-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać390
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2011-02-01
To była jedna z tych książek, które rzuciły mnie na kolana całokształtem. Niezwykle złożona fabuła, liczne wątki splatające się ze sobą w trudny do przewidzenia, niesztampowy i jednocześnie nie nazbyt wydumany sposób. Cudownie bogaty, spójny świat. Na dodatek wprowadzony tak, że czytelnik nie zostaje zalany ilością faktów i szczegółów. On rozkwita powoli, niczym piękny kwiat. Niejednoznaczne, wielowymiarowe postacie. Nie, tu nie ma postaci wyciąganych z kapelusza tylko dlatego, ze akurat był potrzebne. Martin ma po prostu talent do tworzenia realistycznych historii.
Mimo tego, że jest to książka z gatunku fantasy, nie ma w niej wiele magii. Na pewno nie spotka się tam brodatych czarodziejów ciskających kulami ognia i błyskawicami w nieprzebrane rzesze wrogów, ani wysublimowanych elfów czy topornych krasnoludów. Jest tu dużo polityki, przemiany postaci i niesamowita różnorodność. Właściwie każdy może znaleźć tu wątek dla siebie. Majstersztyk.
[recenzja publikowana wcześniej na moim blogu http://alchemia-slowa.blog.onet.pl/ ]
To była jedna z tych książek, które rzuciły mnie na kolana całokształtem. Niezwykle złożona fabuła, liczne wątki splatające się ze sobą w trudny do przewidzenia, niesztampowy i jednocześnie nie nazbyt wydumany sposób. Cudownie bogaty, spójny świat. Na dodatek wprowadzony tak, że czytelnik nie zostaje zalany ilością faktów i szczegółów. On rozkwita powoli, niczym piękny...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-01-05
2011-01-05
2011-01-05
2010-07-09
2010-09-28
2010-10-09
2010-09-11
2010-06-22
2010-04-05
2010-04-05
2010-04-05
Antologia składa się z dwunastu opowiadań, których tematem przewodnim (jak tytuł wskazuje) są smoki. Są takie, które potrafią człowieka zastrzelić na miejscu, a są takie, które żal czytać, bo to strata czasu. Ale przejdźmy do konkretów.
- "Szczeniak", Ewa Białołęcka
Na panią Białołęcką już się raz nacięłam (To związane z serią "Naznaczeni błękitem"), mimo to starałam się usilnie uwolnić od uprzedzeń. Naprawdę. Naznaczeni mieli niezły pomysł, niestety pociągnięcie go okazało się katastrofalne w skutkach, stąd miałam nadzieję, że krótka forma opowiadania nie skończy się taką samą porażką. Niestety ciężko się zawiodłam.
Autorka przenosi nas do krainy, w której opiekę (i nadzór) nad wszelkiego rodzaju smokami sprawuje coś na kształt skrzyżowania leśniczych ze strażą miejską, a mianowicie smokerzy. Kontrolują oni populacje dzikich smoków (nie różniących się specjalnie od zwierząt), dbają o prywatne hodowle smoków (smoki w roli ptactwa ozdobnego) oraz chronią dzikie inteligentne smoki (inteligentne, jak inteligentne, ale przynajmniej da się z nimi rozmawiać). Koncept niezły, jednak wykonanie... Może ja po prostu nie lubię tego stylu. W każdym razie znakomita większość opowiadania przepełniona jest niskich lotów komizmem sytuacyjnym, który przejada się po jakichś siedmiu stronach. Szczyt wszystkiego osiągnął kapral Ciapek, będący nikim innym, jak tylko smokiem, mający być z założenia postacią zabawną, jednak wychodzi po prostu żałośnie.
Zdaje mi się, że Białołęcka próbowała się jakoś ratować z sielankowego marazmu, jaki panował w opowiadaniu, jednak i to nie wyszło najlepiej. Przeskok z "pasterskiej łąki" wprost w makabryczne eksperymenty zwyrodniałej smoczycy był tak nagły, że aż groteskowy. Rozumiem podnoszenie napięcia i inne tego typu zabiegi, ale niestety trzeba je umiejętnie zastosować. Tu tego nie było. Antologia zaczęła się niezbyt szczęśliwie.
