Wpadła mi w ręce dość leciwa już książka pod tytułem „Przerwana dekada”, a dokładniej wywiad-rzeka o takim tytule, jakiego Edward Gierek (1913-2001), pierwszy sekretarz KC PZPR w latach 1970-1980, udzielił Januszowi Rolickiemu zaraz po upadku komunizmu w Polsce. Był to rok 1990. Z ciekawości postanowiłem sprawdzić, cóż ciekawego do powiedzenia miał towarzysz Gierek u zarania III RP.
Zacznijmy od formy. Wywiad-rzeka rządzi się bowiem swoimi prawami. Z reguły takie obszerne wywiady przeprowadza się ze znanymi osobistościami życia społecznego, w których w centrum zainteresowania jest przede wszystkim osoba udzielająca wywiadu. To sprawa jasna jak słońce i nie ma w tym stwierdzeniu nic odkrywczego, ale warto jednak pamiętać, że wywiad-rzeka rzadko kiedy przybiera formę wyraźnie krytyczną wobec swojego bohatera. Z reguły bowiem samo już jego udzielenie poprzedzone jest długimi rozmowami wstępnymi, a efekt końcowy podlega autoryzacji. Tym samym wywiad tego typy najczęściej ma nam „sprzedać” taki wizerunek danej postaci, na jakiego opublikowanie wyrazi zgodę osoba go udzielająca. A to nie zawsze musi być przecież obraz w pełni odpowiadający rzeczywistości. Szczególnie jeśli udziela go polityk.
Ale wróćmy do „Przerwanej dekady”. Osobą, która przeprowadziła wywiad z Edwardem Gierkiem, jest Janusz Rolicki, dość znany w okresie PRL-u dziennikarz, członek PZPR, daleki od skrajnych nurtów opozycyjnych, choć potrafiący zdobyć się na potępienie stanu wojennego w Polsce. Pan Rolicki jest w zasadzie idealnym rozmówcą dla byłego pierwszego sekretarza (dodatkowo łączy ich wspólna niechęć do ekipy gen. Jaruzelskiego), gdyż to dziennikarz dobrze wiedzący, jakich pytań lepiej nie zadawać. Wywiad-rzeka przebiega zatem według powtarzalnego schematu, w którym Rolicki zadaje - przeważnie krótkie - pytanie, po czym słucha znacznie dłuższej odpowiedzi swojego rozmówcy. Czasami zdarzy się bardziej szczegółowe dopytanie o jakąś kwestię lub powrót do porzuconego w wyniku dygresji wątku, ale w zasadzie przebieg wywiadu daleki jest od tego, do czego przywykliśmy aktualnie. I rzeczywiście, nie jest to bynajmniej dziennikarstwo współczesne, w którym dziennikarz bardzo często chce być ważniejszy od swojego rozmówcy. Przeciwnie, pan Rolicki to taki trochę dziennikarz „z minionej epoki”, więc trudno w jego pytaniach znaleźć takie, które wyraźnie przycisnęłoby Gierka do ściany i zmusiły go do lawirowania. Myślę zresztą, że na taką formę wywiadu pierwszy sekretarz z pewnością by się nie zgodził. Inna sprawa, że ten „staroświecki” styl wywiadu Janusza Rolickiego nawet przyjemnie rezonuje ze współczesnymi wywiadami, w których przerywanie rozmówcy w połowie wywodu jest w zasadzie normą. Ot, jak to zwykle w życiu bywa - są plusu, są minusy.
