-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać392
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2020
2020
2020
2020
2021-02-02
2020-12
Jeśli szukacie niebanalnej książki o tematyce świątecznej, a raczej właściwie jedynie o nią zahaczającej to zdecydowanie polecam "Zapomnianą piosenkę" Agata Bizuk.
To książka splatająca ze sobą losy dwóch mężczyzn: wkraczającego w dorosły świat Dominika i starszego pana Ksawerego. Każdy z nich przeszedł wiele, doznał bólu, samotności. W trudnych chwilach mają jednak siebie.
To książka, którą czyta się jednym tchem, chce poznać losy bohaterów, zarówno te z wydarzeń aktualnych jak i przytaczanych retrospekcji.
Dobrze, że świta nie grają tu pierwszych skrzypiec, a opowieść nie jest do bólu cukierkowa. Przez to jest bardziej realna, chociaż wkrada się też pewna naiwność, jak to w powieściach świątecznych bywa.
Jeśli szukacie niebanalnej książki o tematyce świątecznej, a raczej właściwie jedynie o nią zahaczającej to zdecydowanie polecam "Zapomnianą piosenkę" Agata Bizuk.
To książka splatająca ze sobą losy dwóch mężczyzn: wkraczającego w dorosły świat Dominika i starszego pana Ksawerego. Każdy z nich przeszedł wiele, doznał bólu, samotności. W trudnych chwilach mają jednak...
2020-12
Sherlock Holmes to znany niemal wszystkim detektyw, człowiek, którego imię uosabia spryt i inteligencję. Próżno szukać osoby, która go nie zna, tym bardziej, że na podstawie powieści, w których występuje powstało wiele ekranizacji. Okazuje się jednak, że Sherlock miał młodszą siostrę o imieniu Enola, równie sprytną i inteligentną jak on.
Enolę poznajemy w bardzo ważkim dla niej momencie: kiedy znika jej mama. Dziewczynce ciężko się pogodzić z stratą, żywi nadzieję, że ta wróci. Kiedy jednak mijają kolejne dni od zniknięcia w domu Enoli pojawiają się jej bracia Sherlock i Microft. O ile Sherlock skupia się na rozwiązaniu zagadki zniknięcia i mamy, o tyle Microft chce zrobić z Enoli porządną, w jego mniemaniu, pannę. Zamawia dla niej specjalne sztywne ubrania, każe jej nosić gorsety, a ostatecznie posuwa się nawet do zapewnienia dla niej miejsca w szkole z internatem. Dziewczyna jest załamana i wie, że musi sobie radzić sama. Ucieka więc z domu wraz ze znalezionymi pieniędzmi. Po drodze napotyka na zagadkę, którą rozwiązać może jedynie wprawiony detektyw.
Powieść jest bardzo feministyczna w swoim wydźwięku. Enola i jej mama to dwie silne kobiety zupełnie nie przystające do czasów w jakich przyszło im żyć. Są mądre, uczą się radzić sobie same, bez pomocy i wsparcia mężczyzn. Bardziej niż uroda liczy się dla nich wiedza i inteligencja.
Nie bez powodu imię Enola czytane od tyłu oznacza słowo alone - samotna. Wielka zaletą dziewczyny jest jej spryt, mądrość i dedukcja. Enola szybko uczy się rozwiązywać zagadki i szyfry pozostawione jej przez matkę. Dzięki temu zdobywa dość pokaźna sumę, a nawet jest w stanie rozwiazywac skomplikowane zagadki detektywistyczne.
Co ciekawe, postacie Sherlocka i Mycrofta są w tej powieści antagonistami. Enola nie przepada za braćmi, nie ma się co dziwić, bowiem ci traktują ją bardzo przedmiotowo, trochę jakby była gorszego sortu, tylko i wyłącznie z racji płci. Równie niepochlebnie wyrażają się o jej matce. Nic dziwnego, że Enola postanawia uciec przed nimi gdzie pieprz rośnie.
Książka jest pełna zwrotów akcji. Mnóstwo w niej treści, która przyprawia o zawrót głowy, co chwilę coś się dzieje. Dodatkowym smaczkiem są szyfry i zagadki, które bardzo intrygują, a autorka umozliwia czytelnikowi rozwiązywanie zagadek z główna bohaterką. Według mnie stanowiło to najciekawszą część powieści.
Enola Holmes. Sprawa zaginionego markiza zyskała ostatnio spory rozgłos dzięki filmowi z Millie Bobby Brown w roli głównej. Cieszy mnie, że ekranizuje się powieści propagujące siłę i spryt młodych kobiet. Warto poznać świat Enoli i razem z nią rozwiązywać kolejne zagadki.
Sherlock Holmes to znany niemal wszystkim detektyw, człowiek, którego imię uosabia spryt i inteligencję. Próżno szukać osoby, która go nie zna, tym bardziej, że na podstawie powieści, w których występuje powstało wiele ekranizacji. Okazuje się jednak, że Sherlock miał młodszą siostrę o imieniu Enola, równie sprytną i inteligentną jak on.
Enolę poznajemy w bardzo ważkim dla...
2020-12
Powieść Daphne du Maurier inspiruje od lat, bowiem już w 1940 roku stanowiła natchnienie dla samego mistrza suspensu Alfreda Hitchcocka. Ostatnio po raz kolejny zrobiło się o niej głośno za sprawą Netflixowej ekranizacji z Lily James i Armiem Hammerem w rolach głównych.
