-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel14
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik243
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2018-06-25
2018-05-27
Od pierwszych stron nie mogłam się oderwać. Piękny storytelling, ogólnie świetny styl i cudowne postacie. Chylę czoła za to, że Białołęcka wybrała sobie na bohaterów nastolatków odmiennych i wokół nich zbudowała ciekawe historie, które długo pozostaną w pamięci.
Chciałabym jedynie zaznaczyć, że dla mnie nie jest to książka dla dzieci, a młodzież zapewne niewiele z niej wyniesie - ot, przygody kilku niepełnosprawnych dzieciaków. Nic bardziej mylnego. Żałuję, że nie sięgnęłam po tę serię wcześniej, ale nie sądziłam, że to coś dla mnie, myślałam właśnie, że to literatura dla dzieci - tylko jaka książka skierowana do małego czytelnika ma burdele dla magów? Która uwzględnia słowa takie jak “dziwka”, “pieprzyć się”, czy “skurwysyn”? I w jakiej innej książce głuchoniemy bohater spotyka się z niewidomą dziewczyną, by dotykiem poznawać swoje ciała?... W takich momentach naprawdę podziwiam autorkę za pomysł i odwagę.
Powiedziałabym, że książka Białołęckiej jest najbardziej dorosła, odważna i dosadna ze wszystkich ostatnio czytanych! Ale nie tylko pod względem wulgaryzmów, przede wszystkim tematycznie, w kreacji świata i postaci.
Brawo.
Szczegóły opis świata, postaci i stylu na https://recenzentplakal.wordpress.com/2018/05/27/ewa-bialolecka-naznaczeni-blekitem-tom-1/
Od pierwszych stron nie mogłam się oderwać. Piękny storytelling, ogólnie świetny styl i cudowne postacie. Chylę czoła za to, że Białołęcka wybrała sobie na bohaterów nastolatków odmiennych i wokół nich zbudowała ciekawe historie, które długo pozostaną w pamięci.
Chciałabym jedynie zaznaczyć, że dla mnie nie jest to książka dla dzieci, a młodzież zapewne niewiele z niej...
2018-05-14
Na Wszechcień, ale mnie sfrustrowała ta książka. Z jednej strony dostałyśmy ładny, miejscami piękny język i zwiastuny ciekawej koncepcji świata – z drugiej mnóstwo zbędnych infodumpów, niedopowiedzeń, sprzeczności, niewywołujących żadnych emocji postaci i nieskładających się w spójną, przekonywującą całość wydarzeń.
Świat jest niedopracowany, jakby autor zasiadł do pisania przed wymyśleniem całej jego koncepcji. Gdyby cieńtechnika była lepiej wyjaśniona, mógłby z tego powstać ciekawy miks płaszcza i szpady z pewną steampunkową magią, ale tutaj wszystko jest przypadkowe i nawet po lekturze nie wiadomo, jak co działa. Jeśli to miało być według Dukaja „światotwórstwo najwyższej klasy”, to chyba czytaliśmy dwie różne książki.
Co gorsza postacie są bez duszy; tę książkę broni tylko i wyłącznie styl.
Ale jest to obrona niestety skazana na porażkę.
Więcej na: https://recenzentplakal.wordpress.com/krzysztof-piskorski-cienioryt/
Na Wszechcień, ale mnie sfrustrowała ta książka. Z jednej strony dostałyśmy ładny, miejscami piękny język i zwiastuny ciekawej koncepcji świata – z drugiej mnóstwo zbędnych infodumpów, niedopowiedzeń, sprzeczności, niewywołujących żadnych emocji postaci i nieskładających się w spójną, przekonywującą całość wydarzeń.
Świat jest niedopracowany, jakby autor zasiadł do...
2018-04
“Zawisza Czarny” ma wiele wad, ale najważniejsza: ta fabuła to materiał na opowiadanie, nie powieść. I z tego wynikają moim zdaniem pozostałe problemy: rozdrobnienie narracji na kilkanaście POV-ów, z których każdy musi mieć swój opis i swoje “backstory”, nawet jeżeli nijak się ono ma do głównej historii, opisywanie jednego wydarzenia z kilku punktów widzenia (co jeszcze by przeszło, gdyby sobie te relacje nie przeczyły, jak w pierwszej scenie z dworcem centralnym), rozciąganie scen akcji na kilkadziesiąt stron, gdzie każdy cios musi mieć swoje własne zdanie etc.
