nią ma się wrażenie, że czerwone płomienie żyją i płoną, woda płynie, bulgoce, a pomiędzy nimi unosi się białe, czyste i lekkie piórko. Czarne tło jest dopełnieniem. Dla samej okładki aż chce się sięgnąć po tę powieść. Polecam!
Za możliwość przeczytania powieści dziękuję portalowi sztukater.pl
Tę recenzję przeczytacie również na moim blogu: www.literackiswiatjoko.blogspot.com
Na jak wielkie poświęcenie jesteście w stanie się zdobyć, aby ratować bliską Wam osobę? Wyruszylibyście w nieznane, aby wziąć udział w Piekielnym Wyścigu i zdobyć lekarstwo dla kogoś kogo kochacie – w wyścigu, w którym jesteście zdani tylko na siebie i na swoją pandorę? O takim właśnie poświęceniu pisze Victoria Scott w powieści zatytułowanej „Ogień i woda”.
Tella, jest...
2015-08-21
W szkole zawsze lubiłam historię, a szczególnie historię starożytną. – Starożytny Egipt, Rzym, Mitologię. Pamiętam jak wyprzedzałam myśli nauczyciela i wtrącałam się w prowadzenie wykładu, zadając pytania o ciekawostki lub o szczegóły, których nie było w podręcznikach, a znalazłam w różnych książkach czy biografiach. Oczywiście, w którymś momencie mój kochany pan S. się wkurzył i obsypywał mnie dodatkowymi pracami domowymi i referatami. Od tego czasu minęło już ponad dwadzieścia lat, a moja miłość do historii trwa nadal. Dlatego też obecnie z sentymentem sięgam po powieści z historią w tle, takie jak „Tajemnice królów” Victorii Gische.
Autorką jest kobieta, mieszkająca na obczyźnie – ślązaczka, ukrywająca się pod pseudonimem Victoria Gische. Z wykształcenia historyk, więc opisywane przez wydarzenia mają swe pokrycie na kartach historii.
Akcja „Tajemnic królów” toczy się w czasach XVIII dynastii. Pierwsze rozdziały są wprowadzeniem do dalszej części i opisują sytuację polityczną po śmierci Echnatona, którego znamy z poprzedniej powieści Victorii Gische „Kochanka królewskiego rzeźbiarza” (pisałam już o niej tutaj i na blogu). Autorka pokrótce wspomina o reformie religijnej, wprowadzonej przez owego króla oraz o buncie kapłanów, walczących o przywrócenie dawnego porządku. Poznajemy krótkie panowanie syna Echnatona, Tutanchamona i jego następcy Aja. Później na tron wstępuje Horemheb, który chce wyjaśnić zagadkę śmierci młodego Tutanchamona oraz jego zaginionej żony, księżniczki Anchesenamon. Od tej chwili jesteśmy świadkami mozolnego i trudnego śledztwa, prowadzonego przez jednego z żołnierzy Shardana.
Shardan jest młodym człowiekiem z niezbyt chlubną przeszłością, ale na tyle odważnym, że bez zastanowienia ratuje przyszłą małżonkę Horemheba i udziela pomocy jej orszakowi w czasie burzy piaskowej. Dzięki temu bohaterskiemu czynowi, staje się najbardziej zaufanym żołnierzem króla i zostaje mu powierzona misja rozwikłania zagadki związanej ze zniknięciem księżniczki Anchesenamon. Latami wędruje z miejsca na miejsce, aby przybliżyć się do rozwiązania powierzonego mu zadania.
Oczywiście, tak samo jak w poprzedniej książce tej autorki mamy wątek miłosny, który doskonale dopełnia opowieści i nie dominuje akcji, a w zasadzie dwa takie wątki – miłość króla Horemheba do swej małżonki, Amenii oraz rodzące się uczucie pomiędzy Shardanem, a damą dworu królowej, Poeni.
Powieść Victorii Gische jest powieścią wielowątkową, akcja dzieje się w kilku miejscach jednocześnie, dotyczy kilku bohaterów i porusza kilka problemów. Oczywiście najważniejszym elementem jest tutaj prowadzone przez Shardana śledztwo. Jednak autorka wplata w nie inne wątki, takie jak: zdrada, pycha, rządza władzy, obłuda kapłanów oraz problem miłości pomiędzy bratem i siostrą (kazirodztwo), który według Shardana jest do przyjęcia pomiędzy rodzeństwem z rodzin królewskich, ale propozycja własnej siostry Kyrene budzi w nim odrazę.
