Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Batman. Epidemia Alan Grant, Kelley Jones, Doug Moench
Ocena 6,8
Batman. Epidemia Alan Grant, Kelley ...

Na półkach:

W Gotham pojawia się śmiertelny wirus i Batman wraz pomocnikami robi co może aby odnaleźć ozdrowieńca, który będzie dysponował odpowiednimi przeciwciałami by powstrzymać zarazę.
Opowieść trochę inna niż wszystkie, bo nie uświadczymy tutaj zbyt wielu pojedynków Batmana, za to fabuła opiera się głównie na ukazaniu sposobów rozprzestrzeniania się wirusa, jak i prób powstrzymania go. Bogaci mieszkańcy Gotham próbują ratować skórę wydając swoje ciężko zarobione miliony, a biedni czekają na śmierć. Całość jest bardzo sensownie opowiedziana i przyjemnie mi się to czytało. Nie sposób odwoływać się przy lekturze tego komiksu do niedawno minionej "pandemii". Jedynie zakończenie trochę zbyt proste i mało dramatyczne jak na taki poważny event, ale proste zakończenia bywają czasem najbardziej sensowne.

Opowieść o epidemii nie zajmuje jednak całości tego wydania, a ostatnia ćwiartka tego albumu to dwie 3-częściowe opowieści bardzo luźno powiązane z epidemią.
Pierwsza z nich dotyczy zaginionego skarbu Inków i jest to bardzo sprawnie opowiedziana historia w której autor w bardzo ciekawy sposób tlumaczy teorię fizyki kwantowej, którą łączy z teorią o duchach i wierzeniami starożytnych Inków.
Czytałem coś nie coś o teorii kwantowej, ale dopiero te 2-3 strony poświęcone temu tematowi w tym komiksie pomogły mi lepiej zrozumieć o co chodzi z tą "widocznością" cząsteczek. Ambitna tematyka jak na komiks i godne to pochwały.
Opowieść ta pozytywnie mnie zaskoczyła, bo niby głupia opowieść o duchach, a niesie ze sobą ciekawą treść, trochę historii o podbojach kolonialnych, kwantach i duchach.

Ostatnia opowieść jest natomiast poświęcona zjawisku snu. I tutaj również autor raczy nas ciekawymi informacjami, chocby o Hitlerze, ale całość jest nierówna i momentami banalna. Najlepiej wypada środkowa część opowieści.

Graficznych fajerwerków tutaj nie ma, ale poza właściwie dwoma "brzydkimi" rozdziałami rysowanymi przez Tommy Lee Edwards i John McCrea, całość wypada przyzwoicie. Jako ciekawostkę zaznaczyć wypada, że kilka stron tego komiksu jest rysowane przez Norma Breyfogla. Kto zna komiksy Batmana z wczesnych lat 90-tych od razu powinien rozpoznać styl mistrza Norma, którego styl ze średnim skutkiem zdaje się trochę naśladować Kelly Jones.

"Epidemia" przywyższyła moje oczekiwania i znajdzie miejsce na mojej półce, bo to ciekawsza i dojrzalsza historia niż część sagi Knightfall i zapewne jeszcze do niej za kilka lat wrócę.

W Gotham pojawia się śmiertelny wirus i Batman wraz pomocnikami robi co może aby odnaleźć ozdrowieńca, który będzie dysponował odpowiednimi przeciwciałami by powstrzymać zarazę.
Opowieść trochę inna niż wszystkie, bo nie uświadczymy tutaj zbyt wielu pojedynków Batmana, za to fabuła opiera się głównie na ukazaniu sposobów rozprzestrzeniania się wirusa, jak i prób...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Komiks trochę dziwny, bo jest to bardziej opowieść o Cable i jego grupie X-Force, niż o Spider-Manie. Do tego historia wygląda na fragment jakiegoś większego wydarzenia, którego Pająk jest tylko obserwatorem. Do tego Tm-Semic okroił 3-zeszytową historię do 52 stron, co sprawia że całość jest mniej czytelna.

Dużo bohaterów i gadania o tym, kto komu zaraz dokopie. Sporo też już troszkę zwietrzałego humoru początku lat 90-tych. O fabule nie ma co się tutaj rozpisywać bo jak ktoś nie czytał serii X-Men, to prawdopodobnie niewiele z tego komiksu zrozumie.

Komiks ma jednak też swój wyróżnik. Jest nim oprawa graficzna. Serię X-Force rysuje Rob Liefeld, ktorego rysunki przypominają mi bardzo prace Whilce Portacio.

Glównym powodem ukazania się tego komiksu w Polsce jest jednak Todd McFarlane kończący 2. sezon w wydawnictwie. Todd zmienia tutaj jednak zasady i rysuje w poprzek, tak że komiks czytać należy horyzontalnie. I efekt tego jest naprawdę bardzo dobry. Tylko że, niewygodne to trochę. Może dlatego taki eksperyment się nie przyjął.

Komiks trochę dziwny, bo jest to bardziej opowieść o Cable i jego grupie X-Force, niż o Spider-Manie. Do tego historia wygląda na fragment jakiegoś większego wydarzenia, którego Pająk jest tylko obserwatorem. Do tego Tm-Semic okroił 3-zeszytową historię do 52 stron, co sprawia że całość jest mniej czytelna.

Dużo bohaterów i gadania o tym, kto komu zaraz dokopie. Sporo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo dobre zakończenie tej, jakby nie patrzeć, kryminalnej opowieści o pogoni za sensacją, jak i o kondycji dziennikarstwa. Pogoń za sensacją, ilość wyświetleń, blichtr i sława. A prawda? Prawda nie jest warta druku, jak podsumowuje jeden z bohaterów tego komiksu. U.

Jak na historyjkę obrazkową to jest całkiem dobry kryminał. Doczepić się jednak muszę do wizerunku reporterki Anny, która wygląda identycznie jak żona Parkera, Mary Jane. Mc'Farlane pojechał tutaj ewidentnie z pamięci lub zapomniał że portretuje zupełnie inną kobietę. Takie małe niedopatrzenie.

Zdecydowaniem mogę polecić tę historię, tym bardziej że jest do dostania na dobrym papierze w wydaniu zbiorczym.
Warto. I niskie oceny (tutaj) tego nie zmieniają.

Bardzo dobre zakończenie tej, jakby nie patrzeć, kryminalnej opowieści o pogoni za sensacją, jak i o kondycji dziennikarstwa. Pogoń za sensacją, ilość wyświetleń, blichtr i sława. A prawda? Prawda nie jest warta druku, jak podsumowuje jeden z bohaterów tego komiksu. U.

Jak na historyjkę obrazkową to jest całkiem dobry kryminał. Doczepić się jednak muszę do wizerunku...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki The Amazing Spider-Man 2/1995 Todd McFarlane, Gregory Wright
Ocena 6,4
The Amazing Sp... Todd McFarlane, Gre...

Na półkach:

Druga i trzecia część "Zmysłów" to komiks dla koneserów.
Na pierwszy plan wysuwa się tutaj rysunek i popisy Mc'Farlane'a, ale chciałbym również zwrócić uwagę na treść. To bardzo dojrzały komiks i nie ma tutaj bezmyślnej nawalanki i pojedynków superbohatetow. Otrzymujemy natomiast powoli i sprawnie rozkręcający się kryminał, który wydaje się być tłem dla opowieści o niszczycielskim dzialaniu człowieka na przyrodę i bezmyślnym zabijaniu zwierząt. A jako że akcja dzieje się w Kanadzie, to Peterowi towarzyszyć bedzie również najsławniejszy kanadyjski mutant-bohater. Odpowiednia osoba aby poradzić sobie z zabijającym dzieci Yeti.