A więc skoro było o formie, przejdźmy do treści wywiadu. Gierek opowiada autorowi swoje życie w ujęciu chronologicznym, rozpoczynając od młodości spędzonej we Francji i Belgii, gdzie pracował jako górnik, i gdzie też stawiał pierwsze kroki polityczne w ruchu komunistycznym. Następnie przechodzimy do jego kariery już w Polsce Ludowej, gdzie najpierw został działaczem komunistycznym na Śląsku, a następnie - na fali zdobytej w partii popularności - zastąpił na stanowisku I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułkę (po wydarzeniach grudniowych w roku 1970). Duża część wywiadu dotyczy zakulisowych gier wewnątrz partii zarówno w momencie wyboru Gierka na najważniejsze stanowisko w ramach komunistycznego państwa, jak i późniejszym jego zastąpieniu przez Stanisława Kanię w roku 1980, już po powstaniu NSZZ Solidarność. To w zasadzie najciekawszy wątek wywiadu, w którym sam sekretarz przekazuje obraz stosunków panujących w gruncie rzeczy tylko pozornie zjednoczonej partii.
Przejdźmy jednak do kontrowersji. Pierwsza pojawia się w stosunku Gierka do stalinizmu, jako systemy sprawowania władzy. Okazuje się bowiem, że w zasadzie to Gierek nie popierał metod Józefa Stalina, a likwidację KPP w latach 30. uznał za dziejową niesprawiedliwość. Nie przeszkodziło to jednak mu w zaangażowanie się w działalność PZPR, która przecież u zarania swego powstania stosowała metody stalinowskie. Najważniejszym argumentem Gierka, który pada jako ostateczne alibi kilkukrotnie w trakcie wywiadu, to fakt, że po Jałcie nie mogło być innej Polski niż komunistyczna. A każdy, kto uważał inaczej, był fantastą nieliczącym się z rzeczywistymi uwarunkowaniami. Cóż, z jednej strony argument ten jest argumentem słusznym - po oddaniu Polski w radziecką strefę wpływów przez Aliantów, rzeczywiście nie było żadnej innej alternatywy dla Polski Ludowej. Inna sprawa jednak, że udzielającemu wywiadu chyba dość łatwo przyszło pogodzenie wewnętrznego sprzeciwu wobec Stalina z działalnością w stalinowskiej partii. Tym samym okres lat 1945-1956 jest raczej przemilczany w wywiadzie, jako wyraźnie niewygodny dla rozmówcy i mogący zagrozić lansowanemu wizerunkowi Gierka jako polskiego patrioty.
A co Edward Gierek ma do powiedzenia na temat długów, które zaciągnął za swoich rządów? W zasadzie nie dziwi, że główną winą za ich powstanie obarcza okoliczności zewnętrzne, choć wspomina też o „przeinwestowaniu gospodarki”, co rzekomo miał naprawić „manewr gospodarczy”. Przyznajmy, że tzw. zima stulecia, która sparaliżowała kraj, oraz nieurodzaj w rolnictwie rzeczywiście mogły zaszkodzić rachitycznej gospodarce, ale diagnoza stawiana przez byłego pierwszego sekretarza jest tutaj niewystarczająca. Długów i porażki gospodarczej nie tłumaczy także „niska efektywność pracy”, której Gierek przypisał zasadniczą przyczynę kłopotów gospodarczych w drugiej połowie lat 70. Niska efektywność pracy nie była zresztą przyczyną, ale skutkiem funkcjonowania systemu socjalistycznego w Polsce. Także załamanie się „złotej dekady” Gierka bynajmniej nie tkwi w tym, że wzrostowi inwestycji w gospodarkę nie towarzyszył wzrost efektywności pracy, a przez to wzrost jakości i efektywności produkcji. W zasadzie socjalizm, jako ustrój gospodarczy oparty na klasycznej ideologii marksistowskiej, osiągnął szczyt swojego rozwoju w Polsce w epoce Gomułki. Dla przypomnienia i w wielkim uproszczeniu, komunizm był ruchem mającym zapewnić w teorii sprawiedliwy podział dóbr i poprawę losu klasy robotniczej, która w momencie kładzenia podstaw ideologii (pierwsza połowa XIX wieku) rzeczywiście była poddana ostrej presji ze strony kapitalistów i wspierających ich aparatów państwowych. Tylko że to była sytuacja z poprzedniego stulecia. Wraz z odejściem w przeszłość kapitalizmu czysto przemysłowego i coraz mocniejszej obecności sektora usługowego zaszła też zasadnicza zmiana położenia pracowników.