Tych, którzy czytali poprzednią powieść Victorii Gische, z pewnością ucieszy fakt, iż w „Tajemnicach królów” spotykamy się również z bohaterami „Kochanki królewskiego rzeźbiarza” – Dżehutimesem oraz Tatu-Hepą. Są tutaj postaciami drugoplanowymi, ale doskonale wtapiają się w wydarzenia „Tajemnic…”.
„Tajemnice królów” przenoszą czytelnika w czasy Starożytnego Egiptu, a dzięki wyważonym, ale wyczerpującym opisom poznajemy ówczesne zwyczaje oraz wszechobecne intrygi i zepsucie moralne. Moim zdaniem bohaterowie są troszkę za mało wyraziści, ale być może taki właśnie był zamiar autorki. Możliwe, iż nie chciała, aby czytelnik nie skupiał się na samych bohaterach, ale na wydarzeniach, które w tej powieści grają rolę najważniejszą – aby pokazać obłudę kapłanów oraz zwrócić uwagę, iż władza królewska nie gwarantuje nietykalności i każdy, nawet najlepszy władca może zostać „usunięty z pola”, jeśli kapłani tego zapragną.
Czy warto przeczytać tę książkę? Odpowiem szczerze – tak! Mimo że „Kochanka królewskiego rzeźbiarza” bardziej przypadła mi do gustu, to nie żałuję czasu poświeconego na przeczytanie „Tajemnic…” i z pewnością sięgnę po następną powieść pani Gische. Mam nadzieję, że poznam dalsze losy Shardana i jego siostry Kyrene, gdyż zakończenie „Tajemnic…” pozostawia we mnie pewien niedosyt. Czyżby autorka planowała kontynuację? Przeczytajcie ostatni fragment i powiedzcie, czy się mylę:
„Odczekała, aż jedzenie zostanie położone na ziemi. Kiedy odgłos oddalających się kroków ucichł, rzuciła się na chleb i wodę. „Musisz żyć Kyrene, musisz żyć” – powtarzała z każdym kolejnym kęsem. Zemsta jeszcze się nie dopełniła. Wszystko jeszcze przed tobą.
Ciszę lochów zmącił głośny, szyderczy śmiech uwięzionej kobiety.”
Za możliwość przeczytania dziękuję portalowi sztukater.pl
Tę recenzję przeczytacie również na moim blogu: www.literackiswiatjojko.blogspot.com
W szkole zawsze lubiłam historię, a szczególnie historię starożytną. – Starożytny Egipt, Rzym, Mitologię. Pamiętam jak wyprzedzałam myśli nauczyciela i wtrącałam się w prowadzenie wykładu, zadając pytania o ciekawostki lub o szczegóły, których nie było w podręcznikach, a znalazłam w różnych książkach czy biografiach. Oczywiście, w którymś momencie mój kochany pan S. się...
więcej mniej Pokaż mimo to
Na rynku wydawniczym jest wiele książek o miłości. Większość z tych historii daje czytelnikowi szczęśliwe zakończenia. Ostatnio dzięki portalowi sztukater.pl miałam przyjemność przeczytać jedną z najlepszych książek, jakie do tej pory czytałam. Historię, która jest obrazem trudnej, umierającej miłości. Jest to powieść „Tuż za rogiem” Magdaleny Kawki i Roberta Ziółkowskiego.
Już sam tytuł sugeruje, iż będzie to opowieść o czymś, co może wydarzyć się w każdym miejscu i w każdej chwili. Sugeruje, iż czytelnik otrzyma historię na tyle prawdopodobną, aby utożsamiać się z bohaterami lub znaleźć podobną w swoim najbliższym otoczeniu, wśród znajomych i sąsiadów.
Cóż takiego sprawia, że powieść Magdaleny Kawki i Roberta Ziółkowskiego wywarła na mnie tak ogromne wrażenie, że długo o niej nie zapomnę? Otóż zwyczajność i autentyczność bohaterów – ta historia może się przydarzyć również mnie. Ta historia pobudza mnie do refleksji i do zastanowienia się nad moim własnym małżeństwem… Dlaczego? Ponieważ ukazuje miłość z każdej strony – zarówno dobrej jak i złej. Ukazuje oddalających się od siebie małżonków – z biegiem lat coraz bardziej i bardziej. Małżonków, którzy zostają przytłoczeni przez prozę codziennego życia, aż w końcu zapominają o uczuciach, które kiedyś ich łączyły.