Komiks jest naprawdę bardzo dobry. Spokojne i sensowne prowadzenie akcji, piękne i szczegółowe rysunki i trafny obraz psychologiczny ludzkich zachowań.
Czy potrzebne jest coś więcej?

Polecam szczególnie bardziej dojrzałemu czytelnikowi. Jesli ktoś nie jest przekonany do komiksów, to " Zmysły" mogą być tym komiksem, po który warto sięgnąć. Tym bardziej że po wielu latach komiks ten wydał mi się lepszy niż wtedy, gdy czytalem go po raz pierwszy. A to jest komplement.

Druga i trzecia część "Zmysłów" to komiks dla koneserów.
Na pierwszy plan wysuwa się tutaj rysunek i popisy Mc'Farlane'a, ale chciałbym również zwrócić uwagę na treść. To bardzo dojrzały komiks i nie ma tutaj bezmyślnej nawalanki i pojedynków superbohatetow. Otrzymujemy natomiast powoli i sprawnie rozkręcający się kryminał, który wydaje się być tłem dla opowieści o...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki The Amazing Spider-Man 1/1995 Peter David, Rick Leonardi, Todd McFarlane
Ocena 6,9
The Amazing Sp... Peter David, Rick L...

Na półkach:

Komiks ten to przede wszystkim początek bardzo dobrej sagi " Zmysły" i powrotu Todda Mc'Farlane'a. To co wyróżnia ten komiks to spokojne budowanie akcji i oczywiście świetne rysunki. To bardzo dobry początek historii.

Wcześniej jednak dostajemy zapełniacza, a tym zapełniaczem jest Miguel O'Hara i Spider-Man 2099 z rysunkami Marca Silvestri. W latach 90-tych pojawienie się serii "Spider-Man 2099" spotkało się ze sporym zainteresowaniem czytelników, więc nie dziwi, że TM-Semic postanowiło przybliżyć tę postać polskiemu czytelnikowi.
I nawet cieżko jest ten fragment historii Miguel'a O'Hary oceniać, bo to nie jest zamknięta historia, lecz jedynie pewien (ważny) epizod w życiu Spider-Mana z przyszłości. Co mogę o tym powiedzieć? Jest całkiem w porządku, mógłbym się na to skusić.

Spider-Man 2099 zaniża jednak trochę ocenę tego komiksu jako całości. Gdyby oceniać ten komiks tylko przez pryzmat "Zmysłów" to ocena byłaby co najmniej o oczko wyższa.

Komiks ten to przede wszystkim początek bardzo dobrej sagi " Zmysły" i powrotu Todda Mc'Farlane'a. To co wyróżnia ten komiks to spokojne budowanie akcji i oczywiście świetne rysunki. To bardzo dobry początek historii.

Wcześniej jednak dostajemy zapełniacza, a tym zapełniaczem jest Miguel O'Hara i Spider-Man 2099 z rysunkami Marca Silvestri. W latach 90-tych pojawienie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Daredevil - Wizjonerzy: Frank Miller, tom 3 Klaus Janson, Frank Miller, Bill Sienkiewicz
Ocena 7,5
Daredevil - Wi... Klaus Janson, Frank...

Na półkach:

Pierwsza połowa tego albumu to kontynuacja przygód Matta z tomu drugiego. Choć ewidentnie nie jest to udana kontynuacja. To co najwyżej średnie zakończenie runu Millera i odniosłem wrażenie jakby Miller był juz myślami gdzieś indziej, daleko od Daredevila.

Drugą połowę albumu wypełniają natomiast dodatki.

Wpierw mamy kilka historii z serii " co by było gdyby" Electra przeżyła walkę z Bullseyem albo gdyby Daredevil został członkiem SHIELD. Niestety, nie są to wciągające, ani dobre opowieści.

Na koniec albumu otrzymujemy dwie dłuższe historie stworzone przez Millera w późniejszym okresie. Są to oniryczne opowieści charakteryzujace się eksperymentami w warstwie graficznej. Zmieniony styl rysunku Franka, czy też "malarstwo" Billa Sienkiewicza w "Love and War" nie przypadło mi jednak do gustu. Doceniam, że Frank próbował czegoś nowego, ale ogólnie to nie są udane opowieści. Strasznie mnie znudziły i nie miałem nawet ochoty szczególnie wczuwać się w akcję tych opowiadań. Być może są ciekawe z punktu widzenia historii komiksu i rozwoju kariery Millera, ale mnie zupełnie nie porwały. Dostrzegam w nich element świeżości i innowacyjności ale to nie są jeszcze dobrze napisane historie. To bardziej eksperymenty.

Podsumowując, w tomie trzecim nie pozostało już niemal nic z ciekawie opowiadanej historii o Daredevillu. To zbiór różnych opowiadań Millera zebranych w jeden album, który jest raczej ciekawostką lub rzeczą dla kolekcjonerów. Do tego niemal wszystko kręci się wokół Elektry, co też jest juz trochę męczące.
Osobiście nie mam tutaj ani jednej historii do ktorej chciałbym kiedyś wrócić. Rozczarowanie.

Pierwsza połowa tego albumu to kontynuacja przygód Matta z tomu drugiego. Choć ewidentnie nie jest to udana kontynuacja. To co najwyżej średnie zakończenie runu Millera i odniosłem wrażenie jakby Miller był juz myślami gdzieś indziej, daleko od Daredevila.

Drugą połowę albumu wypełniają natomiast dodatki.

Wpierw mamy kilka historii z serii " co by było gdyby" Electra...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mark Zuckerberg i Bill Gates lubią to!


Bestseller Harariego wydany został 10 lat temu i zdobył sobie sympatię wielu ważnych osób ze świata nauki i biznesu jak choćby Bill Gates czy Mark Zuckerberg.

Czy słusznie?

Tak, bo to jest bardzo dobra książka przedstawiająca genezę powstania naszego gatunku. I pierwsza połowa tej książki jest dokładnie o tym.
Póżniej autor zagłębia się bardziej w ekonomię i opisuje okres rewolucji przemysłowej i jej wpływ na rozwój homo sapiens, skupiając się głównie na znaczeniu kapitalizmu.

Podoba mi się że autor krytycznie podszedł do opowiedzenia historii naszych dziejów. Zastanawia jednak, że autor skupil się głównie na krytyce kapitalizmu i konsumpcjonizmu, nie wspominając prawie w ogóle o socjalizmie, przez co książka wydaje się być trochę stronnicza pod tym względem.

Ksiażka pozwoliła mi lepiej zrozumieć dlaczego świat podąża w kierunku, w ktorym obecnie podąża. Odpowiedzi na to pytanie dają ostanie rozdziały, gdzie autor przechodzi płynnie do psychologii i opowiada o naszym szczęściu.

