-
ArtykułyTak kończy się świat, czyli książki o końcu epokiKonrad Wrzesiński5
-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant15
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać419
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
Biblioteczka
Colin Fitzgerald zwany dalej 'Fitzem' bądź 'Fitzym' należy do uniwersyteckiej drużyny hokejowej. Studiuje dwa kierunki, zaprojektował własną grę komputerową i w głębi duszy jest totalnym nerdem. To małomówny, wręcz mrukliwy chłopak z tatuażami, który nie lubi być w centrum uwagi.
Summer jest młodszą siostrą Dean'a, pełniącego rolę męskiej lafiryndy w poprzednich książkach Elle Kennedy ;) Dziewczyna interesuje się modą, jest piękna, bogata i lubi się bawić. Fitz czuje do niej miętę, ale generalnie ma ją trochę za pustaka i pannę nie z jego bajki. A życie Summer wcale takie kolorowe nie jest, ponieważ bohaterka cierpi na ADHD i ma trudności z uczeniem się, skupieniem i przelewaniem swoich myśli na papier. Bardzo ją to krępuje i dołuje, gdyż przez to czuje się mniej wartościowa od innych ludzi.
Ponieważ Summer = jeden wielki chaos, dziewczyna po pewnych perturbacjach z lokum ląduje jako współlokatorka w mieszkaniu trzech hokeistów. Oczywiście - jak to zwykle bywa - jednym z nich jest Fitz. Przypadek? Nie sądzę ;)
"Pościg" to kolejny romans, który średnio mnie usatysfakcjonował. Zwyczajnie zabrakło mi w nim relacji Summer - Fitz. Kurde, niby oni razem mieszkają praktycznie przez całą historię, a krążą wokół siebie, jakby grali w ciuciubabkę. Średnio fajne jest czytanie o tym, jak oni się nawzajem unikają. Zwłaszcza, że to co jakiś czas się powtarza. Wielka to frajda, doprawdy.
Wątek romansowy zdecydowanie kuleje. Summer to nie do końca mój typ bohaterki, ale przynajmniej ona jest w tej opowieści stroną zdecydowaną, świadomą i konkretną. Natomiast Fitz z tym swoim 'może bym chciał, ale w sumie to nie wiem' i muchami w nosie osłabiał mnie i wpieniał.
Mówię Wam - bohaterowie poboczni momentami kradną tej dwójce cały fejm :D No właśnie, skoro o tym mowa - zaintrygowali mnie bardzo Brenna i Connely. Och, jakbym ja chciała seksowną i zabawną historię z ich udziałem. Tak rozpisaną, żebym nie czuła niedosytu. Czy ja tak dużo od życia wymagam? :D Cóż poradzić mogę na to, że "Pościg" wypadł w moich oczach jako takie romansowe popłuczyny?! :D
Colin Fitzgerald zwany dalej 'Fitzem' bądź 'Fitzym' należy do uniwersyteckiej drużyny hokejowej. Studiuje dwa kierunki, zaprojektował własną grę komputerową i w głębi duszy jest totalnym nerdem. To małomówny, wręcz mrukliwy chłopak z tatuażami, który nie lubi być w centrum uwagi.
Summer jest młodszą siostrą Dean'a, pełniącego rolę męskiej lafiryndy w poprzednich książkach...
Głównie bohaterowie "Jej wisienek" to Hailey i William. On jest bratem bliźniakiem Bruce'a z "Jego banan", a ona właścicielką podupadającej piekarnio-cukierni "Balonowy Piekarz".
Hailey ma 25 lat, a na karku dziewictwo oraz nakaz eksmisji. Wszyscy zachęcają ją do zapoznania jakiegoś ciekawego mężczyzny, ale były chłopak stalker zafundował jej uraz do płci przeciwnej. Znajomość z Williamem rozpoczyna się dość dziwacznie. Gdy bohater usiłuje kupić bajgla, namówiona przez kolegę Hailey zapytuje go o imię. Ten kradnie z lady wazon z kwiatami i pozostawia (chyba w ramach rekompensaty) swoją wizytówkę. Bohaterka decyduje się zadzwonić na podany numer telefonu, a reszty Wam nie zdradzę, ponieważ książka jest krótka :P
A teraz czas na moje wrażenia :) I tak - "Jej wisienki" wypadły w moich oczach słabiej od 'Banana'. Tom drugi jest mniej ciekawy, a dialogi momentami chaotyczne i niezrozumiałe. Zwłaszcza w pierwszej połowie coś mi wybitnie nie grało. Na szczęście później jest już lepiej i zabawniej. A to za sprawą Williama, który zdecydowanie gra w tej książce pierwsze skrzypce. Kradnie szoł i nie tylko, gdyż jest pociesznym milionerem-kleptomanem :D W gabinecie ma ukryte pomieszczenie z trofeami na wzór piwnicy seryjnego mordercy. Pamiętam, że miał tam między innymi kilka par majtek Hailey, majtki jej babci, jakąś perukę i banana brata :D Bohater wyskakuje też z takimi tekstami, że co i rusz zastanawiałam się, co jeszcze uroi się w tej jego łepetynie. Postać Hailey na jego tle wypada dość nijako. Słabo też został rozpisany wątek stalkującego ją byłego.