„Tuż za rogiem” to opowieść o Tomku i Monice, wiodących wspólne, małżeńskie życie od dwudziestu lat. Kiedyś byli w sobie bardzo zakochani i nie potrafili bez siebie żyć. Pobrali się nawet wbrew sprzeciwom rodziców – ojciec Moniki twierdził, iż Tomek to zwykły kmiotek z biednej dzielnicy i nie jest wart jej ślicznej i wrażliwej córeczki. Przez jakiś czas byli szczęśliwi. Monika, malarka po szkole artystycznej, przez te wszystkie lata zajmowała się domem oraz wychowaniem córki, a Tomasz ciężko pracował, rozkręcając biznes – najpierw podróżując do Niemiec, kupując tam tanie samochody i z „trzech wozów składając jedno cacko”, aby w końcu stać się bogatym i odnoszącym sukcesy biznesmenem. Po jakimś czasie zaczęli się mijać, uczucie przygasło, a Tomasz zaczął szukać pociechy i potwierdzenia swojej męskości w ramionach innych kobiet, zdradzając żonę i traktując ją jak powietrze. Z kolei Monika powoli popadała w alkoholizm, szukając zapomnienia, pijąc zbyt często i zbyt dużo. Pewnego dnia jednak zbliżyła się do wspólnika męża i znów poczuła się kobietą. Nie była już samotna. Zmieniła się i zaczęła realizować swoje artystyczne marzenia, prowadząc galerię sztuki. Nadal jednak nie potrafiła odnaleźć natchnienia, aby malować. Czy małżonkowie dojdą w końcu do porozumienia? Czy zbliżą się znów do siebie w obliczu rodzinnej tragedii?
„Tuż za rogiem” rozpoczyna się prologiem, który wzbudza w czytelniku zainteresowanie, mylnie sugerując, iż motywem przewodnim będzie wątek kryminalny. Jednak w pierwszym rozdziale autorzy przedstawiają nam Monikę oraz Tomasza i przez dalszą część powieści skupiają się na nich, na ich problemach, braku zrozumienia i duchowych rozterkach. Nie starają się tworzyć na siłę sentymentalnej historii, wyciskającej łzy z czytelnika. W wyważony sposób przedstawiają kolejne etapy oddalania się małżonków, wzajemne pretensje oraz stopniowy rozpad ich związku.
Od dawna nie czytałam tak dobrej powieści, z tak dobrze przedstawionymi portretami psychologicznymi bohaterów. Mimo że autorzy posłużyli się trzecioosobowym narratorem, myśli i odczucia poznajemy zarówno z perspektywy Tomasza jak i Moniki, co daje nam wnikliwy obraz postaci oraz wydarzeń. Doskonale wplecione w akcję retrospekcje, pozwalają poznać nam przeszłe wydarzenia oraz dawno zapomniane emocje bohaterów.
Moim zdaniem „Tuż za rogiem” to doskonała powieść. Według mnie to prawdziwe arcydzieło. Wszystko jest w niej doskonałe – świetnie napisana, doskonale skonstruowana, wspaniali i dobrze przedstawieni bohaterowie. Jednym słowem majstersztyk. To, że autorzy zdecydowali się stworzyć duet, było najlepszym posunięciem z ich strony. Nie czytałam jeszcze ani jednej książki napisanej zespołowo, która wywarłaby na mnie aż takie ogromne wrażenie. Daję jej najwyższą ocenę i polecam wszystkim miłośnikom dobrej polskiej prozy.
Za możliwość przeczytania powieści dziękuję portalowi sztukater.pl oraz Wydawnictwu Zysk i S-KA.
Moja ocena: 10/10
Autor: Magdalena Kawka i Robert Ziółkowski
Gatunek: Powieść obyczajowa
Wydawnictwo: Zysk i S-KA
Ilość stron: 411
Nr ISBN: 978-83-7785-629-1
http://literackiswiatjoko.blogspot.com/
Na rynku wydawniczym jest wiele książek o miłości. Większość z tych historii daje czytelnikowi szczęśliwe zakończenia. Ostatnio dzięki portalowi sztukater.pl miałam przyjemność przeczytać jedną z najlepszych książek, jakie do tej pory czytałam. Historię, która jest obrazem trudnej, umierającej miłości. Jest to powieść „Tuż za rogiem” Magdaleny Kawki i Roberta...
więcej mniej Pokaż mimo to
Macie w domu nieustraszonych zuchów, którzy marzą o zostaniu bohaterem, walczącym ze złem? Jeśli tak, możecie z nimi świetnie spędzić czas na czytaniu przygód Kostka Brylskiego. Ja mam w domu siedmiolatka, więc czytamy wspólnie, choć mam nadzieję, że za rok lub dwa każde z nas, czyli ja i mój synek, będzie zaczytywać się we własnych książkach. Starsze dziecko, może samodzielnie zapoznać się z bohaterami powieści Doroty Wieczorek zatytułowanej „Strachopolis”.
