rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Rewelacja.

Nie nastawiać się na kocykowy świąteczny kryminał.
Ja trochę się podirytowałem na początku, bo myślałem, że sięgam po właśnie taką pozycję, a na którą miałem ochotę w danej chwili.
Świąt jest mało, owszem, są wspominane w paru momentach, ale to nie jest motyw przewodni. Nie usłyszycie dzwoneczków w trakcie lektury.

Początek nie zapowiada niczego wielkiego: zbrodnia już się dokonała, mamy portrety postaci, z której każda ma swój ewentualny motyw... zieeew!

Ale potem... Powiem, tak - autorka z pewnością słyszała o Dostojewskim (mówiłem o nastawianiu się? Mówiłem).
O ile gatunkowo książka rozminęła się z moim wyobrażeniem o niej, tak wynagrodziła mi to z nawiązką.

Bardzo dobra rzecz. Powiedziałbym wręcz, że nie przeczytałem "kryminału" - przeczytałem kawałek "Literatury".

Rewelacja.

Nie nastawiać się na kocykowy świąteczny kryminał.
Ja trochę się podirytowałem na początku, bo myślałem, że sięgam po właśnie taką pozycję, a na którą miałem ochotę w danej chwili.
Świąt jest mało, owszem, są wspominane w paru momentach, ale to nie jest motyw przewodni. Nie usłyszycie dzwoneczków w trakcie lektury.

Początek nie zapowiada niczego wielkiego:...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Short-lista Bookera...

Pretensjonalne, pseudointeligentne grafomaństwo.

Fabuła szczątkowa, niby-alegoria o antysemityzmie, trochę nieudolnie naśladujące Kafkę (słowo "trochę" odnosi się do naśladownictwa, a nie warsztatu autorki - bo ten jest bardzo nieudolny).

Bohaterka ma chyba uosabiać chodzący wyrzut sumienia, nie wiem, nie interesuje mnie to.
Wspomina o YouTubie, ale o Google Translate już nie słyszała, a nie jest w stanie, choć bardzo by chciała, porozumieć się z mieszkańcami miasteczka. Ale wiecie, to taka alegoryczna historia, więc nie czepiajmy się detali.

Zdania na pół strony z irytującymi wtrąceniami, powtórzeniami, a książka ma +/- 100 stron.

Ale wiecie, trochę zasugerowanego patriarchatu, wspomniany antysemityzm (albo uprzedzenia w ogóle), jest zdanko o prawniku, który przyczyniał się do ekologicznych szkód, uciśniona bohaterka typu oto-ja-służebnica-pańska (wiemy, że ćwiczy Yogę, a w pewnym momencie je granolowego batonika). Nie wiem, głowy nie dam, może coś źle przełożyłem w swojej głowie, ale jakby wychwyciłem aluzję do jej biseksualności?

Słowem, "ważna" książka (czytaj, książka-mem), stąd jej sukces.

Treści ledwie by wystarczyło na krótkie opowiadanie. Reszta to bełkotliwe, pseudo-głębokie wynurzenia... już nie pamiętam nawet o czym.

Tak jakby autorka wychowywała się w inteligenckiej rodzinie, ale że sama jest... a raczej właśnie nie jest, to wyszedł właśnie taki pretensjonalny potworek, który pisała z tezaurusem pod ręką. Dno.

Oby to nie wygrało, oby wydawnictwa nie miały interesu w inwestowaniu w tę książ-szczynę na naszym rynku.

Short-lista Bookera...

Pretensjonalne, pseudointeligentne grafomaństwo.

Fabuła szczątkowa, niby-alegoria o antysemityzmie, trochę nieudolnie naśladujące Kafkę (słowo "trochę" odnosi się do naśladownictwa, a nie warsztatu autorki - bo ten jest bardzo nieudolny).

Bohaterka ma chyba uosabiać chodzący wyrzut sumienia, nie wiem, nie interesuje mnie to.
Wspomina o YouTubie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Christopher Nolan był widziany z tą książką podczas zdjęć w Estonii na planie filmu TENET.