Reasumując - 'Wisienki' trochę mnie rozczarowały. Czekam teraz na 'Babeczkę' :D
Głównie bohaterowie "Jej wisienek" to Hailey i William. On jest bratem bliźniakiem Bruce'a z "Jego banan", a ona właścicielką podupadającej piekarnio-cukierni "Balonowy Piekarz".
Hailey ma 25 lat, a na karku dziewictwo oraz nakaz eksmisji. Wszyscy zachęcają ją do zapoznania jakiegoś ciekawego mężczyzny, ale były chłopak stalker zafundował jej uraz do płci przeciwnej....
Lola i Oliver jako jedyna z trzech par nie skonsumowali zawartego w Vegas małżeństwa. Zostają za to najlepszymi przyjaciółmi, gdyż łączy ich wspólna pasja - miłość do komiksów. Jednocześnie odczuwają też silną miętę do siebie nawzajem, ale to skrzętnie ukrywają.
Ojciec Loli powrócił z Afganistanu z bardzo poharataną psychiką, a jej matka nie mogła tego znieść i odeszła, gdy dziewczyna miała 12 lat. Spowodowało to, że bohaterce jest ciężko zaufać drugiemu człowiekowi, a lęk przed porzuceniem powoduje, że często sama zrywa relacje.
W wieku 15 lat Lola zaczęła rysować i pisać swój komiks. Kiedy zostaje wreszcie wydany - natychmiast staje się bestsellerem. A teraz dziewczyna dostaje życiową szansę, ponieważ pojawiła się propozycja jego ekranizacji. Kiedy wreszcie zbliżają się do siebie z Oliverem, Lola ma w głowie tylko jego. Kolejna książka, spotkania dotyczące scenariusza, goniące terminy mocno ją przytłaczają. Czy w życiu bohaterki jest miejsce na związek?
"Szalona noc" to moje drugie spotkanie z duetem Christina Lauren. I tak się zastanawiam - czemu ja się bałam czytać ich książki?!:D Co prawda "Dziki romans" podobał mi się duuużo bardziej, ale obydwie to naprawdę przyjemne, pozbawione wynaturzeń romanse.
Mamy tutaj motyw od przyjaźni do miłości, który lubię. Oliver jest cierpliwym i wyrozumiałym bohaterem. Raczej nie mam do jego osoby zastrzeżeń. Natomiast Lola, która boi się odrzucenia i co kawałek zamyka w swojej skorupie, nie przypadła mi do gustu. Jej świrowanie w drugiej połowie książki mocno mnie już męczyło. Z jednej strony chciałam zrozumieć jej rozterki, a z drugiej najchętniej wymieniłabym ją na bardziej zdecydowaną damską postać. Miałam wrażenie, że kryzys w związku bohaterów, to też była taka gównoburza ukręcona z niczego.
Nie uważam jednak, że "Szalona noc" to zła książka. Odpowiada mi styl autorek - bez przynudzania, z humorem, lekko się to czyta i nie zgrzyta między zębami. Po prostu ja chyba wolę dzikie romanse. I bohaterki z większym 'jajem' - takie jak Harlow z części poprzedniej :D
Lola i Oliver jako jedyna z trzech par nie skonsumowali zawartego w Vegas małżeństwa. Zostają za to najlepszymi przyjaciółmi, gdyż łączy ich wspólna pasja - miłość do komiksów. Jednocześnie odczuwają też silną miętę do siebie nawzajem, ale to skrzętnie ukrywają.
Ojciec Loli powrócił z Afganistanu z bardzo poharataną psychiką, a jej matka nie mogła tego znieść i odeszła, gdy...
W łódzkiej klinice uzależnień, a konkretnie w jej łazience, ostają odkryte zwłoki jednego uczestników terapii - Marcina Karkowskiego. Na pierwszy rzut oka można zauważyć, że nie był to nieszczęśliwy wypadek. Sprawca mocno sponiewierał zwłoki, wyciął na ciele tajemnicy napis,a w tyłku denata zainstalował butelkę po wódce fragmentem wiersza w środku.
