Admiralette

Okładka książki Admiralette
Andrzej Tucholski Wydawnictwo: Wydaje.pl fantasy, science fiction
299 str. 4 godz. 59 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Tytuł oryginału:
Admiralette
Wydawnictwo:
Wydaje.pl
Data wydania:
2014-08-11
Data 1. wyd. pol.:
2014-08-11
Liczba stron:
299
Czas czytania
4 godz. 59 min.
Język:
polski
ISBN:
9788393998814
Tagi:
fantasy morze przygoda tajemnica magia flota young adult admiralette
Średnia ocen

                3,4 3,4 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
3,4 / 10
72 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
407
24

Na półkach: , ,

Nie czytam opiniotwórczych blogów, na stronie autora byłam może raz i nie wspominam tej wizyty dobrze. Na „Admiralette” nie zwróciłabym pewno uwagi, gdyby jakiś znajomy nie wrzucił linku. Weszłam, zobaczyłam reklamę nachalną jak z Telezakupów Mango, więc pomyślałam, że raczej nie ruszę – zwłaszcza po tym, jak zerknęłam na darmowy fragment. Dopiero gdy przeczytałam, że autor prosi znajomych, aby wypisywali mu pochlebne opinie w Internecie, zapewne razem z nimi zakłada konta by podwyższyć ocenę swego wątpliwej urody dzieła, postanowiłam zobaczyć na całość książki. Nieważne, czy autor dopiero debiutuje, czy ma już kilka publikacji na koncie, taka jawna nieuczciwość jest żenująca. Gniot zapakowany w kolorowy papierek wciąż będzie gniotem.

Jeśli ktoś zastanawia się nad kupnem „Admiralette”, lepiej niech odwiedzi np. Dedalusa – za podobną cenę można tam trafić naprawdę dobre pozycje. Na „dzieło” pana Tucholskiego po prostu szkoda pieniędzy.

Cóż… nigdy nie ufam opowiadaniom czy powieściom, które zaczynają się od zdania opisującego pogodę. Chyba że:
a) Opis ten ma wpływ na dalszą akcję,
b) pogoda jest uczestnikiem zdarzeń
c) albo odzwierciedleniem uczuć bohaterów.

Największym problemem tej książki jest język na poziomie zachowawczego wypracowania przeciętnego gimnazjalisty z rejonówki. Nie wiem, kto tak koncertowo zniszczył robotę – korekta czy autor – ale „Admiralette” pisana jest przede wszystkim zdaniami pojedynczymi, jakimi piszą dzieci, aby uniknąć błędów przy stosowaniu zdań wielokrotnie złożonych. Brzmi to bardziej jak telegram niż tekst literacki. Weźmy na przykład pierwsze trzy akapity:

„Pogoda była tamtego dnia piękna. STOP.
Ogromne, rozmyte od bryzy słońce prażyło zza pojawiających się gdzieniegdzie chmur. STOP. Wąskie cienie tańczyły na niebiesko-turkusowym bezkresie. STOP. Niewielkie grzywy spokojnych fal z rzadka rozbijały się o sunącą równo kawalkadę okrętów. STOP.
Z monotonią morskiego krajobrazu kontrastowała feeria dźwięków. STOP. W doświadczonym uchu zlewały się pewnie w spójny, codzienny odgłos życia na morzu, ale w istocie stanowiły kakofonię tysięcy szumów, stuków i pokrzykiwań pochodzących z niezliczonych źródeł i gardeł. STOP. Suchy trzask napinających się od wiatru żagli przebijał się z trudem przez ogłuszający huk rozbijanej dziobami statków wody. STOP. Liny i węzły gwizdały od pędu. STOP. Ktoś gdzieś wrzeszczał rytmiczną przyśpiewkę. STOP. Wysoko na niebie darły się ogromne mewy. STOP”.

I tak przez prawie całą opowieść. Autor zupełnie nie różnicuje rytmu narracji, niezależnie od tego, czy sztorm, pojedynek, opowieść o morskich walkach, uczta, spacer, pogawędka. Wszystko opisane jest w ten sam nudny sposób – mnóstwo opowieści relacyjnej, zupełny brak prezentacji scenicznej (która chwilami byłaby wręcz potrzebna), brak jakiegokolwiek napięcia, emocji, wszystkie opisy sprowadzają się do czynności i wyglądu zewnętrznego, autor nie próbuje w ogóle poruszyć uczuć czytelnika. Jakby pisał sprawozdanie czy pracę na zajęcia, nie opowieść literacką. Mamy więc sztorm gwałtowny jak woda w studni, emocje targające bohaterami jak przy decyzji, czy wpierw nasypać ziarna kurom czy gęsiom, mamy i scenę pojedynku długą jak chłopski dzień przy żniwach, dynamiczną jak stóg siana (przepraszam za brak morskich metafor, by opinia była w klimacie, ale ja bardziej wiejska jestem). Autor skupia się na nieistotnych szczegółach – ponad połowę książki można by usunąć bez szkody dla treści. W sumie… treści i tak tam niewiele. Niby w opisie „Admiralette” wspomniany jest główny wątek, ale na trzystu stronach opowieści jest go tyle, co nic. Ginie pod natłokiem bezsensownych opisów.

