Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Zamek Zwierzęcy 3. Noc Sprawiedliwych Felix Delep, Xavier Dorison
Ocena 7,8
Zamek Zwierzęc... Felix Delep, Xavier...

Na półkach:

"Zamek Zwierzęcy", wydawany u nas dzięki Taurus Media, jest dla mnie jedną z najcenniejszych serii frankońskich w mojej bibliotece. To komiks ważny, potrzebny, ale przede wszystkim prawdziwy, że tak to ujmę, w swej utopii. Iluzji bezkrwawej rewolucji, którą od dekad władza karmi społeczeństwo. Xavier Dorison, odpowiedzialny za scenariusz tej serii oraz jej pomysłodawca, w pierwszym albumie dał ciekawą przedmowę, która mocno utkwiła mi w pamięci. Otóż uważał on, że obecny świat udowodnił jak dokonać pokojowego przewrotu, który obali tyranię i zastąpi ją demokracją. Podał tutaj między innymi takie postacie jak Mandela czy Wałęsa, choć nie przytoczył ich z nazwiska, jednak doskonale było wiadomo o kogo chodzi. Dziś wiemy, że ci ludzie wcale nie dokonali pokojowego przewrotu, a jedynie nakarmili społeczeństwo wiarygodną obłudą, samemu czerpiąc z tego korzyści. "Obalili" system, którego byli częścią.

Trzeci tom "Zamku Zwierzęcego" przedstawia nam scenariusz na zasadzie, co by było, gdyby iluzja mogła się ziścić. Prezentuje nam postać białej kotki, przewodniczki ludu, która poświęca wiele w imię walki o równość, wolność oraz możliwość wybierania władzy przez powszechne wybory. Ma wsparcie wielu, którzy tak jak ona cierpią, boją się, ale mimo to podążają za nią. Za utopijnym symbolem wolności. Za nadzieją. Kroczą solidarni ramię w ramię nie posuwając się do przemocy, a jedynie aktów heroicznej odwagi.

Mamy też złego byka oraz jego sforę psów w postaci milicji. Okrutnika wykorzystującego pracę innych, szerzącego terror w imię wymiany handlowej z ludźmi, którzy dają mu szampana oraz rarytasy dla jego psiej milicji. Bez wątpienia są przejawem tych złych władz, polityków wykorzystujących służby mundurowe do własnych celów, zaś owi stróże prawa mają dzięki temu zapewnione bardzo dobre warunki bytowe. Piękna utopia, jednak to nadal tylko utopia.

Bowiem wiemy jak skończyły się wybory prezydenckie w Polsce w 1990 roku i wiemy jakie były tego skutki. Wiemy jak zakończyło się przejęcie władzy przez Mandelę i do jakiej ruiny doprowadził kraj. Czemu? Bo żaden z nich nie był taki jak nasza biała kotka. Ich pobyt w więzieniu ich wyrzeczenia były jedynie grą pozorów, nie zaś prawdziwym poświęceniem. Zaś w tej opowieści jest inaczej, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Prawi tryumfują, a złoczyńcy muszą ugiąć się pod naciskiem woli ludu i pozwolić na demokratyczne wybory wyłaniające nową władzę. Jednak jak ujął to pewien czarny byk: Nic się nie zmieniło. Niech mają swoje głosowanie, a kiedy wybiorą mnie, stracą wszystkie argumenty.

Jakże te słowa są nadal boleśnie aktualne.

MOJA OCENA - 10/10

"Zamek Zwierzęcy", wydawany u nas dzięki Taurus Media, jest dla mnie jedną z najcenniejszych serii frankońskich w mojej bibliotece. To komiks ważny, potrzebny, ale przede wszystkim prawdziwy, że tak to ujmę, w swej utopii. Iluzji bezkrwawej rewolucji, którą od dekad władza karmi społeczeństwo. Xavier Dorison, odpowiedzialny za scenariusz tej serii oraz jej pomysłodawca, w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Mały astronauta" to pierwszy komiks wydawnictwa Lost In Time, który kupiłem już jakiś czas temu. Czemu? Bowiem moi bliscy przyjaciele mają adoptowaną córkę z dziecięcym porażeniem mózgowym, a właśnie o tym jest historia, którą Jean-Paul Eid przedstawił nam na kartach swego komiksu. Z jednej strony wiedziałem czego się spodziewać, bowiem wiele razy przebywałem w towarzystwie takich osób, z drugiej córka przyjaciół jest o wiele bardziej sprawna, choć w ogromnej mierze osiągnęła to dzięki ich wręcz morderczej determinacji i tytanicznej pracy, która trwa nieprzerwanie od wielu lat. Naprawdę wielu. Bohater tej opowieści obrazuje nam jednak mniej radosną wersję, gdzie dziecko nie mówi, nie chodzi, a jedynie się uśmiecha.

