Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Opowieści galicyjskie Andrzeja Stasiuka ukazują świat w upadku, popegeerowską biedę, przemiany, które donikąd nie prowadzą, brak perspektyw, marazm, ale pomimo to w tekście nie ma jadu, bohaterowie przyjmują życie takie, jakie jest. Kradną i piją, jednak narrator nikogo źle nie ocenia, choć wiadomo, że oni nad swoim życiem nie zastanawiają się, są jakby nieskalani moralnością, ponieważ ukształtowani zostali przez czas i miejsce, w którym żyją. Nie wiedzą, że robią źle, są jakby przed grzechem pierworodnym, są poza odpowiedzialnością, dlatego morderstwo nie robi na nich wrażenia.
Odbiór całości jest dość przygnębiający, ponieważ towarzyszący ludziom spokój jest dla odbiorcy niepokojący, a czas jakby zatrzymał się, jest jakby czasem metafizycznym, bo pojawiający się duch Kościejnego nikogo nie dziwi, jest czymś naturalnym.
W tekście dominuje język prosty, potoczny, ale także wmieszany zostaje język poetycki, który komentuje, broni to życie i ludzi, ich sposób myślenia. Szczególnie piękne są opisy cerkwi, które zderzone zostały z destrukcją otoczenia, bohaterów. Ma to na celu ukazanie prawdy i piękna, które wcześniej tu było, a jednocześnie sakralizację tej kultury i rzeczywistości.
Każde opowiadanie ma innego bohatera i pamiętać należy, że opowieść to mit, baśniowość, oralność, ludowość, wszystko to jest w tych tekstach, a narrator identyfikuje się z tym miejscem. Całość tworzy traktat o istnieniu człowieka we wszechświecie, w którym nie ma moralnego oparcia, dochodzi do dehumanizacji, skarlenia człowieka, destrukcji głębszych emocji. Znaleźć tu można także nową metafizykę, czyli odejście od Kościoła, który zastąpiły gadżety, rzeczywistość kioskowa, a odbiór świata, w którym edukacja nie ma wartości, jest bardzo sensoryczny.

Opowieści galicyjskie Andrzeja Stasiuka ukazują świat w upadku, popegeerowską biedę, przemiany, które donikąd nie prowadzą, brak perspektyw, marazm, ale pomimo to w tekście nie ma jadu, bohaterowie przyjmują życie takie, jakie jest. Kradną i piją, jednak narrator nikogo źle nie ocenia, choć wiadomo, że oni nad swoim życiem nie zastanawiają się, są jakby nieskalani...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Fiasko” Imre Kertesza to książka w książce, z zawikłaną fabułą, w której można się pogubić.
Stary to postać mało sympatyczna, szuka pomysłu na książkę, jego rozważania są opisane rozwlekle, co irytuje, ale oddaje wolne, mętne myślenie pisarza. Książka starego to mało zrozumiały świat, rzeczywistość totalitarna, świat absurdu, po którym błąka się bohater, przypomina trochę prozę Kafki, w którym reguły są niezrozumiałe, a jednostka nie liczy się, choć próbuje wpasować się w tę rzeczywistość. Köves jest człowiekiem znikąd, jego działania wydają się bezcelowe, raz pracuje w redakcji, za chwilę w fabryce, następnie w wojsku, jednak jego decyzje mają minimalne znaczenie, ponieważ został wkręcony w jakiś niezrozumiały mechanizm, który determinuje jego aktywność.
„Fiasko” zawiera trudne do wyjaśnienia sytuacje, jednak należy pamiętać, że Kertesz był jako dziecko więźniem Auschwitz, potem żył w komunistycznych Węgrzech, a cała jego twórczość jest tego odzwierciedleniem, dlatego świat przez niego tworzony jest potworny i pozostaje tylko zmagać się z nim.
Nie polecam „Fiaska” jako pierwszej lektury Kertesza, lepiej sięgnąć po „Kadysz za nienarodzone dziecko” i „Los utracony”.