Źle leży także to, że cała historia rozgrywa się na przestrzeni dwóch dni. Pierwszego Ordon, Zawisza i Gosia przybywają do Warszawy, Fido kradnie samochody, mamy pierwszą mini nawalankę etc. Drugiego zaś finał. Przez to nie ma czasu, aby czytelnik poczuł, że “coś się kroi” i żeby plan nacjonalistów sprawiał wrażenie dopracowanego. Nie ma czasu na oddech. Nie ma czasu, by Zawisza zdobył jakąś sensowną motywację, po co się w ogóle w tę całą kabałę angażuje. Ba, przy takiej liczbie wydarzeń, bohaterowie pewnie nawet nie mają czasu na siku.
Wadą jest również sama konstrukcja książki: mamy dwie części, z których pierwsza wprowadza nam bohaterów i konflikt, a drugi… to strona po stronie nawalanki.
Tak jakby autor wziął klasyczną strukturę Wstęp - rozwinięcie - zakończenie i zapomniał o środkowej części.
Stylistycznie książka jest bardzo słaba. Wykorzystanie komiksu w niektórych miejscach, gdzie autorowi jest wygodnie, za to całkowite niedopracowanie charakterystyki postaci, gdzie Zawisza nie posiada nawet specjalnych mocy, pozostawia niedosyt.
Niekiedy mamy opisowy overflow, by później zostać potraktowanym zdawkowym opisem kogoś lub czegoś. Jedynym plusem może być operowanie innymi zmysłami niż wzrokiem, lecz ma to miejsce jedynie na początku i sporadycznie.
Postacie są czarno-białe, przerysowane albo zaniedbane, jak sam Zawisza, jakby autor bał się opisać czarnoskórej postać z krwi i kości, posiadającej zalety i - czego zabrakło - wady. Rozwoju postaci nie ma tutaj oczywiście żadnego - tak tytułowego bohatera, jak i postaci pobocznych.
Po całość recenzji zapraszamy na: https://recenzentplakal.wordpress.com/2018/04/29/jakub-cwiek-zawisza-czarny/
“Zawisza Czarny” ma wiele wad, ale najważniejsza: ta fabuła to materiał na opowiadanie, nie powieść. I z tego wynikają moim zdaniem pozostałe problemy: rozdrobnienie narracji na kilkanaście POV-ów, z których każdy musi mieć swój opis i swoje “backstory”, nawet jeżeli nijak się ono ma do głównej historii, opisywanie jednego wydarzenia z kilku punktów widzenia (co jeszcze by...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-02
Wątek walki z dyktaturą poprzez sztukę jest nieprzekonywujący, bo opisana tyrania tyranią nie jest. Postać głównego bohatera jest nieciekawa, bo jest budowana na zasadzie oświadczeń narratora oraz pozostałych postaci na temat wyjątkowości Victora w porównaniu z innymi młodzieńcami/rebeliantami/osobami poszukujących dzieł Samuela. Główny bohater jest w gruncie rzeczy bardzo pasywny, nic co robi nie ma prawdziwych konsekwencji czy znaczenia.
Czuję się oszukana. Nie tylko dostałam mniej, niż mi obiecano, ale wręcz wciśniętą mi książkę, która pod żadnym względem nie przypomina powieści. Fabularnie biegamy od questu do questu, jakbyśmy odhaczali punkty na liście. Nie ma tutaj żadnych wątków pobocznych. Śledzimy losy tylko jednej i to na dodatek źle skonstruowanej postaci. A najgorszą wadą jest brak opisu którejkolwiek ze sztuk. Nawet w momencie, gdy ją wystawiają, autor olewa całkowicie jej treść.
Postacie są niczym wyjęte z generatora – mają po dwie cechy i nic więcej. Na dodatek autor przedstawia nam je mówiąc, a nie pokazując. Rozwoju głównej postaci nie ma – Victor jak przyszedł do miasta, tak odszedł.
Stylem ta książka również się nie broni. Jest przegadana i wiele razy zatrzymujemy się, by przeczytać raz jeszcze, o co chodziło czy też na poszczególnych słowach, myśląc „że co”?
