-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać263
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
Być może najlepsza z dotychczasowych części sagi, choć "Wspomnienie Lodu" mocno się stawia. W odróżnieniu od niektórych poprzedniczek, akcja nie wlecze się przez 900 stron, by przyspieszyć w trakcie ostatnich 100. Mam wrażenie, że Autor po pięciu tomach wreszcie skończył ustawiać pionki na szachownicy i zaczęła się gra.
I tylko jednego z nich szkoda - Dujeka Jednorękiego. Nawet nie tyle tego, że zginął, lecz sposobu, w jaki został przez Autora uśmiercony. Myślę, że postać tak ważna dla fabuły poprzednich części zasłużyła na coś więcej, niż śmierć na zarazę gdzieś na zadupiu. Można było się chociaż pokusić o bezpośrednią relację z walki z Poliel.
Sójeczka dostał swój pojedynek z Kallorem. Szkoda, że jego przyjaciel już nie...
Ale poza tym - rzeź w Y'Ghatanie, obrona Pustego Tronu, jak zawsze genialne sceny z Szybkim Benem, a także obrzydliwa intryga wymierzona przeciw Wickanom - top. Także wątek Icariuma nabrał wreszcie rumieńców, a on sam i jego tragedia jest jedną z bardziej poruszających w całej sadze. Jestem mega zadowolony po lekturze i czekam na więcej.
Być może najlepsza z dotychczasowych części sagi, choć "Wspomnienie Lodu" mocno się stawia. W odróżnieniu od niektórych poprzedniczek, akcja nie wlecze się przez 900 stron, by przyspieszyć w trakcie ostatnich 100. Mam wrażenie, że Autor po pięciu tomach wreszcie skończył ustawiać pionki na szachownicy i zaczęła się gra.
I tylko jednego z nich szkoda - Dujeka Jednorękiego....
Niby część piąta, ale "Przypływy nocy" to opowieść dziejąca się przed wydarzeniami z części poprzednich. Elementem łączącym jest postać Trulla Sengara, którego poznaliśmy już jako wyrzutka z plemienia Tiste Edur.
Początkowo było to dość zniechęcające, gdyż kto lubi czytać historię, której zakończenie z grubsza jest znane? Z mojego punktu widzenia jest to średnio udany ruch Autora.
Szczęśliwie "Przypływy nocy" okazały się na tyle dobre, że szybko przestało mi to przeszkadzać. Wątek Tiste Edur i trudnej relacji Trulla z braćmi - majstersztyk. Wątek braci Beddict także, a szczególnie Tehola i jego sługi Bugga. Takich komediowych talentów po Eriksonie się nie spodziewałem.
"Przypływy nocy" to przyjemny powiew świeżości w tej epickiej sadze.
Niby część piąta, ale "Przypływy nocy" to opowieść dziejąca się przed wydarzeniami z części poprzednich. Elementem łączącym jest postać Trulla Sengara, którego poznaliśmy już jako wyrzutka z plemienia Tiste Edur.
Początkowo było to dość zniechęcające, gdyż kto lubi czytać historię, której zakończenie z grubsza jest znane? Z mojego punktu widzenia jest to średnio udany ruch...
Albo te książki są tak nierówne, albo to mi nie leży Siedem Miast. "Bramy Domu Umarłych" uratował jeszcze Sznur Psów Coltaine'a, lecz tutaj niestety nie znalazłem takiego gamechangera.
Sama historia i jej rozmach nadal imponuje, ale poszczególne wątki niestety nie zachwyciły, przez co czytanie trochę się dłużyło.
Oby z kolejnymi częściami było lepiej.
Albo te książki są tak nierówne, albo to mi nie leży Siedem Miast. "Bramy Domu Umarłych" uratował jeszcze Sznur Psów Coltaine'a, lecz tutaj niestety nie znalazłem takiego gamechangera.
Sama historia i jej rozmach nadal imponuje, ale poszczególne wątki niestety nie zachwyciły, przez co czytanie trochę się dłużyło.
Oby z kolejnymi częściami było lepiej.