„Fiasko” Imre Kertesza to książka w książce, z zawikłaną fabułą, w której można się pogubić.
Stary to postać mało sympatyczna, szuka pomysłu na książkę, jego rozważania są opisane rozwlekle, co irytuje, ale oddaje wolne, mętne myślenie pisarza. Książka starego to mało zrozumiały świat, rzeczywistość totalitarna, świat absurdu, po którym błąka się bohater, przypomina trochę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Papusza” to książka o kobiecie pięknej, nie tylko fizycznie, ale także duchowo. Angelika Kuźniak z nagrań wypowiedzi cygańskiej poetki Papuszy, wyklętej przez swoją społeczność, tka historię nietuzinkowej kobiety, która próbowała realizować swoją wizję życia, za co niestety zapłaciła wysoką cenę. W tej książce są dwie narratorki: autorka i Papusza, a dwugłos ten tworzy interesującą lekturę. Gdy mówi Papusza, jej język jest prosty, ale sugestywny, uzewnętrznia to, co czuje, odsłania swoje emocje. Należy zaznaczyć, że Papusza, czyli Bronisława Wajs mówiła o sobie Cyganka, dlatego Kuźniak pisze Cyganie, a nie Romowie.
Zamieszczone w książce wiersze Papuszy są komentarzem do wydarzeń, zwłaszcza fragmentów poświęconych eksterminacji Cyganów podczas drugiej wojny światowej. Postać Papuszy przywołuje obraz pięknego kwiatu czy ptaka, który nie został zabity, ale uwięziony, pozbawiony możliwości rozwoju. Była nieszczęśliwa z powodu wykluczenia, a także poczucia, że dla nie-Cygan pozostawała obca.
Z pewnością Wydawnictwu Czarne należą się gratulacje za wybór pięknej, prostej okładki: przesłonięta zaciśniętymi dłońmi twarz, jakby kobieta przed czymś się chowała, broniła, gest rozpaczy, który przyciąga uwagę. W publikacji znalazły się także liczne czarno-białe zdjęcia, na których widać Papuszę na tle taborów.
W książce brakuje jednak głosów innych niż Papuszy i autorki. Tekst jest przez to perspektywą trochę jednostronną i szkoda, że w chwili jego powstawania syn Papuszy już nie żył, ponieważ po lekturze pozostaje jakiś niedosyt informacji.

„Papusza” to książka o kobiecie pięknej, nie tylko fizycznie, ale także duchowo. Angelika Kuźniak z nagrań wypowiedzi cygańskiej poetki Papuszy, wyklętej przez swoją społeczność, tka historię nietuzinkowej kobiety, która próbowała realizować swoją wizję życia, za co niestety zapłaciła wysoką cenę. W tej książce są dwie narratorki: autorka i Papusza, a dwugłos ten tworzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niewiele jest tekstów, które tak przystępnie mówią o ekonomii, jak książka Tomáša Sedlačka „Ekonomia dobra i zła”, a przede wszystkim nie zamykają się w jej ramach, ale starają się spojrzeć na tę naukę szerzej, głównie z perspektywy humanistycznej. Przyzwyczajeni do traktowania ekonomii, jako dziedziny ścisłej, czytelnicy mogą być zaskoczeni takim ujęciem, filozofia i literatura znajdują tu nie tylko integralne miejsce, ale są wręcz na pozycji uprzywilejowanej w stosunku do ekonomii.
Autor swoje rozważania na temat ekonomii i jej powiązań z filozofią, etyką czy religią rozpoczyna od starożytności. Myślenie ekonomiczne nie jest czymś nowym i być może warto byłoby sięgnąć do klasyków filozofii, a nie zamykać się w ramach myślenia matematycznego i wyliczeń, ponieważ w początkach ekonomii było w niej miejsce na etykę, moralność i filozofię, które odrzucone zostały na rzecz wykresów, tabel i statystyki. Autor znajduje w ekonomii miejsce na humanizm, na człowieka, który, miejmy nadzieję, nigdy nie stanie się do końca przewidywalny i zachowa jakąś cząstkę niezależności. Kryzysy gospodarcze według Sedlačka mają, między innymi, swoje podłoże w przekonaniu, iż ekonomia i matematyka znają odpowiedź na wszystkie pytania.
Nie jest to suchy wykład o wzroście gospodarczym, o tym jak go osiągnąć czy uniknąć kryzysu. Sedláček prezentuje holistyczne podejście do ekonomii, ale przede wszystkim do jednostki, która w tym tekście nie ginie wchłonięta przez korporacje, bezduszne mechanizmy. Dominuje tu humanizm w podejściu do człowieka, który nie może być podporządkowany matematyce, wyliczeniom, sukcesowi finansowemu czy grupie, ale powinien dążyć do równowagi w różnych aspektach życia.
Książka Sedláčka to kilkaset stron nie pozbawionych humoru, lekkości w podejściu do tematu, na pewno nie ma tu akademickiego zadęcia czy wykładu, a autor swobodnie porusza się po podejmowanych tematach.

