rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

I tak oto dotarłem do ostatniej części cyklu powieści J. K. Rowling o przygodach młodocianego czarodzieja.

Na wstępie należy zauważyć, że "Insygnia Śmierci" dość istotnie różnią się w swojej konstrukcji od wszystkich poprzednich tomów: bieg wydarzeń przyspiesza na tyle, że - nie zdradzając w tym miejscu szczegółów dotyczących choćby zawiązania fabuły - nie ma tu już miejsca na tradycyjny opis kolejnego roku szkolnego w Hogwarcie: tym razem narracja scentrowana jest w całości na tytułowym bohaterze i jego dwójce najbliższych przyjaciół, których okoliczności zmusiły do podjęcia się szalenie niebezpiecznej misji bez świadomości, na czym tak naprawdę ona polega. Z kolei późniejsze rozdziały - mniej więcej ostatnia 1/3 książki - to już szaleńczy pęd ku punktowi kulminacyjnemu całej serii, przepełniony emocjami o wszystkich barwach.

To, co dodatkowo odróżnia "Insygnia Śmierci" od wcześniejszych tomów, to zdecydowanie mocniej zakreślona głębia i tło zdarzeń (w tym choćby liczne jak nigdy odniesienia do wydarzeń o dekady poprzedzających narodziny tytułowego bohatera). Autorka rzuca też na wiele dobrze znanych czytelnikowi postaci zupełnie nowe światło, w którym nie da się ich już oceniać jako osoby jednoznacznie dobre lub złe. Nie wchodząc w szczegóły muszę też dodać, że zakończenie unika typowych bolączek ostatnich tomów długich serii fantasy.

"Harry Potter i Insygnia Śmierci" to - w mojej ocenie - satysfakcjonujące zwieńczenie całej historii Chłopca, który przeżył. Jako Potterowy neofita - nie mam zastrzeżeń i polecam.

I tak oto dotarłem do ostatniej części cyklu powieści J. K. Rowling o przygodach młodocianego czarodzieja.

Na wstępie należy zauważyć, że "Insygnia Śmierci" dość istotnie różnią się w swojej konstrukcji od wszystkich poprzednich tomów: bieg wydarzeń przyspiesza na tyle, że - nie zdradzając w tym miejscu szczegółów dotyczących choćby zawiązania fabuły - nie ma tu już...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Na wstępie należy zwrócić uwagę na nietypową formę książki: nie są to, jak zwykle bywa to w przypadku podobnych pozycji, klasyczne wywiady, nie jest to też typowy reportaż przeplatany wypowiedziami osób, które mają jakąś wiedzę w temacie.
Cała książka składa się bowiem z pojedynczych, zwykle kilkuzdaniowych (rzadko kiedy dłuższych niż jedna strona, przy czym, przez zastosowany układ tekstu, na każdej karcie nie ma go zbyt wiele) wypowiedzi anonimowych osób związanych na różne sposoby z Prawem i Sprawiedliwością. Przedstawiane są one jedynie tytułami dopasowanymi do sytuacji, np. "Stronnik Mateusza Morawieckiego", "Ziobrysta", "Poseł", "Bywalec Nowogrodzkiej", "Wiceminister" "Doświadczony Parlamentarzysta" etc. Trzeba zaznaczyć, że Autor w ogóle zrezygnował z ręcznego prowadzenia jakiejkolwiek narracji: jeśli już pojawiają się od niego jakieś wypowiedzi, to pytania czy komentarze na dosłownie pół linijki.

Wypowiedzi rozmówców pogrupowane są w rozdziały: większość z nich poświęcona jest prominentnym postaciom związanym z obozem PiS (zdecydowanie najdłuższy poświęcono przy tym prezesowi partii), przedostatni w sposób zbiorczy odnosi się do osób raczej z drugiego szeregu (ale nadal bardzo istotnych), ostatni zaś pokrótce opisuje mechanizmy funkcjonowania całego wykreowanego w ciągu ostatnich ośmiu lat systemu.

Jakkolwiek trudno wyrokować jednoznacznie na temat wiarygodności przekazu, nie sposób jednocześnie dopatrzeć się elementów, które by ją ewidentnie podważały - tym bardziej, że w innych źródłach można odnaleźć ich potwierdzenie (np. o przyczynach niechęci pomiędzy Andrzejem Dudą a Zbigniewem Ziobrą tożsamo pisała w swojej książce Renata Grochal). Jednocześnie, choć nie uważam się za wytrawnego obserwatora sceny politycznej - a staram się być po prostu na bieżąco z wydarzeniami - nie mogłem pozbyć się wrażenia, że w całej książce trudno znaleźć coś naprawdę zaskakującego, a tym bardziej szokującego. Niemniej, mimo nietypowego sposobu narracji, całość pochłania się bardzo szybko - niewątpliwie warto sięgnąć, by samemu wyrobić sobie opinię.

Na wstępie należy zwrócić uwagę na nietypową formę książki: nie są to, jak zwykle bywa to w przypadku podobnych pozycji, klasyczne wywiady, nie jest to też typowy reportaż przeplatany wypowiedziami osób, które mają jakąś wiedzę w temacie.
Cała książka składa się bowiem z pojedynczych, zwykle kilkuzdaniowych (rzadko kiedy dłuższych niż jedna strona, przy czym, przez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

I tak oto, w przeciągu raptem kilku miesięcy o powzięciu decyzji o nadrobieniu zaniedbania z dzieciństwa i zapoznaniu się z cyklem o Harrym Potterze, zaznajomiłem się z przedostatnim jego tomem. Krótszym, niż poprzedzający go "Zakon Feniksa" - ale za to jak intensywnym!

Po dwóch rozdziałach wprowadzających - które, co zdarza się w serii niezwykle rzadko, przedstawiają historię z punktu widzenia innych postaci, niż tytułowy bohater - zostajemy ponownie wrzuceni w skórę Harry'ego. Tym razem jednak fabuła opiera się na kilku pozornie niezależnych, ale jednak łączących się w spójną całość wątkach.
Główny bohater na co dzień zmaga się z prozą kolejnego roku nauki w Hogwarcie - po zaliczeniu tzw. sumów ograniczonej do kilku wybranych pod kątem przyszłej kariery przedmiotów. W międzyczasie w szkole zaszły istotne zmiany: nienawidzący Harry'ego z wzajemnością profesor Snape obejmuje nauczanie jego ulubionego przedmiotu, obrony przed czarną magią, zaś prowadzone przez niego dotychczas lekcje eliksirów przejmuje nowy-stary członek grona pedagogicznego, profesor Slughorn. Dzięki odnalezionemu przypadkiem staremu podręcznikowi, należącemu do tytułowego, tajemniczego Księcia Półkrwi, Harry niespodziewanie staje się prymusem z tego przedmiotu.
Jednocześnie jednak Harry zmaga się z zadaniami zlecanymi w tajemnicy przez dyrektora szkoły, nakierowanymi na - jak się wkrótce okazuje - odkrycie jednej z kluczowych tajemnic Lorda Voldemorta. Poza tym Harry jeszcze przed przyjazdem do szkoły zauważa podejrzane knowania swojego szkolnego wroga, Dracona Malfoya, nasuwające - niemal do ostatniej chwili lekceważone przez innych - podejrzenie, że uczestniczy on w czymś wyjątkowo paskudnym.
Nieco w tle przewijają się uczuciowe rozterki Harry'ego, który po dramatycznych wydarzeniach z końcówki Zakonu Feniksa inaczej spogląda na jedną ze swoich koleżanek, a także wątek drużyny quidditcha czy nauki do egzaminu na licencję teleportacji.
Wszystkie te wątki - jak już wspomniałem - w niezwykle zgrabny sposób przeplatają się między sobą, nierzadko w zaskakujących konfiguracjach. Choć niektóre z nich przybierają często dramatyczny obrót, nie brakuje jednak w historii elementów mniej poważnych - jak niełatwa relacja najlepszego kumpla Harry'ego, Rona Weasleya, ze swoją pierwszą, chyba nadmiernie zaangażowaną dziewczyną.
W ostatnich rozdziałach powieść uderza jednak w bardzo poważne tony, przepełnione smutkiem i bolesną świadomością śmiertelnego niebezpieczeństwa zagrażającego bohaterom.