Strachopolis to tajemnicze miasto, w której mieszkają ludzie i potwory. Miasto, które w tajemniczy sposób wybiera sobie obrońców, czyli pogromców strachu, dając im specjalne moce i umiejętności.
Pewnego dnia w tajemniczych okolicznościach ginie najlepszy i najsławniejszy pogromca strachu, numer jeden w rankingu pogromców, Baltazar Brylski. Wkrótce potem pewien chłopiec, mieszkający w kanałach z potworami, budzi się z tajemniczym talizmanem na szyi – talizmanem w kształcie sadzonego jajka. Od tej chwili jego życie się zmienia. Przede wszystkim dlatego, ponieważ zostaje mu odebrany bezpieczny dom, w którym mieszka z zaprzyjaźnionymi potworami – do kanałów, w których z nimi mieszka, przychodzą potworyści i policjanci. Kostka i jego pięcioletnią siostrzyczkę zabierają na komisariat, a potwory zostają zamknięte w ośrodku resocjalizacyjnym. Na posterunku Kostek dowiaduje się, że jego ojcem jest najsłynniejszy w Strachopolis pogromca strachu oraz tego, że ma rodzinę – dwie ciotki, będące siostrami jego ojca. Ciotka Melania, nazywana Relanią oraz Grażyna, na którą Kostek mówi Grozilla mają się zaopiekować dwójką dzieci swojego brata i zabierają je do odbudowanego po tajemniczym pożarze domu Baltazara Brylskiego.
Kostek z dnia na dzień staje się sławą Strachopolis. Dzieckiem, któremu narzuca się dziennikarka Weronika Blą de Łicz i chce z nim przeprowadzić wywiad. Dzieckiem, które jest zapraszane na obiad do burmistrza miasta… A co najważniejsze – chłopcem, z którym całe miasto wiąże nadzieje… Nadzieje na to, iż będzie godnym następcą ojca w walce z strachem.
Powieść Doroty Wieczorek jest doskonałą lekturą dla rządnych przygód chłopców. Mój synek był niezwykle zaciekawiony przygodami chłopca, który zdobył się na odwagę, aby walczyć o własne przekonania i bronić przyjaciół.
„Strachopolis” jest napisane prostym językiem, idealnym dla dziecka, które niedawno opanowało sztukę w miarę płynnego czytania. Interesujący bohaterowie i ich przygody pobudzają ciekawość, zachęcając do dalszego zagłębiania w lekturze. Postaci są doskonale zbudowane, dialogi wartkie i zabawne. Czegóż więcej trzeba małemu czytelnikowi? Rycerza broniącego swojego królestwa? Tutaj tego nie zabraknie, gdyż jest Kostek, broniący miasta. Tajemnic, sekretów i nadprzyrodzonych mocy? Tutaj jest tego pod dostatkiem.
Książka jest ładnie wydana, a całości dopełniają wspaniałe ilustracje wykonane przez Nikolę Kucharską, które doskonale obrazują treść i pobudzają wyobraźnię dziecka.
Jeśli chcecie zabrać swoje dzieci w niezwykłą podróż do krainy, gdzie zombie grają w miejskiej orkiestrze, Zielona Pantera i Jednonogi Niedźwiedź otwierają własny cyrk, a wampir Anastazjusz jest kucharzem w zajeździe o wiele mówiącej nazwie ”Pod Potwornie Krwistym Stekiem”, zabierzcie je do Stachopolis.
http://literackiswiatjoko.blogspot.com/
Macie w domu nieustraszonych zuchów, którzy marzą o zostaniu bohaterem, walczącym ze złem? Jeśli tak, możecie z nimi świetnie spędzić czas na czytaniu przygód Kostka Brylskiego. Ja mam w domu siedmiolatka, więc czytamy wspólnie, choć mam nadzieję, że za rok lub dwa każde z nas, czyli ja i mój synek, będzie zaczytywać się we własnych książkach. Starsze dziecko, może...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Cześć! Jestem Zuźka i mieszkam w Brzezinie przy ulicy Leśnej 8 jako ludność napływowa.”