Historia opowiedziana jest z punktu widzenia nowej pani de Winter. Dziewczyna poznaje Maxima de Winter w Monte Carlo, gdzie przebywa ze swoją pracodawczynią, jest dla niej kimś w rodzaju dziewczyny do towarzystwa. Daje się oczarować przystojnemu mężczyźnie i razem z nim, już jako żona powraca do rezydencji. Manderley okazuje się gmachem, w którym nasza bohaterka czuje się zagubiona. Co więcej, skromnie żyjąca do tej pory dziewczyna czuje się przytłoczona nie tylko wielkością posiadłości, ale i rozmachem z jakim w niej się żyje. Przeraża ja służba, bogactwo, wielkie ogrody. Nic nie jest takim, jakie sobie wyobrażała. Jej mąż zamyka się na całe dnie w swoim gabinecie i wydaje się nieobecny duchem. Główna służąca pani Danvers wprawia ją w zakłopotanie, na plaży czai się niezrównoważony umysłowo mężczyzna, a część rezydencji, w której mieszkali niegdyś państwo de Winter pozostaje zamknięta.
Nic więc dziwnego, że pani de Winter nieustannie porównuje się z Rebeką. Czuje się jak jej uboga krewna, dziewczynka nie mogąca w żaden sposób zastąpić tak wybitnej osibositości. Właśnie nad tym w głównej mierze nasza bohaterka dywaguje. Jest nieśmiała, zahukana i trudno jej pojąć czemu Maxim wziął ją za żonę. Swoje trzy grosze dorzuca pani Danvers, lojalna opiekunka Rebeki, nawet po jej śmierci.
Czytając Rebekę miałam wrażenie, że czytam współczesną wersję Jane Eyre. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu zbudowania fabuły na podobnym schemacie. I tutaj i tam mamy do czynienia z duchem poprzedniej właścicielki domu, pozostającym niemym, a jednak znacząco odciskającym swoje piętno na mieszkańcach. Rebeka przede wszystkim ujmuje swoim mrocznym klimatem. Pozornie nie ma tu wiele akcji, ot w głównej mierze składa się ta powieść na dywagacje głównej bohaterki nad swoim losem i jej przemyśleń, porównywania z byłą żoną swojego męża. Nowa pani de Winter czuje się gorsza, słabsza, wręcz niegodna życia, jakie stało się jej udziałem. Dopiero póżniej zaczyna wierzyć w siebie i łączące ją z Maximem uczucie. Nabiera pewności siebie.
Smaczku całej historii dodaje mroczność i wątek kryminalny. W rezydencji kręcą się podejrzane osoby, a nawet służbę można posądzać o nieczyste zamiary. Maxim zamyka się w swoim gabinecie i właściwie odcina się od bieżących wydarzeń. Choć po śmierci poprzedniej pani de Winter żyje się dalej, ma się jednak wrażenie, że czas się zatrzymał.
Rebeka to wciągająca powieść, mroczna i tajemnicza. W dużej mierze jednak mocno przegadana. Przyznam, że oczekiwałam po tej książce wiele i nieco się rozczarowałam. Miałam nadzieję na przełomowa historię, a w rzeczywistości przeczytałam romans z wątkiem kryminalnym. Napisany przepięknym, zachwycającym wręcz językiem, który pozwala się nim zachwycać, ale nie dość zaskakujący, bym mogła nazwać te powieść dla mnie przełomową.
Powieść Daphne du Maurier inspiruje od lat, bowiem już w 1940 roku stanowiła natchnienie dla samego mistrza suspensu Alfreda Hitchcocka. Ostatnio po raz kolejny zrobiło się o niej głośno za sprawą Netflixowej ekranizacji z Lily James i Armiem Hammerem w rolach głównych.
Historia opowiedziana jest z punktu widzenia nowej pani de Winter. Dziewczyna poznaje Maxima de Winter...
2020-12
W okresie adwentowym bardzo lubię sięgać po powieści świąteczne. Mimo że są one często dość naiwne , przejaskrawione to jednak dają nadzieję i w jakiś sposób rozgrzewają duszę. W tym właśnie czasie wybaczam książkom ich przewidywalność i oderwanie od rzeczywistości. Pierwszą taką lekturą po jaką sięgnęłam w tym roku był zbiór opowiadań Opowieści wigilijne.
Książka ta jest antologią dwunastu opowiadań znanych i poczytnych polskich autorów. Dwanaście opowiadań niczym dwanaście wigilijnych potraw, a w każdym z nich nawiązanie do jedzenia szykowanego na wigilijny stół i przepis.
Jak to ze zbiorami opowiadań bywa - jedne podobały mi się bardziej, inne mniej. Jedne zaskakiwały niecodziennym podejściem do tematu, inne natomiast okazały się bardzo sztampowe. Dane mi było poznać pióro autorów jakich do tej pory nie znałam, a także spotkać się ze znajomymi bohaterami. Niemałą gratką było dla mnie opowiadania Katarzyny Bereniki Miszczuk opowiadające o Azazelu podszywającym się pod Świętego Mikołaja. W opowieściach pojawia się także niesforna pani Zofia znana już z cyklu Jacka Galińskiego czy lubiana przez wielu Szamanka od umarlaków.
