rozwińzwiń

Apokalipsy nie będzie! Dlaczego klimatyczny alarmizm szkodzi nam wszystkim

Okładka książki Apokalipsy nie będzie! Dlaczego klimatyczny alarmizm szkodzi nam wszystkim Michael Shellenberger
Okładka książki Apokalipsy nie będzie! Dlaczego klimatyczny alarmizm szkodzi nam wszystkim
Michael Shellenberger Wydawnictwo: CiS nauki przyrodnicze (fizyka, chemia, biologia, itd.)
350 str. 5 godz. 50 min.
Kategoria:
nauki przyrodnicze (fizyka, chemia, biologia, itd.)
Tytuł oryginału:
Apocalypse Never: Why Environmental Alarmism Hurts Us All
Wydawnictwo:
CiS
Data wydania:
2021-10-18
Data 1. wyd. pol.:
2021-10-18
Data 1. wydania:
2020-06-30
Liczba stron:
350
Czas czytania
5 godz. 50 min.
Język:
polski
ISBN:
9788361710370
Tłumacz:
Piotr J. Szwajcer
Tagi:
klimat ekologia przyroda
Średnia ocen

6,8 6,8 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,8 / 10
33 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
222
42

Na półkach: , ,

Po książkę „Apokalipsy nie będzie! Dlaczego klimatyczny alarmizm szkodzi nam wszystkim” Michaela Shellenbergera sięgnąłem z chęci zapoznania się z argumentami strony bagatelizującej lub wręcz podważającej „mainstreamowy” (czyli wynikający m.in. z raportów IPCC [Intergovernmental Panel on Climate Change] – Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu) przekaz nt. obecnych zmian klimatycznych i środowiskowych. Publikacja Shellenbergera ani mnie zaskoczyła ani zszokowała.* Owszem, wielokrotnie prowokowała śmiałymi spostrzeżeniami oraz ukazywała hipokryzję, zarówno ruchów ekologicznych (określanych przez autora ekoaktywistami i apokaliptycznymi enwironmentalistami),polityków, mediów czy celebrytów, ale przede wszystkim manipulowała, prezentowała półprawdy, a momentami także wprowadzała w błąd. Wszystko zaś zostało okraszone silnie nacechowanymi emocjami historiami i anegdotami.

Książka składa się z 12 rozdziałów. Większość zawiera kontrowersyjne tytuły, np. „Jak wyzysk ratuję planetę” lub „Zniszczyć środowisko, żeby je uratować”. Całość napisana została piórem lekkim i ciekawym, lecz merytorycznie liczne fragmenty książki pozostawiają wiele do życzenia. Shellenberger co prawda punktuje obłudę niektórych ruchów i stowarzyszeń „ekoaktywistycznych”, choćby w stosunku do energii pozyskiwanej z atomu skutkującą zmianami w polityce światowej wobec tego rodzaju elektrowni, czy poszczególnych osób w kwestii przyjmowania dotacji od korporacji z sektora paliw kopalnych. Prezentuje także wiele ułomności „zielonej transformacji”, której największy koszt ponoszą najbiedniejsi. Dodatkowo, prawidłowo identyfikuje nierówności jako przyczynę części problemów środowiskowych. Niemniej, dużo miejsca poświęcił on niemal bezrefleksyjnej pochwale dzisiejszej formie gospodarki opartej na wzroście gospodarczym (wraz z wszystkimi jej patologiami jak choćby „fast fashion” czy wyzysk taniej siły roboczej z krajów nierozwiniętych),w której niemalże upatruje ratunku dla obecnych zmian w środowisku i widzi w niej szanse na zmniejszenie nierówności społecznych. Niestety, całkowicie nie dostrzega problemu w przesadnej konsumpcji (kluczowego składnika rozwiniętych gospodarek) stanowiącej bodajże główną przyczynę nadmiernej eksploatacji środowiska. Dla niego to nieznaczny „efekt uboczny” zmierzania we właściwym kierunku:

„Narracje, którymi się posługujemy, mają znaczenie. Narracja apokaliptycznych enwironmentalistów jest zaś fałszywa i dehumanizująca. Ludzie zwykle nie niszczą natury ze złej woli. Zmiana klimatu, wylesienie planety, odpady z tworzyw sztucznych, zagrożone gatunki…wszystkie te złe rzeczy, które bez wątpienia się dzieją, to nie są – a przynajmniej nie w głównym stopniu – konsekwencje ludzkiej pychy i chciwości. To efekt uboczny (nieplanowany) wzrostu gospodarczego. Efekt postępu, którego celem jest poprawa warunków życia.”