I tutaj dopatrywałbym się jednej z historycznych zasług Edwarda Gierka. Otóż ten wychowany we Francji i Belgii człowiek widział różnicę dziejowego rozwoju między Wschodem a Zachodem kontynentu, a jego program „rozwoju społeczno-ekonomicznego narodu” daleki był od idei międzynarodowego ruchu komunistycznego. Gomułka był zadeklarowanym przeciwnikiem kredytu zagranicznego, jako formy rozwoju gospodarki socjalistycznej. „Siermiężny socjalizm” towarzysza Wiesława był zatem doktrynalnie zgodny z ideologią marksistowską. Ale Gierek, otwierając gospodarkę na kredyt zagraniczny i związane z tym inwestycje, wpuścił do kraju coś, czego socjalistyczna ideologia nigdy nie zakładała - konsumpcjonizm. Jeśli ktoś zastanawia się, skąd sympatia starszego pokolenia do postaci Gierka i dekady lat 70., to wynika to najprawdopodobniej właśnie z tego powodu. Ludzie dostali rzeczy, o których za Gomułki nie mogli nawet pomarzyć. Ale ręcznie sterowana gospodarka planowana nigdy nie jest w stanie sprostać wymogom konsumpcyjnego społeczeństwa. Po prostu plany rozwoju kreślone na kilka lat do przodu powstają w oparciu o założenia, które mogą wkrótce ulec zmianie (np. wzrost kosztów obsługi kredytów walutowych). Pomijam już tutaj zupełnie zjawiska nieplanowane, takie jak oszustwa w raportach gospodarczych, kradzieże, marnotrawstwo czy wspomniane już uwarunkowania atmosferyczne. Edward Gierek, otwierając PRL na konsumpcję, podłożył minę z opóźnionym zapłonem pod cały system. Mina ta wybuchła przy pierwszym poważniejszym kryzysie gospodarczym, co też doprowadziło zresztą do jego upadku. Pomijam już w toku tego i tak skrótowego wywodu sytuację geopolityczną, w której gospodarka kraju podlega także wpływom czynników politycznych z zewnątrz, a dokładniej - z Moskwy. Oczywiście w wywodach Gierka ani śladu tego typu rozumowania. W zasadzie Gierek jest przekonany, że w momencie jego odsunięcia na boczny tor przez Kanię do spółki z Jaruzelskim kraj i gospodarka wychodziły już na prostą, a gdyby on pozostał nadal u steru partii, również problem zadłużenia zagranicznego udałoby się rozwiązać. Są to tezy w zasadzie nieweryfikowalne. Natomiast za późniejsze nawarstwianie się długów jawnie oskarża ekipę Jaruzelskiego.
Jak zatem sam siebie widzi towarzysz Gierek? Ano, jako w zasadzie szczerego i gorliwego patriotę, którego jedynym celem było dobro ojczyzny i narodu. A to, co w tym celu robił, nie zawsze mógł komunikować wprost ze względu na sytuację geopolityczną. Wszelkie wypatrzenia systemu, o jakich dane było mu wiedzieć, były przez niego zwalczane dla dobra ludzi. Cóż, nawet historycy epoki przyznają, że Gierek wydał kategoryczny zakaz używania broni palnej w stosunku do robotników, ale o innych formach przemocy już nie wspomina, zasłaniając się niewiedzą. Jest to oczywiście nieprawda, gdyż każdy z sekretarzy KC PZPR wiedział, iż rządy komunistyczne w Polsce oparte są o lufy radzieckich karabinów i czołgów, bez których ich władza w kraju nad Wisłą nie utrzymałaby się zbyt długo. Innymi słowy, Gierek nie przyznaje się do tego, że choć rzeczywiście za jego czasów nie strzelano do rodaków, to jednak „przewodniej roli partii” broniłby do upadłego. „Bo inaczej nie mogło być”. Cała tragedia polega tutaj na tym, że do momentu rozpadu ZSRR rzeczywiście, w momentach kryzysowych, graliśmy w swojego rodzaju rosyjską ruletkę.