Podejrzenie pada natychmiast na innego pacjenta, ponieważ właśnie on był autorem owego wiersza. Jednak ten znika be śladu, a w jego domu spotyka policjantów niezbyt przyjemne powitanie. Wkrótce okazuje się, że nasz morderca to istny 'człowiek renesansu'. Sam produkuje i instaluje ładunki wybuchowe, szybko się przemieszcza, nie zostawia po sobie żadnych przypadkowych śladów i generalnie drze łacha z policji. Najwyraźniej ma też coś osobistego do inspektora Piotra Kryskiego, ponieważ właśnie jemu najbardziej stara się utrudnić żywot. A raczej owego żywota go pozbawić.
Atmosfera się zagęszcza, na jaw wychodzą brudne sprawki dotyczące kliniki uzależnień, a śledczy muszą za wszelką cenę dopaść Alkoholowego Mordercę.
Według mnie 'Odwyk' Adama Widerskiego jest naprawdę udanym debiutem. Książka ma 600 stron i ja przez te 600 stron się nie nudziłam. Cały czas się coś dzieje - morderstwa, szczegółowe opisy procedur i działań policji, sekcje zwłok, bo trochę się tych zwłok nazbierało, wybuchy, płonące śmietniki. No dobra, to ostatnie wymyśliłam :D Na pewno nie czułam się, jakbym czytała kiepskie opowiadanko wrzucone do sieci. A to niestety często się zdarza.
Mam też oczywiście sporo zastrzeżeń. Zresztą wiecie, że ja lubię się podoczepiać ;)Na początku na przykład trochę wadziło mi zbyt duże natężenie imion i nazwisk policjantów. Czułam się, jakbym wsadziła głowę od ula. Nie polubiłam także większości bohaterów. Piotr Krzyski to dla mnie taki Rambo dla ubogich, a partnerująca mu posterunkowa Kamila zachowuje się, jakby miała na jego widok zacząć obsikiwać pobliskie drzewa i słupy. Puszczają oczka, czerwienią się, jakby byli na potańcówce w remizie, a nie ścigali niebezpiecznego psychola. Zakończenie oceniam raczej słabo. Spodziewałam się fajerwerków, wodotrysków, a w sumie człowiek na chwilę spojrzał w drugą stronę i było już po wszystkim.
A na koniec osobnik, który naprawdę przypadł mi do gustu - Patolog Hektor Wist to jest mój człowiek w tej książce. Zdecydowanie powinno być go więcej! W końcu żodyn inny nie zje nóżek w galarecie i krwistego steku w sosie pomidorowym przy stole, na którym leżą zwłoki :D Mam w ogóle taką wizję - w następnej części pojawia się duch mordercy, wysadza w powietrze Krzyskiego i Kamilę, a jednym z głównych bohaterów zostaje Wist :D
W łódzkiej klinice uzależnień, a konkretnie w jej łazience, ostają odkryte zwłoki jednego uczestników terapii - Marcina Karkowskiego. Na pierwszy rzut oka można zauważyć, że nie był to nieszczęśliwy wypadek. Sprawca mocno sponiewierał zwłoki, wyciął na ciele tajemnicy napis,a w tyłku denata zainstalował butelkę po wódce fragmentem wiersza w środku.
Podejrzenie pada...
W dotychczas spokojnym Brighton tego samego dnia zrozpaczony mężczyzna zgłasza uprowadzenie narzeczonej, a wiercący wykop robotnicy natykają się na ludzki szkielet. Sprawy wydają się zupełnie ze sobą niepowiązane. Zwłaszcza, że specjaliści sugerują, iż szczątki mogły spoczywać w ziemi nawet 30 lat.
Nadinspektor Roy Grace jednak ma nosa i dość szybko zaczyna łączyć ofiary z zaginięciem jeszcze innej młodej kobiety. Szybko staje się jasne, że policja ma do czynienia z bardzo sprytnym psycholem, który zmienia pojazdy, unika monitoringu i z jakiegoś powodu obrał sobie na cel niewiasty z długimi, brązowymi włosami. Obserwuje je, porywa, więzi ciasno związane w ciemnych skrzyniach, a potem zabija. Ktoż on i skąd mu się to wzięło?