To właśnie szczeście jest teraz tym, czym politycy i "wielcy" tego świata chcą nas obdarzyć. Podpierając się psychologią autor twierdzi, że rozwój technologiczny nie przyniósł ludziom szczęścia i ludzie byli tak samo szczęśliwi w czasach średniowiecza jak teraz. To że mamy dziś telewizory, samochody i możemy podróżować nie czyni nas bardziej szczęśliwych, bo w długim terminie nasze szczęście równa się constans. I nawet kupno nowego samochodu czy drogiej zabawki tylko na chwilę podnosi nam poziom seratoniny. I o ile z punktu widzenia psychologii autor zdaje się mieć rację, to takie twierdzenie jest jednocześnie bardzo niebezpieczne. Harrari twierdzi, że zarówno w ustrojach demokratycznych jak i dyktatorskich ludzie wykazują pidobny piziom zadowolenia. Stąd jest już tylko krok aby stwierdzić, że będziemy tak samo szczęśliwi w ustroju socjalistycznym czy dyktatorskim, bez możliwości podróżowania, bez sklepów pełnych jedzenia i z ograniczonymi prawami człowieka. Bez konieczności posiadania czegokolwiek. " Nie będziecie mieli nic i będziecie szczęśliwi" zdaje się twierdzić Harari. Jakieś podobieństwa do komunizmu?

Po co nam w ogóle wiedza skoro informacja o tym, że ktoś inny ma lepiej od nas sprawia tylko tyle, że czujemy się nieszczęśliwi. Szczęście naszym najważniejszym dobrem. " Wolność to niewola, ignorancja to siła", chciałoby się rzec cytując Orwella.

Więc może lepiej dla nas będzie jak nie będziemy musieli podejmować żadnych decyzji, nie będziemy musieli nawet zmuszać się do myślenia i pozwolimy "rządowi światowemu" myśleć za nas. Bo autor jest za stworzeniem rządu światowego, gdyz tylko to wedlug autora może nas uchować od wojen. Tylko że rzad światowy to mrzonka, bo nawet gdyby udało sie zjednoczyć świat "Zachodni" pod jednym sztandarem, to i tak pozostaną jeszcze Chiny czy świat muzułmański który nie da się tak zjednoczyć i wojny bedą dalej się toczyć. Tylko miedzy kontynentami. Dokładnie jak w "Roku 1984".

Ponieważ nasze szczęście równa się w dlugim terminie constans, to jedynym sposobem na to zebyśmy byli ciągle szczęśliwi jest farmakologia. Tabletki na depresję dla każdego.

Żeby nie przedłużać niepotrzebnie tego wywodu, niepokoi mnie koncepcja uszczęśliwiania ludzkości. Liberalna zasada mówi że "jeśli państwo chce cię uszczęśliwiać to bierz nogi za pas i uciekaj ". Na myśl nasuwa mi się od razu Korea Północna gdzie ludzie są najbardziej szczęśliwi na świecie, gdyż wierzą że mają najlepszego przywódcę na świecie i wierzą ze Kim Dzong Un zamknął im granice państwa po to, aby inni nie przyjeżdżali do kraju pławić się w północnokoreańskim luksusie. Nawet internet jest tam wyłączony aby koreańczycy nie musieli popadać w depresję, że gdzies indziej na świecie inni mają lepiej.

Pomimo, że wnioski płynące od Harariego są dość niebezpieczne, to książka sama w sobie jest jednak bardzo dobra. Sporo nozna się od buej dowiedzieć, szczególnie pod katem historycznym. Stała sie jednak powszechnie usprawiedliwieniem dla tworzenia rządu światowego i ogranicznia praw człowieka.

Mark Zuckenberg inwestuje miliardy w wirtualny świat, w którym bedziemy mogli się zanurzyć aby zapomnieć o naszych troskach. Tam bedziemy mogli być kim tylko chcemy. Tam bedziemy mogli być wolni, piękni i bogaci, kupując nikomu niepotrzebne wirtualne ubrania, samochody i inne bajery. Tam będziemy mogli być w końcu szczęśliwi.

Czy polubimy taką wersję naszej przyszłości?

Nie dziwię się, że Mark Zuckerberg i Bill Gates lubią to!

Mark Zuckerberg i Bill Gates lubią to!


Bestseller Harariego wydany został 10 lat temu i zdobył sobie sympatię wielu ważnych osób ze świata nauki i biznesu jak choćby Bill Gates czy Mark Zuckerberg.

Czy słusznie?

Tak, bo to jest bardzo dobra książka przedstawiająca genezę powstania naszego gatunku. I pierwsza połowa tej książki jest dokładnie o tym.
Póżniej autor...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Typowy akcyjniak. Dużo bohaterów, walki i gadaniny o tym jak ogień piekielny pochłonie grzeszników, a Venom pożre mózg Pająka. :)

Najwiekszym atutem tego komiksu ( jak i wcześniejszego numeru) są rysunki Adama Kuberta. A w tym numerze Adam już w ogóle popisuje się swoim warsztatem. Jego wersja Venoma jest tym co warto zobaczyć. Jesli coś zostanie mi w pamięci po "Duszach Venoma", to właśnie kilka genialnych kadrów z szkicami starszego z braci Kubertów.

Typowy akcyjniak. Dużo bohaterów, walki i gadaniny o tym jak ogień piekielny pochłonie grzeszników, a Venom pożre mózg Pająka. :)

Najwiekszym atutem tego komiksu ( jak i wcześniejszego numeru) są rysunki Adama Kuberta. A w tym numerze Adam już w ogóle popisuje się swoim warsztatem. Jego wersja Venoma jest tym co warto zobaczyć. Jesli coś zostanie mi w pamięci po "Duszach...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Silver Surfer. Czarny Donny Cates, Tradd Moore
Ocena 6,8
Silver Surfer.... Donny Cates, Tradd ...

Na półkach:

Fabularnie jest to opowieść o dobru i złu, ale także o męstwie, odkupieniu i o własnym ego. O tym czy warto zabić kogoś o kim wiemy że będzie siał w przyszłości zniszczenie i temu zapobiec, czy lepiej nie ingerować. Czy powinniśmy brać na siebie takie brzemie i jakie mogą być tego konsekwencje.
Nie jest to nic odkrywczego ale zrobione jest to w sposób poprawny, a osoba Silvera wydaje się byc trafionym wyborem, tym bardziej że jest to hold artysy oddany zmarlemu akurat w tym czasie Stanowi Lee, dla którego Surfer był podobno jedną z jego ulubionych postaci. I jako hold komiks ten zdaje się spełniać swoje zadanie.
Na wyróżnienie zaslugują bardzo dobre, szczególowe rysunki, ktore są ozdobą tego komiksu. Pelne kolorowych barw i psychodelicznych ujęć. I to właśnie rysunek jest głównym powodem dla którego warto sięgnąć po ten komiks, bo jest co oglądać.
Dodatkowym atutem może być też obecność symbiota powiązanego z postacią Venoma. Dla miłośników tej postaci to kolejny powód do zapoznania się z "czarnym Surferem".

Fabuła 6/10
Ilustracje 8/10

Fabularnie jest to opowieść o dobru i złu, ale także o męstwie, odkupieniu i o własnym ego. O tym czy warto zabić kogoś o kim wiemy że będzie siał w przyszłości zniszczenie i temu zapobiec, czy lepiej nie ingerować. Czy powinniśmy brać na siebie takie brzemie i jakie mogą być tego konsekwencje.
Nie jest to nic odkrywczego ale zrobione jest to w sposób poprawny, a osoba...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Transmetropolitan - Tom 1 Warren Ellis, Darick Robertson
Ocena 7,7
Transmetropoli... Warren Ellis, Daric...