Książę Półkrwi w zasadzie z miejsca stał się jedną z moich ulubionych części całej historii - po którą, jak już wielokrotnie pisałem, zdecydowanie warto było sięgnąć.

Na marginesie - czuję się w obowiązku dodać, że ze wszystkich przeczytanych przeze mnie dotychczas części cyklu, to Księcia Półkrwi spotkało najwięcej zmian w filmowej adaptacji - i, co chyba nie będzie zaskoczeniem, zdecydowanie nie były to zmiany na lepsze.

I tak oto, w przeciągu raptem kilku miesięcy o powzięciu decyzji o nadrobieniu zaniedbania z dzieciństwa i zapoznaniu się z cyklem o Harrym Potterze, zaznajomiłem się z przedostatnim jego tomem. Krótszym, niż poprzedzający go "Zakon Feniksa" - ale za to jak intensywnym!

Po dwóch rozdziałach wprowadzających - które, co zdarza się w serii niezwykle rzadko, przedstawiają...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Prokurator. Kobieta, która się nie bała Joanna Podgórska, Małgorzata Ronc
Ocena 7,4
Prokurator. Ko... Joanna Podgórska, M...

Na półkach: , ,

Wbrew sugestii na okładce, "Prokurator. Kobieta, która się nie bała" nie jest do końca klasycznym wywiadem. Taką formę mają tylko dwa rozdziały: otwierający, gdzie główna bohaterka książki, prokurator Małgorzata Ronc, wspomina początki swojej kariery w Prokuraturze Rejonowej w Piotrkowie Trybunalskim, oraz ostatni - podsumowujący, w którym pokrótce opisuje ona swoje dalsze losy, po najbardziej burzliwym okresie przełomu lat 80 i 90.

Bo właśnie w tych latach pani prokurator prowadziła szereg budzących zainteresowanie opinii publicznej śledztw, kulisów których naświetlenie stanowi rdzeń książki. Wśród nich - najgłośniejsze, zakończone wydaniem wyroków śmierci (jakkolwiek nigdy niewykonanych, z uwagi na zmiany przepisów) sprawy seryjnych zabójców: przestępcy seksualnego Mariusza Trynkiewicza oraz rabunkowego Henryka Morusia.
Opisom poszczególnych spraw znacznie bliżej jednak do klasycznych reportaży - gdzie głosy tytułowej bohaterki oraz innych uczestników wydarzeń, w tym współpracujących z nią milicjantów, ograniczone są głównie do krótkich komentarzy czy wspomnień (dotyczących choćby tego, jacy w bezpośrednim kontakcie byli sprawcy, jeszcze jako podejrzani).

Pozycja nie jest nadmiernie obszerna, napisana jest zgrabnie i zwyczajnie dobrze się ją czyta, niczym streszczenie niezłych kryminałów (choć w większości przypadków, od początku wiadomo, kto jest sprawcą). Na pochwałę zasługuje też plastyczne przedstawienie tła wydarzeń, w tym PRL-owskiej siermięgi, a potem gwałtownych przemian lat 90 - z widocznymi zmianami w charakterze występującej przestępczości. Na pewno warto przeczytać.

Wbrew sugestii na okładce, "Prokurator. Kobieta, która się nie bała" nie jest do końca klasycznym wywiadem. Taką formę mają tylko dwa rozdziały: otwierający, gdzie główna bohaterka książki, prokurator Małgorzata Ronc, wspomina początki swojej kariery w Prokuraturze Rejonowej w Piotrkowie Trybunalskim, oraz ostatni - podsumowujący, w którym pokrótce opisuje ona swoje dalsze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Piąty tom historii Harry'ego Pottera, pod enigmatycznym tytułem "Zakon Feniksa", kontynuuje historię młodocianego czarodzieja, podejmując ją wkrótce po przełomowych wydarzeniach z końcówki "Czary Ognia". Oto w pełni sił powrócił do świata żywych Lord Voldemort, arcywróg magicznej społeczności, odpowiedzialny za wielkie zbrodnie, w tym zamordowanie rodziców Harry'ego i usiłowanie zabicia również jego samego.

Tradycją stało się już, że przy każdym kolejnym tomie serii (która - co warto zaznaczyć - ominęła mnie w dzieciństwie, i którą jako blisko trzydziestolatek nadrabiam po raz pierwszy) zaznaczam, że historia staje się coraz mroczniejsza. Nie inaczej jest w tym przypadku. Po traumatycznych doświadczeniach z Turnieju Trójmagicznego, Harry już od pierwszych rozdziałów zmaga się z poczuciem osamotnienia i niepewności co do przyszłości: tym większym, że Ministerstwo Magii nie daje wiary jego relacjom i bagatelizuje doniesienia o powrocie Czarnego Pana.
Co gorsza - już w pierwszych rozdziałach Harry musi zmierzyć się z niesłusznym oskarżeniem i groźbą wyrzucenia ze szkoły przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego (nawiasem mówiąc, system sądowniczy w świecie czarodziejów wygląda jak bazujący na wzorcach wręcz totalitarnych). Jednocześnie Harry zaznajamia się z reaktywowanym Zakonem Feniksa: utrzymywaną w tajemnicy organizacją, do której należą przeciwnicy Voldemorta, a wśród nich wielu dobrych znajomych Pottera. W samym Hogwarcie Harry zastaje zaś nowe porządki: nowa nauczycielka obrony przed czarną magią, Dolores Umbridge, ślepo oddana Ministerstwu, prowadzi swoje lekcje w sposób co najmniej dyskusyjny (zwłaszcza w obliczu zbliżającego się zagrożenia), a co gorsza - od pierwszego dnia prowadzi krucjatę przeciwko dyrektorowi, nieocenionemu Albusowi Dumbledore'owi, usiłując zagarnąć - z poparciem Ministerstwa - jak najwięcej władzy dla siebie.

"Zakon Feniksa" objętościowo jest największym tomem całej septalogii i trudno się dziwić: choć, tak jak poprzednie części, obejmuje mniej więcej jeden rok szkolny, poruszonych wątków jest całe zatrzęsienie: oprócz wymienionych wyżej, powieść podejmuje też tematy m.in pierwszych sercowych uniesień i rozczarowań Harry'ego, jego złożonej relacji z odzyskanym po latach ojcem chrzestnym, utworzenia przez uczniów tajnej organizacji szkolącej się w pomijanej przez Umbridge praktyce obrony przed czarną magią, czy wreszcie sumów - wieńczących piąty rok nauki w Hogwarcie egzaminów determinujących dalszy tok nauczania, a w konsekwencji - bezpośrednio wpływających na wybór przyszłego zawodu. Mimo naprawdę dużych jak na tę serię gabarytów (tom ma objętość mniej więcej pierwszych 2,5 części) nie ma tu miejsca ani na nudę, ani na zbędne dygresje: każdy rozdział jest potrzebny, każdy wnosi coś istotnego do historii, każdy wzbogaca świat przedstawiony.
Na szczególne uznanie zasługuje ostatnia część książki, w której tempo akcji gwałtownie przyspiesza, prowadząc do niedającego się oderwać ani na chwilę punktu kulminacyjnego (tak, to jeden z tych rzadkich momentów, gdy człowiek godzi się, by przeczytać jeszcze jeden rozdział wiedząc, że rano będzie żałował tej godziny snu mniej). Trzeba przy tym pamiętać, że książka nadal kierowana jest do młodego odbiorcy, zatem pomiędzy dość przejmującymi wydarzeniami nie brak jest elementów humorystycznych (przede wszystkim wątku bliźniaków Weasley, którzy w sposób dość niekonwencjonalny, choć sobie właściwy, podchodzą zarówno do nauki w swojej ostatniej klasie, jak i do wydarzeń w szkole - jak dokładnie, tego jednak w tym miejscu nie zdradzę: to trzeba przeczytać samemu).