O ile tematyka filmu i książki są rozbieżne, o tyle chwyty strukturalne znamionuje pokrewieństwo. Nawet niekoniecznie z tym filmem konkretnie, a generalnie z filmografią Nolana.
Układanka tego typu, z którą mocujesz się od początku, gdzie przy finiszu nie dostajesz jednoznacznej odpowiedzi, ekspozycji (jak w kiepskich filmach z "twistem" na końcu). Wskazówki są rozsiane od pierwszej strony, więc jeżeli po drodze byłeś nieuważny to po Tobie.
Jeżeli w trakcie nie załapiesz, że coś jest na rzeczy jeśli chodzi o te pozornie niepowiązane ze sobą sceny to na końcu NIE otrzymasz rozwiązania, NIE doznasz olśnienia.

Jeśli jesteś fanką/fanem tego reżysera - nie zawiedziesz się. To jest książka, którą on sam mógłby napisać na emeryturze.

Christopher Nolan był widziany z tą książką podczas zdjęć w Estonii na planie filmu TENET.

O ile tematyka filmu i książki są rozbieżne, o tyle chwyty strukturalne znamionuje pokrewieństwo. Nawet niekoniecznie z tym filmem konkretnie, a generalnie z filmografią Nolana.
Układanka tego typu, z którą mocujesz się od początku, gdzie przy finiszu nie dostajesz jednoznacznej...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Inwazja jaszczurów Karel Čapek, Hans Ticha
Ocena 7,6
Inwazja jaszcz... Karel Čapek, Hans T...

Na półkach: ,

Wiem, że byłaby to niedźwiedzia przysługa dla pana Čapka, ale gdybym miał coś dodać do kanonu lektur to właśnie to arcydzieło.
Kolejna książka okołoutopijna/dystopijna, którą czytam, a która jest lepsza od przecenianego Orwella. Nabokov, Huxley, Burdgess, Čapek...
Orwell - siad!

Wiem, że byłaby to niedźwiedzia przysługa dla pana Čapka, ale gdybym miał coś dodać do kanonu lektur to właśnie to arcydzieło.
Kolejna książka okołoutopijna/dystopijna, którą czytam, a która jest lepsza od przecenianego Orwella. Nabokov, Huxley, Burdgess, Čapek...
Orwell - siad!

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Boże... to znaczy Nabokovie...
Co za delicje.
Jest to geneza Bladego Ognia, która może podpowiadać kto był "prawdziwym" (cudzysłów nieprzypadkowy) autorem wspomnianego Arcydzieła.
Gratka dla fanów - jedno wielkie wielkanocne jajo. Takie strusie. Od puszczania oka to Mistrz musiał nabawić się chyba tiku.
GE-NIUSZ.

Boże... to znaczy Nabokovie...
Co za delicje.
Jest to geneza Bladego Ognia, która może podpowiadać kto był "prawdziwym" (cudzysłów nieprzypadkowy) autorem wspomnianego Arcydzieła.
Gratka dla fanów - jedno wielkie wielkanocne jajo. Takie strusie. Od puszczania oka to Mistrz musiał nabawić się chyba tiku.
GE-NIUSZ.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Księga pierwsza to na prawdę mastersztyczek! "Twisty" nijak do odgadnięcia zawczasu przez czytelnika, czysta ekspozycja, ale człowiek nie czuje się oszukany.
Druga mam wrażenie już trochę goni i robi się aż nadto sentymentalna momentami, ale koniec końców dobrze się bawiłem.