Na półkach:

"Metropolitan" to moje odkrycie roku. Komiks ma już ponad 20 lat, a czytało mi się go wyśmienicie, jakby powstał dopiero dziś. Wróć..
Dziś taki komiks prawdopodobnie by już nie powstał, bo autora uznano by za hejtera a treści za nieprzyzwoite dla ogółu. Na szczęście na początku wieku nie było jeszcze cenzury, która obecnie zatacza już coraz szersze kręgi.

Metropolitan to opowieść o świecie przyszłości. Główny bohater powraca z samotności w górach do znienawidzonego przez siebie miasta, aby wypełnić zaległy obowiązek i napisać artykuł, który jest winien wydawcy. Dla byłego dziennikarza to trauma, bo miasto dla niego zeszło na psy, ludzie to idioci, a politycy to banda skorumpowanych złodziei. Ludzie mogą wybierać sobie dowolnie płeć, modyfikować genetycznie swoje ciało albo dać się zabić aby stać się cyfrowym obłokiem.

Komiks jest pełen mocnego humoru i wulgaryzmów. Główny bohater nienawidzi wszystkiego i niemal wszystkim gardzi. Owocem jego krytycznego podejścia są później artykuły w gazecie, które dają mu znienawidzoną sławę.

To nie jest komiks dla każdego. Osoby które nie są zdolne do refleksji lub wolą żyć sobie w błogim stanie nieświadomości powinny omijać ten komiks. Wziąć sobie " niebieską pigułkę" i odwrócić głowę w drugą stronę. W innym wypadku komiks wynagradza świetnie opowiedzianą historią, spostrzegawczością, fajnie napisanym relacjami i humorem. Rysunki również stoją na dobrym poziomie, odpowiednim do treści.

Pochłonąłem ten komiks z wielką przyjemnością i zakupilem od razu pozostałe w kolekcji tomy. Będę sobie dawkował tę przyjemność powoli, bo miło jest wiedzieć że jest coś do czego można wrócić, gdy już wszystko człowieka znudzi.

"Metropolitan" to moje odkrycie roku. Komiks ma już ponad 20 lat, a czytało mi się go wyśmienicie, jakby powstał dopiero dziś. Wróć..
Dziś taki komiks prawdopodobnie by już nie powstał, bo autora uznano by za hejtera a treści za nieprzyzwoite dla ogółu. Na szczęście na początku wieku nie było jeszcze cenzury, która obecnie zatacza już coraz szersze kręgi.

Metropolitan to...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Hawkeye: Moje życie to walka David Aja, Alan Davis, Matt Fraction, Javier Pulido
Ocena 7,5
Hawkeye: Moje ... David Aja, Alan Dav...

Na półkach: ,

"Jeden z najlepszych i najciekawszych komiksów superbohaterskich w sprzedaży"

Takimi słowami reklamuje się ten zeszyt. Czy słusznie?
I tak i nie.

Nie zwróciłbym w ogóle uwagi na ten komiks, gdyż pierwsze co mnie zniechęcało to niespecjalnie dobry rysunek. A byłaby to spora strata, bo ostatecznie komiks broni się bardzo dobrym scenariuszem.

Pierwsza opowieść rysowana przez Davida Aja mnie urzekła. Otrzymujemy opowieść o zwykłym człowieku, który został Avengersem. Sporo ciekawych rozwiązań artystycznych, dobry tekst i odpowiedni klimat tego komiksu przypomniał mi "The Man Without Fear" Franka Millera, choć może to trochę przesada. Rysunek Aja jest znacznie słabszy od kreski Romity Jr., ale ma też swój urok i muszę powiedzieć że nawet pasuje do opowieści. Jest trochę w stylu retro, jakby z lat 50-tych XX wieku albo z gier komputerowych lat 90-tych.
Scenariusz komiksu broni jednak takiego rozwiązania i fajnie się to wszystko ze sobą zgrywa i dobrze się czyta. Dużym plusem jest też tekst i ukazanie relacji głównego bohatera z przyjaciółką.

Druga część komiksu nie jest już tak dobra jak pierwsza. Rysunek Pulido jest jakby ciut lepszy, ale całość sprawia gorsze wrażenie niż opowieść wcześniejsza.

Jako bonus otrzymujemy dodatkowy rozdział "Young Avengers" z rysunkami Alan'a Davisa. To historia, która skręca bardziej w kierunku romansu. Ale jest to bardzo dobrze napisane i byłem pozytywnie zaskoczony. Akt ten wyróżniają także rysunki Daviesa, które są o klasę lepsze od wcześniejszych, co akurat z bardziej romantycznym wydźwiękiem komiksu stwarza bardzo spójne połączenie.

Hawkeye pozytywnie mnie zaskoczył i wszedł na listę komiksów, których chętnie podejmę się kontynuacji.

"Jeden z najlepszych i najciekawszych komiksów superbohaterskich w sprzedaży"

Takimi słowami reklamuje się ten zeszyt. Czy słusznie?
I tak i nie.

Nie zwróciłbym w ogóle uwagi na ten komiks, gdyż pierwsze co mnie zniechęcało to niespecjalnie dobry rysunek. A byłaby to spora strata, bo ostatecznie komiks broni się bardzo dobrym scenariuszem.

Pierwsza opowieść rysowana...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Teoria fal Elliotta Alfred J. Frost, Robert R. Prechter
Ocena 6,2
Teoria fal Ell... Alfred J. Frost, Ro...

Na półkach:

Książka jest świetna, ale to nie jest książka do czytania przed zaśnięciem: )

Obok "Analizy technicznej" Murphyego to druga pozycja z którą należy się zapoznać studiując sztukę analizy technicznej.

Teoria fal wymyślona przez Elliota jest nie tylko najważniejszą metodą analizy rynków, ale także matematyczną podstawą dla kształtowania się świata roślin i zwierząt jak i prawdopodobnie całego kosmosu.

A najciekawsze jest w tym wszystkim to, że ona się naprawdę sprawdza!
Ale nie spodziewajcie się, że zostanie od razu milionerami po przeczytaniu tej książki. To tak nie działa.

"Teoria fal.." to jedna z najważniejszych książek w moim życiu, która zmieniła mój sposób postrzegania świata. Świadomość że świat jest uporządkowany i podlega prawom matematyki pozwoliła mi inaczej spojrzeć na wiele spraw dotyczących naszego istnienia i jego funkcjonowania.

Jeśli chcecie inwestować na giełdzie to jest to świetna pozycja, dokładnie i szczegółowo wyjaśniająca o co w tym wszystkim chodzi. Nie bez powodu jest kanonem lektur o inwestowaniu. Dla innych będzie to po prostu nudna książka, tak jak choćby instrukcja obsługi piekarnika. Choć z jednym zastrzeżeniem.
Kilka stron tej książki poświęcone jest znaczeniu liczb Fibonacciego w naszym zwykłym świecie. Proporcjach jakim podlega świat zwierząt i roślin, a także zapewne i wszechświat. Ale dla osób niezainteresowanych nauką inwestowania zdecydowanie lepiej będzie sięgnąć sobie choćby po film "Pi" Aronofskiego, który też porusza kwestię liczb Fibonacciego i tłumaczy wpływ "złotego podziału" na przyrodę.

Książka jest świetna, ale to nie jest książka do czytania przed zaśnięciem: )

Obok "Analizy technicznej" Murphyego to druga pozycja z którą należy się zapoznać studiując sztukę analizy technicznej.

