Ja, Najwyższy Augusto Roa Bastos 7,9
ocenił(a) na 108 lata temu Zanim zacznę recenzować samą książkę, powinienem najpierw przedstawić moją ewolucję "miłości" do Paragwaju.
Wszystko zaczęło się w 1998 roku podczas Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej we Francji. Były to moje pierwsze, które oglądałem z zacięciem w telewizji, a ponieważ z "natury" byłem bramkarzem, obserwowałem właśnie tych zawodników na boisku. I tak poznałem swojego guru na wiele lat - paragwajski bramkarz, José Luis Chilavert. I ci, którzy mnie znają, wiedzą, że muszę zawsze zgłębić temat, przeczytać opinię/historię i liczne ciekawostki. Już nawet nie na sam temat, który mnie interesuje, ale też na te, które zazębiają się minimalnie o wiadomości dla mnie najważniejsze. I tak zacząłem przekartkowywać historię paragwajską ze źródeł, jakie dotychczas miałem. Czyli niewiele tego było, bo nawet o dostępie do internetu mogłem wtedy tylko pomarzyć. W każdym razie, interesowało mnie wszystko, co z Paragwajem było związane, a na kolejnych Mistrzostwach Świata konsekwentnie trzymam za ten kraj kciuki.
Kolejny etap dojścia do książki Bastosa nastąpił po przeczytaniu "Gry w klasy" Cortazara. Wtedy zauważyłem, że do grona autorów, których (o zgrozo!) zaliczyłem, dołączył Argentyńczyk. A w "zbiorze głów" mam Polaków, Niemców, Brytyjczyków, Stanowych Zjednoczeńców, Włochów, Francuzów, Kanadyjczyków, Hiszpanów, Brazylijczyków, Turków i innych. I właśnie wtedy pomyślałem, że do tej grupy przyjemnie byłoby mieć chociaż jednego Paragwajczyka. Krótkie wyszukiwanie, już w internecie, pokazało mi jedynego pisarza wartego uwagi (inna sprawa, że wyglądało na to, że to jedyny ich pisarz w historii) - Augusto Roa Bastosa. W Polsce wyszły jedynie dwie książki: "Syn człowieczy" i "Ja, Najwyższy". I to tak dawno temu, że jedyną szansą zdobycia tego byłoby szwędanie się po antykwariatach. Zapisałem w www.goodreads.com, że zamierzam przeczytać i na kilka tygodni zapomniałem o moim planie zupełnie.
11 listopada otrzymałem długo oczekiwaną książkę - "1001 książek, które musisz przeczytać". I po pobieżnym przeglądaniu po raz kolejny natrafiłem na tytuł "Ja, Najwyższy". I już byłem tak pewny tego, że chcę to przeczytać, że wykorzystałem moją małą Anielicę do sprezentowania mi egzemplarza na urodziny. Nie będę nawet ukrywał, że od 13 lat chciałem przeczytać coś, co ukazałoby mi chociaż zalążek Paragwaju, bym mógł tam się przenieść chociaż na chwilę. Okazało się jednak, że historia ta na pierwszy rzut oka, jest niczym powstanie Trzeciej Rzeszy w Europie. Ale tylko na pierwszy rzut oka!
Najwyższy, to tytuł, jaki otrzymuje José Gaspar Rodríguez de Francia - Wieczysty Dyktator. Cała powieść to teoretycznie jego słowa, które autor zebrał z różnych pism, not, wystąpień, kurend, a także przekazów ustnych zarówno bliskich towarzyszy, jak i legend przekazywanych wśród "motłochu". Z tego powodu Bastos przyjmuje nazwę Kompilatora i dzięki temu może się wtrącać i objaśniać niektóre niezrozumiałe kwestie.
Powieść zaczyna się od testamentu, który rzekomo został napisany przez Najwyższego, przybitego do drzwi katedry w Asuncion: "Rozkazuję, by po moim zgonie zewłok mój został ścięty(...). Wszyscy moi zausznicy, tak cywilni jako i wojskowi, niech zawisną na szubienicach. A ich trupy niech zostaną pogrzebane za murami cmentarza, tak iżby nie stało krzyża ni napisu, który upamiętniłby ich imiona...". Rzekomo! Najwyższy zaczyna prowadzić śledztwo wśród swoich skrybów, by znaleźć twórcę tego paszkwila. Jednak im bliżej końca, tym coraz mniej mamy pewności, czy aby testament nie jest JEGO tworem.
