-
ArtykułyTak kończy się świat, czyli książki o końcu epokiKonrad Wrzesiński6
-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant25
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać424
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
Biblioteczka
Kurczę. Kompletnie się tego nie spodziewałam, ale naprawdę spodobała mi się ta książka! Mogę wręcz powiedzieć, że sobie ją dozowałam, żeby starczyła mi na dłużej.
Jest w niej dużo hot scenek - to fakt. Ale doszłam do wniosku, że mnie tak naprawdę ilość seksów wcale nie przeszkadza w książkach. Wkurza mnie głownie, kiedy poza spółkowaniem nie ma zbyt wiele innych treści. A jeszcze jak ten seks jest nudny i powraca co kawałek niczym biegunka, to w ogóle bójcie się Boga.
No bo co jest ciekawego w przewracaniu stron, kiedy bohaterów można scharakteryzować jednym zdaniem - 'Hej, jesteśmy bandą bezmózgich yeti, które poza przeżywaniem nadprogramowej liczby orgazmów, zatraciły wszelakie inne ludzkie odruchy'.
"Dziki romans" kupił mnie tym, że zamiast pustostanów dostałam sensownych i sympatycznych osobników. Naprawdę spodobała mi się Harlow. Jej odzywki, poczucie humoru, a nawet historia, kiedy poleciała samolotem w samym płaszczu, by złożyć wizytę Finnowi. A miało to miejsce jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem części o nich. Harlow jest śmiała, konkretna i głośna. Gdy już się zakocha, to na zabój i bardzo dba o swoich ludzi.
W Finnie spodobało mi się to, że nie był jakimś lokalnym oblatywaczem, playboyem, badboyem, milionerem, wrestlerem, czy innym takim. Dostajemy mrukliwego, skrytego rybaka, który wraz z ojcem i braćmi z tego właśnie fachu się utrzymuje.
Co prawda - pod koniec Finn zachował się jak wołowy zad, ale w końcu to tylko facet. Zresztą w porównaniu z niektórymi książkowymi pierdołami i tak wypada on całkiem na plus. Ale i tak bardziej lubię Harlow. Dla mnie ona w tej książce wymiata. Jakby tylko patrzyła, co tu jeszcze można zbroić.
Jeśli mam się czegoś czepnąć, to dowalę się jednak do tych seksów. Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych osób może być ich zdecydowanie zbyt dużo, a opisy mogą brzmieć niesmacznie. Nie ma w tej książce, oczywiście, żadnych wynaturzeń. Ale wiadomo - każdy człek ma inną wrażliwość na różnego rodzaju odzywki, czy czynności ;)
Natomiast polecam wszystkim, którym dzikie romansowanie straszne nie jest i lubią się odprężyć przy takiej właśnie lekturze :)
Kurczę. Kompletnie się tego nie spodziewałam, ale naprawdę spodobała mi się ta książka! Mogę wręcz powiedzieć, że sobie ją dozowałam, żeby starczyła mi na dłużej.
Jest w niej dużo hot scenek - to fakt. Ale doszłam do wniosku, że mnie tak naprawdę ilość seksów wcale nie przeszkadza w książkach. Wkurza mnie głownie, kiedy poza spółkowaniem nie ma zbyt wiele innych treści. A...
Elle Wittimer mieszka z macochą i jej dwiema córkami. Po śmierci ojca dziewczyna pełni w domu funkcję klasycznej 'poleć, poleć, pozamiataj'.
Robi zakupy, sprząta i ogarnia cały bajzel. A bliźniaczki kręcą w tym czasie vlogi na swój kanał urodowy na YouTubie.
Elle za sprawą rodziców poznała i pokochała Starfield. Serial science fiction, którego najważniejszymi postaciami są książę federacji Carmindior oraz księżniczka Amara.
Aktualnie wśród fanów serialu wybucha wielka wrzawa. Jest to reakcja na informację o odtwórcy głównej roli w kinowej wersji Starfield. Okazuje się nim napakowany piękniś grający w operze mydlanej dla młodzieży.