Generalnie, książka Shellenbergera w zamyśle to próba polemiki z narracją stwierdzającą, iż obecne trendy w klimacie i środowisku stanowią ryzyko dla egzystencji ludzkości w bliższej lub dalszej przyszłości. Nie kwestionuje on więc globalnego ocieplenia wynikającego z działalności człowieka tylko stara się umniejszyć jego znaczenie. Używa w tym celu zabiegu jak w poniższych przykładach:

„Żeby było jasne. Nie twierdzę tutaj, że emisja gazów cieplarnianych nie ma żadnego wpływu na skalę i intensywność pożarów lasów. Ma. Tyle, że inne obszary i formy ludzkiej aktywności mają wpływ znacznie większy.”

„Rzecz jasna nic z tego, co piszę, nie ma sugerować, że z rosnącą emisją gazów cieplarnianych i zmianami klimatycznymi nie wiążą się żadne ryzyka. Przeciwnie. Warto tylko zrozumieć i pamiętać, że nie wszystkie efekty tych procesów będą niekorzystne dla środowiska naturalnego i dla naszych społeczeństw.”

Autora nie interesują raczej modele i szacunki, gdyż nie ma większej dyskusji w książce na ten temat. On oczekuje od naukowców konkretnych dowodów na negatywne skutki antropogenicznego globalnego ocieplenia (AGO). Jeśli zaś takie dostaje to zastanawia się wtedy czy koszty ewentualnej transformacji nie okażą się większe od przystosowania się do zmian klimatycznych. Ponadto uważa, że dostępne obecnie dane są źle interpretowane. Powołuje się przy tym na opinie badaczy spoza „głównego nurtu” tj. Robert Pielke lub Richard Tol. Kolejne etapy deprecjacji AGO mają charakter typowy dla „denialistów klimatycznych”: IPCC to organizacja quasi polityczna; ruchy ekologiczne mają charakter religijny i ideologiczny; wegetarianizm jest zły dla człowieka (brak witaminy b12 w diecie – co istotne autor nic nie wspomina o możliwości suplementacji tego mikroelementu),dieta mięsna zaś nie dość, że daje więcej korzyści dla zdrowia ludzkiego to dodatkowo zmniejsza cierpienia zwierząt; itd.

Nie wiem co sądzić o tej książce, ponieważ w wielu miejscach rzeczywiście zgadzam się z opisanymi obserwacjami. Jednakże autor ani nie podał żadnych „nadzwyczajnych dowodów” na potwierdzenie swoich tez, a wręcz czasami wykazywał się dosyć dużą niekonsekwencją w pewnych kwestiach, ani nie zaproponował niczego oprócz liczenia na adaptację do nadchodzących zmian, których skali mimo wszystko nie potrafi oszacować. Uraczył mnie zaś w wielu miejscach osobistymi odczuciami i wrażeniami. Shellenberger więc z jednej strony żąda od innych solidnej nauki, a sam momentami znajduje się od niej bardzo daleko.

Podsumowując, nie polecam „Apokalipsy nie będzie! Dlaczego klimatyczny alarmizm szkodzi nam wszystkim”. Osobom nieinteresującym się do tej pory tematyką zmian klimatycznych zamiast sprostowania wielu kwestii wprowadzi jeszcze większy mętlik w głowie. Natomiast czytelnicy posiadający wiedzę w tym zakresie nie dowiedzą się niczego nowego. Moja ocena to 5/10.

*Polecam przed lekturą zapoznać się np. z „Nauką o klimacie” A. Kardaś, S. Malinowskiego i M. Popkiewicza, która jest wprowadzeniem do tematyki fizyki atmosfery, oraz/lub „Mniej znaczy lepiej. O tym, jak odejście od wzrostu gospodarczego ocali świat” J. Hickela – książką prezentująca odmienną perspektywę problemu klimatyczno-środowiskowego.