Niewiele jest tekstów, które tak przystępnie mówią o ekonomii, jak książka Tomáša Sedlačka „Ekonomia dobra i zła”, a przede wszystkim nie zamykają się w jej ramach, ale starają się spojrzeć na tę naukę szerzej, głównie z perspektywy humanistycznej. Przyzwyczajeni do traktowania ekonomii, jako dziedziny ścisłej, czytelnicy mogą być zaskoczeni takim ujęciem, filozofia i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Dobrze urodzony” – takie znaczenie w języku greckim ma eugenika, eufemizm, pod którym ukrywano sterylizacje ludzi uznanych za „niepełnowartościowych”. Powstaje pytanie, jakie cechy wyznaczają, że ktoś jest „dobrze” lub „źle” urodzony? Zagadnieniom tym Maciej Zaremba Bielawski poświęcił swoją książkę Higieniści. Z dziejów eugeniki
Autor ujawnia, iż praktyki te stosowane były w wielu krajach na świecie, zbiera i kondensuje wiedzę na temat eugeniki i przestrzega, iż nie tylko faszyści mieli swoje sposoby „poprawiania rasy”.
Okaleczane były głównie biedne, samotne matki uznawane za winne demoralizacji i zdolne do płodzenia podobnych sobie kobiet, a także ludzi obciążonych chorobami fizycznymi i psychicznymi. Autor przytacza poglądy Francisa Galtona, który twierdził, iż państwo powinno dbać o kontrolowany rozród, tak by wspierać jednostki inteligentne i zdolne, a rozmnażanie nie powinno być przypadkowe, w pary należałoby łączyć ludzi wyselekcjonowanych, którzy płodziliby idealne potomstwo.
W polskim wydaniu Higienistów znalazł się także rozdział, w którym przedstawione są badania dotyczące higieny rasy w Polsce.
Książka interesująco łączy przeszłość z teraźniejszością. Najnowsze badania genetyczne ukazuje jako wstęp do eugeniki przyszłości, gdyż nie chodzi tu tylko o usuwanie wad, chorób, ale tworzenie człowieka na zamówienie niczym przedmiot, zgodnie z wytycznymi rodziców. Pytanie co stanie się, gdy „towar” nie będzie w pełni odpowiadał zleceniu? Zwrot, wymiana, poprawka? Dehumanizacja podobna praktykom sterylizacyjnym. Autor zwraca także uwagę na zagrożenia, jakie niesie współczesna medycyna: szansa na podniesienie jakości zdrowia i życia ludzi, a możliwości ingerowania w biologię, by tworzyć lepszych ludzi, pytanie tylko jakim kosztem, według jakich wytycznych i co jest ostatecznym celem.
Pozycja ta porusza tematy bardzo trudne, jednak przedstawia je w sposób przystępny, a jednocześnie zmusza do refleksji nad przyszłością ludzkości.

„Dobrze urodzony” – takie znaczenie w języku greckim ma eugenika, eufemizm, pod którym ukrywano sterylizacje ludzi uznanych za „niepełnowartościowych”. Powstaje pytanie, jakie cechy wyznaczają, że ktoś jest „dobrze” lub „źle” urodzony? Zagadnieniom tym Maciej Zaremba Bielawski poświęcił swoją książkę Higieniści. Z dziejów eugeniki
Autor ujawnia, iż praktyki te stosowane...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Michał Witkowski w Drwalu igra z czytelnikiem, obiecuje, że będzie to kryminał, ale jest to tylko pozór, żonglowanie słowem, gra z konwencją.
Autor puszcza do czytelnika oko, śmieje się nie tylko z siebie, ale także swoich bohaterów wszyscy ci, którzy jego tekst traktują poważnie, niemal od pierwszych stron otrzymują pstryczka w nos.
W prozie tej nie brakuje świetnego wyczucia języka, postacie i narrator używają kolokwializmów („To ci pojechany drwal” czy „To jakiś schizol”), ten ostatni naśmiewa się z konsumpcjonizmu, a jednocześnie świetnie się w nim odnajduje, żongluje jego elementami, czyli kulturowymi gadżetami, np. telefonem komórkowym, aparatem fotograficznym, laptopem, kartami SIM, latarką i pistoletem gazowym, migają tu światełka ładowarek, nie brak także świata Allegro.
W Drwalu pojawiają się odwołania do Gombrowicza: cytaty „Buchbachem bach”, domek urządzony na wzór szlacheckiego dworku i oczywiście bratanie się z lujem (parobkiem). Ekskluzywne mieszkanie Roberta zderzone zostało obecnością w nim sitcomów i muzyki pop, w ten sposób pojawia się jakieś pęknięcie w obrazie właściciela.
Drwal prezentuje obraz małomiasteczkowego społeczeństwa: ludzi otaczających się pseudoluksusem, tanimi produktami i ozdobami z plakatów. W książce z dowcipem scharakteryzowane zostały wygląd spotykanych postaci, ich język, zachowania. Drobiazgowe opisy przedstawicieli poszczególnych nacji (Polacy, Szwedzi, Cyganie) oparte są na pewnych stereotypach: brudni Polacy, sterylni Szwedzi i żebrzący Cyganie, zderzone są tu blichtr i bieda.
Czytając książkę Witkowskiego można się doskonale bawić, ale jeżeli ktoś liczy na intrygujący wątek kryminalny, zapewne zawiedzie się.