Księga pierwsza to na prawdę mastersztyczek! "Twisty" nijak do odgadnięcia zawczasu przez czytelnika, czysta ekspozycja, ale człowiek nie czuje się oszukany.
Druga mam wrażenie już trochę goni i robi się aż nadto sentymentalna momentami, ale koniec końców dobrze się bawiłem.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ocenę podbijam m.in. ze względu na tematykę i pracę włożoną przez autora w research. Ale sama przyjemność z czytania to takie 6 (w mojej skali to ocena wyjściowa). Długimi fragmentami nużąca z nic niewnoszącymi partiami cegła.
A jeśli ktoś może uważa (bo na pewno znajdą się i tacy), że to właśnie dobrze, czy wręcz jest to zamierzony zabieg, żeby czytelnik poczuł się jak członek załogi... to ok :)

Ocenę podbijam m.in. ze względu na tematykę i pracę włożoną przez autora w research. Ale sama przyjemność z czytania to takie 6 (w mojej skali to ocena wyjściowa). Długimi fragmentami nużąca z nic niewnoszącymi partiami cegła.
A jeśli ktoś może uważa (bo na pewno znajdą się i tacy), że to właśnie dobrze, czy wręcz jest to zamierzony zabieg, żeby czytelnik poczuł się jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

1. 18.08.2018
2. ??.??.2019
3. ??.??.2020
4. ??.??.2021
5. 21.08.2022
6. 09.08.2023

1. 18.08.2018
2. ??.??.2019
3. ??.??.2020
4. ??.??.2021
5. 21.08.2022
6. 09.08.2023

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ileż to razy słyszałem o czymś, że jest "takie" albo "owakie". Że "szokujące", że "oryginalne", że "po tym nic już nie będzie takie samo"... ale w przypadku Ulissesa, o bracia i siostry...
Jeżeli cokolwiek słyszeliście o tej książce to (najprawdopodobniej) nie mijało się to z prawdą. To było raczej zderzenie czołowe, ocalałych brak i wszędzie wijący się flak.
Mówiąc o Ulissesie, że jest, np. "szczytowym osiągnięciem modernizmu" albo "odmienił coś tam, coś tam" to najgłupszy laik nie będzie miał co do tego najmniejszych wątpliwości, że tak w istocie było/jest. Nie, że "serioo??", "na prawdę?", "no moooże jak na tamte czaaasy". NIE!
Ulisses nie jest literackim "Obywatelem Kanem".
Jak ta Książka się cudownie n i e zestarzała.
Na prawdę dziw może brać, że ona po dziś dzień nie jest zbanowana ze względu na niektóre fragmenty.
Tacy powiedzmy katolicy wciąż będą mieli powody by stroszyć wąsa. Nie piszę tego dlatego, że obrazoburczość to jest jakaś koniecznie wartość dodana książki. Piszę to dlatego, żeby zapewnić, że ta książka "nie trąci myszką". Co to to nie.
Jest trudna (i to już nie chodzi o jakieś intertekstualne wodotryski, itp). Ten słynny już strumień świadomości - ostatni "rozdział" książki liczący koło 50 stron... to jedno zdanie. Można się kłócić, że trochę oszukane to "zdanie", bo po prostu interpunkcja tam nie istnieje. Ale w takim razie życzę powodzenia takim malkontentom na chwilę przerwać lekturę w jakimś "dogodnym" miejscu, żeby iść na siku, a po strząśnięciu ostatniej kropli (i umyciu rączek!) z powrotem wskoczyć w ten pociąg, w ten ekspress myśli i wygodnie się w nim usadowić.
Joyce'a monolog wewnętrzny należy rozumieć par excellence. Każde kolejne zdanie, słowo, skojarzenie prowadzi do kolejnych skojarzeń, słów, zdań. Jesteśmy naocznymi świadkami działania świadomości (i jej spodniej części) jakby w stanie "surowym". Tego się po prostu nie dało lepiej ukazać, napisać. Zakrawa to na bełkot, tak. Ale tacy jesteśmy. Odłóżcie przed spaniem te zasrane telefony to się przekonacie jak myślicie. Jak działa ten proces.
Zresztą, co ja się tu biorę za wypisywanie. O tej książce pisze się książki.
Nara!

Ileż to razy słyszałem o czymś, że jest "takie" albo "owakie". Że "szokujące", że "oryginalne", że "po tym nic już nie będzie takie samo"... ale w przypadku Ulissesa, o bracia i siostry...
Jeżeli cokolwiek słyszeliście o tej książce to (najprawdopodobniej) nie mijało się to z prawdą. To było raczej zderzenie czołowe, ocalałych brak i wszędzie wijący się flak.
Mówiąc o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dziadostwo. Dobrze, że cienkie, gorzej, że też i w przenośni.
Czy "skrzyło" się to humorem? Nie powiem, było nie mało fragmentów, w których wiedziałem, że miałem się uśmiechnąć. No właśnie - miałem.