Po książkę „Apokalipsy nie będzie! Dlaczego klimatyczny alarmizm szkodzi nam wszystkim” Michaela Shellenbergera sięgnąłem z chęci zapoznania się z argumentami strony bagatelizującej lub wręcz podważającej „mainstreamowy” (czyli wynikający m.in. z raportów IPCC [Intergovernmental Panel on Climate Change] – Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu) przekaz nt. obecnych zmian...

więcej Pokaż mimo to

avatar
164
9

Na półkach: , , ,

Kilka fajnych faktów, nietypowe spojrzenie na niektóre zagadnienia związane ze zmianami klimatu, ale w wielu przypadkach tezy mocno naciągane lub wyolbrzymione, pokazujące zagadnienie tylko z jednego punktu widzenia. Dla przykładu: fast fashion nie jest takie złe, bo dzięki masowej produkcji ubrań Bangladesz, Wietnam i inne podobne kraje mogą się rozwijać i zwiększają swoje PKB. No jasne, to prawda, ale jest milion innych powodów, dla których fast fashion jest złe. Kropka.
Książka spoko dla osób, które mają już spore podstawy wiedzy nt zmian klimatu i mogą skonfrontować wypowiedzi autora z innymi źródłami , natomiast świeżakom w temacie, raczej nie polecam.

Kilka fajnych faktów, nietypowe spojrzenie na niektóre zagadnienia związane ze zmianami klimatu, ale w wielu przypadkach tezy mocno naciągane lub wyolbrzymione, pokazujące zagadnienie tylko z jednego punktu widzenia. Dla przykładu: fast fashion nie jest takie złe, bo dzięki masowej produkcji ubrań Bangladesz, Wietnam i inne podobne kraje mogą się rozwijać i zwiększają swoje...

więcej Pokaż mimo to

avatar
2121
614

Na półkach: , , ,

Na starcie odnośnie do kolesia linkującego naukaoklimacie.pl: ich artykuł nawet nie jest na książce, co sami przyznają plus bije z niego niezrozumienie tez, które w książce występują i większość to komentarzy to w gruncie rzeczy przytakiwanie Shellenbergowi a potem bicie własnoręcznie skleconego chochoła.

Tytuł książki „Apokalipsy nie będzie! Dlaczego klimatyczny alarmizm szkodzi nam wszystkim” w pierwszej chwili przywodzi na myśl negacjonistów antropologicznych zmian klimatu, sprzeciwiających się wszelkim działaniom na rzecz redukcji emisji CO2.

Co zaskakujące autor – Michael Shellenberg – nie tylko nie jest sceptykiem wobec ustaleń klimatologów, ale jest również zasłużonym aktywistą ekologicznym (a właściwie sozologicznym – sozologia jest nauką o ochronie środowiska, a ekologia to nauka o ekosystemach),działającym na rzecz przyrody od ponad 30 lat. Na okładce książki zachwalają go akademicy – Steven Pinker i Jonathan Haidt.

Książka napisana jest w „amerykańskim stylu” i zawiera wiele anegdot z życia autora. Tutaj były one znośne, bo Shellenberg na konkretnych przykładach obnażał, jak sam twierdzi – interesowność i całkowity brak kręgosłupa moralnego u różnych „zielonych organizacji”. Autor odpiera także liczne fałszywe tezy o zbliżającym się końcu świata, o pożarach w amazońskich lasach jako o „płonących płucach ziemi”, o kapitalistycznym wyzysku niszczącym przyrodę, czy o „złym plastiku, stanowiącym największe zagrożenie dla światowych ekosystemów”.

Jak wynika z książki, w ciągu ostatnich stu lat liczba ofiar katastrof naturalnych spadła o 92%. W ciągu ostatnich 40 lat wielkość strat materialnych, wywołanych przez katastrofy spadła sumarycznie o 80-90%. Bywa, że pojedyncza katastrofa wywołuje dużo większe straty materialne w danym regionie, niż dawniej, ale to dlatego, że znajduje się na nim cenniejsza niż dawniej infrastruktura, a nie dlatego, że np. huragany są silniejsze. Nie jest więc prawdą, że jesteśmy rzuceni na pastwę zmieniającego się klimatu i możemy tylko odliczać dni i godziny do apokalipsy.