Centralną postacią jest Tom, zaś jego historię w formie wspomnień, poznajemy dzięki jego dorosłej siostrze, która odwiedziła ich stary dom, obecnie wystawiony przez inną rodzinę na sprzedaż. Wędrując z pomieszczenia do pomieszczenia powoli powraca do czasów narodzin brata oraz kolejnych lat, kiedy to wykryto u niego chorobę i z nią walczono. Przedstawia na swój własny sposób jakie piekło przechodzili jej rodzice, jak życie całej rodziny diametralnie się zmieniło i ile trudności czekało ich na nowej wyboistej drodze. Tak, to jest groza, ale nawet w niej da się odnaleźć radość. Wiem, co mówię bo wielokrotnie widziałem to u moich przyjaciół i ich córki. Przyznam się też otwarcie, że sam nie wiem czy dałbym radę. Wiecie, nie mogę mieć dzieci, wraz z żoną przegraliśmy walkę o nie, ale nie jestem pewien czy gdybym został postawiony w tej sytuacji co moi przyjaciele lub postacie zobrazowane w komiksie to podołałbym tym wyzwaniom. Nie mam zamiaru kłamać i udawać, że byłoby inaczej. Na pewno podjąłbym walkę, ale czy w niej wytrwał? Nie jestem pewien. Dlaczego? Bo to naprawdę mordercza i nieraz niekończąca się bitwa. Wieczna wojna, która nie wiesz jak długo potrwa, bo nie u każdego jest happy end.

Być może część z was, którzy czytają to co napisałem, zacznie na mnie wieszać psy, wyzywać od tchórzy i tak dalej, ale widziałem przez lata jak to wygląda, a byłem jedynie obserwatorem. I to takim, który nigdy nie mógł mieć i nigdy nie będzie mógł posiadać własnych dzieci. Zatem mogę uchodzić w oczach innych za wygodnego i w pełni to rozumiem. Nie zmienia to jednak faktu, że takie dzieci mają szansę na szczęśliwe życie, a część z nich, co widzę po córce przyjaciół, może nawet być w ogromnym stopniu samodzielna. Jednak jak wspomniałem - to wymaga wręcz morderczej walki, a nie każdy jest na nią gotów.

"Mały astronauta" również i ten aspekt przedstawia. Owszem, rodzice Toma walczą, ale nawet oni mieli chwile słabości czy poznali tych, którzy zaczęli się poddawać. Mieli szczęście, bo nie zostali sami, stale otrzymywali wsparcie, a to dodawało im sił. Niestety nie zawsze tak jest i często rodzice dzieci niepełnosprawnych pozostają sami w tej walce, a leczenie i rehabilitacja słono kosztują. O tym też mówi ten komiks.

Dla mnie ta opowieść to arcydzieło, choć trudne i bolesne, ale dzięki temu prawdziwe. Pięknie zilustrowane, ale przede wszystkim wspaniale opowiedziane, przedstawiające nierówną walkę o jak największą sprawność własnego dziecka, które przecież kiedyś dorośnie. A przynajmniej każdy rodzic ma taką nadzieję. Komiks też bardzo dobrze obrazuje, że dla dzieci wiele barier po prostu nie istnieje. One są ciekawskie, chcą się bawić i poznawać świat. Pragną doświadczać, a to czy ktoś jest na wózku czy chodzi samodzielnie najczęściej nie ma znaczenia. Dopiero kiedy doroślejemy zaczynamy zapominać o tej niewinności, dlatego warto ją w sobie pielęgnować, bo potrafi nas uchronić przed złem, które sami często tworzymy.

"Mały astronauta" to komiks potrzebny. Powinien go przeczytać każdy niezależnie od tego czy ma dzieci, czy ich nie posiada. To opowieść o nauce rozmawiania z innymi, walce o każdy dzień i choć jeden uśmiech. O wygrywaniu małych bitew, które dodają nam sił, gdy zaczyna ich brakować. Choć zdaję sobie sprawę, że nie każdemu uda się przetrwać wojnę, to ostatecznie pozostają wspomnienia, które potrafią nas zabrać w podróż po cichym kosmosie.

MOJA OCENA - 10!/10

"Mały astronauta" to pierwszy komiks wydawnictwa Lost In Time, który kupiłem już jakiś czas temu. Czemu? Bowiem moi bliscy przyjaciele mają adoptowaną córkę z dziecięcym porażeniem mózgowym, a właśnie o tym jest historia, którą Jean-Paul Eid przedstawił nam na kartach swego komiksu. Z jednej strony wiedziałem czego się spodziewać, bowiem wiele razy przebywałem w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Świat Akwilonu: Krasnoludy: Ordo z Bractwa Monety. Tom 02 Stephane Crety, Nicolas Jarry
Ocena 7,4
Świat Akwilonu... Stephane Crety, Nic...

Na półkach:

Uwielbiam komiksy z uniwersum Akwilonu, jednak od samego początku cykl o krasnoludach wręcz miażdży serie o elfach. Poważnie, to co się tutaj odczynia to nie tylko świetny pomysł na scenariusz do sesji RPG, to przede wszystkim rewelacyjna, złożona opowieść, nieraz mająca drugie dno. Co ważniejsze - potrafi mnie zaskoczyć, a to trudne w przypadku osoby która o 9 roku życia siedzi w systemach RPG i na Warhammer RPG oraz D&D wsiąkła w literaturę oraz gry fantasy.

Drugi tom cyklu krasnoludzkiego prezentuje losy Ordo należącego do pewnej gildii zabójców, zwącej się Czarną Lożą, będącą zbrojnym ramieniem Bractwa Monety. Osoby wchodzące w skład tej grupy nie mają łatwego życia. W zasadzie przekazuje się ich do szkolenia kiedy skończą 6 lat i większość rekrutów nie dożywa pełnoletności. Ordo należał do tych szczęśliwców, którym się udało przeżyć i zyskać rangę mistrza zabójcy. Dostaje jednak zlecenie zabicia innego zabójcy z Czarnej Loży, którym jest jego dawna kompanka. W tym momencie sprawy się komplikują bowiem krasnolud ma dla niej pewną propozycję.

