-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać110
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik2
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2023-03-15
2023-10-12
2023-04-08
Celaena wywalczyła tytuł Królewskiej Obrończyni, jednak mimo wszystko w zamku dalej nie jest bezpieczna. Każde źle wykonane zadanie może skończyć się karą śmierci nie tylko dla niej, lecz także bliskich jej osób. Tymczasem otrzymuje od króla nowe zadanie - ma zniszczyć buntowników działających w mieście. Na samym początku listy podejrzanych znajduje się Archer - dawny przyjaciel Zabójczyni, który swoim urokiem potrafi oczarować każdą kobietę. Czy to możliwe, że z pozoru nieszkodliwy mężczyzna współpracuje z grupą osób chcących obalić króla? Celaena próbuje się tego dowiedzieć, jednak w trakcie własnego śledztwa odkrywa rzeczy, które mogą zmienić wszystko...
Po Kornie w mroku nie spodziewałam się niczego niesamowitego, patrząc na opinie, jakie pojawiły się w internecie, jednak okazało się, że książka ta nawet nie próbuje dorównać poziomem Szklanemu tronowi. Czytanie jej było jak wyjątkowe bolesne zderzenie ze ścianą, zwłaszcza że pierwszy tom był bardzo dobry. Mam wiele zastrzeżeń co do samej fabuły, która chwilami pozbawiona była logiki, ponadto można powiedzieć, że akcja toczy się falami. Wydarzenia pełne napięcia i brutalnej walki są przeplatane przez zwykłe przyjacielskie rozmowy czy dworskie bale. Wątek Celaeny i zadania, które musi wypełnić przeplata się z wątkiem miłosnym. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby wszystko zostało poprowadzone w umiejętny sposób. Tymczasem częste zmiany tempa akcji wytrącają z rytmu czytania i lekko irytują.
Książka podzielona jest na dwie części. W pierwszej z nich główna bohaterka jest wyjątkowo irytująca. Ludzie nazywają ją Zabójczynią Adarlanu, ma ona opinię bezdusznego kata, w przeszłości zabiła wiele osób... a jej zachowanie często przeczy temu, na jaką autorka ją kreuje. Jest słaba i sentymentalna, boi się tak wielu rzeczy i ciągle ma wyrzuty sumienia. To nie pasuje do bezwzględnej Zabójczyni, której celem powinno być zabijanie. W części tej było jedynie kilka momentów, kiedy to Celaena zmieniała się, jakby miała rozdwojenie jaźni. Opanowywała ją rządza mordu. I właśnie te chwile podobały mi się najbardziej.
Druga część była o wiele lepsza pod względem kreacji. Sarah J. Maas skupiła się na rysie psychologicznym postaci i jej emocjach. Pokazała nam bardziej mroczną stronę Celaeny, z którą, mam nadzieję, zetknę się częściej w kolejnych tomach.
Nie mogę nie wspomnieć o samym stylu, jakim pisana jest książka. Nie wiem, czy to wina tłumacza, czy samej autorki, jednak w tekście bardzo często pojawiają się słowa w ogóle nie pasujące do całości. Powieść pisana jest raczej stylem potocznym, pojawia się także kilka wulgaryzmów. Po co więc ni z tego, ni z owego wprowadzać słownictwo archaiczne? Nie doda to książce klimatu!
I teraz wielkim zaskoczeniem może być dla was to, że mimo wszystko Korona w mroku podobała mi się. To prawda, pojawiło się w niej kilka sprzeczności i błędów logicznych, a główna bohaterka potrafiła naprawdę podnieść ciśnienie, jednak wszechobecna magia dodawała książce uroku, a intrygi, zaplątane niczym sieć pająka, intrygowały do samego końca.
22.01.2017
PS. Po latach mam całkowicie odmienne wrażenie co do książki!! 8/10
Celaena wywalczyła tytuł Królewskiej Obrończyni, jednak mimo wszystko w zamku dalej nie jest bezpieczna. Każde źle wykonane zadanie może skończyć się karą śmierci nie tylko dla niej, lecz także bliskich jej osób. Tymczasem otrzymuje od króla nowe zadanie - ma zniszczyć buntowników działających w mieście. Na samym początku listy podejrzanych znajduje się Archer - dawny...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-06
2023-01-03
2022-12-28
2022-12-28
2022-12-26
2022-11-11
2022-09-16
Minęło sporo czasu pomiędzy momentem, gdy po raz pierwszy wzięłam do ręki nowe wydanie Mrocznych umysłów, a chwilą, gdy zdecydowałam się otworzyć powieść i przeczytać pierwsze zdanie. Bo tak bardzo byłam podekscytowana i jednocześnie tak bardzo bałam się ponownego spotkania z tymi bohaterami.