Dodatkowo FAO (Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa) jednoznacznie stwierdza, że niezależnie od przyjętego scenariusza klimatycznego, zbiory będą rosły, a już teraz w skali dysponujemy 25% nadwyżką żywności. Jak zauważa Shellenberg, problemem jest co najwyżej dystrybucja i nie jest to coś, do czego wystarczy wola Zachodu i sypnięcie pieniędzmi – najbiedniejsze miejsca na świecie są nękane przez lokalne konflikty zbrojne, przestępczość zorganizowaną i korupcję, które uniemożliwiają skuteczną pomoc humanitarną, czy trwałe i realne wsparcie lokalnej infrastruktury. Zresztą nie zawsze do tego ostatniego jest wola polityczna na Zachodzie, ale o tym później.

Autor stwierdza, że mechanizacja rolnictwa, nawadnianie i nawożenie pól przekładają się na wielkość plonów znacznie bardziej od klimatu. Nawet w Afryce Subsaharyjskiej, czyli w najmniej przyjaznym na świecie miejscu do uprawnia roli, dzięki postępowi technologicznemu plony mogą wzrosnąć o 40% w zaledwie kilka dekad. Z kolei w Afryce Środkowej plony mogłyby wzrosnąć nawet dwukrotnie, gdyby dokapitalizować tamtejsze rolnictwo.

A co z podnoszeniem się poziomu mórz? Z książki dowiadujemy się, że w latach 1900-2010 wzrósł on o 0,19 metra. IPCC (Intergovernmental Panel on Climate Change) szacuje, że do 2100 r. ma wzrosnąć o dodatkowe 0,66-0,83 metra. Tymczasem 1/3 terytorium Holandii leży poniżej poziomu morza. Znaczna jej część aż siedem metrów. Dziś mamy lepszą technologię, niż dawni Holendrzy, więc budowa nowoczesnych polderów powinna być mniejszym wyzwaniem.

To będzie kosztować? Jak można wyczytać u Shellenberga, IPCC prognozuje, że PKB wzrośnie do 2100 roku jakieś 3-6 razy. Tymczasem noblista Nordhaus oszacował, że koszt dostosowania się do temperatur wyższych o średnio 4 stopnie Celsjusza nie powinien przekroczyć 2,9% światowego PKB. Czyli nawet teraz poradzilibyśmy sobie ze skutkami tego, co nas czeka.

Czy naprawdę podusimy się, bo wycinka drzew w Amazonii i zmiany klimatu powodujące pożary tamtejszych lasów drzew niszczą „zielone płuca świata”? W 2019 roku miało być rzekomo mnóstwo pożarów w Amazonii, co powiązano z globalnym ociepleniem. Autor zwraca uwagę, że faktycznie było ich o połowę więcej, niż w 2018 roku, ale to 2018 odstawał od średniej, a nie 2019! Po prostu rok wcześniej pożarów było mniej, a biomasa musi się co jakiś czas wypalać.

Shellenberg przypomina też, jak zrzucano winę za pożary na Bolsonaro, jakoby to wszystko działo się przez wycinkę, do której on doprowadził, ale autor zwraca uwagę, że wycinka w tamtych rejonach zintensyfikowała się sześć lat przed jego zwycięstwem. Zauważa też, że najbardziej wylesianie i pożary w Amazonii krytykowały Francja i Irlandia, czyli dwa państwa, którym najbardziej nie na rękę był traktat UE-Mercosur, który rozszerzyłby import brazylijskiej żywności do Europy, a szczególnie wołowiny, co uderzyłoby najbardziej w interesy francuskich i irlandzkich hodowców.

Mógłby ktoś teraz stwierdzić: wycinka nie taka duża, pożary też, ok, ale wciąż są i wciąż zagrażają naszej egzystencji. Nie do końca. Shellenberg pisze, że amazońskie drzewa zużywają 60% wyprodukowanego przez siebie tlenu, a pozostałe 40% pochłaniają organizmy żyjące na terenach amazońskich lasów. Tlenowy wkład netto amazońskiego ekosystemu do światowych zasobów jest praktycznie zerowy. Amazonia nie jest żadnymi „płucami świata” i podobnie jest z innymi miejscami na świecie.