Paragwaj, zwany w XIX wieku, "Królestwem Grozy", to zamknięte terytorium w centrum Ameryki Południowej, gdzie nikt nie wchodzi, ani nikt nie wychodzi. Pozbawione gazet, rolnicze państwo, które gotuje się do ciągłej wojny. Samowystarczalny byt, który z każdej strony ma wrogów i który odpiera większość ataków. To kraj, w którym najpierw się rozstrzeliwuje, by potem wieszać.
Patrząc na Najwyższego prywatny zeszyt, trzeba zauważyć, że rozmowa ze znalezioną czaszką, czy z własnym psem Sułtanem, nie należy do najnormalniejszych zachowań. A jednak, jak czyta się myśli dyktatora i zaczyna rozumieć jego intencje, to zaczyna się mieć ambiwalentne uczucia. Być może dyktatura i autarkia rzeczywiście są potrzebne Paragwajczykom? Patrząc, jak sprawiedliwie "załatwia" problemy swoich obywateli, ma się wrażenie, że nie jest to żaden szaleniec, ale prawdziwy Ojciec Paragwajczyków.
JEGO rola w państwie, dyktatora, z nazwy sugeruje co robi główny bohater - dyktuje. By móc dyktować państwem potrzebny mu skryba. Patiño jest niczym Sancho Pansa dla swego Najwyższego. To za jego sprawą słowa "Kscelencji" zamieniają się w wyrazy, by z Wieczystej Kurendy sterować Paragwajem. Patiño siedzi przy biurko z notatnikiem i piórem, z nogami w misce z wodą (w której to, w nocy, ON wypatruje oznak zdrady swego skryby),naprzeciwko biurka Najwyższego, do którego przypięty na łańcuchu znajduje się meteor (przypięty, ponieważ tak traktuje uciekiniera z kosmosu, niczym niewolnika),i ma dostęp do tworzenia nowego Paragwaju, ale niestety tylko jako łącznik. W innym wypadku czekałaby go śmierć, którą sam musiałby sobie wypisać, "deflorując wyrazy" zasłyszane, jako słowa dyktatora.Bastos stworzył książkę za pomocą wielu prawdziwych tekstów, ale też na podstawie legend. Z tego powodu istnieje wątek miasta, w którym wszyscy mieszkańcy zostali zamienieni w posągi. Sprawa ta również przewija się przez całą powieść. Tworzenie broni z meteorytu, czy też mundurów z tkanin robionych z dymu palących się cygar. Wszelkie bujdy zostały tu uwzględnione.
Kompilator sprawił, że dyktator jest wszystko wiedzący. Dyskutuje, już na samym początku z Patiño, a propos JEGO śmierci i pogrzebu, który przed chwilą się zakończył. Krytykuje też władzę, która utworzy się za parę lat, jak i bezsensowną wojnę o Chaco w 1932 roku.
Jedynym mankamentem, jaki mogę znaleźć, to brak jakiegokolwiek podziału na dialogi. Nie ma tutaj przerw, łatwo się zgubić kto z kim rozmawia, kiedy zaczyna się kwestia Najwyższego, a kiedy jednego z obywateli. Wszystko pisane ciągiem jest bardzo męczące i chaotyczne. A sama książka do najłatwiejszych nie należy, często musiałem posługiwać się wikipedią, by dowiedzieć się czegoś więcej o realiach panujących w tamtym czasie.
Ostatnią rzeczą, jest tłumaczenie. Chyba po raz pierwszy muszę to napisać, ale należy się. Andrzej Nowak zrobił fantastyczną robotę. Pełno jest gier słownych, które ON wypowiada. Tłumacz dwoił się i troił, żeby polski czytelnik był w stanie bawić się językiem tak, jak robił to doktor Francia. Wspaniała robota!
I cóż mogę napisać więcej. To jedna z najwspanialszych książek, jakie czytałem. Arcydzieło, które chciałbym polecić wszystkim - studium dyktatora. Zdaję sobie jednak sprawę, że jest to książka bardzo trudna, która może odepchnąć. Ja wsiąkłem od razu i tak trzymało mnie do samego końca. To jeden z tych tytułów, który po kolejnym czytaniu, daje odpowiedzi na część pytań, które z pozoru były nierozwiązane (wiem, bo przeglądam ją od deski do deski podczas pisania tekstu). A najlepszym argumentem, że jest to arcydzieło, przemawia fakt, że nie często zdarza mi się westchnąć i mieć przyspieszone tętno, tak jak w momencie, gdy Patiño... (reszta spalona i nieczytelna, pozostały tekst stoczony przez robactwo).
http://majinfox.blogspot.com/