Powszechna wiedza o epoce Gierka w zasadzie sprowadza się do długów, jakich jego ekipa zaciągnęła, a które Polska spłacała do roku 2012. Jest to jednak tylko jedna strona medalu. Czy tego chcemy, czy nie, trzeba przyznać, że pęd inwestycyjny Gierka podłożył podstawy pod rozwój Polski jako kraju przemysłowego. Oczywiście, poczynione inwestycje i zakupione licencje przeważnie były albo chybione, albo straszliwie przepłacone, ale na ich podstawie powstawały zakłady przemysłowe, elektrownie, drogi itp. Epoka Gierka to także historyczny boom inwestycji mieszkaniowych. To prawda, że bloki z wielkiej płyty ani nie były ładne, ani ekonomicznie najtańsze, ale jednak pozwalały oddawać rocznie do 300 tys. mieszkań, głównie w średnich i dużych miastach. Czekało się na nie długo, nieraz były felerne i brzydkie, ale jednak były. Bo były niezbędne dla rozwoju kraju. Jest to rzecz, której III Rzeczpospolita do dnia dzisiejszego nie rozumie. Po 89. roku państwa polskie abdykowało z rynku mieszkaniowego, czego smutne skutki zbieramy do dnia dzisiejszego, a niewiele wskazuje na to, aby miało się to diametralnie zmienić, mimo szumnych zapowiedzi z różnych stron sceny politycznej. Dlatego jeśli Gierek mówi, że nieprawdą jest, iż komunizm zrujnował Polskę, to ma ku temu pewne obiektywne podstawy. Epoka gierkowska przypieczętowała trwałe przekształcenie Polski z kraju rolniczego w kraj rolniczo-przemysłowy. A że fundamenty te były liche, przepłacone i w zasadzie można było to zrobić lepiej, to jest rzeczy oczywista. Jednego tylko nie uwzględnia - w ówczesnych uwarunkowaniach, gdy doktryna górowała nad prawami ekonomii, naprawdę ciężko byłoby to zrobić inaczej.
Ale kończąc już ten tekst, bo odbiegłem w sumie daleko od recenzowanej książki. Wywiad-rzeka z Edwardem Gierkiem to rzecz z dzisiejszego punktu widzenia w zasadzie historyczna. Echa tamtej epoki są już coraz słabsze w polskim dyskursie politycznym i ograniczają się właściwie do „pałowania się” na poziomie emocji i przyklejania gęby „komucha” w ramach całkowicie aktualnej walki politycznej. To ułatwia bardziej obiektywne podejście do książki Rolickiego. Oczywiście osoby reagujące na nazwisko Gierek = komunistyczny zdrajca raczej nie znajdą w tej książce nic ciekawego, ale cała reszta zainteresowanych powinna mieć okazję do ciekawej lektury, po której ukończeniu można nieco inaczej spojrzeć na najnowsza historię Polski. Wizerunkowe zabiegi Gierka są bowiem z współczesnej perspektywy dość proste do przejrzenia (Gierek z wywiadu to w sumie taki fajny, kierujący się własnymi zasadami i pracowity facet, którego wykiwali niewdzięczni współtowarzysze z partii), tym bardziej, jeśli posiadamy choćby podstawową wiedzę historyczną o tamtych czasach, więc pozostaje już tylko próba zrozumienia człowieka i motywów, którymi się kierował. Z zachowaniem jednak odpowiedniego poziomu czujności.
Wpadła mi w ręce dość leciwa już książka pod tytułem „Przerwana dekada”, a dokładniej wywiad-rzeka o takim tytule, jakiego Edward Gierek (1913-2001), pierwszy sekretarz KC PZPR w latach 1970-1980, udzielił Januszowi Rolickiemu zaraz po upadku komunizmu w Polsce. Był to rok 1990. Z ciekawoś...
Rozwiń
Zwiń