-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyNigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń? 100-letnia pisarka właśnie wydała dwie książkiAnna Sierant4
-
Artykuły„Chłopcy z ulicy Pawła”. Spacer po Budapeszcie śladami bohaterów kultowej książki z dzieciństwaDaniel Warmuz7
-
ArtykułyNajlepszy kryminał roku wybrany. Nagroda Wielkiego Kalibru 2024 dla debiutantkiKonrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2022-09-24
2022-12-31
Spodziewałam się wiele. Może za wiele, ale autorka jest w końcu nauczycielką pisania.
Od samego początku nie pasował mi język tej książki. Wszystko było takie suche i pozbawione emocji, nawet gdy coś się działo. Już po pierwszym rozdziale i liczbie powtórzeń: "Sonia Marchlewska" w różnych konfiguracjach, czułam, że będę się irytować. Nie pomyliłam się za bardzo. Za każdym razem, gdy któryś z bohaterów mówił: "Franko", przewracałam oczami. A dialogi z Łukaszem były niewiarygodne. I nie chodzi o to, co mówił, tylko w jaki sposób.
Fabułę przewidziałam praktycznie od razu. Były jakieś próby mylenia tropów, ale niewystarczające, żebym zmieniła zdanie i postawiła na innego sprawcę.
Może to dlatego że akcja działa się w małym miasteczku, a ja już dawno przestałam je lubić. Za każdym razem, gdzieś na początku, typuję podejrzanego i nie przypominam sobie, żebym kiedyś nie trafiła. A chciałabym.
Nie polubiłam ani jednej postaci. W pewnym momencie dialogi brzmiały dla mnie jak zacięta płyta, chociaż domyślam się, dlaczego tak wyglądały.
W ogóle liczba słowa "incel" w tej książce... Nie jestem aż taką masochistką, żeby to liczyć.
"Zła miłość" to taka powieść, żeby usiąść, przeczytać i zapomnieć. Jeśli nie czepia się szczegółów, można spędzić z nią przyjemne chwile.
Spodziewałam się wiele. Może za wiele, ale autorka jest w końcu nauczycielką pisania.
Od samego początku nie pasował mi język tej książki. Wszystko było takie suche i pozbawione emocji, nawet gdy coś się działo. Już po pierwszym rozdziale i liczbie powtórzeń: "Sonia Marchlewska" w różnych konfiguracjach, czułam, że będę się irytować. Nie pomyliłam się za bardzo. Za każdym...
2022-09-06
Równie mocno czekałam na tę książkę, co nie mogłam się za nią zabrać. Ale gdy już zaczęłam to przepadłam.
W "Nie odpuszczę" Gabriela Sawicka dostaje trudną sprawę – musi złapać zabójcę, który zabija młode kobiety. Tylko że jego modus operandi jest niemal identyczny jak sprawcy, który przed laty zabił jej siostrę.
Bardzo się cieszę, że autorka pokazała trochę z przeszłości Gabi (wolałabym jeszcze więcej np. odnośnie do Przemysława Wilka, ale się zadowolę tym, co na razie dostałam). Dostaliśmy wycinek tego, co tak naprawdę ukształtowało ją jako człowieka, i jako prokuratora.
Sprawa kryminalna miała jeden z motywów, który uwielbiam i była dosyć dobrze poprowadzona, tylko brakowało czegoś tak: bardziej. Książka została ukierunkowana pod wątek z życia Sawickiej (i świetnie), ale trochę brakowało mi zarysu ofiar i czegoś więcej o nich.
Michalski, jak to Michalski, łagodził trochę cięty język Gabrieli. Oni w ogóle tworzą ciekawy duet i przez to coraz bardziej go lubię. Nawet mu współczułam, a to wiele znaczy!
Językowo, okej. Znalazłam kilka błędów w redakcji, jakieś pomylone słowa, powtórzenia, raz rzuciły mi się w oczy błędy składu. No klasycznie. Ale chyba ogólnie jest lepiej niż w poprzednich książkach autorki, a to już coś.
Rozwiązania już pod koniec się domyśliłam, chociaż końcówka mnie zaskoczyła.