Wydawać by się mogło, że będzie to klasyczna opowieść o parze kochanków, ale tak nie jest. Owszem, pomiędzy dwójką głównych protagonistów mamy wątek miłosny, jednak jest on, z racji ich fachu, specyficzny. Ordo ma jednak plan - dostać się do niezdobytej twierdzy, aby ukraść z niej coś nad wyraz cennego dla Bractwa Monety. W tym celu zbiera malutką drużynę i każdy z jej członków jest naprawdę ciekawie napisany. Przykuwa uwagę, chce się śledzić poczynania tej zgrai samobójców oraz poznać ich przeszłość. Brutalną, zawiłą i bolesną.

Tym bardziej cieszy nagły zwrot akcji, choć od pewnego momentu przewidywalny, gdy następuje wielki finał opowieści. Szczerze powiedziawszy to miażdży on zakończenie z drugiego tomu elfów, nawet się przy tym nie pocąc. Tutaj wręcz czuć emocje bijące od poszczególnych bohaterów, to jak walczą o swe marzenia, które rozbijają się z hukiem o skały rzeczywistości. Serio, takiego finału się nie spodziewałem i przyznaję, że zapewne nieraz jeszcze do tego albumu wrócę, mimo świadomości jak ta opowieść się kończy.

Ode mnie leci zatem ogromna polecajka i zachęcam do sięgnięcia po komiksy ze świata Akwilonu. Sam mam w bibliotece wszystkie, które dotąd wypuścił Egmont w Polsce, zatem jeszcze na długo będą na mojej stronie gościć materiały o tej serii. A fakt, że w sumie powstało aż 80 komiksów pozwoli mi przez wiele lat cieszyć się tym uniwersum i perypetiami jego mieszkańców.

MOJA OCENA - 8/10

Uwielbiam komiksy z uniwersum Akwilonu, jednak od samego początku cykl o krasnoludach wręcz miażdży serie o elfach. Poważnie, to co się tutaj odczynia to nie tylko świetny pomysł na scenariusz do sesji RPG, to przede wszystkim rewelacyjna, złożona opowieść, nieraz mająca drugie dno. Co ważniejsze - potrafi mnie zaskoczyć, a to trudne w przypadku osoby która o 9 roku życia...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Księga Dżungli Jean-Blaise Djian, Rudyard Kipling, TieKo
Ocena 7,4
Księga Dżungli Jean-Blaise Djian, ...

Na półkach:

Nie oszukujmy się - większość z nas kojarzy "Księgę dżungli" z animacji Disneya lub aktorskiego filmu z 1994 roku, który osobiście kocham, choć nie ma on zbyt wiele wspólnego z książkowym pierwowzorem. Sam dobrze już nie pamiętam książki Kiplinga, która w zasadzie była zbiorem opowiadań, grze jedynie część z nich dotyczyła przygód chłopca wychowanego przez wilki i nazwanego Mowgli. Opowiadania powstawały pierwotnie w latach 1893-1894, kiedy autor już osiadł w Vermoncie. Przyszedł jednak na świat w Indiach i tam się wychował, zatem dzięki obserwacji oraz słyszanym opowieściom miał zupełnie inne spojrzenie na pewne sprawy.

Komiks skupia się zatem na tym co jest najbardziej znane, czyli opowieściach o chłopcu wychowanym przez wilki. A w zasadzie pierwszych trzech opowiadaniach czyli dzieciństwie Mowgli'ego, jego dorastaniu i walce z tygrysem imieniem Shere Khanem. Na tym polu komiksowa adaptacja spisuje się naprawdę dobrze, obalając obraz znany z animacji Disneya, tak mocno zakorzeniony w naszym społeczeństwie. Pamiętam, że w latach 90. na jednym z kanałów leciało anime również inspirowane "Księgą dżungli", jednak ono już zupełnie odchodziło od oryginału.

W każdym razie lektura komiksu jest warta szerszej uwagi. Z pewnością to wyśmienita pozycja do szkół oraz bibliotek, które powinny być wyposażone w całą serie adaptacji literatury. Jest to rewelacyjne narzędzie do nauki oraz zachęcania młodych ludzi, aby sięgnęli po literaturę. Przy okazji całość ładnie zilustrowano, a dialogi też dobrze się czyta, bo styl nie zestarzał się jakoś mocno. Dlatego gorąco polecam ten tytuł, ale warto też poznać książkowy oryginał.

MOJA OCENA - 8/10

Nie oszukujmy się - większość z nas kojarzy "Księgę dżungli" z animacji Disneya lub aktorskiego filmu z 1994 roku, który osobiście kocham, choć nie ma on zbyt wiele wspólnego z książkowym pierwowzorem. Sam dobrze już nie pamiętam książki Kiplinga, która w zasadzie była zbiorem opowiadań, grze jedynie część z nich dotyczyła przygód chłopca wychowanego przez wilki i nazwanego...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Świat Akwilonu: Elfy: Honor Leśnych Elfów. Tom 02 Nicolas Jarry, Gianluca Maconi
Ocena 7,1
Świat Akwilonu... Nicolas Jarry, Gian...