W 2015 roku zakochałam się w historii Ruby, Pulpeta, Zu i Liama. Nie byłam pewna jednak, czy to nie było jedynie zauroczenie, które z biegiem lat zniknęło. Na szczęście okazało się, że i w tym przypadku przysłowie „stara miłość nie rdzewieje” sprawdziło się, a sam powrót do świata Mrocznych umysłów okazał się powrotem do fascynującej dystopijnej rzeczywistości, która teraz zrobiła na mnie jeszcze większe wrażenie niż w przeszłości.
„Pierwsza umarła Grace Somerfield”. A przynajmniej była pierwszą osobą, której śmierć widziała Ruby. Później rozpoczęła się lawina kolejnych śmierci. Wszystko za sprawą tajemniczej choroby – OMNI. Pozostałe dzieci zostały zamknięte w obozach, gdzie, podzielone na grupy, musiały po prostu przeżyć. Oficjalnie zrobiono to, by były bezpieczne. Rząd pragnął ich rehabilitacji. W rzeczywistości społeczeństwo po prostu bało się mocy, które ujawniły się u dzieci wraz z pojawieniem się tajemniczego wirusa.
Ruby była w jednej pierwszych dostaw dzieci, które pojawiły się w Thurmond. Po niej przyjechały jeszcze tysiące. Dziesięcioletnia dziewczynka nie była pewna, co się dzieje. Wiedziała jednak jedno – nie chce być Pomarańczową; jedną z tych osób, które na jej oczach zabijały, a później chodziły związane, z kagańcami na twarzy. Dlatego powiedziała, że jest Zielona. I uwierzyli jej. Przez wiele lat była poniżana, aczkolwiek bezpieczna w barakach zielonych. Aż do teraz.
To niezwykłe, jak brutalny i jednocześnie fascynujący świat udało się stworzyć autorce. Alexandra Bracken przedstawia czytelnikom rzeczywistość, w której dzieci zostały zarażone wirusem OMNI, w związku z czym zyskały supermoce. Rząd podzielił chorych na kilka kategorii, w zależności od tego, jakie umiejętności posiada dana osoba: Zielonych, Niebieskich, Żółtych, Czerwonych i Pomarańczowych. Sam podział ogromnie skojarzył mi się z ideą structogramu oraz tego, że każdy z nas posiada biologiczną tożsamość, wpływającą na nasze zachowanie, która określana jest konkretnym kolorem. Dlatego tym bardziej idea społeczeństwa podzielonego na kolory wydaje mi się intrygująca.
Bohaterowie intrygują i wzbudzają sympatię, sprawiając, że od tej historii nie da się odejść bez poznania zakończenia. Samo zakończenie zaś rozbija serca czytelników w drobne kawałeczki. Zazwyczaj autorzy decydują się na happy end. Bracken wyłamuje się ze schematów, nawet tych obowiązujących współcześnie, mimo że tyle lat minęło od pierwszego wydania powieści. Autorka wybiera nieoczywiste rozwiązania. Bawi się emocjami odbiorców. Sprawia, że jedyne, o czym myśli się po skończeniu pierwszego tomu to data wydania kolejnej części. Te uczucia się nie zmieniają nawet w sytuacji, zna się tę historię i ma się świadomość, jak się ona kończy.
Warto kilku słowach wspomnieć o bohaterach. Są oni bowiem kluczowym elementem historii. Ruby początkowo jest postacią zagubioną i bierną. Spędziła kilka lat w obozie, gdzie była poniżana przez strażników i ignorowana przez innych więźniów. Wydarzenia ostatniego roku sprawiły, że od kilku miesięcy do nikogo nie odezwała się ani słowem. Nagle zostaje wrzucona w wir wydarzeń, który wymusza na niej podejmowanie konkretnych decyzji. Pulpet to z pozoru nieprzystępny, arogancki chłopak, który unika nowych znajomości jak ognia. Okazuje się jednak, że pod tą powłoką skrywa się inteligentny nastolatek, pragnący zapewnić bezpieczeństwo bliskim osobom. Jest jeszcze Liam – typ bohatera, altruisty, który zawsze pakuje się w kłopoty przez swoją empatię. Jego charakter jednak pozwala mu znajdować promyki nadziei w tym mrocznym świcie. Nie można zapomnieć również o Zu, dziewczynce ogromnie skrzywdzonej przez życie, a jednocześnie najbardziej otwartej na otaczających ją ludzi. Razem, cała czwórka tworzy niezwykłą drużynę, która na długo pozostaje w sercach czytelników.