Według bohaterki Darien Freeman kompletnie nie nadaje się na księcia Carmindora. Pewnie nawet nie widział żadnego odcinka, w którym owa postać występuje. Dziewczyna szybko daje upust złym emocjom na swoim blogu.
Wkrótce na numer telefonu, który odziedziczyła po ojcu, przychodzi wiadomość odnośnie mającego się odbyć za jakiś czas konwentu. Elle od śmierci taty zrezygnowała z udziału w tym wydarzeniu. Jednak wymiana sms-ów z tajemniczym nieznajomym rozkręca się i trwa nadal. W międzyczasie Elle znajduje na strychu stare kostiumy cosplayowe swoich rodziców i postanawia jednak wybrać się na konwent. Planuje wziąć udział w konkursie na najlepsze przebranie.
Zaobserwowałam, że "Geekerella" otrzymuje wiele pozytywnych opinii. Ale ja jak zwykle będę alienem :D No nie zauroczyła mnie ta książka. Podczas czytania czułam się znudzona. Postacie Elle i Dariena były dla mnie mało wyraziste, a sama akcja nużąca. Za jedyną osobę z odrobiną ikry uważam Sage z Magicznej Dyni.
Zachwyt bohaterki nad Starfield mi się nie udzielił. Zaczęły mnie wręcz drażnić wstawki na jego temat. A logiczne jest ich liczne występowanie, bo w końcu to książka o jego wielkiej fance.
Pod koniec historia zrobiła się nieco ciekawsza. No rychło w czas, proszę państwa. Odczułam wielką ulgę, kiedy zakończyłam lekturę i zabrałam się za powtórkę Kamienia Filozoficznego.
Widywałam "Geekerellę" na zagranicznych bookstagramach i mój wzrok przyciągała jej śliczna okładka. Bardzo chciałam dostać to cacko w swoje ręce. Dostałam i mam poczucie zmarnowanego czasu. Wymordowało mnie to. Może ja jestem po prostu za stara? Jednak czytuję i naprawdę lubię młodzieżówki, więc chyba jeszcze nie :D
Także tak. Pewnie podpisałam na siebie wyrok i teraz zostanę persona non grata :D
Elle Wittimer mieszka z macochą i jej dwiema córkami. Po śmierci ojca dziewczyna pełni w domu funkcję klasycznej 'poleć, poleć, pozamiataj'.
Robi zakupy, sprząta i ogarnia cały bajzel. A bliźniaczki kręcą w tym czasie vlogi na swój kanał urodowy na YouTubie.
Elle za sprawą rodziców poznała i pokochała Starfield. Serial science fiction, którego najważniejszymi postaciami są...
Wioletka Koperek jest pełną energii trzydziestolatką. Jak przystało na wielką fankę zagadek kryminalnych - z lubością zaczytuje się w książkach o mordulcach. A w tak zwanym międzyczasie podpatruje sąsiadów z bloku naprzeciwko.
Bohaterka ima się różnych zajęć i w żadnej pracy nie zagrzewa miejsca zbyt długo. Głównym celem tych zabiegów jest znalezienie wśród współpracowników narzeczonego. Kiedy limit czasu przeznaczony na zapoznanie zacnego kawalera dobiega końca, Wioletka zwalnia się i poszukuje nowego zatrudnienia.
Na początku historii bohaterka kończy przygodę z fabryką Słodka Babeczka. Zostaje jej zaledwie kilka dni, kiedy wpada na trop grubszej afery. Wioletka natychmiast przystępuje do śledztwa. Zakłada w tym celu specjalny zeszyt, w którym odnotowuje swoje wszystkie (czyli żadne) postępy. Wkrótce cała sprawa okazuje się wielką pomyłką, a dziewczyna staje się obiektem żarcików.
Niestety bądź stety - jeszcze tego samego wieczoru bohaterka jest świadkiem rzeczy strasznej i krew w żyłach mrożącej. Tym razem zaopatruje się w tablicę korkową i z werwą wciela w rolę profesjonalnego tropiciela.