[Opinia dotyczy całej trylogii]
Mały ruch jest na stronie wokół trylogii autorstwa Nancy Farmer i wielka szkoda - jest to jedna z najlepszych młodzieżowych opowieści fantasy, jakie czytałem. Pięknie napisana i mądra, czego nie można powiedzieć o większości bestsellerów z tej kategorii. Odświeżałem ją kilka lat temu i nic nie straciła ze swojego uroku. Jestem przekonany, że jeszcze kiedyś wrócę, choć minął już czas, gdy łapałem się do docelowej grupy wiekowej :)
[Opinia dotyczy całej trylogii]
Mały ruch jest na stronie wokół trylogii autorstwa Nancy Farmer i wielka szkoda - jest to jedna z najlepszych młodzieżowych opowieści fantasy, jakie czytałem. Pięknie napisana i mądra, czego nie można powiedzieć o większości bestsellerów z tej kategorii. Odświeżałem ją kilka lat temu i nic nie straciła ze swojego uroku. Jestem przekonany, że...
Po nieco słabszej drugiej części, "Wspomnienie lodu" to wielki powrót do formy. Trudno się dziwić, skoro wracamy na Genabackis (choć inny region), u boku starych dobrych znajomych: Podpalaczy Mostów, Dujeka, Anomandera Rake'a czy Caladana Brooda. Kapitalna historia od początku do końca, choć niektóre fragmenty mogą być ciężkie dla ludzi o słabszych nerwach - autor niekiedy naprawdę mocno epatuje okrucieństwem. Było to widoczne już w "Bramach Domu Umarłych", a tu posunął się jeszcze dalej. Nie do końca jestem przekonany do podobnych praktyk, ale widać taka jest konwencja tego świata.
Nie nazwałbym tego wadą, gdyż jest to tylko moje odczucie. "Wspomnienie Lodu" jest wspaniałą powieścią i trudno nie czuć ekscytacji na myśl o kolejnych siedmiu (!) częściach tej pasjonującej historii.
Po nieco słabszej drugiej części, "Wspomnienie lodu" to wielki powrót do formy. Trudno się dziwić, skoro wracamy na Genabackis (choć inny region), u boku starych dobrych znajomych: Podpalaczy Mostów, Dujeka, Anomandera Rake'a czy Caladana Brooda. Kapitalna historia od początku do końca, choć niektóre fragmenty mogą być ciężkie dla ludzi o słabszych nerwach - autor niekiedy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Dalej jest dobrze, choć niestety nieco gorzej niż w "Ogrodach Księżyca". Z głównych wątków zdecydowanie najlepsza jest podróż Coltaine'a i jego Sznura Psów. Na plus także przygody bohaterów znanych z części pierwszej - Kalama oraz Skrzypka i jego podopiecznych. Reszta już mi się odrobinę dłużyła, a w szczególności wątek Felisin.
Zakończenie ratuje odbiór całości.
Dalej jest dobrze, choć niestety nieco gorzej niż w "Ogrodach Księżyca". Z głównych wątków zdecydowanie najlepsza jest podróż Coltaine'a i jego Sznura Psów. Na plus także przygody bohaterów znanych z części pierwszej - Kalama oraz Skrzypka i jego podopiecznych. Reszta już mi się odrobinę dłużyła, a w szczególności wątek Felisin.
Zakończenie ratuje odbiór całości.
Postanowiłem wreszcie zmierzyć się z jedną z największych legend fantasy - Malazańską Księgą Poległych. Zwykle opinię piszę zbiorczo dla całego cyklu, ale tym razem zrobię wyjątek i będę opisywał każdą część osobno - cała seria jest zbyt długa i złożona, by wszystko ująć w kilku zdaniach.
Nie brak głosów, że pierwszy tom jest trudny do odbioru, ale ja nie miałem żadnego problemu, by wsiąknąć w tę historię. Od początku spodobał mi się ten twardy, klasyczny świat fantasy. Wątków jest kilka, lecz każdy świetnie poprowadzony, dzięki czemu łatwo się w nich odnalazłem.
Można wyczuć pewne punkty wspólne z "Czarną Kompanią", co jest dla mnie wielką zaletą. Podobnie ma się rzecz z rodzimymi "Opowieściami z Meekhańskiego Pogranicza", choć te pojawiły się później.