I znowu nie mogę się doczekać kolejnego tomu. Nie wiem, jak Diana Brzezińska to robi, ale coś mi się wydaje, że z całą tą serią tak będzie.
Równie mocno czekałam na tę książkę, co nie mogłam się za nią zabrać. Ale gdy już zaczęłam to przepadłam.
W "Nie odpuszczę" Gabriela Sawicka dostaje trudną sprawę – musi złapać zabójcę, który zabija młode kobiety. Tylko że jego modus operandi jest niemal identyczny jak sprawcy, który przed laty zabił jej siostrę.
Bardzo się cieszę, że autorka pokazała trochę z przeszłości...
2022-04-27
"Skrucha" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Marka Stelara. Już od jakiegoś czasu chciałam przeczytać coś jego autorstwa i wyszło na to, że kupiłam właśnie tę powieść.
Nie jestem wielką fanką fabuł osadzonych w małych miasteczkach, bo najczęściej wszystko opiera się o to samo – kogoś "z zewnątrz", próbującego rozwiązać zagadkę i zmowę milczenia mieszkańców. Tu też trochę tak jest, ale przyznam, że Nowe Warpno mnie zauroczyło. Jest w nim coś... Innego? A może to ta wszechobecna i wielokrotnie powtarzana, obecność wody daje mu klimat.
Mam wrażenie, że fabuła została bardzo przez autora zaplanowana. I bardzo dobrze, bo mimo że w pewnym momencie zaczęłam się domyślać, o co chodzi to nie starałam się tego robić za wszelką cenę, a nawet dałam się zaskoczyć.
Do bohaterów nie zapałałam jakąś szczególną miłością. Byli mi raczej obojętni, chociaż gdyby Marek Stelar pokusił się na napisanie kolejnej powieści z nimi, to chętnie sprawdziłabym, co słychać u Dominika i Natalii.
Styl autora, w pierwszej chwili wydawał mi się lekko chaotyczny, momentami gubiłam się w zdaniach wielokrotnie złożonych, chociaż im dalej czytałam, tym bardziej przyzwyczajałam się i wszystko stawało się zrozumiałe (zupełnie tak, jak sprawa kryminalna).
Na koniec do jednego się przyczepię. Jakoś do połowy brakowało mi w tej książce napięcia. Wszystko było takie spokojne, nie czułam chęci, żeby jak najszybciej dowiedzieć się rozwiązania. Pod koniec się to zmieniło, bo ostatnie 150 stron przeczytałam jednym tchem.
Podsumowując. Moje pierwsze spotkanie z Markiem Stelarem uważam za udane. Bardzo chętnie przeczytam kolejną powieść, która się ukaże. I przede wszystkim: chciałabym zobaczyć Nowe Warpno na własne oczy. Może kiedyś.
"Skrucha" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Marka Stelara. Już od jakiegoś czasu chciałam przeczytać coś jego autorstwa i wyszło na to, że kupiłam właśnie tę powieść.
Nie jestem wielką fanką fabuł osadzonych w małych miasteczkach, bo najczęściej wszystko opiera się o to samo – kogoś "z zewnątrz", próbującego rozwiązać zagadkę i zmowę milczenia mieszkańców. Tu też...
2022-04-04
Męcząca – właśnie tym słowem mogłabym określić tę książkę i nie napisać nic więcej. Ale muszę.
Zacznę od rzeczy, która rzuciła mi się w oczy od razu, gdy tylko otworzyłam swój egzemplarz. Dlaczego tam nie ma wcięć akapitowych? One nie istnieją w tym tekście, a to dopiero pierwszy z minusów. Już pominę literówki, kropki zamiast przecinków, powtórzenia...
Opis fabuły brzmiał ciekawie, dlatego w ogóle zainteresowałam się tą powieścią, wydałam na nią pieniądze. "Brzmiał" to słowo-klucz, bo tylko na tym się skończyło. Ta historia jest tak rozwleczona, że w okolicy 150 strony miałam jej już serdecznie dość. Mnóstwo scen nic nie wnosi, autor żongluje perspektywami postaci, które potem nagle znikają, żeby się pojawić 100 stron później. Albo i nie...
