Jeśli to fiolet, ktoś umrze. Teoria koloru w filmie
- Kategoria:
- film, kino, telewizja
- Tytuł oryginału:
- If It's Purple, Someone's Gonna Die: The Power of Color in Visual Storytelling
- Wydawnictwo:
- Wojciech Marzec
- Data wydania:
- 2009-11-12
- Data 1. wyd. pol.:
- 2009-11-12
- Liczba stron:
- 252
- Czas czytania
- 4 godz. 12 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 978-83-927215-8-1
- Tłumacz:
- Monika Dańczyszyn
- Tagi:
- film kolor
Jeśli to fiolet, ktoś umrze. Teoria koloru w filmie jest przełomową książką, która wyjaśnia, jak kolor wpływa na widownię i narrację, postaci oraz rozwój scen.
Bellantoni, która ma za sobą lata badań nad wpływem kolorów na zachowania, zebrała ponad 60 filmów i pogrupowała je w strefy wpływów sześciu głównych kolorów. Za pomocą subtelnych fotosów filmowych i dzieł sztuki wyjaśnia, jak każdy z tych kolorów uruchamia konkretne stany emocjonalne i reakcje widzów, służąc również do wzmocnienia i zwielokrotnienia emocji postaci. Autorka tłumaczy każde dzieło filmowe, wyjaśniając jak, dlaczego i gdzie kolor odzwierciedla i wpływa na emocje, zarówno postaci na ekranie, jak i wśród widowni.
Dyskusje z przyjaciółmi autorki, między innymi z laureatami Oscara, scenografami Henrym Bumsteadem (Bez przebaczenia),Robertem Boylem (Sprawa Thomasa Crowna),Wynn P. Thomasem (Piękny umysł) i Larrym Paullem (Łowca androidów),jak również uznanymi operatorami Rogerem Deakinsem (Skazany na Shawshank),Edwardem Lachmanem (Daleko od nieba),Johnem Sealem (Angielski pacjent) i Amy (Rozlewiska uczuć) wyjaśniają, jak kolor przekazuje to, co nie zostało wypowiedziane i okrywają jak i dlaczego rozmówcy dokonali konkretnych wyborów kolorystycznych, zarówno świadomie, jak i instynktownie.
"Jeśli to fiolet, ktoś umrze - Teoria koloru w filmie" to lektura niezbędna dla filmowców, studentów szkół filmowych i wszystkich zainteresowanych kinematografią. Ta wspaniała książka pomaga profesjonalistom dokonywać właściwych wyborów kolorystycznych dla ich filmów i pozwala hobbystom odpowiedzieć na pytanie, dlaczego czują to, co czują, gdy oglądają filmy, które utrzymane są w konkretnych gamach kolorystycznych. Bellantoni wykorzystuje swoje doświadczenie i badania by zademonstrować, jaką moc może mieć kolor i pobudzić naszą świadomość na barwy, które nas otaczają sprawiają, że czujemy, zachowujemy się i reagujemy w określony sposób.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oceny
Książka na półkach
- 238
- 128
- 37
- 11
- 10
- 6
- 5
- 2
- 2
- 2
OPINIE i DYSKUSJE
Bardzo mnie zawiodła. Dużo więcej w niej streszczeń filmów niż obiecywanej analizy kolorów w filmach.
Bardzo mnie zawiodła. Dużo więcej w niej streszczeń filmów niż obiecywanej analizy kolorów w filmach.
Pokaż mimo toIntrygująca i przekonywająca, to najważniejsze.
Intrygująca i przekonywająca, to najważniejsze.
Pokaż mimo toCóż za chaotyczna książka. Czytałem na raty. Na plus jest to, że zachęca do oglądania filmów i interpretacji kolorów w nich.
Cóż za chaotyczna książka. Czytałem na raty. Na plus jest to, że zachęca do oglądania filmów i interpretacji kolorów w nich.
Pokaż mimo toKsiążka poczytna, ale głupia. Jeśli chcesz nauczyć się teorii koloru polecam przyswajać sobie historię sztuki.
Książka poczytna, ale głupia. Jeśli chcesz nauczyć się teorii koloru polecam przyswajać sobie historię sztuki.