Bardzo lubię poczytać od czasu do czasu o zmaganiach śledczych z pokręconym seryjnym mordercą. Zdecydowanie kręcą mnie policyjne procedury, sekcje zwłok i inne makabryczne smaczki. W "Twoja kolej na śmierć" mamy nawet rozdziały z perspektywy naszego zabójczego przyjemniaczka. Możemy dzięki nim zagłębić się w jego zwichrowany umysł, pokopać w przeszłości i poznać aktualne bardzo mroczne plany :D
Podczas czytania trochę dawał mi się we znaki nadmiar imion i nazwisk pobocznych bohaterów. A zapis wewnętrznych przemyśleń postaci momentami wypadał w moich oczach nieco sztucznie. Jednak nie są to jakieś dyskwalifikujące wady :D Tym bardziej, że stworzona przez Petera James'a historia była dla mnie całościowo pozytywna w odbiorze. Aż poczułam ochotę, by porozglądać się za jego wcześniejszymi książkami :D
W dotychczas spokojnym Brighton tego samego dnia zrozpaczony mężczyzna zgłasza uprowadzenie narzeczonej, a wiercący wykop robotnicy natykają się na ludzki szkielet. Sprawy wydają się zupełnie ze sobą niepowiązane. Zwłaszcza, że specjaliści sugerują, iż szczątki mogły spoczywać w ziemi nawet 30 lat.
Nadinspektor Roy Grace jednak ma nosa i dość szybko zaczyna łączyć ofiary z...
Lowen jest mało znaną pisarką, która po śmierci matki boryka się z problemami finansowymi. Szczęśliwy traf sprawia, że dostaje ona propozycję dokończenia bestsellerowej serii książek Verity Crawford. Pisarka przeżyła wypadek samochodowy, na skutek którego jej mózg został uszkodzony. Lowen ma poważne wątpliwości, czy uda jej się podołać zadaniu. Jednak wizja milionów monet i argumenty Jeremy'ego - męża Verity - ostatecznie ją przekonują. Bohaterka zatrzymuje się w posiadłości Crawfordów, aby przejrzeć wszystkie materiały i notatki znajdujące się w gabinecie pisarki. Przy okazji znajduje też maszynopis, który przypomina diaboliczną autobiografię Verity. Lektura kolejnych rozdziałów wpędza Lowen w coraz większe przerażenie, ponieważ wylania się z nich obraz pozbawionej skrupułów psychopatki. Zdobyte informacje oraz atmosfera ponurego domostwa mocno przytłacza bohaterkę. Dodatkowo ma ona nieodparte wrażenie, że Verity symuluje kalectwo.
"Coraz większy mrok" to moje pierwsze zetknięcie z Colleen Hoover. Nigdy nie mogłam się przemóc, by przeczytać coś jej autorstwa. Zwyczajnie nie wzbudza mojego zaufania :D Dałam jej szansę, no bo thriller. Thrillery raczej mnie nie denerwują, chyba że są nieziemsko nudne :D Ten czytało mi się szybko i nie powiem, żeby mnie wynudził. Niestety po raz kolejny moja opinia będzie w opozycji. Książkę da się przeczytać, jest w stanie wciągnąć czytelnika, ale główna bohaterka to jakiś koszmar! O matulu, jeśli Pani Hoover ma więcej takich, to ja już wolę wycieczkę w klapkach (bez skarpetek) do Zakazanego Lasu. Lowen od początku ma chrapkę na Jeremy'ego. I jakoś szczególnie z tym nie walczy. Maszynopis z paskudnymi wynurzeniami Verity to jedno. Chętka na faceta, którego śliniąca się i sikająca w pieluchy żona leży na piętrze, to inna para kaloszy. Poza tym bohaterka decyduje się dokończyć serię, którą dopiero po fakcie zaczyna poznawać. Nie czytała wcześniej książek Verity. Szast prast i ma już zarys fabuły. Nie wiem jak tego dokonała, gdyż przez większość czasu rozpływa się nad klatą Jeremy'ego, kiedy ten rąbie drewno. Poważnie?