Książka jest niczym menu, nawet spis treści odbiega od schematu i mianowany został menu świątecznym i stanowi misz masz gatunkowy. Opowiadania melancholijne przeplatane są humorystycznymi, fantastycznymi, a nawet kryminalnymi. Same przepisy również czasami podane są z przymrużeniem oka, jak chociażby ten na karpia według Zofii Wilkońskiej.
Mimo wielkiej sympatii do niektórych bohaterów, na mnie największe wrażenie wywarło opowiadanie Karoliny Głogowskiej, bardzo realne, pokazujące rodzinę z problemami, nie potrafiącą zapomnieć przeszłości i wyzbyć się nałogów.
Wigilijne opowieści to zbiór opowiadań, który będzie stanowił gratkę dla miłośników znanych już powieści, a także dla tych, którzy pióro niektórych autorów dopiero pragną poznać. Opowiadania są niesamowicie różnorodne, nie tylko gatunkowo, ale również tematycznie. Każdy znajdzie wśród nich coś dla siebie.
W okresie adwentowym bardzo lubię sięgać po powieści świąteczne. Mimo że są one często dość naiwne , przejaskrawione to jednak dają nadzieję i w jakiś sposób rozgrzewają duszę. W tym właśnie czasie wybaczam książkom ich przewidywalność i oderwanie od rzeczywistości. Pierwszą taką lekturą po jaką sięgnęłam w tym roku był zbiór opowiadań Opowieści wigilijne.
Książka ta jest...
2021-02-01
Chociaż Ja, potępiona miała otwarte otwarte zakończenie to autorka długo kazała czekać na kolejny tom. Może dlatego, że perypetie miłosne głównej bohaterki znalazły szczęśliwy finał, a Wiktoria nawywijała tyle, że ciężko byłoby wymyślić dla niej kolejne kłopoty. Jednak okazuje się, że Biankowska ma talent do pakowania się w kłopoty, a miejsce w jakim przebywa i jej towarzysze zupełnie tego nie ułatwiają.
Dziesięć lat po wydarzeniach z poprzedniej części Wiktoria i Beleth nie są już parą. Dziewczyna w głównej mierze przebywa w Edenii, gdzie coraz częściej mówi się o końcu świata. Azazel po długim pobycie opuszcza więzienie, a w piekle pojawia się Lilith. Wszyscy wieszczą koniec świata, a są nim przerażeni zarówno zwykli śmiertelnicy, jak również istoty żyjące w zaświatach. Wiktoria po raz kolejny daje się wciągnąć w kabałę i zostaje obdzielona nietuzinkową rolą.
Bardzo pozytywnie zaskoczyły mnie nawiązania do współczesnej sytuacji. W książce też panuje pandemia, a ludzie myślą, że koniec świata rychło nadchodzi. Jednak w fikcji literackiej ten koniec rzeczywiście nadchodzi, a Wiktoria z przyjaciółmi stara się mu zapobiec.
Do grona głównych bohaterów dołączają też inni: anioły, cheruby i diabły. Opowieść dalej jest niezwykle zabawna, Wiktoria stała się swego rodzaju celebrytką zaświatów, co chwilą pisują o niej niebiańskie szmatławce licząc na każde jej potknięcie. Co więcej, ona często z premedytacją się im podkłada. Do grona adoratorów byłej diablicy trafia również niezwykle przystojny anioł i pojawia się obecny w poprzednich częściach motyw trójkąta miłosnego.
Naszych bohaterów czeka niezwykle emocjonująca przygoda, którą czyta się z wypiekami na twarzy. Całość uzupełniana jest o informacje zawarte w biblijnym opisie apokalipsy według świętego Jana. Tak jak sama autorka potwierdziła, powieść nie jest odgrzewanym kotletem, a ona w dużej mierze skupiła się na opisie losów diabłów.
Ja, ocalona to powieść, która nie tylko mnie nie zawiodła, ale sprawiła, że dłużej mogłam cieszyć się znajomością losu Wiktorii Biankowskiej. Chętnie spotkałabym się z tą bohaterką w kolejnych tomach.
Chociaż Ja, potępiona miała otwarte otwarte zakończenie to autorka długo kazała czekać na kolejny tom. Może dlatego, że perypetie miłosne głównej bohaterki znalazły szczęśliwy finał, a Wiktoria nawywijała tyle, że ciężko byłoby wymyślić dla niej kolejne kłopoty. Jednak okazuje się, że Biankowska ma talent do pakowania się w kłopoty, a miejsce w jakim przebywa i jej...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-11
W recenzji poprzednich tomów cyklu Katarzyny Bereniki Miszczuk wspomniałam, że Wiktoria jest idealnym odzwierciedleniem powiedzenia: gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. Okazało się, że miałam rację, ale nawet sama nie przypuszczałam jak bardzo się nie myliłam. W trzeciej części nasza główna bohaterka trafia bowiem do tartaru.
W wyniku nieszczęśliwego wypadku Wiktoria poznaje Charona, ten informuje ją o należnej mu opłacie jednego obola i przewozi naszą bohaterkę do Tartaru, świata wypełnionego szarością, gdzie trafiają jedynie potępione dusze. Nie ma stamtąd ucieczki, a rządy sprawują bardzo specyficzne (i znane historycznie postaci).