Jestem Niebieska. Jestem Czarna. Jestem częścią generacji OMNI. Nie zmieniło się to, mimo upływu czasu. Cieszę się, że po latach czytelnicy znów mogą powrócić do świata Mrocznych umysłów i pokochać go na nowo. Ci zaś, którzy nie mieli do tej pory okazji poznać dystopii autorstwa Alexandry Bracken mogą sięgnąć po nią i przekonać się, dlaczego jakiś czas temu książkowy świat oszalał na jej punkcie. A także po prostu ja pokochać. To mroczna i brutalna opowieść, która łamie serce, a jednak ma w sobie coś co sprawia, że zakorzenia się w naszym wnętrzu i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Minęło sporo czasu pomiędzy momentem, gdy po raz pierwszy wzięłam do ręki nowe wydanie Mrocznych umysłów, a chwilą, gdy zdecydowałam się otworzyć powieść i przeczytać pierwsze zdanie. Bo tak bardzo byłam podekscytowana i jednocześnie tak bardzo bałam się ponownego spotkania z tymi bohaterami.
W 2015 roku zakochałam się w historii Ruby, Pulpeta, Zu i Liama. Nie byłam pewna...
2022-09-03
Między dobrem, a złem istnieje bardzo krucha granica, którą łatwo jest przekroczyć. Czasem, nie zdając sobie z tego sprawy, robimy straszne rzeczy, które naszym zdaniem kierowane są szlachetnymi pobudkami. Nie rozumiemy, że to co robimy może mijać się z celem i krzywdzić najbliższe nam osoby, a także nas samych.
Akademia Dobra i Zła ma za zadanie strzec równowagi dwóch potężnych sił. Co cztery lata przyjmuje nowych uczniów, spośród których najlepsi stają się księżniczkami i złoczyńcami, a najgorsi ich zwierzętami. Wśród uczniów przyjętych jest także dwoje czytelników - osób, znających postaci Królewny Śnieżki czy Baby Jagi jedynie z książek. Wszystkim tym dowodzi Dyrektor Akademii, pozostający neutralnym w bitwie dobra ze złem. Jednak Akademia jest czymś więcej niż tylko szkołą postaci z baśni: jest miejscem, gdzie wszystkie historie mają swój początek - i te dobre, i te złe.
Sofia i Agata są swoim całkowitym przeciwieństwem. Sofia, ubierająca się w różowe sukienki i szklane pantofelki, wierzy w baśnie i robi wszystko, by zostać porwaną do Akademii Dobra, włączając w to dwugodzinne zabiegi upiększające oraz podarowanie dzieciom z sierocińca domowej roboty toniku (odpowiednia pielęgnacja skóry to najpiękniejszy z dobrych uczynków). Agata mieszka na cmentarzu wraz z ciągle nieobecną matką i kotem Rozpruwaczem. Ma włosy czarne jak heban i chodzi ubrana w ciemne, bezkształtne, workowate sukienki. Jedyną rzeczą łączącą dziewczynki jest przyjaźń, sprawiająca, że żadna z nich nie czuje się samotna. Jednak pewnego dnia i ta przyjaźń zaczyna się rozpadać. Obie trafiają do Akademii, jednak nie do tej, do której się spodziewały. Agata zostaje umieszczona w Akademii dobra, wśród dziewcząt promieniujących niczym słońce, za to Sofia trafia do Akademii Zła, gdzie zmuszona jest uczyć się pielęgnacji brzydoty i szkolenia sługusów. Dziewczęta starają się na różne sposoby rozwiązać tę okropną pomyłkę: Agata chce pokazać, że nie powinna się tu znaleźć, a Sofia ma zamiar zostać przeniesioną do Akademii Dobra, jednak nic nie idzie po ich myśli, a sprawy z każdym dniem zaczynają się coraz bardziej komplikować.
Akademia Dobra i Zła zaczyna się dość niepozornie. Mamy zwykłe miasto otoczone Bezkresną Puszczą i dwie odmienne dziewczynki, które połączyła przyjaźń. Jak się później okazuje miasto to nie jest jednak takie zwykłe, ponieważ jego mieszkańcy wierzą w baśnie. Co więcej, co cztery lata, dwójka dzieci zostaje porwana, by potem trafić do tych baśni. Przyznam szczerze, że wstęp mnie nie zachwycił. Był ciekawy, a jednak nie potrafiłam wciągnąć się w przedstawioną historię. Było tak do momentu, gdy Agata i Sofia znalazły się w Akademii Dobra i Zła. Dopiero wtedy wszystko się rozkręciło. Akcja nabrała tępa, a sama historia stała się bardziej wciągająca. W tym właśnie momencie przepadłam i zrozumiałam, że powieść zapowiada się naprawdę obiecująco.