Cała recenzja na: https://recenzentplakal.wordpress.com/2018/02/05/michal-ochnik-zima/
Wątek walki z dyktaturą poprzez sztukę jest nieprzekonywujący, bo opisana tyrania tyranią nie jest. Postać głównego bohatera jest nieciekawa, bo jest budowana na zasadzie oświadczeń narratora oraz pozostałych postaci na temat wyjątkowości Victora w porównaniu z innymi młodzieńcami/rebeliantami/osobami poszukujących dzieł Samuela. Główny bohater jest w gruncie rzeczy...
więcej mniej Pokaż mimo to
“Różaniec” to książka nie tylko zła, ale gorzej - NIECHLUJNA. Pod kątem języka, konstrukcji świata przedstawionego, fabuły, postaci. Nie popisał się przy jej kreacji autor, nie wykazali profesjonalizmem redaktor, ani korektor. Totalna strata czasu. Tym bardziej skłania do refleksji, że to jeden z tegorocznych kandydatów do Zajdla - czy naprawdę książka pełna błędów językowych, logicznych, merytorycznych, nie odpowiadająca na większość pytań, które sama zadaje, godna jest laurów?
Kosik sam przyznaje, że napisanie tej książki zabrało mu długie lata i szczerze mu wierzę, bo na każdym kroku wyłania się zupełnie nowa koncepcja, czasami całkowicie przeciwstawna poprzedniej.
Kreacja świata wygląda tak, że o istnieniu pierścienia dowiadujemy się, gdy bohater stwierdza, że ma miasto nad głową. Nie czuję klimatu Warszawy, nie czuję nawet klimatu SF, bo zamiana słowa telefon na komunikator, cel na destynację, oszacowanie na aproksymację i dodanie paru nowych słów, które zapewne nigdy nie przyjęłyby się w rzeczywistości to za mało, by mówić o dobrym światotwórstwie.
Scena debaty politycznej, gdzie prezenterka robi z siebie idiotkę, wprawił mnie w żenadę. Wystarczy obejrzeć odcinek Jerry'ego Springera, żeby zrozumieć, że to goście mają się błaźnić. Pomysł jak strzał w kolano.
Postacie są sklonowane (kandydaci na prezydenta), opisywane seksistowską narracją (niemal wszystkie kobiety), miałkie (Marysia, Judyta) i w większości całkowicie zbędne. Główny bohater jest pasywny do bólu, nad niczym się nie zastanawia, dobrze mu z własną ignorancją, a wiedzę czerpie z niebios. O rozwoju postaci nie ma tutaj mowy.
Znajomość języka polskiego jest żenującym poziomie. Liczne błędy językowe, za którymi idzie wymyślne słowotwórstwo, tworzą czytelniczą katorgę. Zdania nie mają rytmu, brzmią jak telegraf, a narratorem przecież nie jest maszyna, tylko człowiek.
Ta książka jest jak upierdliwy współpracownik z boksu naprzeciwko, który cały czas nadaje bzdury, operując wymyślnymi słowami, rzucając seksistowskie wstawki i mądrząc się bez przerwy, bylebyś tylko nie mógł się skupić na swojej robocie (w tym przypadku czytaniu). Gada bez ładu i składu, nie potrafiąc porządnie złożyć zdania i choć ty chcesz pojąć, o co właściwie chodzi, to po prostu się nie da. I trwa to długie godziny. Modlisz się o jedno normalne, ludzkie wyjaśnienie, ale się nie doczekasz. I nie chcesz być brutalny, ale w końcu nie wytrzymujesz i wyładowujesz się na klawiaturze. Bzdury, bzdury, bzdury! - krzyczysz i wychodzisz. Nigdy więcej nie wrócisz.
Więcej na: https://recenzentplakal.wordpress.com/2018/06/25/rafal-kosik-rozaniec/
“Różaniec” to książka nie tylko zła, ale gorzej - NIECHLUJNA. Pod kątem języka, konstrukcji świata przedstawionego, fabuły, postaci. Nie popisał się przy jej kreacji autor, nie wykazali profesjonalizmem redaktor, ani korektor. Totalna strata czasu. Tym bardziej skłania do refleksji, że to jeden z tegorocznych kandydatów do Zajdla - czy naprawdę książka pełna błędów...
więcej Pokaż mimo to