Inna sprawa, że drzewa magazynują węgiel, więc wprowadzanie do obiegu rynkowego (co w dłuższym okresie oznacza konieczność spalenia) starych drzew, oznacza uwolnienie większej ilości węgla, niż w przypadku drzew kilkuletnich, zasadzonych specjalnie pod wycinkę. Tego wątku Shellenberg nie porusza, ale domyślam się dlaczego. Otóż skupia się on na napiętnowaniu państw rozwiniętych, które same na wczesnych etapach rozwoju swoich gospodarek, zastępowały swoje braki w kapitale i mechanizacji zwiększaniem powierzchni upraw, czy po prostu wydobyciem surowców naturalnych, gdzie obie te rzeczy wiązały się z wylesianiem prastarych europejskich lasów. Oburza go, że po tym, jak te państwa same nie liczyły się z klimatem, teraz nagle chcą odgrywać rolę globalnych policjantów i skazać na biedę miliony ludzi.

Przesada? Ograniczenie wycinki to jeszcze niezatrzymanie rozwoju gospodarczego? Jednakże nie raz mowa wprost o tym drugim. Autor podaje przykłady, jak przeznacza się środki w ramach pomocy dla ubogich krajów, zaznaczając, że mają za te środki wegetować i nie wolno im rozbudowywać za nie żadnej infrastruktury, bo to naruszyłoby „dziewicze tereny”, czy doprowadziłoby do „klęski ekologicznej”. W dodatku narzeka się na tzw. sweatshopy, które dla ubogich ludzi są nieraz jedyną szansą na wyjście z nędzy i umożliwiają jakąkolwiek akumulację kapitału i poprawę bytu całych społeczności.

Po co Shellenberg o tym mówi? Wszystko będzie dobrze, więc możemy niszczyć planetę bardziej? Nie, chce on chronić przyrodę i chce to robić skutecznie, więc ostrzega przed różnymi destrukcyjnymi modami, do których zachęcani są ludzie, którzy naprawdę przejmują się losem środowiska, a którzy nie mają wystarczająco czasu lub umiejętności, by zbadać temat dogłębnie. Stąd np. nagonka na plastik, który miał się rozkładać tysiące lat i wybić większość zwierząt w oceanach. Tymczasem Shellenberg przytacza badania o rozkładaniu się plastiku w oceanach, który nadal niestety może szkodzić zwierzętom, ale jest go w wodzie dużo mniej, niż się spodziewano. Polistyren (składnik np. styropianu),który miał się rozkładać tysiąc lat, rozkłada się w zaledwie kilka dziesięcioleci na węgiel i dwutlenek węgla. Dodać do tego wspomniane w książce fakty, że produkcja szklanej butelki wiąże się z od dwóch do cztery razy większą emisją dwutlenku węgla, niż plastikowej oraz że jeśli chcemy, by papierowa torba miała niższy ślad węglowy, niż plastikowa, to musiałaby zostać użyta aż 43 razy i okazuje się, że wiele działań teoretycznie prośrodowiskowych, było przeprowadzanych po omacku i ze szkodą dla przyrody.

Istnieją rzecz jasna beneficjenci ekoalarmizmu i grupy, które wcale po omacku nie działały. Są to wszystkie te organizacje, które od kilkudziesięciu lat walczyły z atomem, rozpowszechniając nieprawdziwe informacje na jego temat i wzbudzając strach przed „nuklearną zagładą” i zalecając w zamian panele słoneczne oraz wiatraki. A że słońce nie świeci i wiatr nie wieje cały czas, to niedobory energii trzeba uzupełniać paliwami kopalnymi. Jak dowodzi autor, NGOsy takie jak 350.org, Sierra Club, NRDC i EDF przyjmowały pieniądze od producentów tychże paliw i produkowały na jej zamówienie niezgodne z wiedzą naukową treści na temat atomu. Także Tesla lobbowała za zamykaniem elektrowni atomowych, ale z innych powodów: po prostu sprzedawała panele i akumulatory do farm słonecznych.