A "na papierze", w teorii to faktycznie było brytyjskie, co lubię. Trochę absurdalnie i abstrakcyjnie, zgryźliwie i cięto. No ale w końcu każdy kawał można spalić...
Możecie pomyśleć "hej, przecież humor rzecz względna, a książka na pewno oferuje jeszcze co innego".
Otóż nie. Nie oferuje nic.

Różne wątki wskakujące do powieści znikąd i w sumie nie wiadomo po co? Chyba właśnie miały śmieszyć, co omówiliśmy sobie wyżej...

Bohater nie lubi Ameryki, a ja w sumie, poza tym, że to mówi, to właściwie nie wiem dlaczego. Albo raczej nie czuję (zasada "show don't tell" się kłania). Ot, jest tak i już.
Kurde, można powiedzieć, że facet nawet nie potrafił adekwatnie zatytułować tej książki. Ową grubość można wywnioskować dosłownie z jednego może dwóch opisów ile to on nie je. Nijak się ma to do jego charakteru, nijak to nie wpływa na książkowe perypetie. Równie dobrze mógłby być Pudzianowskim i... nic by to nie dało.

Poza tym momentami czytało się to tak kanciasto, tak mechanicznie i bez krzty polotu. Nie wierzę, że to tylko, jeżeli w ogóle, kwestia tłumaczenia.

Martin wciąga nosem ojca jak tytułowy Anglik swoją tabakę.

Czytelnicy: tym razem sugerujcie się oceną, jak najbardziej. I jeszcze odejmijcie oczko, albo trzy.

Dziadostwo. Dobrze, że cienkie, gorzej, że też i w przenośni.
Czy "skrzyło" się to humorem? Nie powiem, było nie mało fragmentów, w których wiedziałem, że miałem się uśmiechnąć. No właśnie - miałem.

A "na papierze", w teorii to faktycznie było brytyjskie, co lubię. Trochę absurdalnie i abstrakcyjnie, zgryźliwie i cięto. No ale w końcu każdy kawał można spalić...
Możecie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Podbijam ocenę za koncepty, bo wykonanie i sama historia meeh. Ale to cenię w SF - nawet jak coś nie wyjdzie to zawsze podsunie jakąś ideę do podumania przed zaśnięciem.

Podbijam ocenę za koncepty, bo wykonanie i sama historia meeh. Ale to cenię w SF - nawet jak coś nie wyjdzie to zawsze podsunie jakąś ideę do podumania przed zaśnięciem.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ode mnie ocena wyjściowa, czyli niezła, nic ponadto.
Apostolos dobrym pisarzem nie jest (jest "autorem" w mojej definicji i niczym więcej, ale to wybaczam), ale przede wszystkim nie jest dobrym komunikatorem nauki (już po Logikomiksie miałem to przeczucie).
Może to faktycznie kwestia tego, że tematem jest wyższa matematyka... a może nie?
Żadnej próby przybliżenia czytelnikowi tych idei, jakichś analogii tylko od czasu do czasu "chlapnięcie mózgiem" w przypisie i zapis "hieroglificzny". Jasne, może i te nie są jakieś wybitnie trudne, ale atrakcyjne tym bardziej nie.
Czuć, że nie chce "zanudzać" zwykłego czytelnika wywodami, ale z drugiej strony tam gdzie by można było coś uwypuklić na jego korzyść to... też tego nie robi. Takie mam odczucia na gorąco.
Ta książka to tylko i wyłącznie zachęta (choć i to za mocne słowo) do szukania dalej informacji samemu. Taki indeks z nazwiskami i ideami. Nic więcej, bo sama treść, bohaterowie, akcja szybko się ulotni po zamknięciu książki. Czytadełko na raz. Nie będziecie ani mądrzejsi, ani rozbawieni, ani wzruszeni.
Kurczę, jak człowiek słucha takiego Seana Carrolla to czuje się mądrzejszy mimo, że i tak nie dowiaduje się wszystkiego, bo siłą rzeczy przekaz musi być uproszczony itd., ale ma wrażenie, że "wszystko już wie", a przynajmniej, że zrozumiał co zostało powiedziane. Apostolos za grosz tej umiejętności nie posiada. Jest nierówny. W Logikomiksie raz fajna analogia (aż za fajna, za prosta), innym razem wodzisz oczami po półce wprost za słownikiem...
Ale mimo wszystko i tak szanuję za obie książki, za ideę, za próbę popularyzowania nauki.