Pierwszy kontakt z Malazem bardzo udany, czeka mnie dłuuuga podróż :)
Postanowiłem wreszcie zmierzyć się z jedną z największych legend fantasy - Malazańską Księgą Poległych. Zwykle opinię piszę zbiorczo dla całego cyklu, ale tym razem zrobię wyjątek i będę opisywał każdą część osobno - cała seria jest zbyt długa i złożona, by wszystko ująć w kilku zdaniach.
Nie brak głosów, że pierwszy tom jest trudny do odbioru, ale ja nie miałem żadnego...
[Opinia dotyczy całej drugiej ery, oceny wystawione osobno poszczególnym częściom]
Opinia spojlerowa - spojlery ze wszystkich książek dziejących się w Cosmere
Druga era podoba mi się nawet bardziej niż pierwsza - przypadł mi do gustu ich kryminalno-łotrzykowski klimat, wspaniali bohaterowie i każdorazowo zgrabna, wciągająca opowieść. Ma ona nieco inny charakter niż reszta powieści z Cosmere - nie ma w niej zbyt wiele rozmachu, jest za to mnóstwo akcji, zagadek i błyskotliwych dialogów.
Rozwój technologiczny sprawił, że Allomancja i Feruchemia nabrały dodatkowego kolorytu. Miszmasz magii z technologią wyszedł naprawdę świetnie.
W tym wszystkim szkoda, że w ostatnim tomie Sanderson zaliczył lekki zjazd. Wydaje mi się, że przez długi czas, który minął od napisania "Żałobnych Opasek", autor zagubił nieco styl tego cyklu, przez co "Zaginiony Metal" przypomina raczej "Bohatera Wieków" niż poprzedniczki. Moim zdaniem do tej kameralnej serii zostało wrzuconych zbyt dużo wątków z Cosmere, co zakłóciło odbiór tego, co powinno być najważniejsze - finału historii Waxilliuma, Wayne'a, Marasi i Steris. Zagrał przy tym w zbyt otwarte karty, przez co kilka świetnych wątków z Cosmere (m.in. Duchokrwiści) mocno straciły na atrakcyjności.
Kolejnym przykrym efektem jest zlekceważenie fajnie zapowiadających się wątków rozpoczętych w "Żałobnych Opaskach", takich jak relacje między miastami w Kotlinie oraz z Malwianami, Allik sprowadzony do roli piekarza...
Fantastyczna seria z rozczarowującym zakończeniem. Oby nie była to oznaka spadku formy Sandersona, będącego w trakcie pisania piątej części ABŚ.
[Opinia dotyczy całej drugiej ery, oceny wystawione osobno poszczególnym częściom]
Opinia spojlerowa - spojlery ze wszystkich książek dziejących się w Cosmere
Druga era podoba mi się nawet bardziej niż pierwsza - przypadł mi do gustu ich kryminalno-łotrzykowski klimat, wspaniali bohaterowie i każdorazowo zgrabna, wciągająca opowieść. Ma ona nieco inny charakter niż...
Pierwsze spotkanie z twórczością Orbitowskiego. Niestety, średnio udane. Autor miał ciekawe pomysły na opowiadania, ale trochę nie dojechało wykonanie, przez co były nieco nużące.
"Popiel Armeńczyk" - 6/10
"Strzeż się gwiazd, w dymie się kryj" - 4/10
"Cichy dom" - 6/10
"Zatoka tęczy" - 4/10
"Nadchodzi" - 6/10
Całość 5/10
Pierwsze spotkanie z twórczością Orbitowskiego. Niestety, średnio udane. Autor miał ciekawe pomysły na opowiadania, ale trochę nie dojechało wykonanie, przez co były nieco nużące.
"Popiel Armeńczyk" - 6/10
"Strzeż się gwiazd, w dymie się kryj" - 4/10
"Cichy dom" - 6/10
"Zatoka tęczy" - 4/10
"Nadchodzi" - 6/10
Całość 5/10
Piękny powrót do czasów, gdy Konował-lekarz grał w tonka ze starą ekipą Czarnej Kompanii, a Pani była odległym, choć intrygującym złem...