Widziałam, że książka zbiera wszędzie bardzo dobre oceny, ale ja ich nie podzielam. Im dalej w las, tym bardziej monstrualna głupota Lowen przyćmiewała mi odbiór całości. Trochę szkoda, ale jest masa lepszych historii z fajnymi bohaterkami, więc nie mam zamiaru nad tym szczególnie ubolewać ;)
Lowen jest mało znaną pisarką, która po śmierci matki boryka się z problemami finansowymi. Szczęśliwy traf sprawia, że dostaje ona propozycję dokończenia bestsellerowej serii książek Verity Crawford. Pisarka przeżyła wypadek samochodowy, na skutek którego jej mózg został uszkodzony. Lowen ma poważne wątpliwości, czy uda jej się podołać zadaniu. Jednak wizja milionów monet i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dzisiaj będzie o książce, która mnie zachwyciła! Pewnie duży wpływ miał na to fakt, że nurzając się w thrillerach baaaardzo tęskniłam za dobrym romansem. A zwłaszcza za takim, gdzie bohaterowie drą ze sobą koty aż ziemia jęczy :D I "Punk 57" to wszystko ma. Jest chemia, szarpanina dosłownie i w przenośni, a najważniejsze - kryje się w tym głębszy sens. Bo wiecie - ogólnie ja nie lubię nadmiaru bezcelowych seksów w książkach. Zwłaszcza takiej mechanicznej kopulacji na zasadzie - kto, komu, gdzie, co i w jakiej kolejności zrobił. Nudne to jest do porzygu. W 'Punku' dużo chędożenia jest, to fakt. Rzekłabym, że niektóre sceny autorka mogła sobie, ekhem, odpuścić :P Bo dla mnie i tak najbardziej gorący jest moment w pustej klasie, gdzie wcale nie dochodzi do seksu. Taka to ze mnie dziwna istota :D
Ale do brzegu. O czym jest "Punk 57"? Nasi bohaterowie to Misha i Ryen. Od siedmiu lat piszą oni do siebie listy. Zapoczątkowała to akcja z wymianą korespondencji między ich szkołami w 5 klasie. Szkolna akcja dawno się zakończyła, lecz oni na tyle przypadli sobie do gustu, że pisali do siebie nadal. Przy tym, mimo że mieszkają 50 km od siebie, nigdy nie spotkali się na żywo. Umówili się również, że nie będą próbowali szukać się w mediach społecznościowych.
I tak ten układ sobie funkcjonuje. Aż do pewnego wieczora, kiedy spotykają się na imprezie kapeli Mishy. Chłopak dość szybko odgaduje tożsamość Ryen i jest bardzo zaskoczony. Na podstawie listów wyobrażał ją sobie jako nerdowatą kujonkę, a tutaj stoi przed nim gorąca laska. Laska, która nie ma pojęcia, że to on jest jej Mishą od listów. Skoncentrowany na Ryen bohater ignoruje natarczywe telefony od swojej siostry. W końcu co takiego ważnego mogło się stać...
Mijają trzy miesiące. Misha nie odpisuje, a Ryen czuje się bardzo samotna. Dziewczyna kreuje fałszywy obraz swojej osoby, otoczona jest fałszywymi przyjaciółmi. Wszystko po to, by nie odstawać i nie stać się obiektem drwin. Misha był jej odskocznią, jemu mogła napisać wszystko, on znał ją najlepiej. W międzyczasie w jej liceum trwa obława na 'Punka', który nocą wkrada się do środka i wypisuje na ścianach poruszające umysły uczniów hasła. Podejrzenia szybko padają na nowego chłopaka - Masena, który 6 tygodni przed wakacjami przenosi się do ich szkoły. I dosłownie na dzień dobry daje pokaz swojej antypatii do Ryen.
Już się nad chemią i przepychankami pozachwycałam, ale nie powiedziałam jeszcze o tym, że ta książka jest przede wszystkim dobrze napisana i wciągająca. Jest też frustrująca i daje do myślenia. Ukazuje prawdziwych bohaterów, którzy mają swoje słabości, potrafią postąpić wbrew sobie, by się nie wychylać i zdobyć poklask grupy. I chociaż człowiekiem miota, jak o tym czyta, to zapewne wielu z nas znalazło się w podobnej sytuacji. Tchórzliwa ulga, że tym razem to nie ja jestem osobą gnojoną. I bezwolne przyzwolenie na gnojenie kogoś innego.
Relacja hate-love w takiej otoczce naprawdę daje radę. I dlatego "Punk 57" bezapelacyjnie trafia na moją listę ulubieńców. Coś czuję, że za jakiś czas skuszę się na powtórkę, a zazwyczaj szkoda mi czasu na takie ekscesy :P
Dzisiaj będzie o książce, która mnie zachwyciła! Pewnie duży wpływ miał na to fakt, że nurzając się w thrillerach baaaardzo tęskniłam za dobrym romansem. A zwłaszcza za takim, gdzie bohaterowie drą ze sobą koty aż ziemia jęczy :D I "Punk 57" to wszystko ma. Jest chemia, szarpanina dosłownie i w przenośni, a najważniejsze - kryje się w tym głębszy sens. Bo wiecie - ogólnie...
więcej Pokaż mimo to