Jako nowy czytelnik całej serii, oceniam piąty tom bardzo wysoko i jak najbardziej polecam.

Piąty tom historii Harry'ego Pottera, pod enigmatycznym tytułem "Zakon Feniksa", kontynuuje historię młodocianego czarodzieja, podejmując ją wkrótce po przełomowych wydarzeniach z końcówki "Czary Ognia". Oto w pełni sił powrócił do świata żywych Lord Voldemort, arcywróg magicznej społeczności, odpowiedzialny za wielkie zbrodnie, w tym zamordowanie rodziców Harry'ego i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Księgi Południa to zebrane w jednym tomie trzy powieści Glena Cooka, poświęcone tajemniczej Czarnej Kompanii - grupie oddanych wojaczce najemników o wielowiekowej tradycji, której korzeni w zasadzie nikt już nie pamięta.
Autor kontynuuje historię opowiedzianą we wcześniejszych trzech pozycjach (również wydanych w jednym tomie "Kroniki Czarnej Kompanii). Tym razem "Srebrny grot" podejmuje temat dalszych losów kilku postaci, które pod koniec wcześniejszych utworów odłączyły się od tytułowej Czarnej Kompanii ruszając w swą własną drogę, z kolei "Gry cienia" i "Sny o stali" kontynuują główny wątek cyklu: Kompania, po wypełnieniu swoich zobowiązań na północy, rusza na dalekie południe, by w odległym Khatovarze odnaleźć swoje korzenie.

Na wstępie - przyłączam się do ostrzeżenia pojawiającego się w innych opiniach: wydawca, prawdopodobnie chcąc nawiązać w opisie z tyłu książki do wszystkich trzech tomów, rąbnął bezczelny spoiler, ujawniający de facto zakończenie "Gier cienia".

To, co wyróżnia powieści Glena Cooka, to rzecz, która dziś jest dość oczywista, jednak swego czasu (w połowie lat 80. XX w.) stanowiła małą rewolucję na polu fantasy: opowieść została sprowadzona do poziomu zwykłych żołnierzy, starających się odnaleźć pośród rozmaitych, nierzadko potężnych sił. Tytułowa Czarna Kompania to bynajmniej nie oddział doborowych rycerzy w lśniących zbrojach, lecz grupa prostych żołdaków. Narracja wielu rozdziałów prowadzona jest w pierwszej osobie z perspektywy oddziałowego kronikarza - a jednocześnie medyka i dowódcy, znanego jedynie pod przezwiskiem "Konował". Czasem jednak pojawiają się trzecioosobowe rozdziały zogniskowane na poczynaniach innych postaci, m.in czarnych charakterów: widać to szczególnie wyraźnie w "Snach o stali", gdzie - z przyczyn fabularnych, których w tym miejscu nie chcę zdradzać - narracja prowadzona jest niezależnie w kilku liniach.

Trudno pozbyć się wrażenia, że Glen Cook naprawdę zyskuje wraz z nabywaniem doświadczenia: z każdym kolejnym tomem rysowany przez niego świat staje się coraz bardziej przekonujący; zwłaszcza w "Snach o stali", gdzie pojawiają się interesujące wątki polityczne i religijne (oczywiście znacznie mniej złożone, niż do czego mogły przyzwyczaić czytelników inne, późniejsze serie różnych autorów z rozbuchanymi intrygami politycznymi), a prowadzona narracja sprawia wrażenie coraz bardziej spójnej.

Pozycja warta przeczytania, choć nadmieniam, że z uwagi na poziom złożoności (szczególnie w zakresie wątków militarnych) zdecydowanie polecam osobom, które mają już doświadczenie z literaturą fantasy, zwłaszcza tą nieco bardziej "brudną".

Księgi Południa to zebrane w jednym tomie trzy powieści Glena Cooka, poświęcone tajemniczej Czarnej Kompanii - grupie oddanych wojaczce najemników o wielowiekowej tradycji, której korzeni w zasadzie nikt już nie pamięta.
Autor kontynuuje historię opowiedzianą we wcześniejszych trzech pozycjach (również wydanych w jednym tomie "Kroniki Czarnej Kompanii). Tym razem "Srebrny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kolejny tom przygód młodego czarodzieja, a w nim - kolejny rok nauki w Hogwarcie. W mojej ocenie - to najlepsza dotąd powieść o Chłopcu, który przeżył.

"Czara Ognia" idzie w kierunku, który zarysowywał już "Więzień Azkabanu", przyspieszając jednocześnie kroku: już prolog i pierwsze rozdziały dają czytelnikowi jasno do zrozumienia, że czasy względnej beztroski minęły bezpowrotnie.
Po Mistrzostwach Świata w Quidditchu, zakończonych przedziwnym incydentem jasno wskazującym, że stoją za nim zwolennicy Voldemorta, Harry powraca do Hogwartu. Tam wkrótce ogłoszona zostaje wielka, utrzymywana w ścisłej tajemnicy nowina: brytyjska szkoła czarodziejów będzie gospodarzem Turnieju Trójmagicznego, międzyszkolnej i międzynarodowej rywalizacji o wielowiekowej tradycji. W niejasnych okolicznościach, tytułowa Czara Ognia wskazuje jako jednego z uczestników Harry'ego Pottera. Ku zaskoczeniu wszystkich, jako że Turniej słynie z wysokiego poziomu trudności, niejednokrotnie prowadząc do śmierci zawodników...

Autorka konsekwentnie zmierza w stronę coraz poważniejszych tematów - choć nadal nie brak tu elementów mających zapewnić odrobinę wytchnienia, jak magiczne sztuczki Freda i George'a Weasleyów, czy - nie zdradzając szczegółów - zemsta jednej z kluczowych postaci na osobie, która szczególnie zaszła jej za skórę.

Główna intryga jest kilkupoziomowa i znacznie trudniejsza do rozgryzienia, niż miało to miejsce w "Kamieniu Filozoficznym" czy "Komnacie Tajemnic". Pojawiają się też - na razie jedynie lekko zarysowane - wątki polityczne, jak zakulisowe rozgrywki Ministerstwa Magii, czy nowo odkryte powołanie Hermiony do walki o poprawę losu skrzatów domowych.
W "Czarze ognia" debiutuje sporo nowych postaci, wśród których na szczególną uwagę zasługuje nowy nauczyciel obrony przed czarną magią, ekscentryczny były auror (odpowiednik magicznego żandarma-śledczego) Alastor Moody, który okazuje dość zaskakującą sympatię względem Harry'ego Pottera. Jednak i dobrze już znani herosi nie schodzą na dalszy plan. Na szczególną uwagę zasługuje wątek odbudowującej się relacji między Harrym a Syriuszem Blackiem, jego ojcem chrzestnym, który niesłusznie spędził kilkanaście lat w Azkabanie i dalej uchodzi za wyjętego spod prawa.
Szczególnie warte podkreślenia jest również że młodociani bohaterowie rosną razem z czytelnikami. Harry i jego przyjaciele mają 14 lat, co daje pretekst - na tle wątku balu bożonarodzeniowego - do poruszenia po raz pierwszy w serii tematu pierwszych zauroczeń i rozczarowań na tym polu.

Na szczególne wyróżnienie zasługuje ostatnia część książki - od chwili poprzedzającej rozpoczęcie ostatniego zadania turniejowego, akcja przyspiesza gwałtownie, nie pozwalając ani na chwilę się oderwać, wywołując syndrom "jeszcze jednego rozdziału", przerwany dopiero nadejściem ostatniej strony. Z kolei kulminacyjny moment opowieści - dość ostro wyznaczający kres niewinności całej serii - opisany został niezwykle sugestywnie i odpowiednio niepokojąco.