Wbrew pozorom "Port Cieni" to nie jest zwykłe odcinanie kuponów. Książka ta wnosi dosyć sporo do całej historii Kompanii (i nie tylko), choć wydaje się, że po jej przeczytaniu mam więcej pytań niż odpowiedzi.
Lepiej czytać po skończeniu "Żołnierze żyją".
Piękny powrót do czasów, gdy Konował-lekarz grał w tonka ze starą ekipą Czarnej Kompanii, a Pani była odległym, choć intrygującym złem...
Wbrew pozorom "Port Cieni" to nie jest zwykłe odcinanie kuponów. Książka ta wnosi dosyć sporo do całej historii Kompanii (i nie tylko), choć wydaje się, że po jej przeczytaniu mam więcej pytań niż odpowiedzi.
Lepiej czytać po...
Z początku ucieszyłem się, że do gry wracają dobrze znane postacie z Darudżystanu oraz Tiste Andii z Anomanderem Rakem na czele, ale ten powrót okazał się wielkim rozczarowaniem. Wygląda to tak, jakby Erikson z góry zaplanował zakończenie, jednak kompletnie nie miał pomysłu, jak do niego doprowadzić. Mówiąc najprościej - przez większą część powieści nie działo się praktycznie nic ciekawego.
Wątki? Po kolei: Anomander Rake spogląda w okno. Endest Silann czuje się stary. Spinnock Durav pije w barze, od czasu do czasu odwiedzając Wielką Kapłankę w wiadomym celu. Niejaki Jasnodomin klęczy przed kurhanem w przerwach między piciem ze Spinnockiem.
Po drugiej stronie kontynentu: Rallick Nom siedzi gdzieś na strychu. Murillio czuje się stary. Barathol kłóci się z cechem kowali (jeden z lepszych wątków, choć mało znaczący). Scillara mimowolnie uwodzi pół Darudżystanu. Kruppe je ciastka. Duiker siedzi w kącie Baru K'rula. Crokus/Nożownik... czuje się stary, choć nie może mieć więcej niż dwadzieścia kilka lat. Swoją drogą chyba najlepszy przykład zmarnowanego wątku: chłopak gnał do miasta, by ratować je przed niebezpieczeństwem, a ponad 800 stron spędził albo barze, albo w łóżku młodej (choć czującej się staro) arystokratki. Ciekawie zapowiadający się wątek Podpalaczy Mostów też rozmył się gdzieś w połowie książki. Czy o kimś zapomniałem? Ach, jest jeszcze podróż młodych Tiste Andii z nieskończenie irytującym Klipsem. Wątek, który w poprzednich częściach byłby mało ciekawym przerywnikiem, tu okazuje się jednym z lepszych. No i Karsa Orlong, który gdzieś w głuszy próbuje zaciągnąć Samar Dev do łóżka.
To chyba już wszystko.
Najwięcej miejsca w książce zostało poświęconych na różnej maści (i jakości) rozważania filozoficzne wyżej wymienionych postaci. Cóż, jak widać mieli na nie sporo czasu. Szanuję, że Autor chciał uczynić swoją powieść nieco głębszą, jednak z czasem zaczęło być to męczące, a po kilkuset stronach stało się już karykaturą. Błagam Panie Eriksonie, proszę nie iść tą drogą.
Podsumowując, ósma część "Malazańskiej Księgi Poległych" okazała się męczarnią, po której potrzebuję chwili "urlopu" od tej sagi. W normalnych warunkach w życiu nie dałbym nawet 5/10, ale ze względu na bycie częścią fantastycznej całości, nie pasuje dać mniej.
Z początku ucieszyłem się, że do gry wracają dobrze znane postacie z Darudżystanu oraz Tiste Andii z Anomanderem Rakem na czele, ale ten powrót okazał się wielkim rozczarowaniem. Wygląda to tak, jakby Erikson z góry zaplanował zakończenie, jednak kompletnie nie miał pomysłu, jak do niego doprowadzić. Mówiąc najprościej - przez większą część powieści nie działo się...
więcej Pokaż mimo to