W taki oto sposób zaczyna się powieść dla dzieci „Znowu kręcisz Zuźka”, napisana przez Dorotę Suwalską. Już pierwszy akapit sugeruje nam, że będzie to zabawna opowieść dziewczynki, opisująca przygody i perypetie niezwykle wygadanej trzecioklasistki. I faktycznie tak jest, gdyż książka rozkłada czytelnika na łopatki.
Zuzia chodzi do trzeciej klasy szkoły podstawowej. Jest najmniejsza wśród rówieśników, lecz nie warto z nią zadzierać, ponieważ potrafi porządnie przywalić nawet silniejszym od niej chłopakom. Pisze jak kura pazurem, gdyż ma dysgrafię i codziennie dostaje uwagi do dzienniczka, bo ma rozproszoną uwagę i nie potrafi skupić się na lekcji. Jednak mimo tych dysfunkcji jest świetną narratorką. Opisywane przez nią wydarzenia, wywołują w czytelniku salwy śmiechu. Dziewczynka zupełnie nie rozumie, dlaczego nauczycielka niedowierza temu, co mówi, gdyż wszystko jest najprawdziwszą prawdą i wcale, ale to wcale nie kręci! No bo jak można nie uwierzyć w jej opowiastkę o pilnowaniu królicy po operacji, przez co nie mogła przyjść do szkoły, gdyż wszyscy byli wykończeni nadzorowaniem, żeby pomysłowa królica nie wygryzła sobie szwów po zabiegu zmniejszenia biustu? I dlaczego pani nie uwierzyła Zuzi, kiedy na lekcję o zwierzętach przyniosła własnoręcznie wyhodowaną w słoiku bakterię Hedwigę? Przecież to miał być jej najpiękniejszy dzień jej życia, a tu przede wszystkim nikt jej nie wierzy, a poza tym potłukła słoik i jej beztlenowa bakteria Hedwiga uciekła!
Z racji tego, że dziewczynka ma problemy ze skupieniem, trafia do szkolnego psychologa. Pani psycholożka przygryza wargi, aby nie wybuchnąć niepohamowanym śmiechem, z wywodów Zuzi na temat swojej strasznie licznej rodziny – łącznie z mamą, tatą, bratem, zjadającym jej prace domowe, babcią Zosią w futrze i z rosołem w słoiku (gdyż „(…) zawsze się martwi, że lekko się ubieramy i za Malo jemy.”), babcią Tereską z kwadraturami Marsa z horoskopów, dziadkiem, który „(…) ma złotą rączkę.”, ciocią Agnieszką i wujkiem Tomkiem, Arturem i Madzią, jej rodzicami chrzestnymi, Majką, której nigdy nie widziała, wujkiem Jackiem, który nie jest prawdziwym wujkiem, tylko przyszywanym, a tak naprawdę jest ich rodzinnym weterynarzem. Zuzia nie zapomina również o swoich licznych zwierzętach – psie Rudym, kocie Puszku, królicy Niuśce, żuczkach afrykańskich (które kupili jej rodzice, bo Zuzia chce zostać przyrodnikiem). Oczywiście pani psycholog ma trudności z zachowaniem powagi i Zuzia ją poucza, dalej wykonując rysunek swojej rodziny:
„– Mówiłam już, że to niezdrowe dla psychiki, tak się powstrzymywać – powiedziałam. Zresztą jeżeli tak się pani spodobała ta historia, to może ją pani komuś opowiedzieć. A teraz poproszę szarą kredkę. Co?! Nie ma szarej?! To w takim razie jasno czarną. O tak! Widzi pani! To jest Puszek. Nasz kot. On jest okropnie pieszczotliwy. Szkoda tylko, że ciągle walczy z innymi kocurami, więc wujek Jacek ma pełne ręce roboty.”
Nie sposób w kilku zdaniach oddać uroku tej książki. Zuźka sprawia wiele zamieszania, a jej perypetie i kłopoty są tak zabawne, iż wystarczy przeczytać kilka pierwszych zdań, aby pękać ze śmiechu. Kiedy się zacznie, nie można skończyć, póki nie dobrnie się do końca opowieści.