Pokaż mimo toZ pewnością nie jest to książka o teorii koloru, ani nawet o teorii filmu. Traktowanie jej w kategoriach poważnych (a tym bardziej naukowych) jest niemożliwe. Nie mu tu nawet grama warsztatu naukowego (na tym się akurat znam, więc trust me, nie ma).
A co jest? Zbiór bardzo luźnych refleksji autorki co może oznaczać dany kolor w danym filmie, czyli jak w kontekście koloru można interpretować konkretne sceny.
Dla kogo ta książka? Dla fanów kinematografii, którzy chcą albo poznać jakieś ciekawe tytuły, albo (co bardziej prawdopodobne, bo omawiane filmy są raczej popularne),dostrzec w znanych dziełach jakieś nowe, ciekawe wątki.
I dla tych, którzy nie przykładają dużej wagi do poziomu redakcji książki, bo ta woła o pomstę do nieba.
Z pewnością nie jest to książka o teorii koloru, ani nawet o teorii filmu. Traktowanie jej w kategoriach poważnych (a tym bardziej naukowych) jest niemożliwe. Nie mu tu nawet grama warsztatu naukowego (na tym się akurat znam, więc trust me, nie ma).
więcej Pokaż mimo toA co jest? Zbiór bardzo luźnych refleksji autorki co może oznaczać dany kolor w danym filmie, czyli jak w kontekście koloru...
Książka dosyć mi się podobała. Na pewno segreguje wiedzę, jednak może się wydawać dość chaotyczna. Kolory są niby poszeregowane, ale filmami. Jak? Mamy rozdział o kolorze żółtym. Są tam wymienione różne znaczenia żółtego - kolor ciepły, przyjazny, zdradziecki. Potem przykład filmu, który zdaniem autorki ma najwięcej żółtego. Jeżeli jeszcze jakiś kolor ma znaczenie, to też jest opisywany w podrozdziale żółty. Trochę zagmatwałam.
Filmy wybrane do podrozdziałów są dosyć znane. To na pewno plus, gdyż czytając "Język filmu" Płażewskiego w ogóle nie znałam żadnego.
Książka szereguje wiedzę, ale nie ze wszystkim mogę się zgodzić. Jak dla amatora czy hobbysty, uważam, że całkiem daje radę.
Książka dosyć mi się podobała. Na pewno segreguje wiedzę, jednak może się wydawać dość chaotyczna. Kolory są niby poszeregowane, ale filmami. Jak? Mamy rozdział o kolorze żółtym. Są tam wymienione różne znaczenia żółtego - kolor ciepły, przyjazny, zdradziecki. Potem przykład filmu, który zdaniem autorki ma najwięcej żółtego. Jeżeli jeszcze jakiś kolor ma znaczenie, to też...
więcej Pokaż mimo toChoć temat ciekawy, niestety przedstawiony bardzo chaotycznie. Jak żyję, nie widziałam pozycji tak FATALNIE zredagowanej i już na pierwszy rzut oka rojącej się od błędów przeoczonych przez korektora (czy takowy był, też wątpię). Dywizy w funkcji półpauz, odstępy międzywyrazowe żyjące własnym życiem. To nie powinno się wydarzyć w profesjonalnie wydanej publikacji. Jeśli odkładam książkę, bo nie mogę skupić się na treści przez koszmarne niedociągnięcia, to znak, że należałoby przygotować wydanie drugie poprawione.
Choć temat ciekawy, niestety przedstawiony bardzo chaotycznie. Jak żyję, nie widziałam pozycji tak FATALNIE zredagowanej i już na pierwszy rzut oka rojącej się od błędów przeoczonych przez korektora (czy takowy był, też wątpię). Dywizy w funkcji półpauz, odstępy międzywyrazowe żyjące własnym życiem. To nie powinno się wydarzyć w profesjonalnie wydanej publikacji. Jeśli...
więcej Pokaż mimo toKiedyś prowadzący zajęcia z filmoznawstwa, na które uczęszczałam na studiach, stwierdził, że dla niego bardziej prawdziwe i realne są filmy czarno-białe. Wówczas odebrałam to jako różnicę pokoleniową, bo my młodzi wychowywaliśmy się już na kolorowych filmach i telewizji, więc kolor na ekranie wydawał nam się czymś oczywistym i normalnym, będącym odzwierciedleniem zwykłego świata (pomijając filmy, które ewidentnie były eksperymentem wizualnym). Po latach mogłabym się jednak zgodzić z dawnym wykładowcą. Książka Patti Bellantoni może być źródłem argumentów za tezą, że kolorowe filmy, nawet te z nienarzucającą się warstwą wizualną, są mocno nastawione na wpływ na widza i kreowanie odpowiedniego nastroju za pomocą wyboru odpowiednich środków, kształtujących wygląd filmu.