Teoria fal wymyślona przez Elliota jest nie tylko najważniejszą metodą analizy rynków, ale także matematyczną podstawą dla kształtowania się świata roślin i zwierząt jak i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Punisher. Marvel Knights Tom 3 Steve Dillon, Garth Ennis, Cam Kennedy, Tom Mandrake, John McCrea
Ocena 7,3
Punisher. Marv... Steve Dillon, Garth...

Na półkach:

Ostatni tom "Marvel Knight" mnie nie zaskoczył. Jest tak samo słaby jak cała seria i niespodzianki nie było.

To komiks, który określiłbym stwierdzeniem " dla przeciętnego odbiorcy". Otrzymujemy tutaj dość prostą historię, która momentami sili się na bycie czymś więcej, ale głównie chodzi tutaj o przemoc, strzelanie i jeszcze więcej przemocy. Czasem sili się ona na realizm, ale tego realizmu to tutaj niestety brakuje. Za jednym dobrym momentem, następują dwa słabe, które natychmiast zaniżają ocenę.

To co mnie najbardziej rozczarowało to infantylność w ukazaniu pozostałych superbohaterów, występujących w tym komiksie.
Na pierwszy plan idzie Wolverine i ukazanie go jako bezmózgiego, pyszalkowatego imbecyla o mocy Terminatora z filmów Camerona, którego nie da się zabić. Już pierwszy tom z Loganem mnie pod tym względem rozczarował, a tutaj mamy kontynuację tego słabego trendu.
Można Rosomaka rozjezdzać walcem, wystrzeliwać w kosmos, niszczyć bazooką, pozbawić wnętrzności, a on i tak jest nieśmiertelny. Ja wiem że Wolvie ma czynnik regenerujący, ale bez przesady. Zwykły człowiek, Frank Castle, bawi się z nim jak z niepełnosprawnym dzieckiem. Poza tym pozbawiono go swoich zmysłów i nawet nie potrafi on wytropić Punishera, w czym akurat powinien być o świetny.
Podobnie potraktowano Spider-Mana, który też zatracił swój pajęczy zmysł i zachowuje się jak dziecko we mgle. Jedynie Daredevil jest w miarę inteligentny i umie walczyć. Może dlatego że jest zwykłym smiertelnikiem jak Frank Castle. Może dlatego wybrano go na równego Punisherowi. Mutanci z supermocami są przedstawieni jako worki do bicia. Może podoba się to wyznawcom Punishera, ale jeśli ktoś czytał coś poza Punisherem, to takie potraktowanie innych superbohaterów jest miałkie i świadczy o tym, że są oni tutaj tylko po to żeby podbić statystyki sprzedaży komiksu.

Kolejną wadą całej serii jest to, że jest ona niepotrzebnie rozciągnięta. Okienka i ilustracje mogłyby być mniejsze, a całość możnaby zamknąć w 2/3 objętości komiksu bez straty jakości. Ba, wyszłoby to nawet całości na dobre. Tym bardziej że rysunki nie uzasadniają takich dużych formatów, gdyż są po prostu przeciętne i nie ma tutaj czym się zachwycać.

Infantylne został też przedstawiony Soap, stróż prawa mający uchwycić Punishera. Jest przedstawiony totalny przegryw i łamaga. Totalnie przerysowana postać. Ogólnie wszyscy w tym komiksie to idioci, poza oczywiście samym Punisherem.

Pierwsza zeszyt to opowieść o Elektrze, która jest raczej zapychaczem i niczego do tego tomu nie wnosi. Opowieść zupełnie słaba.

Później otrzymujemy czteroczesciową opowieść o szeryfie miasteczka i bandzie handlującej bronią.

Druga część zeszytu to powtórka z tomu pierwszego. Autor znów wyciąga z szuflady mateczkę Gnucci oraz po sięga wątek "Elity". Dobrze się sprzedało, więc trzeba kontynuować. Trochę Jak serię " Szybcy i Wściekli". Bo to w zasadzie komiks dla podobnej grupy odbiorców. Ellis postarał się jednak uzasadnić jakoś powrót do tych postaci i nawet nie wyszło to źle. Całość jest i tak lepsza niż wczesniejsze opowiadanie. Ja już mam trochę za dużo latek na karku, żeby się czymś takim podniecać, choć ma momenty.

Młodzieży można wmówić że "Marvel Knight" to najlepsze historie o Punisherze. Ale to nieprawda. One nie są nawet dobre, a już wiele historii wydawany w latach 90-tych przez TM-Semic było od tego lepszych. Powiedziałbym nawet, że większość była lepsza. Ale jeśli ktoś nie czytał wcześniej komiksów o Punisherze, to skąd mógłby wiedzieć że otrzymał landrynka zawinięte go w kolorowy papier.

Wszytko tutaj to takie tanie efekciarstwo. Porównał bym tęs serię do muzyki "Pop", która jest skierowana do większości ludzi niezainteresowych niczym bardziej ambitnym. Ma się dobrze sprzedawać i tyle.

Niby jest to komiks dla dorosłych, ale nie dajcie się zwieść. To jest komiks dla typowej młodzieży czytającej Punishera dla latających kul i dużej ilości trupów.
Został oznaczony "dla dorosłych" tylko z powodu wylewającej się z "ekranu" przemocy.

Co więc sprawia, że wydano te opowieści w zbiorczym tomie i uważane są za taki klasyk?
Otóż, ciężko mi było to zrozumieć, dopóki nie uświadomiłem sobie o czym jest tak naprawdę ten komiks.
Pierwsza opowieść jest o szeryfie geju sprzeciwiającym się bandytom. Jedyny sprawiedliwy. Druga natomiast, o policjantce lesbijce, która jest najmądrzejsza, najodważniejsza i najsprawniejsza ze wszystkich policjantów.
Czy to nie wydaje się znajome? Dochodzą do tego jeszcze cytaty zi "Tajemnicy Brokeback Mountain" i nawiązań to tego filmu.
Hollywood byłoby dumne. Oscar jak nic.

Ostatni tom "Marvel Knight" mnie nie zaskoczył. Jest tak samo słaby jak cała seria i niespodzianki nie było.

To komiks, który określiłbym stwierdzeniem " dla przeciętnego odbiorcy". Otrzymujemy tutaj dość prostą historię, która momentami sili się na bycie czymś więcej, ale głównie chodzi tutaj o przemoc, strzelanie i jeszcze więcej przemocy. Czasem sili się ona na...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki 1602 Neil Gaiman, Richard Isanove, Andy Kubert
Ocena 7,1
1602 Neil Gaiman, Richar...

Na półkach: ,

Bardzo ciekawa opowieść o tym, jak wyglądali by mutanci Marvela w czasach Odrodzenia i Reformacji. Gaiman sensownie umieścił odmieńców w czasach epoki elżbietańskiej, przez co opowieść czyta się bardziej jako powieść historyczno - szpiegowską niż typową opowieść o superbohaterach.

Co to najbardziej mi się tutaj podobało to dobre osadzenie powieści w czasach historycznych i wiele odnośników do prawdziwych wydarzeń z historii. Autor pokazuje, że zdecydowanie wie o czym pisze i miał pomysł na tę historię.

Rysunki Andy Kubert z początku mnie rozczarowały, bo to nie jest rysunek jakiego się spodziewałem. Sam autor jak twierdzi, użył metody "wzmocnionego olówka", co nie wygląda oszołamiająco, ale być może nadaje odpowiedni klimat opowieści. Bynajmniej rysunek mi trakcie lektury nie przeszkadzał, a i miał też swoje mocne momenty.