Ode mnie ocena wyjściowa, czyli niezła, nic ponadto.
Apostolos dobrym pisarzem nie jest (jest "autorem" w mojej definicji i niczym więcej, ale to wybaczam), ale przede wszystkim nie jest dobrym komunikatorem nauki (już po Logikomiksie miałem to przeczucie).
Może to faktycznie kwestia tego, że tematem jest wyższa matematyka... a może nie?
Żadnej próby przybliżenia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Podbijam ocenę, bo obecna to nieporozumienie.

Podbijam ocenę, bo obecna to nieporozumienie.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo nie lubię, gdy uwaga z głównego bohatera zaczyna się skupiać na postaciach trzecioplanowych.

Początek, pierwsza połówka zapowiadała się ciekawie. K. był w ruchu, działał, wszystko podlane surrealistycznym sosem. Druga połowa to nie równia pochyła, a swobodne spadanie (z wiadomym finałem - rozpaćkaniem o bruk).

Wszystko siada, (dosłownie) na dupie (gdzieś tak od rozmowy z Olgą i jej bzdurnym dramatem rodzinnym), i zaczyna się gadanie. Gadanie. Gadanie i gadanie. I ujmowanie wspomnianego wcześniej surrealizmu w słowa. Tłumaczenie "mechaniki" tego społeczeństwa. A co się dzieje kiedy surrealizm ujmujemy w słowa, próbujemy go nazwać, rozebrać na czynniki celem poznania zasady działania? Mamy bełkot. "A może Frieda to i tamto. Tak to musi być to. Niee, to nie to."
I ci urzędnicy, słudzy czy co tam i kto tam jeszcze. I że się cieszą perspektywą zajęcia się aktami. A zarazem się nie cieszą, gdy się nie cieszą...

Zakończenie? Brak. Żadnego nawet pozoru puenty. Jakby dosłownie belfer wyrwał pracę wraz z dzwonkiem.

Tajemniczo jak mówiłem to jest na początku. Potem to już bełkot i wszystkie te dziwne, odrealnione śmiesznostki zaczynają męczyć. A zainteresowany wydumanymi interpretacjami z palca wyssanymi bajdami nie jestem. Los człowieka w niezrozumiałym świecie, och! Jakie to odkrywcze. Jakie to głębokie (gdzie moje rękawki?). Mokry sen polonistów i stąd ta ocena chyba...

Ale cóż, pośmiertnie to wydane to i ciężko coś definitywnie Kafce zarzucać.

Bardzo nie lubię, gdy uwaga z głównego bohatera zaczyna się skupiać na postaciach trzecioplanowych.

Początek, pierwsza połówka zapowiadała się ciekawie. K. był w ruchu, działał, wszystko podlane surrealistycznym sosem. Druga połowa to nie równia pochyła, a swobodne spadanie (z wiadomym finałem - rozpaćkaniem o bruk).

Wszystko siada, (dosłownie) na dupie (gdzieś tak od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Genialna.

Właściwie nie mam nic do dodania do opisu zamieszczonego tu, na LC.

Ale z jednym się nie zgadzam i w głowie mi się nie mieści jak ktoś po tej książce mógłby być ledwie nakłoniony "do choćby krótkiej refleksji".