Po raz kolejny autorka zaskoczyła mnie swoja olbrzymia wyobraźnią. W naśmielszych snach bym nie przypuszczała, że Wiktoria nie tylko wyląduje w tak specyficznym miejscu jakim jest wykreowany w powieści tartar, ani że przyjdzie jej poznać takie postaci jak Hitler, Kuba Rozpruwacz czy Elżbieta Batory.
Całość jak zwykle tworzy mieszankę iście wybuchową, niezwykle zabawną. Bohaterowie ewoluują. Wiktoria już nie jest grzeczną dziewczynką, Beleth stał się jakby bardziej miękki i mniej zapatrzony w siebie, Piotruś też postanowił, że czas zakończyć bycie miękką bułą. Jedynie Azazel dalej pozostaje sobą i nieustannie jego największym pragnieniem jest przejęcie miejsca Lucka.
W pierwszym tomie autorka nieco przybliżyła mitologię egipską, w tym grecką. W tartarze, który wszakże jest wytworem mitologii greckiej, spotykamy Charona, Cerbera i nieco greckich herosów. Całość jednak, do czego autorka zdążyła czytelnika przyzwyczaić, ubarwiona została nietuzinkowymi postaciami, a świat tartaru zadziwia swoją konstrukcją.
Ja, potępiona to kolejna niezwykle zabawna i pełna zwrotów akcji część cyklu Katarzyny Bereniki Miszczuk. Od razu sięgam po kolejny tom. Jestem niezwykle ciekawa czym jeszcze autorka mnie zaskoczy, a znając jej olbrzymią literacką wyobraźnię, jestem pewna, że po raz kolejny przeczytam o rzeczach, o jakich mi się nie śniło.
W recenzji poprzednich tomów cyklu Katarzyny Bereniki Miszczuk wspomniałam, że Wiktoria jest idealnym odzwierciedleniem powiedzenia: gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. Okazało się, że miałam rację, ale nawet sama nie przypuszczałam jak bardzo się nie myliłam. W trzeciej części nasza główna bohaterka trafia bowiem do tartaru.
W wyniku nieszczęśliwego wypadku Wiktoria...
2020-11
Co prawda, moje dziecko na świat przyszło ponad dwa lata temu, więc wydawać by się mogło, że niepotrzebne mi książki o rodzicielstwie i pierwszych chwilach z noworodkiem. Ja jednak uwielbiam takie publikacje, a gdy w ręce wpadła mi ta autorstwa Izabeli Dembińskiej, nie mogłam nie podzielić się wrażeniami.
Książka jest kontynuacją Rodzić można łatwiej, czyli poradnika o przygotowaniu do porodu. Tym razem autorka skupia się na chwilach, gdy w ramionach trzymamy już nasze upragnione maleństwo, a jeszcze nie do końca wiemy jak z takim maluchem się obchodzić. Instynkt macierzyński instynktem, ale wiele młodych mam przekonało się, że poród to nie zwieńczenie ciężkiego okresu, a dopiero początek problemów.
Książka została podzielona na dwie części. W pierwszej Izabela Dębińska skupia się na opisie noworodka, pierwszych bardzo istotnych interakcjach z tym małym człowiekiem, rzeczach niezbędnych do przygotowania domu czy sensomotoryce dziecka. W drugiej natomiast dużo miejsca poświęciła karmieniu piersią oraz wskazuje jak może pomóc fizjoterapia.
Książka ujmuje szatą graficzną, jest bardzo czytelna. Poszczególne działy oddzielone zostały od siebie kolorystycznie. Wiedza przybliżona przez panią położną jest podana prosto i logicznie, bez zbędnych dywagacji. Przybliżane kwestie zostały opatrzone stosowną grafiką lub zdjęciami, przez co opisywane kwestie są jeszcze łatwiejsze do przyswojenia. Z tego co zauważyłam, to jedyna publikacja, która tak obszernie opisuje karmienie piersią, czyli niezwykle ważny element, niezbędny na początku nowej drogi.
Miałam kontakt z kilkoma poradnikami dla młodych rodziców, jednak ten zdecydowanie się wśród nich wyróżnia. Żałuję, że nie miałam takiej książki, gdy urodziłam swojego synka.
Co prawda, moje dziecko na świat przyszło ponad dwa lata temu, więc wydawać by się mogło, że niepotrzebne mi książki o rodzicielstwie i pierwszych chwilach z noworodkiem. Ja jednak uwielbiam takie publikacje, a gdy w ręce wpadła mi ta autorstwa Izabeli Dembińskiej, nie mogłam nie podzielić się wrażeniami.
Książka jest kontynuacją Rodzić można łatwiej, czyli poradnika o...
2020-11
Skarpetki powróciły! Tym radosnym akcentem rozpocznę opinię na temat jednego z moich ulubionych cykli.
Detektyw Pinkerton, znany już z powieści Banda Czarnej Frotte, przebywa na tymczasowej emeryturze i pełni rolę futerału na telefon małej Be. Dziewczynka nie wie, że z ukrycia podgląda życie jej i rodziny, które wydaje się być normalnym do czasu zakupienia zielonej papugi zwanej Zbigniewem. Wtedy tata małej Be zostaje niesłusznie oskarżony o kradzież karmy ze sklepu zoologicznego i trafia do aresztu. Do akcji postanawia wkroczyć Pinkerton i wraz z innymi skarpetkami próbuje rozwikłać niecodzienną zagadkę i wydostać z aresztu swojego domownika.