Bohaterowie. Papierowi – chyba tak najlepiej byłoby ich określić. Żaden nie był ciekawy, nie sprawiał, że chciałam czytać dalej. Wręcz przeciwnie. Nie mówię, że mam im wszystkim kibicować, ale błagam, niech budzą jakiekolwiek emocje.
Oczywiście poprowadzony wątek między prokurator, prowadzącą śledztwo, a podlegającym jej policjantem to było w ogóle jakieś nieporozumienie. Zwłaszcza że ich najczęstszą interakcją były rozmowy telefoniczne... Ściany tekstu, poprowadzone tylko na dialogach. Tylko. Bez żadnych przerywników, chociażby na opis widoku za oknem.
Styl, jak się pewnie można domyślić, też nie przypadł mi do gustu. Nie ciepię powtórzeń i zdań, które przy redakcji powinny zostać wycięte, bo albo nic nie wnoszą albo powielają to, co było chwilę wcześniej. Do tego – tłumaczenie oczywistych rzeczy (np. czym są obcęgi. Naprawdę, nie potrzebuję tego. Nie traktujmy czytelnika jak idioty, błagam).
No i chyba moje ulubione – nieumiejętne szokowanie brutalnością.
Lubię takie książki, serio. Mogę czytać szczegółowe opisy zbrodni, nie robi mi to większego problemu. Ale niech to będzie chociaż dobrze napisane, a nie "bo przecież ludzie chcą czytać, więc może być napisane byle jak". No nie. Przynajmniej nie dla mnie.
Podsumowując. To było chyba moje pierwsze i ostatnie spotkanie z twórczością Krzysztofa Jóźwika. W "Chwastach" nie podobało mi się absolutnie nic. Pomysł może był ciekawy, ale wykonanie już nie za bardzo. A szkoda.
Męcząca – właśnie tym słowem mogłabym określić tę książkę i nie napisać nic więcej. Ale muszę.
Zacznę od rzeczy, która rzuciła mi się w oczy od razu, gdy tylko otworzyłam swój egzemplarz. Dlaczego tam nie ma wcięć akapitowych? One nie istnieją w tym tekście, a to dopiero pierwszy z minusów. Już pominę literówki, kropki zamiast przecinków, powtórzenia...
Opis fabuły...
2022-02-28
Chyba jeszcze nigdy nie czekałam na żadną książkę tak, jak na "Nie dopniesz swego". Czy było warto? W końcu mogę to napisać: tak!
Jeśli się nie mylę to Diana Brzezińska już od spotkań przy okazji debiutu wspominała o prokurator Gabrieli Sawickiej. A ja od samego początku byłam w jakiś niewyjaśniony sposób zafascynowana tą bohaterką. Wtedy nie wiedziałam o niej praktycznie nic, a mimo tego im więcej autorka o niej mówiła, tym bardziej na nią czekałam. Może to przez urząd, który pełni? Mój wymarzony? Bardzo prawdopodobne.
W końcu pojawiła się ona – Gabi. Najpierw w serii o Adzie i Krystianie, teraz – w swojej własnej. Aż chciałabym napisać: "nareszcie".
Główna bohaterka nie jest na pewno postacią, która wszystkim przypadnie do gustu (dokładnie tak, jak jest napisane na okładce). Jej styl bycia, dążenie do celu ponad wszystko i przekraczanie granic, których przekraczać nie powinna. Ale to sprawia, że Gabriela jest jakaś. Nie da się jej nie zauważyć, nie pozostaje obojętna, nie ginie w tłumie.
Właśnie na taką postać w twórczości Diany Brzezińskiej czekałam. Sawicka nie jest idealna, ma wady, tajemnice, którymi nie chce się dzielić, czasami irytuje, a jednocześnie, gdy się ją pozna to nie jest się w stanie zapomnieć.
Czytałam tę powieść trochę "na raty", bo dostałam ją sporo przed premierą, później była sesja, więc odłożyłam. Ale pomimo tego cały czas o niej myślałam. Nie tyle o sprawie kryminalnej, rozwiązaniu zagadki albo ścieżkach, w które może skręcić śledztwo, co właśnie o pani prokurator. Jeśli to nie jest wyznacznik dobrze napisanej, charakterystycznej i intrygującej postaci to nie wiem, co nim jest.