Pozycja jak najbardziej warta polecenia, tak jak i wszystkie wcześniejsze tomy serii.

Kolejny tom przygód młodego czarodzieja, a w nim - kolejny rok nauki w Hogwarcie. W mojej ocenie - to najlepsza dotąd powieść o Chłopcu, który przeżył.

"Czara Ognia" idzie w kierunku, który zarysowywał już "Więzień Azkabanu", przyspieszając jednocześnie kroku: już prolog i pierwsze rozdziały dają czytelnikowi jasno do zrozumienia, że czasy względnej beztroski minęły...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Trudno w zasadzie określić, czym dokładnie jest Tokyo Vice. Z jednej strony to reportaż o pracy dziennikarza śledczego w japońskich realiach, z drugiej strony - znaczną część książki stanowią wątki autobiograficzne Jake'a Adelsteina, przedstawiającego się jako jedyny zagraniczny dziennikarz, któremu udało się z bliska przyjrzeć japońskiemu półświatkowi. Autor poświęca dużo uwagi kulisom pracy dziennikarskiej w Kraju Kwitnącej Wiśni, co - jeśli dać wiarę jego relacji - ma wiązać się z zawieraniem bliskich, prywatnych znajomości z funkcjonariuszami, zakrapianymi imprezami z osobami z półświatka, czy bliskimi kontaktami z różnego autoramentu pracownicami seksualnymi.

Nie wypowiadając się w tym miejscu na temat wiarygodności całej relacji (choć trudno nie zauważyć, że często wydaje się ona przynajmniej dość mocno ubarwiona) trzeba oddać Adelsteinowi, że jego opowieść wciąga i często w czasie lektury traciłem poczucie czasu. Przytaczane historie są rozbudowane i emocjonujące - choć niestety, zwykle w przygnębiający sposób.

Z drugiej strony, nie da się nie zauważyć pewnego chaosu narracyjnego - czasem brak tu balansu pomiędzy faktami, kulisami pracy dziennikarskiej czy przemyśleniami samego autora. Poza tym, miałem wrażenie że czasem brakuje naświetlenia podstawowych faktów dotyczących yakuzy, które mogą nie być znane laikowi.
Niemniej, myślę że mimo tych uchybień, jest to pozycja warta przeczytania.

Na marginesie - jeśli ktoś zastanawia się, ile wspólnego ma książka z serialem HBO o tym samym tytule (który wydaje się skądinąd mieć spory potencjał na duży hit w kolejnych sezonach) - relatywnie niewiele. Fabuła serialu jest dużo bardziej zwarta, scenarzyści wpletli do niej jedynie co bardziej charakterystyczne wątki i sceny z książki, a w zasadzie wszystkie postaci poza samym Adelsteinem są fikcyjne, co najwyżej luźno oparte na osobach opisanych w drukowanym "Tokyo Vice".

Trudno w zasadzie określić, czym dokładnie jest Tokyo Vice. Z jednej strony to reportaż o pracy dziennikarza śledczego w japońskich realiach, z drugiej strony - znaczną część książki stanowią wątki autobiograficzne Jake'a Adelsteina, przedstawiającego się jako jedyny zagraniczny dziennikarz, któremu udało się z bliska przyjrzeć japońskiemu półświatkowi. Autor poświęca dużo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trzeci tom serii o Harrym Potterze, za który zabrałem się bezpośrednio po zakończeniu dwóch poprzednich, nigdy wcześniej nie mając do czynienia z powieściami J. K. Rowling, jednak poznawszy całkiem niedawno pełną serię filmów.

Nieco przewrotnie zacznę od konkluzji. Tak jak w przypadku wcześniejszych tomów - polecam. A nawet bardzo polecam, jako że była to pierwsza w serii książka, przy lekturze której byłem w stanie zatracić się w trybie "jeszcze tylko jeden rozdział" do tego stopnia, że zapominałem o tak przyziemnych rzeczach, jak sen.

Pisząc o tym tomie, muszę przede wszystkim zwrócić uwagę, w jakim kierunku zmierza ona względem swoich poprzedników.
Historia staje się nieco bardziej mroczna: świat czarodziejów drży przed uciekinierem z najcięższego z więzień, Azkabanu, mordercy imieniem Syriusz Black, który - w zgodnej opinii niemal wszystkich - za kolejny cel obierze sobie tytułowego bohatera. Ten zaś często widuje czarnego psa, który ma stanowić omen śmierci. Równocześnie, wokół Hogwartu krążą przerażający dementorzy - strażnicy Azkabanu, mający wytropić i pojmać uciekiniera, których wygląd i zachowanie od razu nasuwają wątpliwości, kto tak naprawdę jest czarnym charakterem.
W tej powieści pojawiają się coraz mniej oczywiste wątki (choćby wątek "procesu" Hardodzioba i jego finału), sama główna oś fabularna oparta jest o kilka złożonych, w porównaniu z dotychczasowymi powieściami J. K. Rowling, zwrotów akcji, a nieco infantylnych opisów jakby tu mniej - nie da się nie zauważyć, że powieść jest adresowana do osób o 2-3 lata starszych, niż docelowi odbiorcy tomu pierwszego. Także i sami bohaterowie powoli zmieniają swoje podejście do wielu kwestii.

Na zakończenie, chciałbym nawiązać do wspomnianej na początku ekranizacji. Muszę zaznaczyć, że o ile "Kamień Filozoficzny" i "Komnata Tajemnic" były wierne książkom w blisko stu procentach (pominięto jedynie najbardziej uboczne wątki), tak w "Więźniu Azkabanu" niuanse różnicujące od siebie wersję literacką i filmową stają się coraz wyraźniejsze. Ze zdecydowaną korzyścią dla literackiego pierwowzoru - nie ukrywam, że filmowym Syriuszowi Blackowi czy Remusowi Lupinowi zdecydowanie brakuje głębi, którą nadano im w powieściach.

Trzeci tom serii o Harrym Potterze, za który zabrałem się bezpośrednio po zakończeniu dwóch poprzednich, nigdy wcześniej nie mając do czynienia z powieściami J. K. Rowling, jednak poznawszy całkiem niedawno pełną serię filmów.

Nieco przewrotnie zacznę od konkluzji. Tak jak w przypadku wcześniejszych tomów - polecam. A nawet bardzo polecam, jako że była to pierwsza w serii...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie tak dawno w opinii pod "Kamieniem Filozoficznym" przyznałem, że choć jestem z pokolenia dorastającego z Harrym Potterem, zawsze jakoś omijał mnie fenomen młodego czarodzieja - aż do teraz, gdy jako dorosły człowiek zdecydowałem się rozeznać, o co tyle szumu.

To, co rzuca się w oczy przy lekturze "Komnaty Tajemnic" zaraz po pierwszym tomie, to przede wszystkim jej nieznacznie mroczniejszy charakter. Drugi rok nauki Harry'ego w Hogwarcie upływa pod znakiem coraz bardziej niepokojących wydarzeń. Tym razem czające się w szkole niebezpieczeństwo nie jest już ukryte w cieniu, aż główni bohaterowie sami znajdą do niego drogę. Przeciwnie, zagrożenie samo wychyla swą głowę, gdy w niejasnych okolicznościach kolejni uczniowie (i nie tylko uczniowie) zaczynają padać ofiarą mrocznych sił. Harry i jego przyjaciele na kartach powieści nie raz zawędrują do miejsc, w których zdecydowanie nie chcieli się znaleźć.
To w tym tomie debiutuje kolejny szwarccharakter, Lucjusz Malfoy - jeszcze bardziej wyniosły i zarozumiały, niż już dobrze znany z wcześniejszej książki syn - a funkcję nauczyciela obrony przed czarną magią obejmuje Gilderoy Lockhart, zapatrzony w siebie czarodziej-celebryta, którego kompetencje już od pierwszej lekcji budzą wątpliwości. Trzeba przy tym zauważyć, że główna intryga - jakkolwiek nadal przystępna w odbiorze dla bardzo młodego odbiorcy - nie jest poprowadzona już w tak uproszczony, by nie rzec infantylny sposób, jak w Kamieniu Filozoficznym. Postaci nabierają też coraz bardziej wyrazistych cech charakteru - co chyba najbardziej widoczne jest po stronie Hermiony, zmieniającej swoje pryncypialne podejście do szkolnych reguł.