Na półkach:

Drugi tom cyklu o elfach z uniwersum Akwilonu dotyczy leśnych elfów, czyli sylwaninów. Opowieść skupia się na dwóch postaciach - Llali, córce jednego z władców ludzkich miast-państw, oraz elfiego łowczego imieniem Yfass. Dziewczyna pragnie prosić o pomoc leśny lud, aby ten wsparł zbrojnym ramieniem ludzi w walce przeciw orkom oraz chciwym władcom kupieckim z tak zwanego Serca Archipelagów. W tym celu rusza, wbrew rozkazom ojca, do leśnej puszczy, gdzie z miejsca wpada w pułapkę orków. Od śmierci ratuje ją właśnie Yfass, jednak głównie dlatego, że dziewczyna okazuje się być dziedziczką mocy druidów. To jednak powoduje spór pośród elfiej starszyzny, która nie ufa ludziom traktując ich jak zwierzęta i nie ma zamiaru mieszać się w obecny konflikt.

Historia jest dość prosta i fana D&D czy książek albo komiksów fantasy prawie niczym nie zaskoczy. Wiadomo, że nasza parka szybko zacznie czuć do siebie miętę, jedna grupa to chciwe złole, a druga udaje prawych i żyjących w harmonii z naturą, podczas gdy również knuje za plecami zwykłych obywateli swego ludu. Z drugiej strony czyta się to dobrze, choć akcja miejscami aż za nadto pędzi, jednak ostatecznie wszystkie wątki są dokończone, a pod koniec jest kilka ciekawych zwrotów akcji. Głównie dlatego, że są mniej oczywiste dla przeciętnego czytelnika, który nie zjadł zębów na byciu Mistrzem Podziemi w D&D.

Dodajmy do tego naprawdę ładny rysunek, kilka ciekawych postaci z dalszego planu i mamy dobrą, solidną opowieść, która jednak nie wybija się jakoś szczególnie na tle innych historii z tego uniwersum. To nie jest przeciętniak, tylko solidna przygoda, jednak w moich oczach zbyt wtórna, mimo kilku ciekawych zagrywek pod koniec albumu. Widocznie zbyt długo pisałem scenariusze do różnych sesji D&D oraz kilku innych systemów, bowiem zdaję sobie sprawę, że osoba nie będąca na moim miejscu będzie się zapewne bawić o wiele lepiej. W każdym razie polecam ten komiks, również jako przygotowanie do pojedynczej sesji przygodowej o parze kochanków.

MOJA OCENA - 6/10

Drugi tom cyklu o elfach z uniwersum Akwilonu dotyczy leśnych elfów, czyli sylwaninów. Opowieść skupia się na dwóch postaciach - Llali, córce jednego z władców ludzkich miast-państw, oraz elfiego łowczego imieniem Yfass. Dziewczyna pragnie prosić o pomoc leśny lud, aby ten wsparł zbrojnym ramieniem ludzi w walce przeciw orkom oraz chciwym władcom kupieckim z tak zwanego...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Frnck - 6 - Dinozaury Olivier Bocquet, Brice Cossu
Ocena 7,9
Frnck - 6 - Di... Olivier Bocquet, Br...

Na półkach:

Uwielbiam tą serię z powodu sentymentu, jaki mi się odpala zawsze kiedy po nią sięgam. Jako dzieciak kochałem filmy, gdzie grupa ludzi z naszej epoki trafiała na przejście w czasie i trafiała do prehistorii. Ich zwariowane przygody, starcie cywilizacji z dziką krwiożerczą naturą, fajnie napisane postacie, do tego nieraz jakiś wątek pozaziemskiej cywilizacji. Kocham tego rodzaju opowieści i po dziś dzień inspiruję się nimi pisząc moja główną serie książek. Dlatego "Frnck" to taka moja perełka w kolekcji, choć zdaję sobie sprawę, że nieraz zawyżałem jej ocenę w recenzjach.

Szósty tom nosi tytuł "Dinozaury" i faktycznie mamy z nimi do czynienia, ale drugiej połowie opowieści. Pierwsza natomiast rozgrywa się w 1974 roku, gdzie pewna para odnajduje komórkę Francka i zawartą na niej wiadomość. Zważywszy, że chłopak nie podał w niej swego imienia oraz dokładnej daty skąd pochodzi, zakładają niesłusznie, że przeszedł barierę czasu pod koniec XXI wieku. Tak czy siak postanawiają pomóc chłopakowi wrócić w przyszłość nie zdając sobie sprawy w jakie bagno się wpakują.

Historia jest tutaj naprawdę mroczna, jednak poznajemy część przeszłości postaci widniejącej na okładce poprzedniego tomu nazwanego "Ludożercy". Nadal brakuje nam wielu elementów układanki, ale możemy już mniej więcej wyklarować sobie obraz podróży w czasie oraz ich konsekwencji. Zresztą w pewnym momencie główny bohater bardzo ciekawie to przedstawia zarówno czytelnikowi jak i swoim towarzyszom, co odpowiednie porządkuje nam scenariusz opowieści. Jednak kiedy już myślimy, że seria idzie ku końcowi, dostajemy nieoczekiwanie zwrot akcji w finale tego tomu, rewelacyjnie zapowiadając następne przygody.

Czy zatem uważam "Frnck" za serię genialną? Nie. To bardzo dobra seria, zapewne dla wielu tylko dobra, jednak dla mnie osobiście rewelacyjna ze względu na sentyment jaki we mnie budzi. Tutaj nie ma nic nowego, nic odkrywczego, a mimo wszystko fabuła jest napisana bardzo solidnie, postacie mają wyraziste charaktery i chce się wręcz poznać ich losy. W tym roku we Francji ukazał się już dziewiąty tom serii, zatytułowany "Apokalipsa" zatem jest na co czekać. Ja natomiast zabieram się za siódmy, który dopiero co został wydany w Polsce i już zapowiedziano tom ósmy, który zapewne wyjdzie latem. Może zatem i ostatni pojawi się z końcem tego roku, co oznaczałoby, że będziemy oczekiwać na kontynuację razem z Francuzami.