„Jeśli to fiolet, ktoś umrze” ma być książką o teorii koloru w filmie. Opinie specjalistów na okładce (reżyserów, scenografów, kostiumologów) zachęcają do sięgnięcia po tę propozycję, sugerując, że książka była potrzebna, bo zdążyliśmy zapomnieć o kolorach jako nośnikach ukrytych emocji i znaczeń. Być może potrzebny był podręcznik wiedzy o kolorze w filmie, ale wydaje się, że Bellantoni zmarnowała ten temat. Jej celem było przekazanie efektów swoich badań nad kolorami w filmach, jak sama pisze we wstępie książki, „w nieformalnym stylu i zrozumiałym językiem”. Wyszło coś dość mocno miejscami bełkotliwego i mało konkretnego. Po książce nazwanej na okładce podręcznikiem spodziewałam się większej precyzji, uporządkowania wywodu oraz prostego, przejrzystego języka. I biorąc pod uwagę sposób, w jaki książka została wydana, zastanawiam się, czy ten beznadziejny styl wypowiedzi to wina autora, czy nieudolność tłumacza (Pamiętam uwagi wykładowcy do mojej pracy, w której po raz pierwszy sama przekładałam cytowane przez siebie fragmenty obcojęzycznych publikacji :) ).
I tu chyba należy przytoczyć największy zarzut względem tej książki – jest bardzo źle wydana. Wizualnie publikacja ta pozostawia wiele do życzenia. Poza tym zabrakło tu jakiejkolwiek korekty, zarówno językowej, jak i merytorycznej. Nie można tej książki traktować jako rzetelnego źródła wiedzy o filmach, bo roi się tu od literówek w nazwiskach (np. Vincente Mirelli zamiast Minnelli s. 36),błędnych nazwiskach twórców filmów (np. jako reżyser Chicago jest podany James Chressanthis, a nie Rob Marshall). Tłumaczka ewidentnie nie wiedziała, co tłumaczy, bo często powstają jakieś bezsensowne i nielogiczne zdania, często też wykolejone merytorycznie. Zabrakło chęci, aby zweryfikować poprawność nazwisk wspomnianych w książce osób oraz ich płeć. Mój ulubiony fragment takiego wykolejenia to opis filmu „Amerykanin w Paryżu” z Leslie Caron i Genem Kelly’m. Tłumaczce te nazwiska chyba niewiele mówią, co widać we fragmentach:
„Kamera wyostrza Kelly na pierwszym planie. Ten pod podnosi z ziemi czerwoną różę”; „Kelly ubrana jak podniebna tancerka z Moulin Rouge w sławnym obrazie Lautreca, jest już klasyką.”; „Ujęcie Kelly i Carona – czarnobiałych sylwetek na tle płomiennego nieba”
Jeśli czytelnik nie zna któregoś z omawianych filmów, to może nie wyłapać zawartych w książce bzdur.
Jeśli ktoś jest zainteresowany teorią koloru w filmie, to może niech lepiej sięgnie po anglojęzyczny oryginał. Polski przekład jest bardzo zły, więc lepiej oszczędzić sobie tej denerwującej lektury i ciągłego wyłapywania błędów tłumaczki.