Mając w tym miejscu pełną świadomość, że "Komnata Tajemnic" to nadal dopiero rozbieg przed głównym wątkiem całego cyklu, nie mogę jednak w żaden sposób potraktować jej jako nudnego zapychacza. Przeciwnie, zapoznałem się z całą historią z przyjemnością, żałując, że nie zrobiłem tego jako dziewięciolatek.

Nie tak dawno w opinii pod "Kamieniem Filozoficznym" przyznałem, że choć jestem z pokolenia dorastającego z Harrym Potterem, zawsze jakoś omijał mnie fenomen młodego czarodzieja - aż do teraz, gdy jako dorosły człowiek zdecydowałem się rozeznać, o co tyle szumu.

To, co rzuca się w oczy przy lekturze "Komnaty Tajemnic" zaraz po pierwszym tomie, to przede wszystkim jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zapewne w odróżnieniu od większości miłośników serii, choć metrykalnie łapię się do pokolenia dorastającego na fali "Potteromanii", jakoś nie miałem dotychczas okazji zapoznać się z historią młodego czarodzieja. Owszem, jako pierwszaczek na szkolnej wycieczce obejrzałem pierwszy film, ale potem, z różnych nie do końca zależnych ode mnie przyczyn, na długie lata totalnie utraciłem kontakt z serią, a informacje o kolejnych powieściach i ekranizacjach nie robiły na mnie większego wrażenia. Teraz, jako prawie trzydziestolatek, zdecydowałem się nadrobić zaległości. Zacząłem od serii filmów, ale pozostawiła mi tylko niedosyt, więc sięgnąłem po pierwszą książkę.
I było warto.

Rozpoczynając lekturę, nieco obawiałem się, że powieść skierowana do dzieci i młodszej młodzieży kompletnie mnie zniechęci (do dziś pamiętam, z jakim mozołem przebijałem się przez absolutny klasyk i kamień milowy fantasy w postaci Hobbita). Tak się jednak na szczęście nie stało.
Nawet jeśli bowiem narracja jest dostosowana do młodego odbiorcy, to wykreowany przez J. K. Rowling magiczny świat, oglądany oczami jedenastolatka - który początkowo wie o nim równie mało, co czytelnik - nie traci niczego ze swego uroku (przy czym warto tu wspomnieć o jego składowych, których zabrakło w ekranizacji, jak pieśń Tiary Przydziału czy Irytek). Co więcej, opowiedziana historia - choć zdecydowanie nie jest ani właściwą "dorosłej" fantastyce wielowarstwową intrygą, ani oszałamiającą rozmachem epopeją - rozwija się właściwym tempem i prowadzi do satysfakcjonującego finału. A wśród tego wszystkiego nieśmiało zarysowują się charaktery bohaterów, z którymi wielu fanów serii dorastało przez lata (i znów warto nadmienić, że przedstawione postaci są tu znacznie barwniejsze, niż w filmie)

Każdorazowo odkładając książkę, nie mogłem się doczekać powrotu do niej, niezależnie od faktu, że doskonale wiedziałem, co znajdę na kolejnych stronach. Polecam czytelnikom w każdym wieku, z chęcią też sięgnę po kolejne tomy historii.

Zapewne w odróżnieniu od większości miłośników serii, choć metrykalnie łapię się do pokolenia dorastającego na fali "Potteromanii", jakoś nie miałem dotychczas okazji zapoznać się z historią młodego czarodzieja. Owszem, jako pierwszaczek na szkolnej wycieczce obejrzałem pierwszy film, ale potem, z różnych nie do końca zależnych ode mnie przyczyn, na długie lata totalnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Bielmo" stanowi efekt pracy dziennikarskiej Marcina Gutowskiego, autora głośnych reportaży telewizyjnych "Don Stanislao" oraz "Franciszkańska 3", zogniskowanych na kwestii tuszowania nadużyć seksualnych w Kościele Katolickim w czasach pontyfikatu Jana Pawła II (nadmieniam, że na ten moment miałem okazję zapoznać się tylko z pierwszym z nich).

"Bielmo" jest książką o dość specyficznej konstrukcji - podzielono ją na pięć rozdziałów: cztery z nich poświęcono różnym aspektom pontyfikatu Jana Pawła II, ostatni - zagadnieniom dotyczącym jego procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego.
W słowie wstępnym Autor akcentuje, jak trudne było dla niego podjęcie się tematu, z uwagi na własny stosunek do postaci Jana Pawła II, który od dziesięcioleci jest przecież dla wielu Polaków - zwłaszcza ze starszych pokoleń - absolutnie niekwestionowanym autorytetem.
Z drugiej strony, w końcówce książki Autor zaznacza, jak ograniczonym materiałem dysponował. Choć dziennikarskie śledztwo zaprowadziło go do kilku krajów, w których odbył cały szereg rozmów z watykanistami, dziennikarzami, prawnikami, profesorami, duchownymi, czy wreszcie z ofiarami molestowania przez duchownych, tak próbując rozmawiać z najbliższymi współpracownikami papieża czy osobami zaangażowanymi w procesy beatyfikacyjny i kanonizacyjny natrafiał na mur milczenia: ci albo odmawiali rozmów pod dowolnymi pretekstami (często oczywiście nieprawdziwymi), albo sprowadzali dialog na "bezpieczne tory", jak najdalej od wskazanego na okładce pytania o to, co wiedział Jan Paweł II. Uderza, że nawet "adwokat diabła", którego zadaniem w podczas procesu beatyfikacyjnego czy kanonizacyjnego jest weryfikacja okoliczności mogących podważać zasadność wyniesienia kandydata na ołtarze, sprawia wrażenie niezdolnego do krytycznego spojrzenia na papieża. Nie bez znaczenia są również wskazania dotyczące sposobu, w jaki Jan Paweł II dobierał swoich współpracowników i obsadzał rozmaite stanowiska kościelne, co w oczywisty sposób przekładało się na późniejsze działania - czy częściej bezczynność - Kościoła jako instytucji.

Jednocześnie osoby, które zdecydowały się na dialog z Autorem, dostarczają szeregu istotnych informacji, często popartych własnymi - także bolesnymi - doświadczeniami. W większości przypadków trudno uznać je rozstrzygający dowód, pozwalający na przypisanie Janowi Pawłowi II winy w zaniechaniu podjęcia walki ze zjawiskiem kościelnej pedofilii (lub nawet w jej aktywnym tuszowaniu). Na pewno jednak rzucają na jego postać cień podejrzeń, koniecznych do jednoznacznego wyjaśnienia. Szczególnie w pamięci pozostają świadectwa ofiar kościelnej pedofilii, które - mimo prób zainteresowania problemem Watykanu, a nawet Jana Pawła II osobiście - nigdy nie doczekały się ze strony Kościoła sprawiedliwości.

Autor ze swojej strony wystrzega się zajmowania jakichkolwiek jednoznacznych stanowisk, stawiając raczej pytania, na które odpowiedzi czasem - z różnym efektem - próbują udzielić jego rozmówcy. Ocenę wiarygodności tych hipotez pozostawiono w zupełności czytelnikowi. W kontekście tym trudno jednak pominąć, jak często osoby podejrzane o dopuszczanie się molestowania seksualnego nieletnich awansowały w czasie pontyfikatu Jana Pawła II na wysokie stanowiska kościelne, i to wbrew rekomendacjom duchownych mających kompetencje do oceny stosownych kandydatur. Nie da się też zignorować zarzutu, że papież nigdy nie spotkał się osobiście z żadnym pokrzywdzonym przez duchownych Kościoła Katolickiego, zdając się całkowicie odcinać od ofiar nadużyć.