Mam nadzieję, że udało mi się was przekonać, że książka nie została napisana przez żadnego klimatycznego negacjonistę, a wręcz przeciwnie – przez człowieka szczerze zatroskanego kwestiami sozologicznymi. Najważniejsza lekcja, jaka płynie z tej publikacji, jest moim zdaniem taka: jeśli zależy nam na klimacie, to musimy pozwolić biednym krajom się rozwijać, bo po uprzemysłowieniu będzie je stać na czystsze źródła energii. Akumulacja kapitału, a w konsekwencji inwestycje i mechanizacja zwiększają naszą produktywność we wszelkich gałęziach gospodarki, co oznacza przecież coraz lepsze wykorzystanie zasobów. Wypracowaliśmy, wspomniane przed chwilą, czystsze źródła energii, czy zwiększyliśmy wydajność rolnictwa, co pozwala uzyskiwać większe plony z mniejszej powierzchni upraw. To drugie w połączeniu z urbanizacją sprawia, że w krajach rozwiniętych odzyskujemy dla świata przyrody kolejne tereny i je zalesiamy.

Niezależnie od przyjętej strategii dostosowania się do zmian klimatu, w każdym przypadku wiążą się one z kosztami, ale wszystko wskazuje na to, że kapitalizm pozwala najlepiej na te zmiany zareagować.

Na starcie odnośnie do kolesia linkującego naukaoklimacie.pl: ich artykuł nawet nie jest na książce, co sami przyznają plus bije z niego niezrozumienie tez, które w książce występują i większość to komentarzy to w gruncie rzeczy przytakiwanie Shellenbergowi a potem bicie własnoręcznie skleconego chochoła.

Tytuł książki „Apokalipsy nie będzie! Dlaczego klimatyczny alarmizm...

więcej Pokaż mimo to

avatar
12
4

Na półkach:

Nareszcie normalny głos rozsądku

Nareszcie normalny głos rozsądku

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
342
186

Na półkach: , , ,

Autor, mimo że jest ekologiem, nie przypomina stereotypowego ekoaktywisty, który nie idzie na żadne kompromisy i dla którego cel uświęca środki.
Autor próbuje wyjaśnić czytelnikom, że ocieplenie klimatu następuje i człowiek ma na nie znaczny wpływ, ale nie będzie wiązać się to z masowym wymieraniem ludzi i zwierząt w najbliższych dekadach, czym straszą ekolodzy.
Ciekawe są rozdziały o tym, że żółwi morskich i wielorybów nie uratowali ekolodzy, ale tworzywa sztuczne pochodzące z ropy naftowej (celuloid zamiast szylkretu),ropa naftowa i olej palmowy z Konga (zamiast oleju i tłuszczu wielorybiego).
Przeczytamy też, że jedzenie mięsa i hodowla zwierząt ma marginalny wpływ na całościową emisję dwutlenku węgla przez człowieka.
Jako crème de la crème są rozdziały poświęcone produkcji energii. Autor udowadnia, że tak wychwalane ostatnimi czasy turbiny wiatrowe i panele słoneczne nie są wcale tak ekologiczne i skuteczne, jak próbują nam wmówić ekolodzy. Że we wszystkich rejonach, w których likwidowane są elektrownie atomowe, ilość emitowanego CO2 gwałtownie wzrasta.

Autor, mimo że jest ekologiem, nie przypomina stereotypowego ekoaktywisty, który nie idzie na żadne kompromisy i dla którego cel uświęca środki.
Autor próbuje wyjaśnić czytelnikom, że ocieplenie klimatu następuje i człowiek ma na nie znaczny wpływ, ale nie będzie wiązać się to z masowym wymieraniem ludzi i zwierząt w najbliższych dekadach, czym straszą ekolodzy.
Ciekawe są...

więcej Pokaż mimo to

avatar
131
7

Na półkach:

Naprawdę warto przeczytać. Ochrona tak, ale przemyślana i sprawiedliwa

Naprawdę warto przeczytać. Ochrona tak, ale przemyślana i sprawiedliwa

Pokaż mimo to

avatar
3902
23

Na półkach:

Wdróżmy energetykę atomową i hulaj dusza, piekła nie ma. Tak w skrócie. Autor udowadnia, że wszystkie inne inicjatywy są bez sensu, bo pojedyncze czynniki to niewielki procent problemu, ale chyba nie zna pojęcia procenta składanego. Bo nawet jeśli inne działania to drobny wkład w bilansie klimatycznym to właściwie czemu nie. Jeśli zmiany są w pozytywnym kierunku, przyczyniają się do transformacji na bardziej zielone technologie, to co to autorowi szkodzi. Świetnie, że autor studzi emocje, ale potępianie wszystkiego bez wyjątku poza energią atomową trąci stronniczością i prywatną wojenką z organizacjami ekologicznymi które potępiają atom. Włączanie zwykłych obywateli w troskę o planetę nie wydaje mi się szkodliwe, nawet jeśli jest to rezygnacja ze słomek, bezmięsny poniedziałek, częstsze korzystanie z komunikacji miejskiej czy zakup mniej paliwożernego auta. Świetnie by było żeby państwa się dogadały w sprawie czystej energii, ale póki co zniechęcanie ludzi do działań proekologicznych czy po prostu obywatelskich nie wydaje się przyszłościowe.