- "Po prostu jeszcze jedno polowanie na smoka", Anna Brzezińska
Tu trafiłam na nader przyjemne i humorystyczne opowiadanie, w którym to Babunia Jagódka, kobieta starsza, jednak bardzo dziarska i bojowa, będąca jednocześnie wiedźmą (co jest w mieście tajemnicą poliszynela), musi niemalże w pojedynkę, lecz nie nazbyt otwarcie, zaprowadzić porządek w spokojnej mieścinie, do której nagle dotarł spory kawałek cywilizowanego świata. A wszystko za sprawą tytułowego smoka. Ogólnie, zrobił się bałagan, jakich mało.
Prócz zabawnych żartów sytuacyjnych i osobowych, mamy tu bardzo celnie przedstawiony schemat, jakim kierują się często ludzie. "Jeśli wszyscy, to ja też", "huzia na Józia" i tym podobne, bez głębszych refleksji czy prób przewidzenia konsekwencji. W tłumie każdy jest odważny, tłum szybko zmienia zdanie i z tego właśnie korzysta Babunia Jagódka, by nie dopuścić do zaognienia sytuacji. Zdecydowanie polecam, jeśli ktoś lubi humor ze wsi doprawiony odrobiną magii.
- "Smok tańczy dla Chung Fonga", Maja Lidia Kossakowska
Zauważyłam, że Kossakowska chyba lubi koła. Opowiadanie zaczyna się od końca, od ośmiu ton złotej śmierci, co niczego nie wyjaśnia, a jedynie rzuca czytelnika w wir pytań i domysłów, zmuszając jednocześnie do dalszego czytania.
Historia dosyć schematyczna - oto płatny morderca dostaje zlecenie. Jednak mamy tutaj świetny przykład tego, że wątek wcale nie musi być poplątany, by opowiadanie czytało się z zapartym tchem. Z jednej strony mamy zachodniego człowieka, który wprost programowo nie wierzy w moc przesądów, a z drugiej strony Chung Fonga, którego śmierci chce większość półświatka opiumowych baronów, a który praktycznie nie musi się troszczyć o swoje bezpieczeństwo, bo szczęście jest po jego stronie. Zawsze.
Sporą dozę swojego uroku opowiadanie zawdzięcza charakterystycznej narracji Kossakowskiej, która w subtelny sposób otacza czytelnika woalem klimatu Dalekiego Wschodu. Pozwala poczuć niezwykłe połączenie tysiącletniej tradycji z nowoczesnością, twardymi zasadami handlarzy opium i wszechobecną biedotą. Tak, to opowiadanie zdecydowanie zasługuje na otrzymanego w 2007 roku Zajdla.
- "Łzy smoka", Iwona Surmik
Tu początkowo przez długi czas nie potrafiłam umieścić w czasie i przestrzeni akcji opowiadania. Nie umiałam znaleźć wzorca. Trochę jakby Indianie, trochę jakiś na wpół koczowniczy, na wpół osiadły lud czczący górę... Dopiero gdzieś w narracji można było się doszukać strzępów mówiących o tym, że nie mamy do końca do czynienia z ludźmi, a już na samym prawie końcu dowiadujemy się, że to po prostu mutanci, których postać zmieniło pojawienie się smoka. Którego ciało uformowało górę.
Przypadek sprawia, że święta góra staje się nagle wrogiem Kabu, chłopca z owej niezwykłej wioski. Doprowadza do tego tak naprawdę zbiór wypadków, nie zaś przemyślane działanie. Przez to Kabu zostaje zmuszony do stawienia czoła tkwiącemu w uśpieniu smokowi-górze.
- "I to minie", Izabela Szolc
Przyznam, że dawno nie czytałam tak przygnębiającego opowiadania. Trudno mi powiedzieć cokolwiek o fabule, ponieważ cały urok tkwił raczej w sposobie narracji. Zbiór krótkich części, dosłownie kadrów z życia chińskiej dziewczyny. Mur dopiero w planach. Cesarz jest święty, a życie twarde. Szczególnie dla kobiet. Na każdym kroku wyczuwalny jest ciężar dalekowschodniej kultury, pełnej skomplikowanych rytuałów zupełnie niezrozumiałych i czasem przerażających dla człowieka zachodu. Tak, zdecydowanie ciężko jest się wypowiedzieć. Ale opowiadanie naprawdę zostawia ślad.
- "Zmiana", Maciej Guzek
Wojna. Nieco niestandardowa, bo zdaje się, że mamy coś na kształt przełomu XIX i XX wieku, jednak to wcale nie przeszkadza temu, by w opowiadaniu obok ludzi występowały orki, snale (jak krasnale, coś na kształt powszechnie znanych krasnoludów) oraz elfy. No i smok. Wojna toczy się pomiędzy elfami - wyższą rasą uważającą się do tej pory za jedynych władców, przeciwną wykorzystaniu technologii i powoli popadającą w dekadentyzm, a zmechanizowaną resztą świata.