"Bielmo", jako się rzekło, w żaden sposób nie aspiruje do bycia reporterskim "wyrokiem" wobec osoby Jana Pawła II: warto zauważyć, że nawet na okładce postawiono pytanie "Co wiedział Jan Paweł II", a nie - jak w przypadku "Maxima Culpa" Ekke Overbeeka - stanowczą tezę, że "wiedział". Niemniej książka rzuca na nieskazitelną dotychczas dla wielu postać cień, którego nie da się zignorować i który wręcz domaga się wyjaśnienia. Z tej przyczyny zdecydowanie trzeba zapoznać się z tą książką i wyrobić swój własny pogląd. Absolutnie nie można przyjmować w związku z jej treścią pozycji obronnej w Okopach Świętej Trójcy.

"Bielmo" stanowi efekt pracy dziennikarskiej Marcina Gutowskiego, autora głośnych reportaży telewizyjnych "Don Stanislao" oraz "Franciszkańska 3", zogniskowanych na kwestii tuszowania nadużyć seksualnych w Kościele Katolickim w czasach pontyfikatu Jana Pawła II (nadmieniam, że na ten moment miałem okazję zapoznać się tylko z pierwszym z nich).

"Bielmo" jest książką o dość...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Choć z twórczością Remigiusza Mroza zaznajomiony jestem nie od dziś (wiem więc z grubsza, czego się spodziewać), po raz pierwszy zdecydowałem się sięgnąć po cykl o komisarzu Forście - jako że coraz częściej docierały do mnie o nim bardzo pozytywne opinie, a dwa pierwsze tomy otrzymane w prezencie z wyrzutem spoglądały na mnie z półki wstydu.

Z "Ekspozycją" mam ten problem, że dość istotnie rozmija się z wyobrażeniami, które miałem po przeczytaniu opisu. Ten kusi czytelnika zapowiedzią zagadki kryminalnej, dla której punktem wyjścia jest ciało powieszone na krzyżu na Giewoncie. Osadzony w Tatrach kryminał? Nic bardziej mylnego. Już po pierwszych kilkudziesięciu stronach Komisarz Forst - przedstawiony nieco stereotypowo, jako policyjny wyga z masą osobistych problemów i nałogów - oraz towarzysząca mu dziennikarka, Olga Szrebska (będąca jednocześnie celem końskich zalotów tego pierwszego) opuszczają Podhale, a dalej... czego tu nie ma! Akcja przenosi się między krajami (a nawet kontynentami) niemal równie szybko, jak w Spielbergowskim "Monachium", bohaterowie bardziej lub mniej zręcznie lawirują między politykami, smutnymi panami z trzyliterowych służb różnych państw, zupełnie przypadkowymi osobami oraz fanatykami. To wszystko Autor podlewa sosem z tajemnicy tkwiącej w starożytnych tekstach religijnych, by nagle wrzucić wszystko do wywaru z niedawnych, lecz wciąż bolesnych wydarzeń historycznych. Jednocześnie, wobec ogromu spadających na bohaterów nieszczęść, Forst wyrasta na krzyżówkę Jamesa Bonda z Rambo, ubogaconą o elementy sędziego Dredda.

Akcja pędzi tu od wątku do wątku, jakby Autor sam nie do końca wiedział, w jakim kierunku chce pójść. Mimo wszystko, efekt końcowy broni się całkiem nieźle - o ile czytelnik sięgając po książkę, zgodzi się odłożyć twardy racjonalizm, jak odwiesza się płaszcz wchodząc do lokalu (nawet jeśli trudno nie dostrzec, że w wielu sytuacjach, gdy książkowy Forst zaciekle walczy, Forst z krwi i kości nie byłby w stanie nawet pełzać). Powieść naprawdę nie daje się oderwać, a kolejne rozdziały prześlizgują się niezauważenie. Jako niezobowiązująca lektura "Ekspozycja" sprawdza się świetnie. Dodatkowo, zakończenie naprawdę zaskakuje, dając obietnicę całkiem niezłego ciągu dalszego.
Jako się rzekło, nadal na półce czeka na mnie drugi tom - więc mam motywację, by kontynuować podróż z komisarzem Forstem. Mam nadzieję, że będzie warto.

Choć z twórczością Remigiusza Mroza zaznajomiony jestem nie od dziś (wiem więc z grubsza, czego się spodziewać), po raz pierwszy zdecydowałem się sięgnąć po cykl o komisarzu Forście - jako że coraz częściej docierały do mnie o nim bardzo pozytywne opinie, a dwa pierwsze tomy otrzymane w prezencie z wyrzutem spoglądały na mnie z półki wstydu.

Z "Ekspozycją" mam ten problem,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po tym, jak zachwyciły mnie "Niewyjaśnione okoliczności", nie mogłem odmówić sobie sięgnięcia po "Siedem wieków śmierci".

Tym razem w odróżnieniu od poprzedniej pozycji - którą zapamiętałem jako mającą dość swobodny wewnętrzny porządek - Autor postawił na zwarty i uporządkowany koncept. Motywem przewodnim jest tu tytułowe siedem wieków śmierci, zaczerpniętych z szekspirowskiego monologu, zaczynającego się od słynnych słów "Świat jest teatrem, aktorami ludzie...": kolejne rozdziały (najczęściej jeden rozdział poświęcony jest jednemu przypadkowi ocenianemu przez dra Shepherda) zgrupowane są w siedem kategorii wiekowych. W początkowych rozdziałach Autor opowiada zatem o interesujących - i często zaskakujących - przypadkach zgonów niemowląt, później - dzieci w wieku szkolnym i tak snuje swą opowieść przez kolejne wieki, aż dociera aż do jesieni życia i zgonów osób dotkniętych przewlekłymi chorobami, z zaawansowaną demencją na czele.

Mimo podejmowanej tematyki, nie sposób odmówić drowi Shepherdowi zdolności do opowiadania o swojej pracy w sposób interesujący, szczegółowy ale i wyważony: Autor potrafi, bez zbędnego żargonu, opowiadać nawet o szczegółach ludzkiej anatomii i plastycznie opisywać obserwowane przez siebie zmiany, świadczące o przyczynie zgonu. A ma o czym opowiadać - nie zdradzając zbyt wiele, powiem tylko, że przekrój przypadków jest tu naprawdę szeroki - są zabójstwa upozorowane na wypadki, zgony wynikłe z niedbalstwa lub lekkomyślności, ale też przypadki, w których śmierć stanowiła efekt szeregu wyjątkowo nieszczęśliwych zbiegów okoliczności - często w cieniu rozwijającej się od dawna przewlekłej choroby.

W odróżnieniu od "Niewyjaśnionych okoliczności", jest tu wyraźnie mniej elementów autobiograficznych Autora (jeśli już się pojawiają, to zwykle jako punkt wyjścia do refleksji o problemach związanych ze zdrowiem), dużo więcej uwagi poświęcono natomiast dbaniu o zdrowie i profilaktyce chorób.
Autor żadnym przypadku nie zajmuje jednak pozycji nieomylnego moralizatora na wieży z kości słoniowej - wręcz przeciwnie, stara się nawiązać z czytelnikiem pewnego rodzaju nić porozumienia i bez skrępowania dzieli się informacjami o własnym stanie zdrowia (uskarżając się na pewne coraz bardziej dokuczające z wiekiem schorzenia) oraz o błędach i zaniedbaniach, jakie z pełną świadomością popełnił na tym polu w ciągu całego swojego życia - w tym o swoich dawnych i obecnych nałogach. Mniej tu natomiast niż we wcześniejszej książce odniesień do głośnych spraw czy wydarzeń (jak śmierć księżnej Diany czy zamachy z 11 września - w zasadzie chyba tylko jedna sprawa była medialna, i to raczej tylko dla brytyjskiego czytelnika).