MOJA OCENA - 8/10

Uwielbiam tą serię z powodu sentymentu, jaki mi się odpala zawsze kiedy po nią sięgam. Jako dzieciak kochałem filmy, gdzie grupa ludzi z naszej epoki trafiała na przejście w czasie i trafiała do prehistorii. Ich zwariowane przygody, starcie cywilizacji z dziką krwiożerczą naturą, fajnie napisane postacie, do tego nieraz jakiś wątek pozaziemskiej cywilizacji. Kocham tego...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Quo Vadis Patrice Buendia, Cafu, Henryk Sienkiewicz
Ocena 6,0
Quo Vadis Patrice Buendia, Ca...

Na półkach:

Powiem to wprost na wstępie - nie jestem fanem książek Henryka Sienkiewicza ze względu na ich styl. Doceniam treść, doceniam konstrukcję opowieści, dbałość o szczegóły, ale naprawdę ciężko mi się zawsze czytało jego książki. Autor opisywał nieraz losy fikcyjnych postaci osadzone w konkretnych realiach minionych epok, przy czym należy pamiętać, że żył na przełomie XIX i XX wieku, zatem jego wiedza nie była tak ogromna jak współczesnych historyków, a zapewne za ileś lat i nasza wiedza okaże się wybrakowana. Zatem zawsze z przymrużeniem oka spoglądam na pewne mity zawarte w książkach Sienkiewicza.

Komiksowa adaptacja jego powieści "Quo Vadis", wydawanej oryginalnie w odcinkach w latach 1985-1986, dobrze pokazuje jak bardzo fikcja miesza się z mitami oraz prawdą. Oczywiście autor żyjący w czasach zaborów wyraźnie ukazywał odniesienia do swoich czasów, gdzie zaborcy byli ciemiężycielami niczym Neron, zaś Polacy to prześladowani chrześcijanie. Mimo wszystko udało mu się ukazać w powieści jak bardzo wielonarodowościowy był Rzym w czasach Nerona i jego następców. Niestety tego zupełnie nie widać na kartach komiksu, który skupia się głównie na punktach doskonale znanych z ekranizacji, przy czym robi to dość na skróty. Ot, odhacza kolejne pozycje i tyle.

Do tego rysunek też nie powala, a wierne przełożenie dialogów z książki utrudnia odbiór całości. Wiadomo, chodziło o zachowanie stylu Sienkiewicza, co pochwalam, jednak nadal trudno się to czyta. Szczególnie gdy mam w pamięci takie komiksy jak "Murena" czy "Orły Rzymu". Szczególnie ten pierwszy jest tutaj bardzo dobrym przykładem, choć też posiada wiele rozbieżności z historią, co autor komiksu tłumaczy w posłowiu każdego tomu. Tutaj właśnie brakuje mi takiego historycznego opracowania na końcu, gdzie przybliżono by postać Sienkiewicza, okoliczności w jakich napisał "Quo Vadis" oraz co w komiksie pominięto względem książki.

Jednak mimo tych wad, to nadal jest dobra alternatywa dla osób nie czytających lektur szkolnych. Nie oszukujmy się - szkoła nie zachęca do czytania, a ja sam kiepsko wspominam lekcje z języka polskiego, które nieraz były nudne zaś analizy poszczególnych dzieł literackich zaliczało się pod klucz. W takim wypadku ten komiks może się przydać jako solidny skrótowiec, aby zaliczyć sprawdzian.

MOJA OCEAN - 6/10

Powiem to wprost na wstępie - nie jestem fanem książek Henryka Sienkiewicza ze względu na ich styl. Doceniam treść, doceniam konstrukcję opowieści, dbałość o szczegóły, ale naprawdę ciężko mi się zawsze czytało jego książki. Autor opisywał nieraz losy fikcyjnych postaci osadzone w konkretnych realiach minionych epok, przy czym należy pamiętać, że żył na przełomie XIX i XX...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jestem już po lekturze 24 albumu Kaczogrodu, który zawiera komiksy stworzone przez Barksa w latach 1962-1963. Tym razem trafiłem tylko kilka historyjek, które pamiętałem z czasów dzieciństwa i okresu nastoletniego, kiedy to regularnie kupowałem najpierw "Mickey Mouse", a potem "Kaczora Donalda". W tym albumie znajdzie się sporo opowieści z Diodakiem oraz Magika De Czar, jednak tytułowa opowieść orbituje wokoło walki o status, który w środowisku snobów i bogaczy jest bardzo ważny.