Bardzo spodobała mi się kreacja postaci. Wszystkie były do siebie podobne, a jednak każda miała jakieś indywidualne cechy: czy to śmiałość, empatię, czy dwulicowość. Soman Chainani bardziej skupił się na ukazaniu bohaterów pierwszoplanowych i drugoplanowych, niż tych stanowiących tło, co było dobrym posunięciem. Dzięki temu nie zostaliśmy zawaleni masą niepotrzebnych nam do niczego imion, a mogliśmy oddać się odkrywaniu tajemnic Akademii.
Najbardziej w tej książce zachwyciła mnie fabuła, która (mimo, że przewidywalna) spowita była magiczną aurą. Z każdą kolejną stroną wychodziła z podziwu dla autora za tak niesamowicie skonstruowany świat i zadbanie o każdy detal. Mogłam ze szczegółami wyobrazić sobie Gawaldon (miasto, z którego pochodziły dziewczynki), Błękitny Las czy most oddzielający obie Akademie.
Powieść Somana Chainani nie jest pustą lekturą bez przekazu. Znajdziemy tutaj mnóstwo prawd, które powinniśmy znać od dzieciństwa, a jednak często o nich zapominamy. Nie są one jednak napisane wprost, czarno na białym, a wplecione w myśli, słowa i czyny bohaterów. Akademia Dobra i Zła ukazuje nam m.in to, jak ważna jest prawdziwa przyjaźń, czy jak bardzo możemy pomylić się uważając, że piękno jest synonimem dobra, a brzydota zła. Mamy tu także przedstawioną walkę dobra ze złem, której nie wygra żadna strona, dopóki te dwie siły są w równowadze. Dzięki temu powieść ta doskonale nadaje się dla najmłodszych, którzy dopiero teraz zaczynają rozumieć, że świat nigdy nie będzie czarny lub biały.
I teraz jedna rzecz, o której z chęcią bym nie pisała, lecz muszę, a mianowicie przewidywalność. Mogę zachwycać się nad fabułą czy kreacją postaci, jednak nie zmieni to faktu, że powieść jest do bólu przewidywalna. Wiedziałam co się wydarzy na 50, 200 czy 300 stronie, wiedziałam jak prawdopodobnie zakończy się cała historia. Jedynie czego nie była pewna to sposób, jakim autor doprowadzi do takiego, a nie innego końca. To ten sposób był jednym wielki zaskoczeniem.
Nie jestem pewna czy było to sprawione lekkim piórem autora i jego plastycznym językiem, czy niesamowicie skonstruowanym światem i ciekawą fabułą, jednak przyznam szczerze, że Akademia Dobra i Zła była bardzo pasjonującą lekturą na miarę baśni Andersena. I nawet przewidywalność nie odebrała mi przyjemności z poznawania historii Agaty i Sofii.
Kiedyś, w jakieś recenzji przeczytałam, że powieść ta jest przeznaczona osób w wieku 14 lat i nie mogę się z tym nie zgodzić. Niemniej jednak jestem pewna, że starsi czytelnicy także znajdą tutaj coś dla siebie, choćby historię, która jest przepełniona magią i mogłaby stanąć na równi z takimi baśniami jak Kopciuszek czy Jaś i Małgosia, które są znane i uwielbiane przez miliony ludzi na całym świecie. I mogłabym jeszcze wiele dobrego napisać o tej powieści, jednak nie chcę wam zbyt wiele zdradzać. Przeczytajcie i sami poznajcie baśniowy świat Akademii.
http://czytanie-chwile-rozkoszy.blogspot.com/2015/10/jedyna-droga-wyjscia-w-basni-sie-ukrywa.html
A książeczkę znajdziecie też tutaj:
https://czytampierwszy.pl/akademia-dobra-i-zla-tom-1-p-230.html
18.10.2018
03.09.2022
Między dobrem, a złem istnieje bardzo krucha granica, którą łatwo jest przekroczyć. Czasem, nie zdając sobie z tego sprawy, robimy straszne rzeczy, które naszym zdaniem kierowane są szlachetnymi pobudkami. Nie rozumiemy, że to co robimy może mijać się z celem i krzywdzić najbliższe nam osoby, a także nas samych.
Akademia Dobra i Zła ma za zadanie strzec równowagi dwóch...
2022-07-31
Reread: grudzień 2023
Reread: grudzień 2023
Pokaż mimo to