Odnośnie do samej fabuły, jak dla mnie trochę za łatwo, standardowo coś tam przewidziałam, ale na szczęście czułam się usatysfakcjonowana. Bardziej intryguje mnie drugi wątek, rozpoczęty w tej książce. Mam nadzieję, że będzie kontynuowany w kolejnym tomie.
Rafała Michalskiego jak nie lubiłam, tak dalej nie lubię, chociaż niebezpiecznie zaczynam się do niego przekonywać. I coś mi się wydaje, że z czasem się jednak polubimy.
Już kończąc – to była dobra książka. Nawet bardzo. Cieszę się, bo widać, że autorka się rozwija. Jestem ogromnie ciekawa, co zaplanowała dla Gabi, bo po tym zakończeniu to aż sama się boję (chociaż trudno mi było tego nie obstawiać). Czekam również na więcej jej backstory, bo jestem pewna, że będzie fascynujące, już teraz było.
Na zakończenie: fragment o prokuratorach z 33 rozdziału skradł moje serce. A nawiązanie do poprzedniej serii już w ogóle. Nie mogę doczekać się kolejnych tomów.
Chyba jeszcze nigdy nie czekałam na żadną książkę tak, jak na "Nie dopniesz swego". Czy było warto? W końcu mogę to napisać: tak!
Jeśli się nie mylę to Diana Brzezińska już od spotkań przy okazji debiutu wspominała o prokurator Gabrieli Sawickiej. A ja od samego początku byłam w jakiś niewyjaśniony sposób zafascynowana tą bohaterką. Wtedy nie wiedziałam o niej praktycznie...
2022-01-19
Od jakiegoś czasu chciałam przeczytać "Zapłatę". Byłam ciekawa czym się wyróżnia, dlaczego seria z Górską i Tomczykiem jest bestsellerowa.
I szczerze mówiąc, po 1 tomie, nie mam pojęcia.
Pierwsze strony od razu mnie zaintrygowały, bo autorka pokazała przeszłość bohaterki, której jeszcze nie znałam. Później zostałam wrzucona w sprawę kryminalną. Znowu to piszę, ale... Przewidywalną. Bardzo.
Co do postaci to mam wrażenie, że Agata Górska jest odrobinę lepiej zarysowana, autorka więcej o niej mówi, pokazuje, w jaki sposób kobieta się zachowuje. Natomiast o Sławku Tomczyku nie wiem niczego ponad to, że jest punktualny, lubi zieloną herbatę i ma dość postawną budowę ciała. Plus jest romantykiem. Niby coś, ale jednak niewiele w porównaniu do backstory Agaty.
Akcja się taka, że praktycznie wszystko byłam w stanie wywnioskować dużo wcześniej niż policjanci. Nie miało mnie co wciągnąć, bo więcej tam było wątku obyczajowo-kryminalnego niż kryminału.
Właśnie, ten wątek romantyczny. Nawet nie wiem, jak to skomentować. Niepotrzebny? Nieprofesjonalny? Rzucony tak sobie, bez większej głębi.
Styl autorki jest przyjemny, szybko czyta się te książki (zarówno "Zapłatę" jak i "Milcząc jak grób"), ale... Tyle tam jest takich głupich błędów, poszatkowanych scen, nierealistycznych dialogów.
W mojej opinii w tej powieści jednak dominuje obyczaj, a wątek kryminalny nie jest angażujący. Nie miałam ochoty przerzucać kartek, żeby tylko dowiedzieć się, kto zabił, bo sama zgadłam.
Niestety. Może w przyszłości dam jeszcze szansę twórczości Małgorzaty Rogali i sięgnę po 2 tom którejś z serii. Teraz jednak mam wrażenie, że to po prostu nie są książki dla mnie.
Od jakiegoś czasu chciałam przeczytać "Zapłatę". Byłam ciekawa czym się wyróżnia, dlaczego seria z Górską i Tomczykiem jest bestsellerowa.
I szczerze mówiąc, po 1 tomie, nie mam pojęcia.
Pierwsze strony od razu mnie zaintrygowały, bo autorka pokazała przeszłość bohaterki, której jeszcze nie znałam. Później zostałam wrzucona w sprawę kryminalną. Znowu to piszę, ale......