"Walka o statut" była mi dobrze znana, bowiem zapadła mi w pamięci dzięki Pasiastemu Rubinowi - klejnotowi, który Sknerus zdobył podczas jednej swych wypraw, a później sprzedał królowi pewnego wyspiarskiego państewka. Wątek tego kamienia przewijał się w wielu komiksach, nie tylko stworzonych przez Barksa. Osobiście uwielbiam jak do sprawy podszedł Don Rosa, wyjaśniając pięknie dlaczego Sknerus zdecydował się sprzedać taki kamień zwykłemu wodzowi jednego z wyspiarskich plemion. Jednak ta opowieść została napisana wiele lat później, zaś w prezentowanej w tym albumie Pasiasty Rubin ma inną role do odegrania. Jest on bowiem zaginionym skarbem, który każdy szanujący się miliarder uważa za przedmiot dający jego posiadaczowi największy statut. Barks w tej opowieści, oraz kilku innych, cudownie wypunktował zachowania snobów czy osób, które dorobiły się majątku na zasadzie dziedziczenia. Jakby nie patrzeć temat nadal bardzo aktualny.

Oprócz tego mamy kilka opowieści z Magiką De Czar, która jak zwykle poluje na dziesięciocentówkę. Są one ogólnie spoko, choć mam wrażenie, że dość wtórne względem siebie, poza jedną, gdzie Magika udaje Kirke. Zresztą odnajduje też sekretne laboratorium bogini oraz jej różdżkę pozwalającą przemieniać innych w zwierzęta. Dość Zabawnie to wygląda w tym konkretnym przypadku.

Diodak jak to Diodak - ma dobre intencje, ale często ich realizacja niesie z sobą spore konsekwencje. Nie tylko dla niego. Jednak nie jest aż takim pechowcem jak Donald, zatem czasem nawet mu się coś uda. Do tego fajnie wypadła opowieść, gdzie przyszło mu pracować jako listonosz. Krótką miał karierę za to jaką pomysłową 🙂

Jeśli idzie o Kaczora Donalda to tutaj nieraz wpada w tarapaty przez Sknerusa, ale też ma kilka opowieści, z których wychodzi obronną płetwą. Oczywiście głównie dzięki pomocy swych siostrzeńców, niemniej liczy się efekt. Jest jedna historyjka z Gogusiem, nawet uda z ciekawym finałem. Cóż, szczęście to nie wszystko. Do tego kilka dłuższych opowieści na przykład, gdy Donald był kapitanem malutkiego parowca (naprawdę fajnie to wyszło) albo starał się ucywilizować pewne amazońskie plemię.

Ogólnie nostalgia pełną gębą, ale też spora garść opowieści była dla mnie nowa. Standardowo leci mocne 8/10, bo po prostu dobrze mi się spędzało czas w opowieściach z Kaczogrodu i zapewne powrócę do nich ponownie. Tymczasem wypatruję lipca, gdy zadebiutuje kolejny album tej serii, powoli przybliżając nas do jej końca.

Jestem już po lekturze 24 albumu Kaczogrodu, który zawiera komiksy stworzone przez Barksa w latach 1962-1963. Tym razem trafiłem tylko kilka historyjek, które pamiętałem z czasów dzieciństwa i okresu nastoletniego, kiedy to regularnie kupowałem najpierw "Mickey Mouse", a potem "Kaczora Donalda". W tym albumie znajdzie się sporo opowieści z Diodakiem oraz Magika De Czar,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Idący na śmierć Luc Brunschwig, Roberto Ricci
Ocena 6,9
Idący na śmierć Luc Brunschwig, Rob...

Na półkach:

Tak jak pierwszy tom bardzo mnie zaciekawił, mimo użycia ogranych motywów, tak drugi wkręcił nieziemsko, aby ostatecznie w finalne wysadzić mnie z butów. I pomyśleć, że to tak naprawdę dopiero początek pięciotomowej serii, która jest jednocześnie fascynującą oraz przerażająca w swej treści.

Już pierwsze kadry są mocne ukazując brutalność klasy robotniczej oraz zwykłych policjantów pracujących na pozaziemskich koloniach budujących ogromne miasta. Wielkie huty wymagają rzeszy ludzkich rąk do pracy, a warunki są wręcz mordercze. Robotnicy żyją w zasadzie w ogromnych obozach pracy, podobnie jak mundurowi, którzy niby lepszej fuchy, wcale nie są traktowani porządniej przez swych pracodawców. Tutaj poznajemy nową postać pewnego śledczego i jego żony, który pragnie rozwiązać sprawę zabójstwa swego podopiecznego zabitego w Monplasir - mieście przyjemności, hazardu i... cierpienia.

Tak, cierpienia. Bowiem wreszcie widzimy co się dzieje z tymi, którzy stracili zbyt wiele pieniędzy na rozrywce i nie mogą opuścić tego swoistego państwa-miasta, stającego się morderczą pułapką. Miejsca, gdzie niemal wszędzie są kamery, zaś holoekrany wyświetlają cały czas kolorowe obrazy zachęcając do zakładów. Szczególnie, gdy stawka jest życie. Tutaj na wszystkim można zarobić, a szczególnie na śmierci policjantów służących w Monplasir, których życie jest mniej warte od życia mordercy dostarczającego tłuszczy odpowiedniej rozrywki.

To co przeraża mnie w tej opowieści, to jak niewiele nam brakuje, aby osiągnąć podobny poziom względem tego, co widzimy na kartach tego komiksu. Ekran towarzyszy nam w zasadzie codziennie, ale nie to jest najgorsze. Przeraża jakie treści są w nim emitowane masowo. Bo przecież to nie ekran jest zły, tylko ludzie wykorzystujący owo narzędzie do ogłupiania mas w imię bezmyślnej, brutalnej rozrywki. Zabawy, która niesie przerażające konsekwencje, ale o tym się już nie mówi. Do tego stopnia niszczy to umysły widzów, że gapiąc się w ruchomy obraz nie dostrzegają tego co się wokoło nich dzieje.