Michał Witkowski w Drwalu igra z czytelnikiem, obiecuje, że będzie to kryminał, ale jest to tylko pozór, żonglowanie słowem, gra z konwencją.
Autor puszcza do czytelnika oko, śmieje się nie tylko z siebie, ale także swoich bohaterów wszyscy ci, którzy jego tekst traktują poważnie, niemal od pierwszych stron otrzymują pstryczka w nos.
W prozie tej nie brakuje świetnego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Miniaturowe obrazki z życia kobiet zamieszkujących w kamienicy przy ulicy Opaczewskiej w Warszawie znalazły swoje miejsce w książce Sylwii Chutnik Kieszonkowy atlas kobiet. Bohaterki, Marie, są w różnym wieku, mają różne doświadczenia, wśród nich jest nawet jeden Marian, paniopan, jak mówią o nim sąsiedzi, jednak postacie te trudno polubić. Wepchnięte w stereotypowe role matki, córki, żony, sąsiadki ich życie wypełnia zło i smutek. Chutnik doskonale odzwierciedla język ulicy, bazaru, gdzie toczy się w znacznej mierze akcja pierwszej historii. Słyszymy dźwięki mowy, które otaczają kobiety, głosy wydające polecenia, rozkazy, wskazujące jak należy postępować, by zostać przyjętym lub wręcz uniknąć odrzucenia ze strony środowiska, w którym akurat przyszło im żyć. Autorka opisuje codziennie powtarzane, rutynowe czynności wykonywane przez bohaterki, a które są udziałem milionów kobiet na świecie. Życia Czarnej Mańki nie można określić inaczej niż wegetacja. Potoczny język i składnia świetnie obrazują typowe, powtarzalne dni tej przeciętnej dziewczyny od dzieciństwa przygotowywanej do życia i pracy na bazarze, dziewczyny, która nie może spodziewać niczego więcej niż ją spotyka, czyli roli żony dresiarza, bezrobotnej, porzuconej, okaleczającej się kobiety, która pije z miejscowymi żulami, popada w obłęd i popełnia samobójstwo. Autorka ukazuje także kobiety stare, ich upokorzenie i związaną z nim zawiść, negatywne uczucia jakimi obdarzają otoczenie, które stopniowo pozostawiło je poza marginesem. Są równie okrutne wobec młodych jak i innych starych, zniedołężniałych, a tylko mniej zaradnych przedstawicielek tej samej płci.

W książce spotykamy także panią Marię, która ukrywa swoje żydowskie pochodzenie. Rozdrapywane przez nią każdego dnia rany z okupacji prowadzą ją do choroby psychicznej. Cechy szaleństwa przejawia także mała Marysia, osiedlowy Dr Jekyll i Mr Hyde. Pozornie miła i sympatyczna jest zdolna do okrucieństwa i wandalizmu.

W powieści Chutnik nie ma miejsca na litość, miłość czy inne pozytywne uczucia. Świat ten wypełniony jest krzątaniną Matki Klozetowej, zaradnością Bazarówy i Królowej biznesu, plotką Madonny Parapetowej. Każda z nich może być odrębną postacią, ale ostatecznie cechy te spotykają się w każdej kobiecie, czytelniczce. Od świata prezentowanego przez Chutnik nie ma ucieczki, a jej próby kończą się porażką. Kieszonkowy atlas kobiet przedstawia świat brzydki i brutalny, choć przyzwyczajone do niego, nawet tego nie zauważamy.

Miniaturowe obrazki z życia kobiet zamieszkujących w kamienicy przy ulicy Opaczewskiej w Warszawie znalazły swoje miejsce w książce Sylwii Chutnik Kieszonkowy atlas kobiet. Bohaterki, Marie, są w różnym wieku, mają różne doświadczenia, wśród nich jest nawet jeden Marian, paniopan, jak mówią o nim sąsiedzi, jednak postacie te trudno polubić. Wepchnięte w stereotypowe role...

więcej Pokaż mimo to