2022-01-14
Ostatni raz książkę Maxa Czornyja przeczytałam w 2019 r. Do tej pory pamiętam jak bardzo zawiodłam się na "Ślepcu" i jaką niechęcią darzyłam głównych bohaterów. Przez to nie sięgałam po jego powieści, poza tym wyszło ich mnóstwo i zwyczajnie bym nie nadążyła.
Wszystko zmieniło się kilka dni temu. W listopadzie dostałam na urodziny "Wielbiciela". Nie byłam specjalnie przekonana, opis wydawał się w porządku, ale wciąż miałam w pamięci Lizę Langer, której nie cierpię. W końcu jednak stwierdziłam, że no dobra, niech będzie.
I to był świetny pomysł. Wciągnęłam się praktycznie od samego początku.
"Wielbiciel" podzielony jest na cztery części. Historię śledzimy z punktu widzenia Bernarda Szajera – kandydata na prezydenta, którego córka zostaje porwana w kulminacyjnym momencie kampanii wyborczej; Feliksa Glazura – stereotypowego policjanta-alkoholika, z którego zdaniem już nikt się nie liczy oraz dziennikarki Diany Elert.
Przyznam szczerze, że byłam ogromnie ciekawa jak autor to wszystko połączy, bo pomimo poruszania tego samego tematu, każda z części była zupełnie inna. A ostatnia stanowiła istny rollercoaster.
Powieść czytałam bardzo szybko. Przerzucałam kartki jak szalona, chociaż, tak właściwie, nie było tam zawrotnego tempa akcji, chyba że pod koniec.
Zapomniałam już jak bardzo kocham styl pisania Maxa Czornyja. Zatracam się w jego fabułach i sama nie wiem kiedy, kończę te książki. Myślałam, że uwielbiam przede wszystkim jego szczegółowe opisy miejsc zbrodni (nadal pamiętam te, opisane w 1 i 2 tomie serii o Deryle, a czytałam je chwilę po premierze), ale tu czegoś takiego nie było. Widocznie chodzi o sposób, w jaki tworzy historię.
Na koniec dodam, że nie przewidziałam zakończenia (w końcu!), nawet się nie starałam i byłam nieźle zdziwiona, kiedy wszystko zaczęło wskakiwać na swoje miejsce i dowiedziałam się prawdy.
Ogromnie się cieszę, że wróciłam do twórczości autora, w którym zakochałam się od razu po debiucie. Mam na półce jeszcze kilka jego książek, więc na pewno po nie sięgnę.
Ostatni raz książkę Maxa Czornyja przeczytałam w 2019 r. Do tej pory pamiętam jak bardzo zawiodłam się na "Ślepcu" i jaką niechęcią darzyłam głównych bohaterów. Przez to nie sięgałam po jego powieści, poza tym wyszło ich mnóstwo i zwyczajnie bym nie nadążyła.
Wszystko zmieniło się kilka dni temu. W listopadzie dostałam na urodziny "Wielbiciela". Nie byłam specjalnie...
2022-01-10
"Milcząc jak grób" było moim pierwszym spotkaniem z twórczością Małgorzaty Rogali. Gdy tylko autorka zdradziła tytuł pierwszego tomu nowej serii stwierdziłam, że jest świetny i chyba to dobry znak, żeby po niego sięgnąć.
Przeczytałam i, aż przykro mi to pisać, ale bardzo się zawiodłam.
Powieść czyta się bardzo szybko, nawet pomimo tego, że jakoś w połowie ją odłożyłam i czekała dobry miesiąc. Od razu wiedziałam, co się dzieje, w niczym się nie gubiłam ani nie zapomniałam.
Nie mam pojęcia czy polubiłam główną bohaterkę, Monikę Gniewosz. Niespecjalnie, jest mi raczej obojętna. Współczułam jej w pewnym momencie, ale sytuacja, w której została postawiona nie była opisana tak, żebym w to weszła i czuła emocje bohaterki.