„Znowu kręcisz Zuźka” to świetna i zabawna książeczka dla dziewczynek, choć nie tylko. Ja czytałam ją ze swoim siedmioletnim synkiem, który stwierdził, że jest to jego ulubiona powieść, „bo Zuźka to prawdziwa aparatka”. Świetnie spędziliśmy czas, zagłębiając się w lekturze i podziwiając wspaniałe ilustracje, wykonane przez Nikolę Kucharską – bez nich ta opowieść chyba nie byłaby pełna.
Czas spędzony na czytaniu powieści „Znowu kręcisz Zuźka” to świetna zabawa zarówno dla dzieci jak i dla dorosłych. Polecam!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi sztokater.pl
Oraz Wydawnictwu Nasza Księgarnia
http://literackiswiatjoko.blogspot.com/
„Cześć! Jestem Zuźka i mieszkam w Brzezinie przy ulicy Leśnej 8 jako ludność napływowa.”
W taki oto sposób zaczyna się powieść dla dzieci „Znowu kręcisz Zuźka”, napisana przez Dorotę Suwalską. Już pierwszy akapit sugeruje nam, że będzie to zabawna opowieść dziewczynki, opisująca przygody i perypetie niezwykle wygadanej trzecioklasistki. I faktycznie tak jest, gdyż książka...
2015-07-13
„Wystarczy błyskotka, drobny awans, judaszowe srebrniki, fałszywy gest, aby kupić honor Polaka. Gdzież są ci prawi, rzetelni, wielcy i odważni polscy narodowi bohaterowie, o których śpiewa się pieśni i układa poematy? – (…) – Czyżbym wywodziła się z narodu głupców, kłamców i bezduszników? Tyle przemów, planów, reform, projektów zmian (…) I to wszystko na marne! Nadzieja na lepszą przyszłość zaprzepaszczona!”
Zastanawialiście się czasami, co czuli ludzie żyjący w czasie, kiedy nasza Rzeczpospolita była grabiona z ziem? Kiedy sąsiednie mocarstwa wyciągnęły ręce po to, co od wieków należało do nas, do Polaków? Zastanawialiście się, jakie wówczas panowały obyczaje? W jaki sposób się bawiono, ucztowano, o czym dyskutowano? Jeśli tak, to powieść Pani Katarzyny Marii Bodziachowskiej "Księżna Izabela Czartoryska” jest dla was odpowiednią lekturą. Znajdziecie w niej wiele odpowiedzi na postawione wyżej pytania. Odpowiedzi, których udzieli Wam główna bohaterka, z punktu widzenia kobiety, matki i patriotki.
Autorka swą opowieść zaczyna snuć od okresu dzieciństwa Izabeli. Ma to istotne znaczenie dla całej powieści, gdyż niezbyt szczęśliwe dzieciństwo ukształtowało przyszłą księżnę – jej matka zmarła przy porodzie, ojciec nie okazywał jej uwagi ani czułości, oddał na wychowanie do surowej babki. Małej Izabeli brakowało towarzystwa i miłości. Czuła się brzydka i niekochana, a surowa opiekunka nie przejmowała się edukacją własnej wnuczki.
Będąc jeszcze młodą dziewczyną, nastolatką, została wydana za mąż za księcia Adama Czartoryskiego, który był działaczem Familii, wielkim patriotą, ale niezbyt dobrym mężem – wiele podróżował, miewał liczne przygody miłosne i romanse. Przez wiele lat nie nawet nie zauważał własnej żony. I znów Izabela czuła się samotna i zagubiona w wielkim arystokratycznym świecie.
Katarzyna Bodziachowska na kolejnych stronach ukazuje nam przemianę tej jakże kontrowersyjnej pod historycznym względem postaci. Przemianę z dziecka w piękną kobietę (szanowny małżonek w końcu raczył zauważyć, że ma towarzyszkę życia), nabieranie ogłady towarzyskiej, pasję Izabeli do książek, do literatury i sztuki, jej niezwykłe pomysły, które spożytkowała na przebudowę Powązek i Puław, a w końcu jej niezwykłe zaangażowanie w sprawy polityczne i ratowanie kraju przed upadkiem. Autorka wszystko to przedstawia z punktu widzenia samej Izabeli. Wplata w fabułę autentyczne wydarzenia historycznie, autentyczne postaci i bohaterów narodowych.
Czytając, natrafiamy na autentyczne postaci historyczne – samego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego (którego Izabela nazywała, ot tak zwyczajnie, „Antosiem”), znienawidzonego przez wszystkich Polaków Repnina, księżnę Lubomirską, sławnego Radziwiłła „Panie Kochanku”, czy bohatera Tadeusza Kościuszko.