"Urban" to seria naprawdę mocna. Niby zaczęła się lekko, niby pierwszy tom nie obiecywał czegoś nowego, jednak zdaje się to być wręcz celowym działaniem. Bowiem drugi album bierze czytelnika z zaskoczenia, a jego finał wręcz rozsadza umysł i chce się wiedzieć co będzie dalej. Gdyż teraz niczego nie można być już pewnym, a to tylko potęguje apetyt na więcej i staje się jak nałóg podczas hazardowej gry.

MOJA OCENA - 9/10

Tak jak pierwszy tom bardzo mnie zaciekawił, mimo użycia ogranych motywów, tak drugi wkręcił nieziemsko, aby ostatecznie w finalne wysadzić mnie z butów. I pomyśleć, że to tak naprawdę dopiero początek pięciotomowej serii, która jest jednocześnie fascynującą oraz przerażająca w swej treści.

Już pierwsze kadry są mocne ukazując brutalność klasy robotniczej oraz zwykłych...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Urban. Reguły gry Luc Brunschwig, Roberto Ricci
Ocena 6,6
Urban. Reguły gry Luc Brunschwig, Rob...

Na półkach:

"Urban" to pięciotomowa seria science fiction wydana u nas przez wydawnictwo Taurus Media. Opowiada o losach Zachary'ego Buzza, wielkiego faceta o wręcz łagodnym usposobieniu, który całe życie pracował na wsi. Przybywa on do miasta Monplasir, będącego monstrualnym centrum rozrywki w galaktyce, gdzie podczas pobytu możesz spełnić wszelkie swe zachcianki oraz fantazje. Przynajmniej tak brzmią hasła reklamowe grzmiące z wszędobylskiego ekranu gdzie mamy postać A.L.I.C.E., sztucznej inteligencji zarządzającej tym miejscem, i jej towarzysza Springy Fool, założyciela miasta.

Ta parka od samego początku była dla mnie wręcz makabryczna w swej grotesce, szczególnie widząc co dziś serwują nam media społecznościowe, celebryci oraz telewizja. Ekran towarzyszy nam dosłownie wszędzie i niewiele brakuje, aby wizja z komiksu, która bądź co bądź nie jest jakaś nowatorska, się spełniła. Zresztą nie trzeba daleko szukać i wystarczy spojrzeć jakie persony były promowane choćby w "Tańcu z gwiazdami" nie wspominając już o takich abominacjach jak "Hotel Paradise". W pierwszym tomie serii "Urban" jest to mocniej uwypuklone. Ludzie przebierają się za postacie znane w popkulturze, wszystko jest zrobotyzowane, holograficzny ekran unosi się nad ich głowami i wręcz tracą poczucie rzeczywistości. A do tego na każdym kroku można obstawiać zakłady, w tym czyjąś śmierć.
W to wchodzi nasz główny bohater Zachary, będący kadetem w tutejszej policji. Jednak lokalni stróże prawa nie zajmują się "drobiazgami". O nie, nic z tych rzeczy. W tym wyręcza ich A.L.I.C.E. i jej drony. Policja ma łapać w spektakularny sposób prawdziwych łotrów, morderców, a wszystko to jest transmitowane na żywo z odpowiednią pompą. Wszystko ku uciesze publiczności.

Zachary w swej naturze nie umie tego pojąć. Zderza się boleśnie z rzeczywistością, gdzie człowiek nie ma wartości. Jest wręcz słupem reklamowym z wytatuowanymi logotypami znanych marek, przedmiotem do zaspokajania fantazji. Patrząc na współczesny świat, a szczególnie duże, rozwinięte miasta, wcale nie jesteśmy daleko od tego progu krytycznego. Czasem mam wrażenie, że już go przekroczyliśmy, a przecież komiks oryginalnie wyszedł w 2013 roku, kiedy jeszcze nie byliśmy aż tak mocno uzależnieni od cyfrowego świata. Choć już wtedy ekran towarzyszył nam coraz częściej.

Pierwszy tom serii "Urban" to solidny wstęp do naprawdę ciekawie zapowiadającej się opowieści. Niby nic nowego, jednak główny bohater przykuł moją uwagę, rysunek jest świetny, a ilość detali oraz zabawa w wyszukiwanie smaczków w poszczególnych kadrach też swoje robi. Ode mnie idzie zatem mocne 7/10 i sięgam od razu po tom drugi.

"Urban" to pięciotomowa seria science fiction wydana u nas przez wydawnictwo Taurus Media. Opowiada o losach Zachary'ego Buzza, wielkiego faceta o wręcz łagodnym usposobieniu, który całe życie pracował na wsi. Przybywa on do miasta Monplasir, będącego monstrualnym centrum rozrywki w galaktyce, gdzie podczas pobytu możesz spełnić wszelkie swe zachcianki oraz fantazje....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Orfeusz i Eurydyka. Świat Mitów Clotilde Bruneau, Diego Oddi
Ocena 6,8
Orfeusz i Eury... Clotilde Bruneau, D...

Na półkach:

Jak na tą serię jest okej, choć trochę cienki objętościowo album.

Jak na tą serię jest okej, choć trochę cienki objętościowo album.

Pokaż mimo to video - opinia

Okładka książki Biały Irys Fabrice Caro, Didier Conrad
Ocena 7,3
Biały Irys Fabrice Caro, Didie...