Autor w barwny i sugestywny sposób przedstawia sytuację na froncie obserwowaną okiem Ekkeharda - snala i byłego wykładowcy Politechniki Unterbergu, który porzucił pracę na uczelni, by walczyć z elfami. Ekki już dawno stracił młodzieńczy zapał i patrzy na świat przez pryzmat twardego racjonalizmu, jednakże do końca pozostaje wierny żołnierskim ideałom. Jest to postać, której właściwie nie sposób nie polubić, pomimo całej jej szorstkości.
Dopiero koniec opowiadania ujawnia okrutną politykę dowództwa armii. Ale o tym nie chcę już uprzedzać. Dość jednak powiedzieć, że naprawdę składnia do refleksji.
- "Smoczy biznes", Tomasz Kołodziejczak
Po nieco ciężkiej i przygnębiającej tematyce "Zmiany" znów wracamy do lekkiego humoru. Błędny rycerz pomaga odzyskać królowi zagrabione przez smoka królestwo. Ot, i cała filozofia. Jednak skąd smokowi (początkowo Kotletem zwanemu) przyszło do głowy zastąpić króla na tronie i zająć się reketingiem - to już inna historia.
Opowiadanie jest przyjemną satyrą na współczesną tendencję do "robienia tak, by się nie narobić". W zabawny sposób przedstawia, jak bardzo społeczeństwo może stanąć na głowie, gdy zbyt wiele osób zajmie się tym samym, mianowicie "reketingiem i zarządzaniem". Zdecydowanie polecam, jeśli ktoś lubi humor sytuacyjny i współczesną rzeczywistość w krzywym zwierciadle.
- "Smok, dziewica i salwy burtowe", Marcin Mortka
I kolejne humorystyczne opowiadanie, które z czystym sumieniem mogę polecić każdemu, kto lubi niezobowiązująca spędzić czas na zabawnej lekturze. Niezbyt rozgarnięty kapitan statku (niegdyś Jej Wysokości, teraz zaś na służbie francuskiej) przypadkiem dopływa do wyspy smoków, a co dzieje się później, to już tak naprawdę zbiór dziwnych i śmiesznych wypadków. Mamy i próby wyzwania smoka na pojedynek, i ucieczkę przed grupą maleńkich, lecz krwiożerczych smoków (Park Jurajski?), ostrzał skierowany przeciw smokom morskim oraz, tradycyjnie, ratowanie beczki rumu przed zakusami wściekłych gadów.
- "Śmietnikowy dziadek i Władca Wszystkich Smoków", Jacek Piekara
Ach, ten czarny humor Piekary. Oto mamy krótki fragment, w którym zwykły, amerykański kloszard ma niepowtarzalną okazję wyrwać się z ram swego marnego życia i stać się Władcą Wszystkich Smoków. Jednak on odrzuca tytuł, by zamiast tego dostać "rekompensatę" w postaci dziesięciu tysięcy dolarów. Opowiadanie pozostawia po sobie przyjemne wrażenie posmakowania dobrej prozy zmieszane z przykrym uczuciem niewykorzystanej szansy. Zdecydowanie polecam.
"- Hej tam! - zawołałem, - A co może Władca Smoków?
Odwrócili się. Spojrzeli na mnie taki wzrokiem, jak patrzy się na kolesi rozdających reklamówki na ulicy. Tak naprawdę nie dostrzega się ich, lecz czasami niektórzy ludzie są dla nich uprzejmi.
- Wszystko - odparli grzecznie i chórem, choć chyba już mnie nie widzieli.
Obrócili się i pomaszerowali dalej.
(...)
- Pewnie odlecieli - prychnąłem. - Smoki, też coś... Ta telewizja, jak coś wymyśli.
Pokręciłem głową i schyliłem się po zabrudzone kałem jednodolarówki, które wypatrzyłem wcześniej. Niby miałem w kieszeniach dziesięć tysiączków, lecz człowiek rozsądny korzysta z każdej szansy, którą ofiaruje mu los."
fragment pochodzi z opowiadania
- "Dar dla cesarza", Krzysztof Piskorski
Tu zostajemy przeniesieni do nieco steampunkowej rzeczywistości Europy i Francji pod panowaniem Napoleona. Elektryczność co prawda wynaleziono, ale nie przyjęła się ona w świecie, zastąpiona przez niewyczerpalne źródło energii - ether czerpany z bram prowadzących do innych wymiarów. Piotr Potocki, weteran kampanii napoleońskiej zostaje wysłany wraz z genialnym inżynierem Carnotem do jednej z bram. Jest to niepowtarzalna okazja, by przypodobać się cesarzowi, więc Carnot wpada na genialny w swej prostocie plan i zamiast małego zwiadu, urządza regularne polowanie na smoka, by rzeczonego gada przywieźć Napoleonowi w darze. Smok co prawda zostaje upolowany, jednak absolutnie nie tak, jak tego życzyłby sobie Carnot...