Ocena byłaby nawet wyższa gdyby nie ostani rozdział, który mógłby być napisany ciekawiej. Jest przyzwoicie, ale czegoś mi tutaj jednak zabrakło. Niektóre postacie mogłyby też być trochę lepiej rozwinięte.

No i nie mogę wspomnieć o jednej malutkiej scenie która mnie zawiodła. Gaiman MUSIAŁ oczywiście wstawić wątek homoseksualny do swojej opowieści. Minimalny, ledwo zauważalny, ale jednak. Zupełnie w moim odczuciu niepotrzebny. Ale po Sandmanie zwracam już uwagę na takie zabiegi autora.

1602 jest komiksem innym niż pozostałe. Z uwagi na sporo odwolań historycznych i poważne podejście do czytelnika jest to komiks skierowany raczej dla osób dojrzałych. Z przyjemnością zapewne wrócę jeszcze do tej pozycji, bo mam wrażenie że komiks zawiera więcej ciekawych odwolań historycznych niż mogłem z początku dostrzec.

Bardzo ciekawa opowieść o tym, jak wyglądali by mutanci Marvela w czasach Odrodzenia i Reformacji. Gaiman sensownie umieścił odmieńców w czasach epoki elżbietańskiej, przez co opowieść czyta się bardziej jako powieść historyczno - szpiegowską niż typową opowieść o superbohaterach.

Co to najbardziej mi się tutaj podobało to dobre osadzenie powieści w czasach historycznych...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Sandman: Dom lalki Chris Bachalo, Mike Dringenberg, Neil Gaiman, Malcolm Jones III, Dave McKean, Steve Parkhouse, Michael Zulli
Ocena 8,1
Sandman: Dom l... Chris Bachalo, Mike...

Na półkach:

"Dom zboczeńców"

Lektura drugiego tomu Sandmana otworzyła mi wreszcie oczy i uświadomiła co takiego ma w sobie "Sandman" , że stał się aż tak popularny.

Otóż jest to komiks bardzo głęboko osadzony w realiach LGBTQ, odmieńców i różnego rodzaju zboczeńców. A wszystko to jest podlane bajkową opowieścią o snach i ludzkich marzeniach.

Początkowo nie zwróciłem na to szczególnej uwagi, bo tak jak wszyscy skupiłem się bardziej na samej opowieści. Ale fakty są niezaprzeczalne:
Koryńtczyk jest gejem, płeć "Pożądania" jest bliżej nieokreślona, co definiuje ją jako postać " niebinarną" , siostry Chandal i Zelda są lesbijkami, a Hal jest homoseksualistą i transwestytą grającym w sztuce "Drag Queen".
W pierwszym tomie, podczas akcji w barze, March wyznaje, że posiadł syna Bettie za paczkę papierosów!. Jedna z klientek wyznaje, że najbardziej ją kręci seks z trupami. Johhny Dee cierpi prawdopodobnie na zaburzenia seksualne, podobnie zresztą jak Koryńtczyk, który zabójstwami rekompensuje sobie seksualne niespełnienie i swoją odmienność. "Wesolek" jest pedofilem, jeden z gości w hotelu gustuje w morderstwach transwestytów, kierownik zjazdu czyta gazety "bondage", a klub "miłośników platków" to w zasadzie sami zboczeńcy, pedofile i mordercy.
Do tego sama Rose ma fryzurę w kolorze... tęczy.

Jak dla mnie to tego jest zbyt wiele...

Wiadomo jakie dzisiaj mamy czasy. Propagowanie ruchu LGBT jest misją w środowiskach lewicowych. Holywood narzuciło producentom ukazywanie postaci homoseksualnych w filmach, o ile chcą liczyć na jakiekolwiek nagrody.

Neil Gaiman i jego Sandman idealnie wpisuje się tę tendencję.
W propagowanie i oswajanie ludzi z tym trendem. Sandman robi to po cichu, nie jest nachalny w tej propagandzie, ale przekaz podprogowy jest oczywisty. A wszystko to w narracji jawy i snu, jakby marzeniem ludzkości było zostać homokseksualistą lub seksualnym mordercą.

Nie wiem skąd u Gaimanal wzięła się masa takich dziwnych postaci. Czy to tylko próba zaszokowania czytelnika przemocą i seksem, bo jak wiadomo to się sprzedaje najlepuej, czy jego twórczość to w pewien sposób wentyl bezpieczeństwa autora, gdzie może dać upust swojej seksualny ograniczeniom.

W internecie spotkałem się z poglądami że sam autor jest biseksualny, co wiele by tłumaczyło. Nawet to że miał żonę niczego przecież nie tlumaczy. Ale jeśli tak jest, to dobrze się ukrywa. Może kiedyś się tego dowiemy.

Co do samego " geniuszu" Gaimana, to nie zostałem o tym geniuszu przekonany. Postacie w opowieści nie są tak bardzo wyjątkowe, jak się uważa. Kein i Abel to postacie zaczerpnięte z Biblii. Ken i Barbie to typowe postacie popkultury. Koncepcja piekła i demonów to też wymysły kościoła i popkultury. Postacie "sióstr pająków "są zaczerpniete z horrorów. Wiele z tego co zaproponował Gaiman jest wtórne.

Sam tom drugi jest zdecydowanie bardziej spójny od pierwszego i niemal w całości jest poświęcony jednej historii o " sennym wirze".
Ale czy ta opowieść jest dobra?
Otóż niekoniecznie. Jest to opowiadanie co najwyżej średnie. Nie ma tutaj dobrych tekstów ani dobrego rysunku, ani sam scenariusz nie jest specjalnie udany. Do tego rozdział czwarty jest zupełnie chybiony i nie ma nic wspólnego z główną opowieścią. Czemu stał się częścią głównej opowieści - nie mam pojęcia.

Nie wiem co siedziało w głowie Gaimana tworząc ten tom. O celowe sprzyjanie ideologii LGBTQ autora nie podejrzewam, bo komiks powstał znacznie wcześniej niż zaczęło się propagowanie tego ruchu.
Podejrzewam raczej, że to "ruch" wybrał sobie Sandmana, jako dzieło które będzie świetnie propagować tęczową rewolucję i oswajać ludzi z nadchodzącymi zmianami. Wiem natomiast dlaczego zainteresował się tą pozycją Netflix.

My, zwykli ludzie, mamy zwyczaj przychylania się do opini ekspertów, których uważamy za mądrzejszych od siebie i godzimy się z ich ocenami w obawie przed tym, że zostaniemu postrzegani jako gorsi lub głupsi. Na tym polega opiniotwórczość. I zachwycam się nawet czymś, czego do końca nie rozumiemy. Bo tak trzeba.

Skończyłem z Sandmanem i nikomu tego cyklu nie polecam. W mojej ocenie powinien to być komiks niszowy i tak byłoby dla niego lepiej.
Przestrzegam tylko dorosłych aby zwrócili uwagę na to co czytają ich dzieci. Bo nieletni to nie mogą w naszym kraju kupić piwa, papierosów czy energetyka, ale gdy będą chcieli kupić komiks dla dorosłych to nikt ich o wiek nie zapyta.

"Dom zboczeńców"

Lektura drugiego tomu Sandmana otworzyła mi wreszcie oczy i uświadomiła co takiego ma w sobie "Sandman" , że stał się aż tak popularny.

Otóż jest to komiks bardzo głęboko osadzony w realiach LGBTQ, odmieńców i różnego rodzaju zboczeńców. A wszystko to jest podlane bajkową opowieścią o snach i ludzkich marzeniach.