Na półkach:

Solidne, śmieszne i nie głupie do tego umiejętnie wyśmiewa pewne współczesne aspekty społeczne.

Solidne, śmieszne i nie głupie do tego umiejętnie wyśmiewa pewne współczesne aspekty społeczne.

Pokaż mimo to video - opinia

Okładka książki Świat Akwilonu: Krasnoludy: Redwin z Bractwa Kuźni. Tom 01 Pierre-Denis Goux, Nicolas Jarry
Ocena 7,7
Świat Akwilonu... Pierre-Denis Goux, ...

Na półkach:

Naprawdę zarąbista opowieść. Dla mnie ta seria zaczęła się niebotycznie lepiej niż seria o elfach :)

Naprawdę zarąbista opowieść. Dla mnie ta seria zaczęła się niebotycznie lepiej niż seria o elfach :)

Pokaż mimo to video - opinia

Okładka książki Świat Akwilonu: Elfy: Kryształ Niebieskich Elfów. Tom 01 Kyko Duarte, Jean-Luc Istin
Ocena 7,1
Świat Akwilonu... Kyko Duarte, Jean-L...

Na półkach:

Solidny, dobry komiks, choć bez fajerwerków. Fajny punkt wyjścia do jakiejś sesji RPG w tym uniwersum.

Solidny, dobry komiks, choć bez fajerwerków. Fajny punkt wyjścia do jakiejś sesji RPG w tym uniwersum.

Pokaż mimo to video - opinia

Okładka książki Thorgal: Tysiąc oczu Frédéric Vignaux, Yann le Pennetier
Ocena 6,8
Thorgal: Tysią... Frédéric Vignaux,&n...

Na półkach:

Moje trzy grosze na temat najnowszego tomu serii Thorgal, czyli omówienie albumu numer 41 z serii głównej. No więc... nie jest źle. Bym powiedział, że nawet dobrze. Owszem to dość stary wielokrotnie odgrzewany kotlet, ale mi smakował i skonsumowałem go z przyjemnością. Szału nie ma, jednak i tak jest lepiej niż było i poprawił mi smak po bardzo przeciętnym "Grymie".

Moje trzy grosze na temat najnowszego tomu serii Thorgal, czyli omówienie albumu numer 41 z serii głównej. No więc... nie jest źle. Bym powiedział, że nawet dobrze. Owszem to dość stary wielokrotnie odgrzewany kotlet, ale mi smakował i skonsumowałem go z przyjemnością. Szału nie ma, jednak i tak jest lepiej niż było i poprawił mi smak po bardzo przeciętnym "Grymie".

Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

#komiks #recenzja #PacoRoca

"Zmarszczki". Komiks trudny, komiks ważny, komiks potrzebny. Historia człowieka, który zmaga się z chorobą Alzheimera, pokazując czytelnikowi jak znikają wspomnienia. Jak znika chory, zamieniając się powoli w pustą skorupę. Coś dla ludzi o mocnych nerwach, bowiem w tym albumie jest tona emocji, jak zwykle w komiksach tego autora.

#komiks #recenzja #PacoRoca

"Zmarszczki". Komiks trudny, komiks ważny, komiks potrzebny. Historia człowieka, który zmaga się z chorobą Alzheimera, pokazując czytelnikowi jak znikają wspomnienia. Jak znika chory, zamieniając się powoli w pustą skorupę. Coś dla ludzi o mocnych nerwach, bowiem w tym albumie jest tona emocji, jak zwykle w komiksach tego autora.

Pokaż mimo to video - opinia

Okładka książki Thorgal Młodzieńcze lata: Grym Roman Surżenko, Yann le Pennetier
Ocena 6,3
Thorgal Młodzi... Roman Surżenko, Yan...

Na półkach:

Jest nieźle, ale niestety komiks wprowadza względem głównej serii kilka niespójności fabularnych i to takich mocnych. Do tego tytułowy Grym nie ma zupełnie nic wspólnego z tym co widzimy na okładce, a sam wątek Krainy Cieni jest w zasadzie zbędny i przewidywalny.

Jest nieźle, ale niestety komiks wprowadza względem głównej serii kilka niespójności fabularnych i to takich mocnych. Do tego tytułowy Grym nie ma zupełnie nic wspólnego z tym co widzimy na okładce, a sam wątek Krainy Cieni jest w zasadzie zbędny i przewidywalny.

Pokaż mimo to video - opinia

Okładka książki Ciemność Hubert Boulard, Vincent Mallié
Ocena 7,3
Ciemność Hubert Boulard, Vin...

Na półkach:

Rewelacyjny komiks dark fantasy z mocną nutą dramatu obyczajowego. Dla fanów gatunku pozycja obowiązkowa.

Rewelacyjny komiks dark fantasy z mocną nutą dramatu obyczajowego. Dla fanów gatunku pozycja obowiązkowa.

Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

Jak dla mnie niemal ideał. Świetnie skonstruowana zagadka kryminalna w czasach Azteków, super rysunek i masa smaczków historycznych :)

Jak dla mnie niemal ideał. Świetnie skonstruowana zagadka kryminalna w czasach Azteków, super rysunek i masa smaczków historycznych :)

Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

Bardzo, ale to bardzo mi się podoba ten tom. Powiem wprost - chcę więcej. Chcę takiego Thorgala jak najwięcej.

Bardzo, ale to bardzo mi się podoba ten tom. Powiem wprost - chcę więcej. Chcę takiego Thorgala jak najwięcej.

Pokaż mimo to video - opinia