Kiedyś prowadzący zajęcia z filmoznawstwa, na które uczęszczałam na studiach, stwierdził, że dla niego bardziej prawdziwe i realne są filmy czarno-białe. Wówczas odebrałam to jako różnicę pokoleniową, bo my młodzi wychowywaliśmy się już na kolorowych filmach i telewizji, więc kolor na ekranie wydawał nam się czymś oczywistym i normalnym, będącym odzwierciedleniem zwykłego...
więcej Pokaż mimo toCiekawa ale jednak nie do czytania w normalnych warunkach. Raczej jako uzupełnienie wiedzy na temat filmów, które się zna. Bez wcześniej lektury filmowej czytanie "Jeśli to fiolet..." pozbawione jest sensu i co gorsza - przyjemności. Mimo to polecam dla osób, które chcą się "specjalizować" w tematyce filmowej lub... teorii kolorów i ich wpływu na nasze emocje.
Ciekawa ale jednak nie do czytania w normalnych warunkach. Raczej jako uzupełnienie wiedzy na temat filmów, które się zna. Bez wcześniej lektury filmowej czytanie "Jeśli to fiolet..." pozbawione jest sensu i co gorsza - przyjemności. Mimo to polecam dla osób, które chcą się "specjalizować" w tematyce filmowej lub... teorii kolorów i ich wpływu na nasze emocje.
Pokaż mimo toWłaściwie nie wiem nawet, od czego zacząć.
Okładki się nie czepię, bo po pierwsze nie wypada ("Nie oceniaj..." etc.),a po drugie na tym etapie nie obudziła we mnie żadnych zastrzeżeń. Kadr z "Chicago". Niewinnie.
Niepokój wzbudziła we mnie typografia, jako żywo przypominająca rozwiązanie zaproponowane w jednej z książek Robin Williams i jeśli faktycznie pamięć mnie nie zawiodła, to wrażenie amatorszczyzny powinno od razu skłonić mnie do odniesienia tej książki tam, gdzie jej miejsce, czyli na makulaturę. Niepokojąca powinna być również krzykliwość szaty graficznej. Dodajmy, krzykliwość zupełnie zbędna.
Nic to, powiedziałam sobie, w końcu nie ocenia się książki po okładce. Wolno natomiast oceniać książkę po wstępie i to radzę zrobić wszystkim czytelnikom, którzy rozważają możliwość przeczytania tejże.
W niezwykle długim i przegadanym wprowadzeniu autorka długo i dokładnie, niestety, wyjaśnia czytelnikowi, najwyraźniej mając go za ciężki przypadek idioty, skąd pomysł na książkę i jakie "badanie" (wieloletnie! wieloletnie naukowe badanie akademickie polegające na przynoszeniu przez studentów rzeczy kojarzących im się z danym kolorem!) przyczyniło się do jej powstania. Nie wiem, czy bardziej się śmiać, płakać, że nie jestem wykładowcą akademickim w Stanach, bo wiele wskazuje na to, że byłaby to fucha mojego życia, czy zastanawiać, dlaczego po dwudziestu latach "badań" ta książka nie ma nawet czegoś, co by zasługiwało na miano wartości merytorycznej - to jest po prostu stek bzdur.
Przede wszystkim jeśli bada się stereotyp w stereotypowy sposób, otrzyma się stereotypowy wynik, stereotyp potwierdzający. Gdyby jeszcze w tym przejawiała się jakaś konsekwencja, to można by było z niejakim trudem te brednie przełknąć, traktując w kategoriach humorystycznych, ale kłopot w tym, że "badania" nie potwierdziły niczego, poza tym, że żółty może być energiczny albo apatyczny, niebieski może być ciepły albo zimny, a czerwony agresywny albo przyjazny. Niewątpliwie tak rewolucyjne tezy zasługują na dokładnie opracowanie. Niekonsekwencja w tym wypadku nie ma żadnego znaczenia, bo autorka i tak z arogancją arbitralnością podaje swoje ustalenia dotyczące kolorów w filmach. Dla porządku dodam tylko, że pani Bellantoni z całego ogromnego kinematograficznego dorobku dziesięcioleci wybrała tylko te filmy, które potwierdzają jej tezy, analizy sprowadzając do hasłowego rzucenia kilku zagadnień, a omówienia - o zgrozo! - roją się od błędów ("Wiek niewinności"),co jest gwoździem do trumny wobec ich powierzchowności.
Absurdalne jest samo założenie, że widz jest manipulowany za pomocą koloru - no, chyba, że ktoś za manipulację uzna obraz Jarmana "Blue", na przykład - przy kompletnym pominięciu roli muzyki, montażu, planów i wszystkich innych środków wypracowanych w ramach poetyki filmu.