Kolejny tom przygód skarpetek to kolejna dawka absurdalnego humoru i niezwykłej wyobraźni. Przyznam, że nikt nie umie zaskoczyć mnie tak jak Justyna Bednarek. Tym razem autorka mocno poszalała, bo mamy przebranego jamnika, Mikołaja złodzieja, depresyjną wodę z Marsa czy skolopendrę przeprowadzającą seanse spirytystyczne. Co dziwne, wszystko to składa się ostatecznie w spójną i niezwykle zabawną całość.
Książka czaruje szatą graficzną, ilustracje zostały stworzone przez niezawodnego Daniela de Latour. Kartki są kolorowe, rysunki idealnie odzwierciedlają przedstawioną opowiastkę. Przykuwają nie tylko dziecięcy wzrok, ale także cieszą oko dorosłych.
Justyna Bednarek jak nikt operuje absurdem wplecionym w rzeczywistość. Co więcej, w książce odnaleźć można również nawiązania do kultury, chociażby te literackie. Ksiażki o skarpetkach są o tyle uniwersalne, że spodobają się nie tylko dzieciom, ale również dorosłym (wiem, bo oboje z mężem je uwielbiamy). Autorka puszcza oko do dojrzałego czytelnika, co i rusz wrzucając dywagacje, które tylko on zrozumie.
Zielone piórko Zbigniewa to kolejny wspaniały tom przygód wszędobylskich skarpet. Kocham te książki całym sercem i czekam na kolejne części.
Skarpetki powróciły! Tym radosnym akcentem rozpocznę opinię na temat jednego z moich ulubionych cykli.
Detektyw Pinkerton, znany już z powieści Banda Czarnej Frotte, przebywa na tymczasowej emeryturze i pełni rolę futerału na telefon małej Be. Dziewczynka nie wie, że z ukrycia podgląda życie jej i rodziny, które wydaje się być normalnym do czasu zakupienia zielonej papugi...
2020-11
2020-10
Czytając pierwszy tom przygód Wiktorii Biankowskiej, a właściwie kończąc jego lekturę, zastanawiałam się jakim cudem miałaby ona stać się anielicą. Okazuje się, że całkiem prosto, chociaż przyznaję, że po raz kolejny, wyobraźnia autorki zupełnie mnie zdumiała.
Wiktoria wiedzie spokojne życie i zupełnie nic nie pamięta ze swojego pobytu w zaświatach. Spotyka się z Piotrusiem, a jej związek właściwie przesłania jej wszystko inne do czasu, aż od przystojnego nieznajomego otrzymuje w prezencie jabłko. Nie zastanawiając się długo, niczym biblijna Ewa, dzieli się jabłkiem z Piotrem i oboje przypominają sobie wszystkie zdarzenia powiązane z Azazelem i Belethem. Tym razem Wiki musi zwiedzić nowe rejony - trafia do nieba.
Z Wiktorią i jej towarzyszami nie sposób się nudzić. W książce brak jest przydługich opisów, akcja pędzi na łeb, na szyję, a główna bohaterka odkrywa w sobie coraz większe pokłady mocy. Całość okraszona została sporą dawką dobrego humoru, do którego w znacznej mierze przyczyniła się diabelsko - anielska para Beleth i Azazel. Oprócz komicznych i humorystycznych momentów nie brak też tych wzruszających.
W pierwszym tomie zaskoczyła mnie kreacja piekła, znacznie różniąca się od tej standardowej i znanej mi dotychczas. Nie inaczej było i tym razem, bowiem Arkadia, a raczej jej mieszkańcy, nie raz wywołali uśmiech na mej twarzy. Podpalające papierosy cherubinki, Syn Boży poruszający się luksusowym autem czy Święty Piotr wyglądający jak wytrwany golfista nie raz wywołali uśmiech na mej twarzy. Zaznaczę, że do książki trzeba podejść z dystansem, nie ma co oczekiwać poważnej historii, twardo odnoszącej się do wiary religijnej, bowiem opowieść o Wiktorii i jej perypetiach jest swego rodzaju pastiszem.
Po raz kolejny bawiłam się przednio czytając perypetie bohaterki, byłej diablicy obdarzonej iskrą bożą. Z każdym tomem ten cykl podoba mi się coraz bardziej i przyznaję, że nie sposób nie lubić stworzonych przez Katarzynę Berenikę Miszczuk bohaterów. Wiktoria ewidentnie cierpi na syndrom sztokholmski i daje się kiwać diabłom, gdy te próbują ją wykorzystać do swoich niecnych celów, ale właśnie takie jej zachowanie sprawia, że z ciekawością śledzi się prowadzoną akcję.
Z reguły boję się sięgać po drugie części cykli, nie bez kozery mówi się o tzw. klątwie drugiego tomu. Tutaj jednak nie zawiodłam się zupełnie, a nawet przyznam, że ta część podobała mi się jeszcze bardziej niż poprzednia i po raz kolejny lektura wprawiła mnie w wyśmienity nastrój. Z wielka chęcią sięgnę po kolejne tomy, by poznać dalsze losy Wiktorii i jej towarzyszy.
Czytając pierwszy tom przygód Wiktorii Biankowskiej, a właściwie kończąc jego lekturę, zastanawiałam się jakim cudem miałaby ona stać się anielicą. Okazuje się, że całkiem prosto, chociaż przyznaję, że po raz kolejny, wyobraźnia autorki zupełnie mnie zdumiała.