Początkowo nie zwróciłem na to...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Sandman: Preludia i nokturny Robbie Busch, Mike Dringenberg, Neil Gaiman, Malcolm Jones III, Sam Kieth, Dave McKean
Ocena 8,1
Sandman: Prelu... Robbie Busch, Mike ...

Na półkach:

Sięgnąłem po ten komiks z uwagi na status tego komiksu jak i samego autora i za pierwszym razem tytuł ten mnie specjalnie nie zachwycił.
Sam pomysł na komiks jest oczywiście fajny, pojedynek w piekle również dobrze pomyślany, ale całość wydawała się co najwyżej niezła. Najbardziej spodobał mi się wtedy ostatni rozdział tj. " Odgłos jej skrzydeł", który dla odmiany charakteryzuje się najslabszą kreską z całego tomu.

Po zapoznaniu się z serialem tv, postanowiłem przyjrzeć się bliżej komiksowi i zapoznać się z rożnicami pomiędzy książką, a serialem.

O serialu nie będę się rozpisywał bo to nie ten portal, ale komiks przy drugim podejściu wywarł na mnie podobne wrażenia jak za pierwszym razem, choć trochę inny rozdział bardziej doceniłem kosztem ostatniego, a mianowicie początek.

Najsłabiej chyba wypadła opowieść z Ligą Sprawiedliwości i chyba niepotrzebnie Gaiman postanowił włączyć do swojej opowieści postacie że świata DC, powinienem trzymać się swojego świata snów, zamiast korzystać z postaci superbohaterskich. Nic to do opowieści ciekawego nie wnosi.

Szata graficzna tego komiksu również nie zachwyca i jest tylko na przyzwoitym poziomie. Pisząc Sandmana nikt się chyba nie spodziewał ze zostanie odtrąbioby taki sukces i nie położono szczególnego nacisku na stronę graficzną.

Ogólnie stwierdzam, że wartość tego komiksu jest przeceniona. Poza samym pomysłem niewiele jest tutaj interesujących treści, a sam komiks nie zachwyca. Wart jest zapoznania aby wyrobić sobie o nim własne zdanie i tylko tyle.

Sięgnąłem po ten komiks z uwagi na status tego komiksu jak i samego autora i za pierwszym razem tytuł ten mnie specjalnie nie zachwycił.
Sam pomysł na komiks jest oczywiście fajny, pojedynek w piekle również dobrze pomyślany, ale całość wydawała się co najwyżej niezła. Najbardziej spodobał mi się wtedy ostatni rozdział tj. " Odgłos jej skrzydeł", który dla odmiany...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Za sprawą "The Man Without Man" Millera i Romity Jr." Daredevil" stał się wraz z "X-Men'ami" moim ulubionym superbohaterem Marvela, więc z przyjemnością zaczynam zapoznawać się szerzej z opowieściami o tym bohaterze.

Jako że w latach 90-tych przygody Matta Murdocka nie były wydawane na polskim rynku, tom drugi zbiorczego wydania Egmontu jest moim pierwszym zeszytem z którym się zapoznaje, gdyż tom 1-szy, w zgodnej opinii, nie jest jeszcze na odpowiednio dobrym poziomie.

Jak wypada więc klasyczne dzieło Franka Millera, które zrewolucjonizowalo sposób wydawania komiksów?

Otóż jest to komiks naprawdę dobry, nawet jak na dzisiejsze czasy, choć z pewnością już nie tak rewelacyjny jakim był w latach 80-tych.

Początek jest dość ciekawy i dobrze się go czyta. Czuć, że w latach 80-tych był to komiks, który mógł się naprawdę bardzo podobać i gdybym 30 lat temu miał możliwość kupowania tych zeszytów, to z pewnością kolekcjonowałbym tę serię, a ocena byłaby zdecydowanie wyższa i oscylowala pomiędzy 8-9/10, a może nawet i 10.

Opowiadana historia jest płynna i rozwojowa i dotyczy głównie relacji Matta z Elektrą oraz pojedynków z Bullseyem, który jest tutaj jego głównym wrogiem. Bardzo istotny jest też główny wątek Kingpina i jego powrotu jako szefa nowojorskiego gangu. Zabawne są też wątki pomniejszych gangsterów półswiatka takich jak Turk, który nadaje komiksów trochę wątków konediowych.
Jest również trochę retrospekcji z genezy powstania Daredevila i przypomnień o tym, jakie umiejętności ten bohater posiada, co jest dość typowe dla komiksów sprzed lat i obniża próg wejścia dla nowych czytelników. Szczególnie jest to widoczne w pierwszych opowiadaniach tego tomu.

Historia jest bardzo dobrze napisana jak na lata 80-te i potrafi zainteresować czytelnika również i dzisiaj. Trochę słabiej jest w środkowej części komiksu, gdzie jest więcej retrospekcji i gdzie pojawia się dawny mentor Matta - Stick. Ta cześć komiksu lekko mnie nawet znużyła i czuć było, że Mliler szukał natchnienia dla dalszego prowadzenia narracji.
Na szczęście te natchnienie się odnalazło i ostatnie trzy rozdziały tomu wchodzą na nowy poziom. "Przeklęci", " Ostatnia dłoń" i "Ona żyje" to już bardziej nowoczesny sposób opowiadania, przy którym nie odczuwa się już tak uplywu lat dzielącego czytelnika od premiery.

Powieść jest napisana sensownie, a przygody bohatera są realistyczne, choć kilka momentów mnie tutaj rozczarowało. Najsłabszy jest moim zdaniem wątek walki Elektry z "super-ninja", który kończy się mało efektownie.
Druga sprawa rzucająca mi się w oczy to wątek na siłowni gdzie Daredevil wymachuje 200 kilogramową sztangą. I byłoby to jeszcze do zaakceptowania, gdyby nie to, że rzuca on później tą sztangą na kilka metrów w zwykłego pospolitego chłystka, który niezwykłą siłą nie dysponuje. Normalnie taka sztanga przeciętnego człowieka by zabiła, ale Miler widocznie nie przemyślał do końca tego wątku.
Dużo ciekawiej mógłby też wypaść cały wątek z Elektrą, która pojawia się dość często, ale jej relacjom z Mattem brakuje trochę głębi.

Są też jednak i plusy, choć głównie pod koniec tomu.
Wątek ostatecznej bitwy Daredevila z Bullseyem jest bardzo dobrze rozpisany a walka między nimi zasługuje na to, aby ją uwiecznić na taśmie filmowej.
Bardzo fajnie jest przedstawiona historia o reporterze mającym chęć na nagrodę Pulizera i sposób przedstawienia tej historii.
Na plus są również pojawiające się wątki J. J. Jamesona i Punishera.

Szkice Franka Millera są na dobrym poziomie i ciężko im coś zarzucić. Miller'owi należy się szacunek za to, że sam pisał i narysował swoje opowieści i jako młody chłopak potrafił stworzyć naprawdę dobrą i momentami dojrzałą historię. Sam rysunek Millera zresztą ewoluuje pod koniec tomu i widać, że staje się coraz bardziej dokładny i wyraźniejszy.

Tom drugi jest więc wart zapoznania się z nim i sprawia że nawet dziś jest to dobry komiks, a dodatkowo daje sporo nadziei na to, że tom trzeci będzie jeszcze bardziej dopracowany.

Good Job, Frank.