Muszę Wam powiedzieć, że najpierw mnie ta książka zaciekawiła, a później zaczęłam mieć co do niej poważne obawy. Rzucił mi się w oczy komentarz, że bohaterka to rozumem nie grzeszy. I fakt - Wioletka jest dziecinna, ma dziwny tok rozumowania i strzela masę głupot. Jednak podczas czytania nie wzbudzała ona we mnie chęci mordu.
Początek był nudnawy, ale dalej było już w porządku. Wybuchy śmiechu mi nie towarzyszyły, ale obyło się również bez krzywienia i wywracania oczami. Po prostu najlepiej traktować wszystko, co bohaterka wyprawia, z dużym przymrużeniem oka. I wtedy nic złego nie powinno się wydarzyć. Śledztwo Panny Koperek woła o pomstę do nieba, ale hej! Można czasem i coś takiego sobie przeczytać dla rozluźnienia.
Kiedyś pewnie byłabym bardziej na tę książkę cięta, ale już dawno żadna detektywka na wesoło mi się nie trafiła ;)
Wioletka Koperek jest pełną energii trzydziestolatką. Jak przystało na wielką fankę zagadek kryminalnych - z lubością zaczytuje się w książkach o mordulcach. A w tak zwanym międzyczasie podpatruje sąsiadów z bloku naprzeciwko.
Bohaterka ima się różnych zajęć i w żadnej pracy nie zagrzewa miejsca zbyt długo. Głównym celem tych zabiegów jest znalezienie wśród...
2018-11-15
Do hotelu Mitchell's Inn przybywa na weekend grupka gości. Są wśród nich dwie przyjaciółki, bogaty chłopak z niezwykle piękną narzeczoną, przeżywające kryzys małżeństwo w średnim wieku, kolejna młoda para oraz samotny mężczyzna, pracujący jako adwokat. Na miejscu okazuje się, że rezyduje tam również pewna pisarka, która nie wykazuje większych chęci, by integrować się z resztą towarzystwa.
Obsługą zajmuje się właściciel hotelu oraz jego syn, ponieważ z powodu pogorszenia pogody nie dotarła dalsza część personelu.
Mitchell's Inn leży na odludziu, ukryty wśród górskich lasów. Nie ma tam wi-fi ani zasięgu komórkowego, dlatego ludzie często wybierają właśnie to miejsce, by odciąć się od świata zewnętrznego.
Burza śnieżna, a następnie burza lodowa powodują awarię elektryczności i pogrążają hotel w ciemnościach. Nie ma możliwości, by wezwać odpowiednie służby, a próba wyjścia na zewnątrz grozi dzikim tańcem na lodzie lub oberwaniem w łeb gałęzią. Byłoby bardzo intymnie i przytulnie, gdyby nie zwłoki jednego z gości znalezione rankiem przy schodach.
Robi się coraz dziwniej i straszniej. Nie wiadomo czy w ciemnych zakamarkach hotelu czai się ktoś jeszcze, czy może to jeden z weekendowych gości okazał się geniuszem zła. Nie wiadomo z kim się trzymać i czy komukolwiek można jeszcze ufać, gdyż na horyzoncie majaczą kolejne, całkiem nowe trupy.
"Niechcianego gościa" czytało mi się naprawdę szybko. Książka nie pozwala się nudzić, ponieważ mamy tutaj większą liczbę bohaterów i wgląd w myśli każdego z nich. Poza tym napędzała mnie ciekawość - kto za tym wszystkim stoi. Korciło mnie, bo sobie zerknąć na koniec, ale jakoś się opamiętałam.
Podczas lektury miałam skojarzenia z zabawami, które mi od czasu do czasu migają w internetach. Opisana jest sprawa, wymienione osoby potencjalnie podejrzane i należy zgadnąć kto z nich jest mordercą :D Podczas czytania czułam się, jakbym brała udział dokładnie w czymś takim. Niestety dałam się oszukać i źle obstawiłam winnego.