Wiktoria wiedzie spokojne życie i zupełnie nic nie pamięta ze swojego pobytu w zaświatach. Spotyka się z...
2020-10
Czy piekło może być atrakcyjne i zwykły śmiertelnik znalazłby tam ukojenie i radość? Według Katarzyny Bereniki Miszczuk - tak. Właśnie taki nietuzinkowy obraz tego świata przedstawiła w swojej powieści Ja, diablica.
Wiki umiera i trafia do piekła. To na pierwszy rzut oka wygląda jak każdy urząd, zniechęcająco, a w katach stoją pousychane paprotki. Dziewczyna dzięki swojej urodzie dostaje posadę diablicy - ma werbować ludzi w szeregi piekielne. Okazuje się nader pojętną uczennicą, dość szybko zaczyna panować nad swoimi mocami. Wiktoria jednak jest idealnie obrazuje przysłowie: gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. Wobec tego postępuje nierozważnie i pod uwagę bierze właściwie jedynie swoje upodobania. W taki sposób przysparza (nie tylko sobie) wielu problemów i kłopotów.
Co tu dużo pisać, książka Ja, diablica jest diabelnie zabawna. Z niedowierzaniem śledziłam losy Wiki, jej ziemskich i piekielnych znajomych. Obraz piekła ukazany przez autorkę jest bardzo zaskakujący i zupełnie nietuzinkowy. Wiktoria nie jest najmądrzejsza i nie raz jej postępowanie kazało pukać mi się w głowę, co nie zmieniło faktu, że uśmiałam się z tej opowieści nieziemsko. Całość podkręciła mnogość dialogów i szybka akcja, nie sposób się przy tej powieści nudzić.
Katarzyna Berenika Miszczuk ma lekkie i bardzo plastyczne pióro. W książce nie ma dłużyzn, a opisy ograniczają się jedynie do najważniejszych kwestii. Co ciekawe w książce pojawiają się też postaci z mitologii i historii egipskiej. W lekkiej formie można się zapoznać z taką wiedzą.
Ja, diablica to świetny początek intrygującego cyklu. Książka jest lekka i przyjemna, czyta się migiem, bo fabuła wciąga od pierwszej strony i niesamowicie bawi.
Czy piekło może być atrakcyjne i zwykły śmiertelnik znalazłby tam ukojenie i radość? Według Katarzyny Bereniki Miszczuk - tak. Właśnie taki nietuzinkowy obraz tego świata przedstawiła w swojej powieści Ja, diablica.
Wiki umiera i trafia do piekła. To na pierwszy rzut oka wygląda jak każdy urząd, zniechęcająco, a w katach stoją pousychane paprotki. Dziewczyna dzięki swojej...
2020-10
Czy książka wydana w 1889 roku może śmieszyć do tej pory? Czy żarty i anegdoty (często sytuacyjne) rozgrywające się w XIX wieku są w stanie rozbawić współczesnego czytelnika? Przyznam, że sama miałam co do tego wątpliwości, jednak okazuje się, że niektóre powieści się nie starzeją, a dorby humor zawsze się obroni. Przykładem na to jest powieść Jerome K. Jerome'a Trzech panów w łódce (nie licząc psa).
Trzech zmęczonych pracą panów postanawia wybrać się na wycieczkę. Ostatecznie decydują się na dwutygodniowy spływ łodzią po Tamizie. Główni bohaterowie to młodzi mężczyźni J. pełniący role narratora, Harris, George - pracownik banku i Montmorency - pies. Całość książki poświęcona została właśnie tej wyprawie, jej planowaniu, przygotowaniom i samej juz wycieczce z Kingston do Oksfordu i z powrotem. Przy okazji warto wspomnie, że wszyscy bohaterowie są postaciami prawdziwymi, na którcyh autor się wzorował pisząc.
Powieść Jerome K. Jerome'a początkowo miała być przewodnikiem, jednak autor postanowił uzupełnić ją o zabawne opisy i wydarzenia. Ostatecznie jednak zrezygnował z pierwotnego zamysłu i powstała swego rodzaju humoreska, która niezbyt przychylnie została przyjęta przez krytyków. Całe szczęście, zupełnie inaczej książkę przyjęli czytelnicy. Ta stała się bestsellerem, a autor dzięki temu zyskał nie tylko sławę, ale i pieniądze.
Książka stanowi właściwie zbiór humoresek, przepełniona jest żartem sytuacyjnym i ironią. Wydarzenia z życia bohaterów uzupełniane są opisami historycznymi miejscowości nad Tamizą, specyfika zarówno samej rzeki, jak również miast nad nią położonych. Historia skonstruowana przez Jerome'a jest poniekąd krzywym zwierciadlem ukazującym przywary napotykanych na drodze osób. Bohaterowie także wydają się wyjątkowymi pechowcami, jeśli coś może pójść nie tak jak planowali, to tak pójdzie, a oni często i gęsto ładują się w tarapaty. Na wielką uwagę zasługuje pies, bo i Montmorency'emu autor poświęcił sporo miejsca.
Całość jest lekka i zabawna. Ja nie raz się uśmiechnęłam, a nawet głośno zaśmiałam. Przypadli mi ci trzej panowie do gustu (łącznie z psem) i jestem zaskoczona, że humoreski sprzed tylu lat mogły mi się tak bardzo spodobać i okazać się niezwykle aktualne.