Mój mózg, gdyby go prześwietlić, świecił jak pieprzona choinka bożonarodzeniowa w Sylwestra - czy pieniądze mogą dać szczęście? Czy mogą zmienić człowieka, na ile, jak? Czy świat się pogrąża? Czy mamy jakiś dług wobec przodków, a obowiązek względem potomnych? Dualizm, czy holizm? Ja i mój mózg, czy po prostu ja? Czy Janet się właściwie zmieniła, czy jej czyny są właściwie godne potępienia? Czy jej filozofia była słuszna, a może Howarda?
A wszystko to oczywiście okraszone Humorem (wielka litera, nie przeoczyć) Burgessa.

Jedyne czego można jeszcze chcieć po tej lekturze to tylko zdrowia (albo coli jak z pewnego kawału).

Genialna.

Właściwie nie mam nic do dodania do opisu zamieszczonego tu, na LC.

Ale z jednym się nie zgadzam i w głowie mi się nie mieści jak ktoś po tej książce mógłby być ledwie nakłoniony "do choćby krótkiej refleksji".

Mój mózg, gdyby go prześwietlić, świecił jak pieprzona choinka bożonarodzeniowa w Sylwestra - czy pieniądze mogą dać szczęście? Czy mogą zmienić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To nie jest wybitna książka. Puzo nie jest wybitnym pisarzem. Momentami "kanciasta", trochę jakby amator-naturszczyk to pisał, ewolucja Vito i Michaela (ewolucja to za dużo powiedziane) trochę ex nihilo i tak dalej.
Ale trzeba oddać, że została stworzona Legenda, Mit, Archetyp, który się zakorzenił ludziom w głowach na temat Mafii i tego jak "powinna" wyglądać (niemała przy tym zasługa Coppoli również). I głównie za to ósemka.

To nie jest wybitna książka. Puzo nie jest wybitnym pisarzem. Momentami "kanciasta", trochę jakby amator-naturszczyk to pisał, ewolucja Vito i Michaela (ewolucja to za dużo powiedziane) trochę ex nihilo i tak dalej.
Ale trzeba oddać, że została stworzona Legenda, Mit, Archetyp, który się zakorzenił ludziom w głowach na temat Mafii i tego jak "powinna" wyglądać (niemała przy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Od chęci pieprznięcia nią o ścianę po dwóch pierwszych 50-stronicowych posiedzeniach i dania sobie z nią spokoju do... mojej ulubionej książki w ogóle (oczywiście nie licząc Twórczości Pana, Boga mego)?
Ale bym narobił słuchając pierwotnego impulsu, Chryste Panie...

A do rzeczy: fabularyzowana biografia Napoleona. Kropka.
Trzeba powiedzieć, że wysoki próg wejścia jak to się mówi. Burgess nie prowadzi za rączkę, nie nakreśla tła, kontekstu, nie tłumaczy kto jest kim i po jakiej stronie, jakie znaczenie strategiczne ma taka i owaka kampania. Jesteśmy wrzucani w środek zdarzeń.

Moje początkowe brodzenie wynikało nie tyle z ignorancji historycznej (to też), bo coś tam liznąłem od Dumasa, co z samego sposobu pisania Burgessa. O co mi chodzi?

Na początku głowiłem się kto jest narratorem, w której osobie itd. (nie ma go w ogóle jako takiego rzekłbym).

Gdy mamy kwestie dialogowe to Burgess też się z nami nie cacka i nie mówi : "powiedział ten i ten", "odparł ten i tamten" (oczywiście nie oczekiwałem takiej patologii jaką uskuteczniają, np. Strugaccy, którzy by chyba sraczki dostali, gdyby nie ostemplowali każdej jednej wypowiedzi). Trzeba pilnować i to jak jasna cholera, kiedy już ukaże się takowa wskazówka sekwencji wypowiedzi, bo i postaci również potrafi występować kilka w jednej scenie.

Znów nie wiem, czy to kwestia łamania polskiego tekstu czy zamysł autora, ale czasami bez ostrzeżenia, akapitu, jakiejś "graficznej" wskazówki mamy nagłe przejście do innego dialogu, sceny, wydarzenia.