Polecam bardzo mocno - nie tylko fanom literatury dotyczącej szeroko pojętej kryminalistyki i medycyny sądowej, ale... w zasadzie każdemu, gdyż pod płaszczem krótkich opowieści o śmierci, skrywa się piękna historia o życiu.

Po tym, jak zachwyciły mnie "Niewyjaśnione okoliczności", nie mogłem odmówić sobie sięgnięcia po "Siedem wieków śmierci".

Tym razem w odróżnieniu od poprzedniej pozycji - którą zapamiętałem jako mającą dość swobodny wewnętrzny porządek - Autor postawił na zwarty i uporządkowany koncept. Motywem przewodnim jest tu tytułowe siedem wieków śmierci, zaczerpniętych z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Krótka, ale bardzo treściwa biografia Zbigniewa Ziobry, przybliżająca jego działania, motywacje i relacje (częściej wrogie, niż przyjazne) z innymi istotnymi graczami polskiej sceny politycznej. Zakres czasowy książki sięga przy tym już studiów obecnego ministra i początków jego kariery politycznej, kończąc się na bardzo aktualnych wydarzeniach z 2022 r.
Poszczególne wątki, nierzadko temporalnie i tematycznie znacznie oddalone od siebie (m.in samozwańcze studenckie "śledztwo" późniejszego PG, zyskanie popularności podczas Afery Rywina czy obecne próby podporządkowania egzekutywie władzy sądowniczej) są przy tym bardzo jasno od siebie odgraniczone, co zdecydowanie pozytywnie wpływa na klarowność przekazu.
Być może pozycja autorstwa R. Grochal nie odkrywa żadnych szokujących, nieznanych opinii publicznej faktów, a jedynie w zwięzłej formie prezentuje to, co o postaci Zbigniewa Ziobry wiadomo od lat - robi to jednak w sposób interesujący i warty uwagi - od książki naprawdę trudno się oderwać.

Krótka, ale bardzo treściwa biografia Zbigniewa Ziobry, przybliżająca jego działania, motywacje i relacje (częściej wrogie, niż przyjazne) z innymi istotnymi graczami polskiej sceny politycznej. Zakres czasowy książki sięga przy tym już studiów obecnego ministra i początków jego kariery politycznej, kończąc się na bardzo aktualnych wydarzeniach z 2022 r.
Poszczególne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Zbrodnia obok ciebie" to szczegółowa opowieść o sprawie kryminalnej z 1972 r.
Nie zdradzając w tym miejscu szczegółów dotyczących samej zbrodni, mogę powiedzieć, że od strony formalnej książka niezwykle przypomina dotychczasowe utwory Autora, publikowane w formie audio (podcast "Kryminatorium") czy audio-video (kanał Autora na YT, dawniej "Niediegetyczne") Oczywiście, siłą rzeczy, książka podejmuje temat w sposób bardziej wyczerpujący, niż ok. półgodzinny materiał.

I w zasadzie powyższy akapit wyczerpuje temat najkrócej jak się da - Marcin Myszka po prostu jest tu Marcinem Myszką w powiększonej dawce. I jest rewelacyjny.

Opowiedziana historia (trzeba dodać, że rozpoczynająca się już od obszernej genezy głównych osób dramatu, a kończąca się... hm, na możliwie najdalszych następstwach zdarzeń) naprawdę wciąga i wywołuje głód przeczytania choć kilku stron więcej, by dowiedzieć się "i co było dalej?". Autor rekonstruuje wydarzenia bazując przede wszystkim na aktach sądowych, niemniej ubogaca opowieść również o relacje ze swoich własnych badań, przeprowadzonych w 2022 r. - w tym także podejmowanych z różnym szczęściem prób dotarcia do osób bezpośrednio dotkniętych przez wydarzenia sprzed pół wieku.

Od strony stylistycznej nie sposób nie dostrzec podcastowych podobieństw - narracja jest zwięzła, ujęta w prostych zdaniach. Nie znajdziecie tu wielokrotnie złożonych zdań okraszonych pojęciami naukowymi, nie spodziewajcie się malowniczych opisów otoczenia, nie oczekujcie rozważań o wewnętrznych przeżyciach sprawców. Pojawią się za to - tak jak w filmach na YT - pochodzące z akt sprawy fotografie, czy fragmenty artykułów prasowych.

Ze swojej strony - polecam.

"Zbrodnia obok ciebie" to szczegółowa opowieść o sprawie kryminalnej z 1972 r.
Nie zdradzając w tym miejscu szczegółów dotyczących samej zbrodni, mogę powiedzieć, że od strony formalnej książka niezwykle przypomina dotychczasowe utwory Autora, publikowane w formie audio (podcast "Kryminatorium") czy audio-video (kanał Autora na YT, dawniej "Niediegetyczne") Oczywiście,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Reportaż Ewy Winnickiej o sprawie "Jasia z Cieszyna", który okazał się "Szymonem z Będzina" zwraca uwagę przede wszystkim swoją zwięzłością - na ok. 200 stronach Autorka przedstawia sprawę z różnych perspektyw: w pierwszej części relacjonuje przede wszystkim zdarzenia zapamiętane przez policjantów zajmujących się sprawą, w drugiej - skupia się na sportretowaniu sylwetek rodziców tytułowego chłopczyka, by w końcówce opisać przełomowe wydarzenia z czerwca 2012 r. - gdy funkcjonariusze z Będzina rozwiązali tajemnicę anonimowego chłopca - oraz kluczowe wydarzenia z późniejszych lat.

Autorka relacjonuje przy tym zdarzenia w sposób bardzo zdystansowany, wręcz chłodny, przedstawiając wyłącznie fakty, ich ocenę pozostawiając odbiorcy. Nie można jednak nie zauważyć, że opisywane łańcuchy wydarzeń wciągają czytelnika coraz bardziej, nie pozwalając oderwać się od lektury. Pozycja zdecydowanie warta uwagi.

Reportaż Ewy Winnickiej o sprawie "Jasia z Cieszyna", który okazał się "Szymonem z Będzina" zwraca uwagę przede wszystkim swoją zwięzłością - na ok. 200 stronach Autorka przedstawia sprawę z różnych perspektyw: w pierwszej części relacjonuje przede wszystkim zdarzenia zapamiętane przez policjantów zajmujących się sprawą, w drugiej - skupia się na sportretowaniu sylwetek...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Zbrodnia niedoskonała Katarzyna Bonda, Bogdan Lach
Ocena 7,4
Zbrodnia niedo... Katarzyna Bonda, Bo...

Na półkach: , , , ,

"Zbrodnia niedoskonała", powstała we współpracy Katarzyny Bondy, autorki kryminałów, oraz Bogdana Lacha, pioniera profilowania kryminalnego w Polsce - przybliża czytelnikom tajniki sporządzania profili nieznanych sprawców przestępstw - w szczególności najcięższych zbrodni.

Muszę zauważyć, że tytuł oraz pochodzący od wydawcy są nieco zwodnicze - nie jest głównym wątkiem książki opisywanie spraw, w których dzięki naprawieniu błędów śledczych oraz usunięciu niedoskonałości sprzed lat możliwe stało się namierzenie przestępców (jak ma to miejsce np. w ksiażkach Piotra Litki i Bogdana Michalca o Archiwum X). Zdecydowany prym wiedzie bowiem właśnie profilowanie - autorzy na początku przybliżają jego historię, główne założenia i - wchodząc z czytelnikiem w grę - prezentują kazus, zachęcając czytelnika do podjęcia próby skreślenia takiego profilu. W dalszej części książki, odwołując się do konkretnych, już rozwiązanych spraw, wyjaśniają charakterystykę działania sprawców kierujących się poszczególnymi motywami.