Czy książka wydana w 1889 roku może śmieszyć do tej pory? Czy żarty i anegdoty (często sytuacyjne) rozgrywające się w XIX wieku są w stanie rozbawić współczesnego czytelnika? Przyznam, że sama miałam co do tego wątpliwości, jednak okazuje się, że niektóre powieści się nie starzeją, a dorby humor zawsze się obroni. Przykładem na to jest powieść Jerome K. Jerome'a Trzech...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-10
Prozę R.J.Palacio pokochałam po lekturze Cudownego chłopaka. Powieść ta zachwyciła mnie nie tylko kreacją głównego bohatera, ale tez przedstawieniem toczących się wydarzeń z perspektywy innych postaci. Bez wahania sięgnęłam więc po Białego ptaka, komiks opowiadający o czasach II wojny światowej.
W książce spotykamy jednego ze znanych już bohaterów - Juliana, prześladowcę cudownego chłopaka - Augusta. W związku ze szkolnym projektem chłopiec dzwoni do swojej babci, by poznać jej wojenną historię. Ta rozpoczyna opowieść o chłopaku, po którym jej wnuk otrzymał imię. Sara jest Żydówką. Początkowo nie odczuwa dyskryminacji, jednak z dnia na dzień sytuacja zaczyna się zmieniać. Pewnego dnia do szkoły przyjeżdzają niemieccy żołnierze i żądają wydania wszystkich żydowskich dzieci. Właśnie wtedy Sarze pomaga Julien, chłopiec siedzący z nią w ławce podczas lekcji matematyki. Dzięki niemu Sara uchodzi z życiem. Chłopiec zachorował na polio, chodzi o kulach i jest nieustannie wyśmiewany. Sara nigdy nie stanęła w jego obronie, zawsze zajmowała się tylko sobą.
R.J.Palacio opowiada o czasach wojny, o holokauście i niesprawiedliwości, przelewaniu niewinnej krwi, jednak według mnie, nie to jest głównym wątkiem poruszanym przez autorkę. Przede wszystkim poruszona została kwestia bierności społecznej, w odniesieniu zarówno do wydarzeń sprzed lat, jak i tych współczesnych, rozgrywających się w USA. Autorka przywołuje bowiem pro imigranckie protesty i apeluje o rozwagę odnosząc się do polityki prowadzonej przez Donalda Trumpa. Poprzez analogię pokazuje, że cały czas aktualne są słowa George'a Santayana:
Ci, którzy nie pamietają przeszłości, są skazani na jej powtarzanie.
Bohaterowie powołani do życia przez autorkę ukazują, że mają wiele odwagi, nie wahają się narażać swojego życia, by ratować innych. Nie patrzą na swój dyskomfort, na niedogodności jakie muszą znosić, by ich tajemnica nie została wykryta. Niektórzy z nich się zmieniają, dostrzegają egoizm jaki nimi kierował. Ciężkie doświadczenia wojny odciskają na nich swoje piętno, którego do końca życia nie da się wymazać.
Biały ptak to zupełnie inna, zarówno pod względem formy graficznej, jaki samej historii, forma prozy Palacio. Jednak z pozostałymi książkami autorki łączy ją jedno - ważne przesłanie. Warto przeczytać.
Prozę R.J.Palacio pokochałam po lekturze Cudownego chłopaka. Powieść ta zachwyciła mnie nie tylko kreacją głównego bohatera, ale tez przedstawieniem toczących się wydarzeń z perspektywy innych postaci. Bez wahania sięgnęłam więc po Białego ptaka, komiks opowiadający o czasach II wojny światowej.
W książce spotykamy jednego ze znanych już bohaterów - Juliana, prześladowcę...
2020-10
2020-10
Zawsze podkreślam, że moim zdaniem Liane Moriarty ma niesamowity talent do tworzenia nietuzinkowych osobowości. Świeżo po lekturze jej najnowszej powieści Miłość i inne obsesje, która premierę będzie miała 3 czerwca 2020 roku muszę stwierdzić, że dalej mam takie zdanie.
Kilka zdań o fabule
Ellen jest terapeutką specjalizującą się w hipnoterapii. Właśnie rozpoczyna nowy związek, z którym wiąże wielkie nadzieje. Jednak podczas jednej z pierwszych randek Patrick wyznaje jej, że nieustannie nęka go stalkerka, jego była dziewczyna Saskia. Kobieta śledzi go od lat, pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach. Co najdziwniejsze, wyznanie to nie odstrasza Ellen, a prześladująca jej mężczyznę kobieta, zaczyna ją fascynować.
Uwielbiam sposób w jaki Moriarty portretuje swoich bohaterów, określa ich osobowość, traumy. W jej powieściach postaci zbudowane są od A do Z. Autorka ukazując ich postępowanie, od razu nakreśla ich historie i przemyślenia. Miłość i inne obsesje to powieść, gdzie narracja prowadzona jest dwutorowo: z punktu widzenia Ellen i Saskii. Ta druga wyjaśnia motywy swojego postępowania, pokazuje, że śledzenie życia jej byłego jest jak narkotyk, nałóg z jakim nie potrafi zerwać.
Thriller czy obyczajówka?
Chociaż powieść ma zadatki na thriller, to jednak pozostaje w głównej mierze obyczajówką. Jak już pisałam, autorka w głównej mierze skupia się na opisie osobowości Ellen i Saskii. Z wielką ciekawością wnikałam w umysł tej drugiej, ciekawiło mnie, co ją pcha do stalkingu, czemu nie potrafi przerwać tej czynności.