Tak sobie myślę, że to świetna pozycja na okres, gdy świat spowija śnieg i zawierucha. Można się wtedy lepiej wczuć w sytuację bohaterów ;)
Do hotelu Mitchell's Inn przybywa na weekend grupka gości. Są wśród nich dwie przyjaciółki, bogaty chłopak z niezwykle piękną narzeczoną, przeżywające kryzys małżeństwo w średnim wieku, kolejna młoda para oraz samotny mężczyzna, pracujący jako adwokat. Na miejscu okazuje się, że rezyduje tam również pewna pisarka, która nie wykazuje większych chęci, by integrować się z...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przeczytałam tę książkę na początku listopada, a ostatnio znowu do niej wróciłam i delektuję się fragmentami. I zapewne tak jeszcze będzie nie raz :)
Po prostu ta książka robi mi dobrze. Jest urocza, seksowna i nakręcająca. A jednocześnie zawiera w sobie jakąś taką tkliwość, że aż szklą mi się oczy. No i trafia w moje poczucie humoru. Także można się śmiać i płakać równocześnie. Nie brzmi to zbyt mądrze, ale dokładnie takie emocje we mnie wywołuje.
Główni bohaterowie - Lucy i Joshua - pracują w wydawnictwie, które na skutek połączenia sił ma dwóch prezesów. No i oni są właśnie asystentami tychże prezesów. Dzielą wspólny pokój, gdzie pomiędzy wykonywaniem obowiązków piorunują się wzrokiem i uprawiają słowną szermierkę. Lucy jest dla wszystkich miła i przyjacielska. W związku z tym ludzie trochę wchodzą jej na głowę. Jest niziutka, uwielbia czerwoną pomadkę i ubrania w stylu retro. Josha natomiast charakteryzuje wysoki wzrost, burkliwość, wiecznie skrzywiona mina i uogólniona niechęć do ludzkości. Generalnie wszyscy trzęsą przed nimi portkami. Wszyscy poza Lucy, która najbardziej ubolewa nad faktem, że Josh jako jedyny nie chce się z nią przyjaźnić i zapewne uważa za małe obrzydlistwo, które przyczepiło się do jego idealnego obuwia.
Dodaję Lucy do zacnego grona swoich najulubieńszych bohaterek! Nawet wtedy, gdy wyłazi z niej mały dzikus, stalkerka i dziwaczka. A za zbieranie figurek smerfów ma u mnie mega bonus. Ludzie zbierający figurki są zawsze spoko!
Josh momentami zachowuje się jak ostatni smark i za pierwszym razem trochę mnie to raziło. Później już się przyzwyczaiłam i zaakceptowałam fakt, że ta kolczasta osobowość wynika z niepewności i obrony przed odrzuceniem.
Wielbię tę książkę za drobne kroczki, dzięki którym między bohaterami rodzi się bliskość. Mogę w nieskończoność się rozczulać, kiedy Lucy wczepia się w Josha jak miś koala, obwąchuje go i opisuje jak zmieniają się jego oczy. Dodatkowo tok rozumowania i spostrzeżenia lęgnące się w głowie bohaterki nieustannie kładą mnie na łopatki :D
Nie chce mi się więcej gadać. Jestem fanką "Wrednych igraszek" i tyle :D Zalecam też, by podczas lektury zaopatrzyć się w towarzystwo osobnika płci męskiej. Jakoś tak to wszystko działa na wyobraźnię...
Przeczytałam tę książkę na początku listopada, a ostatnio znowu do niej wróciłam i delektuję się fragmentami. I zapewne tak jeszcze będzie nie raz :)
więcej Pokaż mimo toPo prostu ta książka robi mi dobrze. Jest urocza, seksowna i nakręcająca. A jednocześnie zawiera w sobie jakąś taką tkliwość, że aż szklą mi się oczy. No i trafia w moje poczucie humoru. Także można się śmiać i płakać...