Ostatni tom trylogii "Nine minutes", został podzielony na dwie części, i o ile pierwszą jestem zachwycona, drugą uważam tylko za poprawną.

Pierwszą połowę autorka naszpikowała mnóstwem faktów z przeszłości, co pozwoliło na rozwiązanie pewnych niejasności. Tu styl pisania jest identyczny jak w drugiej części tej trylogii: mamy mnóstwo zdarzeń, które są ze sobą w pewien sposób powiązane. Oczywiście pozostało kilka zagwozdek do rozwiązania, które zostały wyjaśnione pod koniec książki.

W połowie „A gift of time” B. Flynn rozwaliła mnie emocjonalnie. Dwa razy czytałam ten fragment, bo moje serce nie mogło uwierzyć w to, co widziały moje oczy. A więc w tym kierunku poszła autorka… Nie ukrywam, że nie podoba mi się taki zwrot akcji i zwolennicy G. będą zapewne rozczarowani , natomiast ci, co stoją po drugiej stronie barykady – będą zachwyceni.

Druga część książki jest już spokojna, bez żadnych nieprzewidzianych akcji. A szkoda, bo były momenty, gdzie ewidentnie się nudziłam lub skręcało mnie z nadmiernej słodyczy. Oczywiście pod koniec wyjaśnia się praktycznie wszystko, choć moim zdaniem część wątków autorka potraktowała zbyt pobieżnie. Być może wspomni o nich przy historii Mimi i Christiana?

Ogólnie tę część oceniam na prawie 7 gwiazdek. Dla fanów tej trylogii lektura obowiązkowa, a tym co jeszcze nie czytali - szczerze polecam.

Ostatni tom trylogii "Nine minutes", został podzielony na dwie części, i o ile pierwszą jestem zachwycona, drugą uważam tylko za poprawną.

Pierwszą połowę autorka naszpikowała mnóstwem faktów z przeszłości, co pozwoliło na rozwiązanie pewnych niejasności. Tu styl pisania jest identyczny jak w drugiej części tej trylogii: mamy mnóstwo zdarzeń, które są ze sobą w pewien...