Co to fabuły to... no. Dobrze się to czytało, wszystko było płynne, nie miałam jakiegoś zgrzytu, który sprawiłby, że przewracałam oczami. Ale. Od samego początku wiedziałam, kto jest sprawcą. Dosłownie, kiedy ta postać pojawiła się w pierwszej scenie pomyślałam: "O, to ona (postać, nie sugeruję tutaj płci bohatera, spokojnie), na bank". I tak było. Miałam swoją teorię o rozwiązaniu od jakiejś połowy. Nic mnie nie zaskoczyło, a szkoda, ogromna.
Mam wrażenie, że "Milcząc jak grób" jest kryminałem bardziej obyczajowym niż policyjnym. Mamy miasteczko, wszyscy wszystkich znają. Bardzo... standardowo. Zabrakło mi jakichś emocji, zaskoczenia. Czegokolwiek, żeby mogła zapamiętać tę książkę.
Podsumowując, "Milcząc jak grób" jest przyjemną lekturą, taką żeby usiąść i sobie poczytać, bez wybuchów, pościgów i tak dalej. Ma niecałe 350 stron, jest napisana... dobrze (chociaż nie cierpię imiesłowów przysłówkowych uprzednich, a było ich mnóstwo). Wolę bardziej szczegółowe opisy zwłok i rysy psychologiczne bohaterów, tu raczej tego nie ma. Chociaż mam nadzieję, że ostatnie jeszcze ulegnie zmianie, w końcu to pierwszy tom serii.
A, i w trakcie lektury można zrobić się głodnym, bo ci bohaterowie ciągle coś jedzą!
"Milcząc jak grób" było moim pierwszym spotkaniem z twórczością Małgorzaty Rogali. Gdy tylko autorka zdradziła tytuł pierwszego tomu nowej serii stwierdziłam, że jest świetny i chyba to dobry znak, żeby po niego sięgnąć.
Przeczytałam i, aż przykro mi to pisać, ale bardzo się zawiodłam.
Powieść czyta się bardzo szybko, nawet pomimo tego, że jakoś w połowie ją odłożyłam i...
Ostatnio zastanawiałam się czy kiedyś dam którejś książce z tej serii wyższą ocenę niż 8. No więc, uwaga, „Nie wygrasz ze mną”.
W 3 tomie Gabriela Sawicka przypadkiem znajduje się w kawiarni i zostaje zakładniczką. A później jest tylko gorzej, gdy okazuje się, że w Szczecinie może grasować sekta.
W maju byłam na spacerze miejskim śladami powieści Diany Brzezińskiej i autorka opowiadała trochę o tej części. Już wtedy stwierdziłam, że może być najlepsza, no i była.
Od samego początku wkręciłam się w fabułę, zastanawiałam się, w którą stronę to wszystko może pójść, ale dałam się porwać akcji. I dobrze, bo dzięki temu pochłaniałam kolejne rozdziały w takim tempie, że nawet podróż pociągiem mi nie przeszkodziła (a nie umiem czytać, gdy nie mam idealnej ciszy). Wszystko działo się tak szybko, że nie byłam w stanie przewidzieć zwrotów akcji. A kilka ich było.
Niezmiennie uwielbiam Gabi. W „Nie odpuszczę” pokazała się trochę z innej strony. Tutaj – starała się być taka jak wcześniej, ale widać w niej było zmianę. Zwłaszcza pod koniec.
Zakończenie... Już rozmawiałam o tym z autorką na Grandzie i nadal mnie nie przekonuje to wyjaśnienie. Moje serce zostało wyrwane i rozdeptane. Rzadko zdarza się, że płaczę podczas lektury, ale tutaj tak było. Skończyłam czytać w sobotę, a nadal, gdy przypomnę sobie te sceny... Jak tak można?!
Nie mogę doczekać się 4 tomu, a jednocześnie się boję, bo ma być jeszcze gorzej niż w 3 😶 Nie wiem, czy życzyć powodzenia Gabi czy sobie.
Ostatnio zastanawiałam się czy kiedyś dam którejś książce z tej serii wyższą ocenę niż 8. No więc, uwaga, „Nie wygrasz ze mną”.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toW 3 tomie Gabriela Sawicka przypadkiem znajduje się w kawiarni i zostaje zakładniczką. A później jest tylko gorzej, gdy okazuje się, że w Szczecinie może grasować sekta.
W maju byłam na spacerze miejskim śladami powieści Diany Brzezińskiej i...