Moje trudności pewnie też i wynikały z mojego okresowego przyćmienia, gorszej formy umysłowej, ale sądzę, że wspomniane formatowanie jest spartaczone w paru miejscach. Liczyłem prawie że z kalkulatorem w ręku kolejność wypowiedzi, w którymś dialogu i nijak mi się nie zgadzał sens. Pominięty tabulator, czy wręcz niepotrzebnie dodany, nie pamiętam. Dość powiedzieć, że na odwrocie książki, na okładce!!! mamy byka w postaci "NAPOEOŃSKA SYMFONIA KOMICZNA". Podsumowałbym tych partaczy, ale brak mi napoleońskiej swady w rzucaniu mięsem.

ALE jak już się zatrybi i zaskoczy tę kompozycję i styl (i np. to, że za każdym razem, gdy zaczyna się nagle, albo i nie nagle, jakaś nowa scena i mowa w niej o kimś w trzeciej osobie nie wymienianej z imienia no to możemy być pewni, że to, uwaga - Napoleon; detal, ale na początku naprawdę przyprawiał mnie o ból głowy, dopiero za którymś razem trafiło mi to w końcu do pustego łba)...
No przy żadnej książce tak nie rechotałem. Nie chodzi o to, że Napoleon jest jakiś komiczny czy głupkowaty. Nie, on po prostu jest przedstawiony jako namiętny, ambitny, wybuchowy z krwi i kości c z ł o w i e k, a nie jakaś monumentalna figura z marmuru.
O****dalanie pułku 69. w jego wykonaniu to crème de la crème :)

Przy ponownej lekturze z głebszą znajomością historyczną będzie jeszcze lepiej. Ale to absolutnie nie jest wymóg konieczny! Nie wyniesie się przez to więcej z tej książki. Ot po prostu będziemy znali kontekst. Dobra zabawa jest gwarantowana tak czy siak.

No jeżeli taki historyczny ignorant i profan jak ja chce dalej chłonąć tę epokę i ten korowód zdarzeń i postaci, chce doczytać o Rewolucji, Dyrektoriacie, jakobinach, itede, to znaczy że ktoś tu odwalił kawał dobrej roboty - patrzę na pana, panie Burgess.

Od chęci pieprznięcia nią o ścianę po dwóch pierwszych 50-stronicowych posiedzeniach i dania sobie z nią spokoju do... mojej ulubionej książki w ogóle (oczywiście nie licząc Twórczości Pana, Boga mego)?
Ale bym narobił słuchając pierwotnego impulsu, Chryste Panie...

A do rzeczy: fabularyzowana biografia Napoleona. Kropka.
Trzeba powiedzieć, że wysoki próg wejścia jak to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Daję dyszkę (choć te rezerwuję tylko dla Wszechmocnego), żeby choć trochę podnieść tę żenującą ocenę od żenujących czytaczy...

Daję dyszkę (choć te rezerwuję tylko dla Wszechmocnego), żeby choć trochę podnieść tę żenującą ocenę od żenujących czytaczy...

Pokaż mimo to


Na półkach: ,



Na półkach: ,

Spoko.
Ale ludzie, ta średnia ocena to jakieś nieporozumienie.
Widać dużo gówniarzo-anarchistów oraz fanów Finchera kliknęło.

PS. Patrząc na moją ocenę pewnie niektórzy mogą się zastanawiać o co mi chodzi - dał 8, średnia 7,9 no to chyba wszystko się zgadza?
No nie do końca, bo taka średnia świadczy o potężnej liczbie 9 i 10, podczas gdy ja uważam 8 za sufit w przypadku tej książki.

Spoko.
Ale ludzie, ta średnia ocena to jakieś nieporozumienie.
Widać dużo gówniarzo-anarchistów oraz fanów Finchera kliknęło.

PS. Patrząc na moją ocenę pewnie niektórzy mogą się zastanawiać o co mi chodzi - dał 8, średnia 7,9 no to chyba wszystko się zgadza?
No nie do końca, bo taka średnia świadczy o potężnej liczbie 9 i 10, podczas gdy ja uważam 8 za sufit w przypadku...

więcej Pokaż mimo to