I ponownie ostajemy dobrze napisane opowiadanie, które świetnie umila czas. Ciekawe pod względem fabuły i przedstawionego świata, nieco zabarwione prawdziwą historią. Powinno spokojnie trafić w gust zarówno ludzi lubiących historical fiction, jak i zwykłych zjadaczy książek.
- "Mój własny smok", Michał Studniarek
Powiem szczerze, że to opowiadanie wydało mi się... trochę cienkie. Mimo wszystko. Nie było niestrawne, jak "Szczeniak", ale zachwytu też nie wywołuje. Niby pomysł sam w sobie dość ciekawy, mianowicie w duszy konserwatora zabytków nagle lęgnie się smok, który przeszedł do niej z odnawianego zabytku. Jednak tutaj niestety chyba wyczerpała się wena, bo dalsze prowadzenie narracji wydaje się... Cóż, raczej wymuszone. Zupełnie tak, jakby autor chciał na siłę zapełnić kolejne strony. Widziane kątem oka łuski i skrzydła początkowo budują nastrój, jednak po pewnym czasie zaczynają się nudzić. Happy end sprawia wrażenie nieco doszytego na siłę. Widać nie może istnieć zbiór opowiadań z samymi perełkami.
- "Raport z nawiedzonego miasta", Wit Szostak
Dziwne było to opowiadanie. Mimo pozornego spokoju i powolnej narracji oraz akcji osadzonej pod iście wakacyjnym, włoskim słońcem, wciąż gdzieś na granicy było napięcie.
W porze sjesty, w najgorętszym okresie dnia, do zwyczajnego miasta wkrada się smok i za miejsce swego pobytu wybiera katedrę. Wieść o tym przynosi ludziom żebrak, który z krzykiem wypada z katedry, a potem zmienia się w kamień. I tak każdy, kto spotka się ze smokiem, staje się kamienną figurą. Nie pomagają modlitwy, ani siła. Nic nie da się zrobić. W pewnym momencie smok zaczyna ożywiać postacie z fresków i tak oto przez drzwi wielkiego kościoła wychodzi łkająca para pierwszych rodziców i inne postacie biblijne, oraz autor fresków. Jednak osoby te są jakby puste w środku, zdolne jedynie do okazywania emocji, które nadano im w chwili tworzenia. Przełom następuje właściwie dopiero wtedy, gdy główny bohater (dzwonnik) postanawia wejść do katedry...
Od samego początku czuje się, że opowiadanie to nie ma jedynie na celu umilić czas czytelnikowi, ale niesie ono ze sobą głębsze przesłanie. Smok jest tam postacią zdecydowanie symboliczną, a zmienianie ludzi w kamień, oraz to, co potem się z nimi dzieje, powinno skłaniać do refleksji. Akcja nie jest zbyt wartka, jednak autorowi udało się naprawdę wciągnąć czytelnika w niepowtarzalny włoski klimat zabarwiony nieco symboliką.
Prywatnie
Na okładce jest napisane, że "Księga smoków" jest pozycją obowiązkową dla każdego miłośnika fantasy. Obowiązkową jak obowiązkową, dla mnie obowiązkowy zawsze był Tolkien, a z rodzimych to Sapkowski. Ale "Księga..." zdecydowanie jest warta przeczytania, nawet pomimo dwóch nieco felernych (w moim skromnym mniemaniu) opowiadań.
[recenzja publikowana wcześniej na moim blogu http://alchemia-slowa.blog.onet.pl/ ]
Antologia składa się z dwunastu opowiadań, których tematem przewodnim (jak tytuł wskazuje) są smoki. Są takie, które potrafią człowieka zastrzelić na miejscu, a są takie, które żal czytać, bo to strata czasu. Ale przejdźmy do konkretów.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to- "Szczeniak", Ewa Białołęcka
Na panią Białołęcką już się raz nacięłam (To związane z serią "Naznaczeni błękitem"), mimo to starałam się...