Mamy zatem chłam zamiast treści. Niestety, mamy coś jeszcze: chłam wydawniczy i tak, jak mogę zrozumieć, że autor dla sportu próbuje zrobić z czytelnika idiotę, tak nie rozumiem, dlaczego polskie wydawnictwo swojego czytelnika (czytaj: klienta) ostentacyjnie lekceważy.
Mam brzydkie podejrzenie, że książka została przetłumaczona w Wordzie i ten roboczy plik został z automatu wlany do programu DTP, pomijając etap przynajmniej wstępnej korekty. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć niechlujne cudzysłowy i dziesiątki literówek? Część z nich wygląda jak złośliwa działalność wordowej autokorekty (Alan Rockman zamiast Rickman, kolory Panteon zamiast Pantone),a część na żenującą ignorancję ludzi pracujących w wydawnictwie Wojciecha Marca (wybrylantowane włosy zamiast wybrylantynowane - mała rzecz, a jaka zmiana - względnie koszmarny ortograficzny błąd, ta drobna różnica między tym, że każe się kogoś stracić albo karze się kogoś ciężką pracą, odpowiednio na stronach 130 i 186).
I żeby nie być gołosłowną, próbka bezcennego stylu autorki/"tłumaczki":
"Lo (takie jest prawdziwe imię bandyty) to tak naprawdę słodki i czuły mężczyzna z dobrze rozwiniętym zmysłem estetycznym. Wypełniona szczodrościami jaskinia Lo opiewa w takie luksusy jak bujne ziemiste czerwienie i złota, egzotyczne tkaniny, a w szczególności gorącą, parującą kąpiel - wielką wannę wypełniona (sic!) wodą, przyniesioną wiadrami z gór, do której wrzucono gorące kamienie. Kąpiel ma uspokoić Jen i przygotować na dalszą walkę i zaloty. Zalecają się i to jak! Czerwień w jaskini żarzy się, paruje i nęci jak egzotyczne (sic!) olej, aż wizualnie odczuwamy jej zapach" (s. 222).
Przyznaję, że byłam zaskoczona, dlaczego autorka tego gniota nie zaszalała i nie pozwoliła sobie na "odczówanie". Wielka szkoda.
Gdyby jakaś dobra wróżka nie mogła jednak spełnić jednego wielkiego życzenia starcia nakładu tego Dzieua z powierzchni ziemi, chciałabym uzyskać odpowiedzi na trzy maleńkie pytania:
1. Dlaczego kolor łososiowy, identyfikowany przez autorkę jako gejowski, jest jednocześnie uznany za kobiety i kto ma się czuć bardziej dotknięty krzywdzącym stereotypem?
2. Skąd autorka wie, jakie kolory urzekłyby Gaugina, że pozwala sobie na takie porównania?
3. I co ma znaczyć ma znaczyć stwierdzenie, że "przemoc [w danej scenie] odstręcza nas, ale nasza reakcja emocjonalna na romantyczne, bursztynowe światło jest pozytywna. Sprzeczność tych emocji czujemy głęboko pod skórą, gdzie nie mamy nad nimi kontroli" (s. 162)?
Jeśli ktoś nie doświadcza podobnych wrażeń - proszę być spokojnym. Autorka zapewnia, że wystarczy trochę pracy z kolorami (zgodnie z treścią książki polegającej na zatrzymywaniu filmu na określonych ujęciach i analizowanie wibracji koloru) aby ten brak nadrobić.
Ja nie, żebym była złośliwa. Ale ta książka to jednak "wizualny smród" (autentyk, s. 185) jest.
Właściwie nie wiem nawet, od czego zacząć.
więcej Pokaż mimo toOkładki się nie czepię, bo po pierwsze nie wypada ("Nie oceniaj..." etc.),a po drugie na tym etapie nie obudziła we mnie żadnych zastrzeżeń. Kadr z "Chicago". Niewinnie.
Niepokój wzbudziła we mnie typografia, jako żywo przypominająca rozwiązanie zaproponowane w jednej z książek Robin Williams i jeśli faktycznie pamięć mnie nie...