Oprócz postaci historycznych, autorka odwołuje się do autentycznych wydarzeń z tamtego okresu – elekcja Stanisława Augusta Poniatowskiego, powstanie szkoły dla oficerów, sejm czteroletni, rozbiory Polski.
Mimo wszystkich tych odwołań naszej historii, nie możemy chyba stwierdzić, że intencją autorki było stworzyć powieść historyczną. Wydaje mi się, że jest to raczej powieść o obyczajowości tamtych czasów – znajdziemy w niej opisy ówczesnych strojów, uczt i zabaw, którym oddawała się arystokracja.
Na szczególną uwagę chyba zasługuje życie uczuciowe Izabeli Czartoryskiej – przecież historycy podają, że była kochanką samego króla oraz księcia Repnina, zausznika carycy Katarzyny. W jaki sposób doszło do tego drugiego romansu?
„– Moja droga, czy trapi cię przychylność ambasadora Rosji? (…) Bądź spokojna (…) Stanisław August przedstawił mi już obecną sytuację. Wiem wszystko i popieram twój udział w polityce.
(…)Czyżby członkowie Familii postanowili to cynicznie wykorzystać dla swoich celów? Dla nich – to polityka, dla Izabeli natomiast – to kwestia jej honoru i sumienia żony, matki, kochającej Ojczyznę Polki!”
Celowo wybrałam powyższy fragment, aby zainteresować Was do sięgnięcia po tę książkę – po powieść opisującą obyczaje i nastroje panujące w ówczesnej Polsce. Po książkę opowiadającą o tym wszystkim z punktu widzenia kobiety… z punktu widzenia księżnej, żony, matki i patriotki, kobiety wyprzedzającej swoje czasy, a w końcu kobiety, która tak wiele uczyniła dla polskiej sztuki i kultury, dla narodu.
Na zakończenie chciałabym jeszcze zaznaczyć, iż autorka urywa swą opowieść na 1795 roku, kiedy Izabela wraca do zniszczonych Sieniaw i rozmyśla nad tym, co się stało oraz nad tym, co jeszcze musi zrobić. Przypuszczam więc, że powieść „Księżna Izabela Czartoryska” doczeka się drugiego tomu. Sugerują to ostatnie słowa, widniejące na ostatniej stronie:
„Izabela znała już scenariusz swoich dalszych losów. Będzie wskrzeszać, co się da, odbudowywać to, co zostało zniszczone, zakładać to, czego nie ma, a co jest potrzebne jej uciemiężonym rodakom. Będzie współpracować, dzielić się doświadczeniami i pieniędzmi, radzić, wspierać, kształcić, wychowywać, kochać i rozwijać samą siebie dla innych, dla swoich dzieci, dla ukochanej Ojczyzny.
– Katastrofa dotyczy państwa, nie narodu! – stwierdziła z głęboką wiarą.”
Polecam przeczytanie tej pozycji wszystkim – nie tylko tym, którzy lubią historię.
Moja ocena: 4,5/5
Autor: Katarzyna Maria Bodziachowska
Tytuł: „Księżna Izabela Czartoryska
Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza RYTM
Nr ISBN: 978-83-7399-606-9
Stron: 273
Biorę udział w wyzwaniu czytelniczym Kluczkik
Za możliwość przeczytania niniejszej książki dziękuję portalowi sztukater.pl oraz Oficynie Wydawniczej RYTM.
Recenzję znajdziecie również na moim blogu http://literackiswiatjoko.blogspot.com/2015/07/ksiezna-izabela-czartoryska-powiesc.html
„Wystarczy błyskotka, drobny awans, judaszowe srebrniki, fałszywy gest, aby kupić honor Polaka. Gdzież są ci prawi, rzetelni, wielcy i odważni polscy narodowi bohaterowie, o których śpiewa się pieśni i układa poematy? – (…) – Czyżbym wywodziła się z narodu głupców, kłamców i bezduszników? Tyle przemów, planów, reform, projektów zmian (…) I to wszystko na marne! Nadzieja na...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Słowa są dla mnie bardzo ważne.(...) O słowach dużo myślę.”
Tak pisze Jerzy w swojej przedmowie do „Mojego prywatnego języka”. Pisze w niej nie tylko o słowach, które tak bardzo uwielbia, ale również o sobie i daje się w ten sposób czytelnikowi bardziej poznać. Kim więc jest Jerzy Bralczyk, sławny na całą Polskę językoznawca?