Dużo miejsca Moriarty poświęciła hipnozie, zatem dzięki opisom życia Ellen mamy okazję poznawać aspekty jej pracy, jej specyfikę, a także pacjentów. Wydawać by się mogło, że wręcz zbyt dużo autorka skupia się na tym wątku, początkowo nie ma on związku z główną linią fabularną, jednak ostatecznie stanowi on istotną część prowadzonej opowieści, co można wywnioskować chociażby po jej oryginalnym tytule: The Hypnotist's Love Story.
Miłość i inne obsesje to powieść, którą czyta się lekko i z dużą dozą zainteresowania. Nie występuje tu aż tyle wątków, co w poprzedniej książce Moriarty, czyli Dziewięciorgu nieznajomych, chociaż i ta książka jest odrobinę przegadana. Miejscami miałam wrażenie, że pewne wątki są zupełnie niepotrzebne. Żałuję także, że autorka zupełnie nie skupiła się na postaci Patricka i jego syna. Potraktowała ich jedynie jak tło opisywanych przez siebie wydarzeń.
Ostatecznie jednak oceniam książkę na plus. Uważam, że to dobra powieść obyczajowa, intrygująca i i wciągająca, a czas spędzony z nią uważam za udany.
Zawsze podkreślam, że moim zdaniem Liane Moriarty ma niesamowity talent do tworzenia nietuzinkowych osobowości. Świeżo po lekturze jej najnowszej powieści Miłość i inne obsesje, która premierę będzie miała 3 czerwca 2020 roku muszę stwierdzić, że dalej mam takie zdanie.
Kilka zdań o fabule
Ellen jest terapeutką specjalizującą się w hipnoterapii. Właśnie rozpoczyna nowy...
Nigdy nie podejrzewałam, że książka o tematyce świątecznej może zostać jedną z moich ulubionych powieści. Sporo osób zachwalało cykle pisane przez Joannę Szarańską, postanowiłam więc zapoznać się z jej najnowszym dziełem Krainą zeszłorocznych choinek.
W małym miasteczku, tuż przed świętami zostaje otwarty sklepik noszący nazwę taką jak tytuł książki. Prowadzi go emerytowany nauczyciel. Sklepik przyciąga chociażby małego Antka, który w ramach narzuconego mu przez kolegów wyzwania postanawia ukraść w nim bombkę. Oczywiście wpada jak śliwka w kompot i musi odpracować swoją głupotę. Oprócz chłopca poznajemy też innych mieszkańców Świerczynek. Młoda Nina pracuje w Krakowie i obawia się, że nie będzie mogła wrócić w rodzinne strony na święta. Natomiast jej mama i ciocia kłócą się zawzięcie zamiast połączyć siły i wyprawić wspólną, wspaniałą wigilię.
Książka to zlepek kilku wątków dotyczących różnych osób. Przeplatają się one naprzemiennie w następujących po sobie rozdziałach, przyspieszając akcję. Jednak tej powieści nie jest to potrzebne, bo w atmosferę Świerczynek się po prostu wsiąka, już od pierwszej strony, gdzie przytoczona została opowieść o tytułowej Krainie Zeszłorocznych Choinek. Wzorowane na istniejącej Lanckoronie miasteczko, mimo że malutkie, jest miejscem zamieszkania nietuzinkowych osobowości. Właśnie ta miejscowość splata wszystkie wątki i tworzy świąteczną magię.
Powieść Joanny Szarańskiej ma w sobie wszystko czego oczekuję od powieści obyczajowych. Oprócz intrygującej historii z drugim dnem pokazuje bohaterów z jakimi łatwo się utożsamić i uwierzyć w ich historię. Książka ujęła mnie również swoim humorem. Rzadko śmieję się podczas lektury, a czytając tę śmiałam się niejednokrotnie. Uśmiech na mojej twarzy przede wszystkim wywoływały losy Niny i jej pracodawczyni.
Powieść czaruje również plejada różnorodnych bohaterów. Znajdziemy wśród nich dziecko przeżywające rozwód rodziców, dziewczynę tęskniącą za domem, czującą się piątym kołem u wozu staruszkę czy zakochanego w ozdobach świątecznych emerytowanego nauczyciela. Każdy z bohaterów został dobrze nakreślony, czytelnikowi łatwo jest z nimi sympatyzować. Bohaterowie, tak samo jak ich problemy, są bardzo realni, prawdziwi. Są jak osoby, które spotyka się na co dzień w naszych domach, w pracy, szkole, czy na ulicy.
Kraina zeszłorocznych choinek to powieść, która ujęła mnie swoim ciepłem i prawdziwością. To książka, w której świąteczna magia przeplata się z problemami dnia codziennego, bohaterowie nie są wyidealizowani, przez co przypominają nas samych.
Nigdy nie podejrzewałam, że książka o tematyce świątecznej może zostać jedną z moich ulubionych powieści. Sporo osób zachwalało cykle pisane przez Joannę Szarańską, postanowiłam więc zapoznać się z jej najnowszym dziełem Krainą zeszłorocznych choinek.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toW małym miasteczku, tuż przed świętami zostaje otwarty sklepik noszący nazwę taką jak tytuł książki. Prowadzi go emerytowany...