Za sprawą "The Man Without Man" Millera i Romity Jr." Daredevil" stał się wraz z "X-Men'ami" moim ulubionym superbohaterem Marvela, więc z przyjemnością zaczynam zapoznawać się szerzej z opowieściami o tym bohaterze.

Jako że w latach 90-tych przygody Matta Murdocka nie były wydawane na polskim rynku, tom drugi zbiorczego wydania Egmontu jest moim pierwszym zeszytem z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To jest odpowiedni album, aby wydać go w powiększononym formacie i brawa dla "Muchy" za wydanie tak tego albumu.

Drugi plus jest za świetną formułę z czerwienią. O ile nie bardzo rozumiem sensu wydawania komiksów " Black and White", które są do tego droższe niż kolorowe wydania (?!?), to dodanie już trzeciego koloru do podstawowej dwójki jest strzałem w dziesiątkę!!

Co do samego komiksu, to składa się on z jedenastu dziesięciostronnicowych nowelek tworzonych przez całkowicie różnych artystów. W związku z tym poziom historyjek jest różny, choć zdecydowana większość daje radę.

Siła tego komiksu nie wynika jednak z fabuły lecz z ilustracji, gdyż to one są w tym albumie motywem przewodnim i najważniejszym.

Taka historia jednak jak "jatka na morzu" nie powinna mieć miejsca w tym albumie. Zarówno fabuła jak i rysunek są zbyt słabep aby się tu znaleźć.
Ale to jest wyjątek.

Większość historii trzyma jednak solidny poziom, a opowiadania rysowane przez Adama Kuberta, Greg Land'e czy Paulo Siqueira są artystyczną ozdobą tego albumu.

Szczególnie jednak chciałbym wyróżnić dwa opowiadania, które najbardziej mnie zaintrygowały:
"Trzydziestu dwóch wojowników..." to chyba najlepsza historia z całego albumu. Zarówno scenariusz jak i styl rysunków Jorge Fornes'a przypomina mi starą bajkę z Cartoon Networks, zwiącą się bodajże "Samuraj Jack". Do tego to naprawdę dobra opowieść z morałem.

Drugim moim wybrańcem jest "Spłoń" z rysunkami Chrisa Bachallo.
Chris jest dla mnie jednym z słabszych artystów tego rzemiosła wśród elity, którego kreskę uważam za zbyt niedbałą. Ale ma on też swój charakterystyczny styl, który może się dobrze komponować z nietypowym opowieściami. Spłoń jest taką opowieścią. W tym mini opowiadaniu jego rysunek jest tak brzydki, nieczytelny i zabrudzony, że aż jest ciekawy. Opowieść to jatka, bardziej w stylu "Lobo" i nawet styl rysowania jest podobny odrobinę do stylu Simona Bisleya. Jako antagonista występuje tutaj Juggernaut, który w takim stylu rysunku prezentuje się doskonale.

Całość oceniłbym wyżej, gdyby nie kilka średnich opowieści.
Album z pewnością dla fanów Wolverina, ale także i inni znajdą w nim coś ciekawego.

To jest odpowiedni album, aby wydać go w powiększononym formacie i brawa dla "Muchy" za wydanie tak tego albumu.

Drugi plus jest za świetną formułę z czerwienią. O ile nie bardzo rozumiem sensu wydawania komiksów " Black and White", które są do tego droższe niż kolorowe wydania (?!?), to dodanie już trzeciego koloru do podstawowej dwójki jest strzałem w dziesiątkę!!

Co...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Uncanny Avengers: Czerwony cień John Cassaday, Olivier Coipel, Laura Martin, Larry Molinar, Mark Morales, Rick Remender
Ocena 6,3
Uncanny Avenge... John Cassaday, Oliv...

Na półkach:

Nigdy fanem Avengers nie byłem, a postacie Kapitana Ameryki i Czerwonej Czaszki raczej mnie odpychały niż zachęcały. Pojawienie się w drużynie mutantów Xaviera i wspólne wątki z " X-Men" zachęcily mnie jednak do przeczytania tego zeszytu.

Jestem pozytywnie zaskoczony. Otrzymujemy właściwie genezę powstania nowego Avengers, opis kilku postaci i sporo tematów związanych z mutantami. Całość czyta się naprawdę dobrze i przyjemnie. Komiks jest również bardzo dobrze narysowany. Zarówno Cassaday jak i Coipel wykonują swoją robotę na czwórkę plus.

Niektórym czytelnikom nie podobają się postacie drużyny antagonistów z człowiekiem-żółwiem czy kobietą-wodą na czele, ale moim zdaniem są to nawet dość ciekawe napisane postacie jeśli przyjmie się do świadomości, że kosmiczny Marvel obfituje w wiele dziwnych postaci, odbiegających od typowo ludzkich bohaterów jak Wolverine czy Punisher.

Na delikatny minus jest jedynie Red Skull połączony z mózgiem Xaviera...
Ale gdy przymknie się na to oko, to zabieg ten przynosi ciekawe rozwiązania, jak zachowanie Kapitana czy Thora. Sam sposób rozumowania Czaszki również jest racjonalny, to też plus.

Lubię także gdy scenariusz niesie ze sobą jakąś "wyższą" treść lub przemyca poglądy autora. Machiavellistyczne spostrzeżenia Ricka Remendera przypadły mi do gustu, bo są po prostu trafne.
Obojętnie jak staramy się być inni, to stare prawdy o ludziach są wciąż aktualne, bo jako ludzkość zasadniczo w ogóle się nie uczymy na błędach.

Nigdy fanem Avengers nie byłem, a postacie Kapitana Ameryki i Czerwonej Czaszki raczej mnie odpychały niż zachęcały. Pojawienie się w drużynie mutantów Xaviera i wspólne wątki z " X-Men" zachęcily mnie jednak do przeczytania tego zeszytu.

Jestem pozytywnie zaskoczony. Otrzymujemy właściwie genezę powstania nowego Avengers, opis kilku postaci i sporo tematów związanych z...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Uncanny X-Men: Złamani Chris Bachalo, Brian Michael Bendis
Ocena 6,4
Uncanny X-Men:... Chris Bachalo, Bria...

Na półkach:

Drugi tom przynosi (tymczasowe) zakończenie wątku o Diablo i zadaje parę nowych pytań. Przedstawiony zostaje nowy mutant, pojawia się super-sentinel, a dzieciaki uczą się bycia bohaterami. Opowieść raczej średniego kalibru.

Ale to co zaniża ocenę to rysunek. A właściwie to komputerowe malarstwo zaprezentowane przez Irvinga. O ile jeszcze w trakcie pobytu w Limbo styl malarski się broni, to później jest on mało przyjemny do oglądania.

Nie dziwię się, że z tego tomu można nic nie zapamiętać :)
Choc ja zapamiętam akurat kompletnie czarną stronę z krótkim fragmentem tekstu.
I nie mówię tego złośliwie. To był akurat naprawdę dobry moment tego komiksu.

Drugi tom przynosi (tymczasowe) zakończenie wątku o Diablo i zadaje parę nowych pytań. Przedstawiony zostaje nowy mutant, pojawia się super-sentinel, a dzieciaki uczą się bycia bohaterami. Opowieść raczej średniego kalibru.

Ale to co zaniża ocenę to rysunek. A właściwie to komputerowe malarstwo zaprezentowane przez Irvinga. O ile jeszcze w trakcie pobytu w Limbo styl...

więcej Pokaż mimo to