Jesteśmy społecznością, która kocha książki

Wspaniały dodatek do serii, dla miłośników Harreg'o Pottera. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, i wiem, że jeszcze wiele razy powrócę do Baśni Barda Beedle'a, a w szczególności do fontanny szczęśliwego losu, włochatego serca czarodzieja i opowieści o trzech braciach :)

Wspaniały dodatek do serii, dla miłośników Harreg'o Pottera. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, i wiem, że jeszcze wiele razy powrócę do Baśni Barda Beedle'a, a w szczególności do fontanny szczęśliwego losu, włochatego serca czarodzieja i opowieści o trzech braciach :)

Dawno nie czytałam tak złej książki bez akcji, bez jakiegoś pożytecznego morału, bez humoru, bez ciekawych bohaterów, bez niczego. Już zostawmy to, że akcja rozpoczyna się od strony 500 (książka ma coś ok. 530-540 str.), bohaterowie są tak bezbarwni, tak papierowi i tak beznadziejnie pretensjonalni, że gdyby nie moja nieumiejętność do zostawiania książek w połowie rzuciłabym ją już na 100 stronie kiedy to Ethan po pierwszym spotkaniu z Leną zdał sobie sprawę, że jest w niej zakochany. Ich 'miłość' była wymuszona i nierealna (zupełnie jak cała powieść), a żenujące pióro autorek tylko pogorszyło sprawę. Jedyne co mi się podobało to zamysł tej powieści i gdyby ktoś bardziej utalentowany bazował na tym pomyśle, 'odpicował' bohaterów, rozwinął akcję to może powstałaby jakaś ciekawa i orginalna powieść dla młodzieży. Nie polecam nikomu.

Dawno nie czytałam tak złej książki bez akcji, bez jakiegoś pożytecznego morału, bez humoru, bez ciekawych bohaterów, bez niczego. Już zostawmy to, że akcja rozpoczyna się od strony 500 (książka ma coś ok. 530-540 str.), bohaterowie są tak bezbarwni, tak papierowi i tak beznadziejnie pretensjonalni, że gdyby nie moja nieumiejętność do zostawiania książek w połowie...

Bardzo podobały mi się poprzednie części dlatego chętnie sięgnęłam po "Miasto Upadłych Aniołów". Niestety, trochę się rozczarowałam. Im dalej w to brnęłam tym bardziej wydawało mi się to naciągane. Zacznę może od tego co najbardziej mnie raziło. Jace i Clary. Co to miało być? Gdzie się podziały te wszystkie cudowne dialogi? Gdzie zniknęła ich osobowość?
To był jeden z moich ulubionych parringów w tej książce, więc chyba stąd to załamanie. Dodatek w postaci trójkąta miłosnego Izzy-Simon-Maia, również nie wzbudził mojej sympatii. Zabrakło mi też tego 'czegoś' co sprawiało, że każdą stronę przewracałam z napięciem i niemym pytaniem na ustach ''Co będzie dalej?''. Ogólnie wydarzenia stawały się coraz bardziej nużące, nie trzymały mnie w napięciu. Jednym z plusów okazała się końcówka i chyba tylko ona sprawiła, że zabrałam się za piątą część. Cóż, miejmy nadzieje, że będzie lepiej!

Bardzo podobały mi się poprzednie części dlatego chętnie sięgnęłam po "Miasto Upadłych Aniołów". Niestety, trochę się rozczarowałam. Im dalej w to brnęłam tym bardziej wydawało mi się to naciągane. Zacznę może od tego co najbardziej mnie raziło. Jace i Clary. Co to miało być? Gdzie się podziały te wszystkie cudowne dialogi? Gdzie zniknęła ich osobowość?
To był jeden z...