Jego rodzice byli wiejskimi nauczycielami. Sam Jerzy Bralczyk zawsze był raczej marnej postury, więc nie był popularny wśród rówieśników, a to że uczył się dobrze, pogarszało jeszcze jego status towarzyski. Był chorowitym dzieckiem, więc zabijał nudę, czytając książki. Będąc dziesięciolatkiem, przeczytał całe „Quo vadis” i do dzisiaj na pamięć całe fragmenty tej lektury. Od wczesnego dzieciństwa czytał „Pana Tadeusza” i do dziś czyta go na okrągło. Uznaje go za najlepszą książkę do dziś i może poszczycić się największym na świecie zbiorem różnych wydań tejże właśnie książki. Ceni sobie również Słowackiego i Beniowskiego. Nic więc dziwnego, że mając takie podstawy, stał się jednym z największych specjalistów w dziedzinie językoznawstwa.
„Mój język prywatny” to wspaniała pozycja, w której Jerzy Bralczyk w gawędziarski sposób pisze o ważnych dla niego słowach i pokazuje w jaki sposób używać ich poprawnie oraz wyjaśnia, że jedno słowo może mieć wiele różnych znaczeń, z zależności od tego w jakim kontekście, czy też w jakiej frazeologii ich użyjemy.
„Mój język prywatny”, jak sam autor nadmienia, ma układ słownikowy. Hmm... Ja bym jednak się pokusiła o stwierdzenie, że jest to raczej zbiór felietonów. Zresztą, poszczególne z nich były wcześniej drukowane jako felietony w miesięczniku psychologicznym „Charaktery” oraz w „Przekroju”. Motywem przewodnim każdego z tych felietonów jest jedno słowo i wokół niego autor snuje swoje opowiastki:
„Bardzo. Jak się zastanowić, to dosyć dziwny wyraz. Nawet bardzo dziwny. Dziwnie brzmi i wygląda. A w ogóle jest jakiś niezupełny. Bardzo co?
Stopniuje się, jak najbardziej. Ale też nie bardzo sam się stopniuje, tylko pomaga w stopniowaniu czegoś innego, co samo nie bardzo potrafi. Ciepło – cieplej, ale gorąco – bardziej gorąco. „Goręcej” jest jakieś nie bardzo.
Z jednej strony – kawałek formy odmiany, z drugiej – bardzo przyzwoite samodzielne słowo. Jak bardzo samodzielne, zależy od użycia.
(…)
I z grzeczności najczęściej mówię „bardzo proszę”, „bardzo dziękuję”, „bardzo przepraszam”. A także „bardzo mi miło”. Albo: „naprawdę bardzo mi miło”. „Bardzo, ale to bardzo mi miło”.
No, teraz trochę przeholowałem. Nawet bardzo.”
Jak widać z powyższego fragmentu, Jerzy Bralczyk lubi zabawę słowami. W jednym krótkim felietonie ukazuje mnóstwo przykładów użycia danego słowa, wyjaśnia jego znaczenie, przedstawia najczęściej stosowane konstrukcje i wyjaśnia jego pochodzenie.
„Mój język prywatny” uświadomił mi, że niby tak wiele wiem o naszym rodzimym języku, a jednak w porównaniu z wiedzą profesora Bralczyka, tak naprawdę niewiele wiem. Lektura słownika autobiograficznego, jak sam autor go nazywa, sprawiła, że nabrałam chęci, aby tak jak Bralczyk pobawić się słowem, rozebrać je na czynniki pierwsze, użyć w wielu kontekstach, ubrać w różne intonacje i posmakować.
Krótko mówiąc, „Mój język prywatny” poszerza wiedzę czytelnika oraz dostarcza niezłej zabawy. Polecam!
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję portalowi sztukater.pl.
Recenzję znajdziecie również na moim blogu www.literackiswiatjoko.blogspot.com
„Słowa są dla mnie bardzo ważne.(...) O słowach dużo myślę.”
więcej Pokaż mimo toTak pisze Jerzy w swojej przedmowie do „Mojego prywatnego języka”. Pisze w niej nie tylko o słowach, które tak bardzo uwielbia, ale również o sobie i daje się w ten sposób czytelnikowi bardziej poznać. Kim więc jest Jerzy Bralczyk, sławny na całą Polskę językoznawca?
Jego rodzice byli wiejskimi nauczycielami....