Wdróżmy energetykę atomową i hulaj dusza, piekła nie ma. Tak w skrócie. Autor udowadnia, że wszystkie inne inicjatywy są bez sensu, bo pojedyncze czynniki to niewielki procent problemu, ale chyba nie zna pojęcia procenta składanego. Bo nawet jeśli inne działania to drobny wkład w bilansie klimatycznym to właściwie czemu nie. Jeśli zmiany są w pozytywnym kierunku,...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
3798
3739

Na półkach:

Autor stara się być wyważony, studzić emocje, ale jako lobbysta energetyki atomowej żongluje wybiórczymi argumentami, w wielu miejscach zajmując się atakowaniem organizacji ekologicznych sprzeciwiających się atomowi. Także ostrożnie zgadzając się z niektórymi konkluzjami, mam wrażenie, że autor nie do końca jest neutralny. A już zupełnie nie podoba mi się to, że atakuje sporo pomysłów na naprawę klimatu, tylko dlatego, że nie są po drodze z jego zapatrywaniami, albo są proponowane przez "wrogie" organizacje.

Autor stara się być wyważony, studzić emocje, ale jako lobbysta energetyki atomowej żongluje wybiórczymi argumentami, w wielu miejscach zajmując się atakowaniem organizacji ekologicznych sprzeciwiających się atomowi. Także ostrożnie zgadzając się z niektórymi konkluzjami, mam wrażenie, że autor nie do końca jest neutralny. A już zupełnie nie podoba mi się to, że atakuje...

więcej Pokaż mimo to

avatar
333
310

Na półkach:

Aktualizacja opinii. Co z tego, że książkę dobrze się czyta, gdy treść zawiera manipulacje. Polecam wszystkim zainteresowanym analizę felietonu autora dokonaną przez ekspertów z portalu Nauka o Klimacie. Wiele tez z analizowanego felietonu pojawia się w książce.

https://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/nie-przepraszamy-za-straszenie-zmiana-klimatu-429/

Aktualizacja opinii. Co z tego, że książkę dobrze się czyta, gdy treść zawiera manipulacje. Polecam wszystkim zainteresowanym analizę felietonu autora dokonaną przez ekspertów z portalu Nauka o Klimacie. Wiele tez z analizowanego felietonu pojawia się w książce.

https://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/nie-przepraszamy-za-straszenie-zmiana-klimatu-429/

Pokaż mimo to

avatar
693
110

Na półkach: , ,

Książka "z lekka" niedopracowana edytorsko, ale to wina nie autora, lecz wydawnicta.
Dodatkową gwiazdkę dałam za bardzo potrzebny w naszych szalonych czasach głos rozsadku. Przy czym Shellenberger nie tylko rozprawia się z głupotą i hipokryzją, lecz także wskazuje możliwe i realne do wykonania rozwiązania.

Książka "z lekka" niedopracowana edytorsko, ale to wina nie autora, lecz wydawnicta.
Dodatkową gwiazdkę dałam za bardzo potrzebny w naszych szalonych czasach głos rozsadku. Przy czym Shellenberger nie tylko rozprawia się z głupotą i hipokryzją, lecz także wskazuje możliwe i realne do wykonania rozwiązania.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    99
  • Przeczytane
    38
  • Posiadam
    5
  • Teraz czytam
    4
  • Do kupienia
    3
  • Chcę kupić
    2
  • Audiobooki
    2
  • 2022
    2
  • Naukowe i popularnonaukowe różne
    1
  • Ekologia
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Apokalipsy nie będzie! Dlaczego klimatyczny alarmizm szkodzi nam wszystkim


Podobne książki

Przeczytaj także