Książka ma bardzo klarowną strukturę, napisana jest przejrzystym językiem, bez jakiegokolwiek żargonu policyjnego czy psychologicznego, warto zwrócić uwagę też na duże zróżnicowanie opisywanych zbrodni. Pozycja naprawdę mnie wciągnęła, choć muszę przyznać, że zostawiła pewien niedosyt - niektóre aspekty, np. ocena prawdopodobnego wieku i wykształcenia sprawcy przez profilera zostały nakreślone dość powierzchownie (trudno stwierdzić, czy Autor świadomie nie chciał dzielić się wszystkimi tajnikami zawodu, czy brakło na nie miejsca). Niemniej książka na pewno warta jest uwagi.

"Zbrodnia niedoskonała", powstała we współpracy Katarzyny Bondy, autorki kryminałów, oraz Bogdana Lacha, pioniera profilowania kryminalnego w Polsce - przybliża czytelnikom tajniki sporządzania profili nieznanych sprawców przestępstw - w szczególności najcięższych zbrodni.

Muszę zauważyć, że tytuł oraz pochodzący od wydawcy są nieco zwodnicze - nie jest głównym wątkiem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Trudno mi jednoznacznie zdefiniować książkę "Adwokaci. Zranony zapał". Najprościej byłoby chyba wskazać, że to reportaż Artura Nowaka - z jednej strony publicysty, a z drugiej prawnika, wykonującego zawód adwokata (wielu osobom Autor dał się poznać jako pełnomocnik zaangażowany w pomoc ofiarom nadużyć seksualnych w polskim Kościele w głośnym filmowym reportażu T. Sekielskiego "Tylko nie mów nikomu"), w którym podejmuje on próbę przedstawienia "od kuchni" realiów wykonywania adwokackiej profesji.

Reportaż skonstruowany jest w oparciu o wypowiedzi przedstawicieli palestry, reprezentujących różne jej pokolenia (głos zabierają zarówno adwokaci, którzy praktykowali już w dobie transformacji ustrojowej, jak i ich koledzy, którzy dopiero niedawno założyli togę) oraz praktykujących na obszarze całej Polski - tak w Warszawie, jak i w miasteczkach powiatowych w odległych od stolicy zakątkach. Nie są to jednak klasyczne wywiady, jak w "Adwokatach. Ich najważniejszych sprawach" D. Kowalskiej: u A. Nowaka adwokaci zachowują anonimowość (są charakteryzowani w sposób opisowy, np. "pani Mecenas w średnim wieku spod Warszawy"), a ich wypowiedzi stanowią bazę dla relacji reportażysty, poszatkowanej na rozdziały według klucza tematycznego: jest część poświęcona wspomnieniom mecenasów ze studiów i aplikacji, jest rozdział o relacjach z klientami etc. Nie da się zaprzeczyć, że Autor wykonał benedyktyńską pracę, zbierając i przedstawiając tak wiele głosów. Poza tym, reportaż napisany jest dość swobodnym językiem, bez fałszywego i niepotrzebnego nadęcia, wręcz przeciwnie - nie brakuje też dosadnych wypowiedzi, których zapewne nie sposób byłoby zawrzeć w sztywnym, formalnym wywiadzie, jak i bardziej lub mniej zawoalowanej krytyki wobec pewnych osób i instytucji. Warte podkreślenia jest również, że zabierający głos adwokaci sportretowani są jako ludzie z krwi i kości, a dużo uwagi poświęcono ich pasjom, którym oddają się po godzinach pracy. Zaznaczyć jednak należy, że - z uwagi na ochronę ich anonimowości - czytelnik nie znajdzie tu choćby wzmianek o kulisach spraw, które nie schodziły z pierwszych stron gazet.

Muszę natomiast zauważyć, że "Adwokaci. Zraniony zapał" pada na swój sposób ofiarą pewnego braku wyrazistego zdefiniowania, dla kogo tak naprawdę jest. Spotkałem się z rekomendacją, że jest to "książka, którą powinien przeczytać każdy adwokat i aplikant adwokacki". Nie mogła zatem wpaść w moje ręce w lepszym momencie (czytałem ją po złożonym egzaminie adwokackim, z niecierpliwością oczekując na wynik). Trudno było mi oprzeć się jednak wrażeniu, że wiele z poruszanych zagadnień - jak potrzeba wytężonej pracy na aplikacji czy częste trudności w porozumieniu z klientami przydzielanymi z urzędu - to oczywistości dla osób, które choćby powierzchownie zgłębiły tajniki zawodu. Z drugiej zaś strony - dla osób spoza środowiska wiele fragmentów będzie niezrozumiałych, a nawet oburzających. Wyrazistym przykładem mogą być rozognione dyskusje w mediach społecznościowych, które toczyły się po opublikowaniu przez Gazetę Wyborczą fragmentu o wycenie przez adwokatów sprawy rozwodowej.

Niemniej, ze względu na fakt, że książka A. Nowaka jest relatywnie krótka, a czyta się ją szybko i łatwo - myślę, że warto sięgnąć po nią choćby po to, by samodzielnie wyrobić sobie opinię na jej temat. Natomiast dla studentów prawa - także przyszłych - oraz jego absolwentów rozważających dopiero wybór aplikacji, jednak bez większego doświadczenia z kancelarii czy sądu - pozycja obowiązkowa.

Trudno mi jednoznacznie zdefiniować książkę "Adwokaci. Zranony zapał". Najprościej byłoby chyba wskazać, że to reportaż Artura Nowaka - z jednej strony publicysty, a z drugiej prawnika, wykonującego zawód adwokata (wielu osobom Autor dał się poznać jako pełnomocnik zaangażowany w pomoc ofiarom nadużyć seksualnych w polskim Kościele w głośnym filmowym reportażu T....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Na tę pozycję można patrzeć co najmniej w dwóch płaszczyznach, wyznaczonych niejako przez sam tytuł. Naturalnie, wiodącym tematem są "adwokaci" - rozmówcy Autorki, w większości przypadków mecenasowie przewijający się na pierwszych stronach gazet, w przystępny, ale i dość szczegółowy sposób przybliżają kulisy wykonywanego zawodu, drobiazgowo opisując jego blaski i cienie. Nie brak tu wyrazistego nakreślenia reguł, jakimi powinien kierować się adwokat (jak konieczność walki o dobro klienta do samego końca), a na co powinien uważać.

Z drugiej strony, relacje adwokatów stają się wygodnym przyczynkiem do rozmów o "ich najważniejszych sprawach" - a w tym zakresie odpytywani członkowie palestry niewątpliwie mają równie wiele do opowiedzenia. Na kartach książki pojawiają się wspomnienia dotyczące m.in krwawego napadu na Kredyt Bank (i to widzianego oczami zarówno obrońcy, jak i oskarżyciela posiłkowego, działającego ramię w ramię z prokuratorem w imieniu jednej z ofiar), historia niesłusznego skazania Tomasza Komendy, zabójstwa Iwony Cygan czy tragicznej w skutkach akcji w Magdalence. Nie brak też wzmianek o procesach na styku prawa i polityki.

Lektura tej książki przynosi zatem potężny ładunek informacji które zarówno fascynują, jak i rozszerzają horyzonty. Pozycja warta polecenia każdemu - niezależnie, czy zajmuje się prawem zawodowo, czy też w sądzie był dwa razy w życiu. Z pewnością wiele wyniosą z niej również adepci sztuki prawniczej, w tym studenci i aplikanci, wiążący swą przyszłość z zielonym żabotem.

Na tę pozycję można patrzeć co najmniej w dwóch płaszczyznach, wyznaczonych niejako przez sam tytuł. Naturalnie, wiodącym tematem są "adwokaci" - rozmówcy Autorki, w większości przypadków mecenasowie przewijający się na pierwszych stronach gazet, w przystępny, ale i dość szczegółowy sposób przybliżają kulisy wykonywanego zawodu, drobiazgowo opisując jego blaski i cienie....

więcej Pokaż mimo to