Właśnie, opisy. Chociaż mogłabym raczej napisać, że autor nie „opisuje” ani „pokazuje”, tylko „informuje”. Funkcji poetyckiej języka tutaj za grosz. Pomijając już kwestię zdań pojedynczych, autor opisuje wszystko, co stanie na drodze głównej bohaterki, zalewając czytelnika lawiną nudnych szczegółów. Po co, nie wiadomo. Mamy więc typową biegunkę słów przy obstrukcji treści. Nieistotny opis tego, że ktoś wypycha policzek językiem, ściąga wargi na lewą stronę, zakłada majtki, czyta świerszczyki. Dobrze chociaż, że bohaterka nie musiała udać się do toalety, bo otrzymalibyśmy zapewne długi opis napinania ciała oraz żyłek i potu pojawiających się na twarzy Sephiry z wysiłku, aby na koniec rozległ się dźwięk niby odgłos kamienia uderzającego o taflę oceanu, który to kamień mewa upuściła, aby miauknąć w stronę zachodzącego słońca – bo to przecież byłoby tak istotne dla fabuły. Efektem owych nadopisów nawet najmniejszych rzeczy są liczne pleonazmy i tautologie.
Z jednej strony autor wiecznie powtarza informacje oraz słowa pojawiające się dwa zdania wcześniej (np. nie potrafi inaczej opisać przyjaciółki Sephiry, niż „dziewczyna o tęczowych włosach”, ale o kreacji postaci – co się bezpośrednio z tym wiąże – dopiero za chwilę), z drugiej sili się na wymyślne synonimy, które stają się wręcz śmieszne. Tucholski bardzo by chciał, aby język jego opowieści był wymyślny, tymczasem jest pełen nieporadności stylistycznych i niekonsekwencji. Autor chce stosować metafory i porównania nawiązujące do tematyki morskiej, aby zaraz później w podobnych opisach stosować już zwyczajne określenia (bo czemu najpierw mierzymy wysokość statku w stojących mężczyznach, aby potem pisać o linijkach, prostopadłościach, itp.? Ot, albo określenia umowne, albo konkrety), używa wyrażeń, które są zrozumiałe tylko dla niego samego (np. południowe techniki walki albo kolory byłego Koud – czyli jakie? Nie, czytelnikowi nic to nie mówi. Świat przedstawiony nie stanie się nagle bardziej fantastyczny. Aby korzystać z takich sformułowań, trzeba je rozwinąć, wprowadzić w wymyślony świat. Czytelnik nie będzie się domyślał), jest niekonsekwentny w tym, jak pisze. Warsztat kuleje. Mocno kuleje.
Styl jest bardzo nierówny. Raz autor jest pompatyczny, potem patos leje się strumieniami, następnie pojawiają się niby poetyckie opisy poganiane wyrażeniami z języka oficjalnego, aby zaraz wyskoczyły za nimi wulgaryzmy (choćby przykład trzech zdań występujących po sobie: „Więzienie było ciemne i zakurzone drewnianym pyłem. Drżało w tańcu ogników dwóch narożnych świec. Śmierdziało łojem i zepsutym jedzeniem”).
W dodatku często sposób opisywania nie odpowiada treści, o której mówi, autorowi znów brak konsekwencji (owszem, powszechnym zjawiskiem w literaturze jest nieprzystawanie stylu do treści – ale jest to zawsze ŚWIADOMA konwencja, a nie braki warsztatowe, jak u Tucholskiego). Brak zróżnicowania w idiolektach postaci, czy to marynarz, admirał, uczony, nastolatka, starszy człowiek – wszyscy mówią absolutnie tak samo. Prostym, niewyszukanym językiem.

Co do wszelakich „miauczących mew”, których Tucholski tak broni… czytelnik nie ma obowiązku pochylać się nad każdym dziwnym sformułowaniem, sprawdzać, co autor miał na myśli. Tekst powinien bronić się sam. Do tej osoby, która pisze (wszak nie każdego autora można nazwać pisarzem), należy dbanie o zrozumiałość tekstu.
Tucholski – jak i wielu innych początkujących pretendujących do miana pisarza – zapomina, że aby eksperymentować z językiem, szukać własnego stylu, trzeba perfekcyjnie opanować podstawy. Błąd stylistyczny jest błędem stylistycznym, nie „takim stylem autora”. Picasso nie malował swoich kubistycznych obrazów dlatego, że nie chciało mu się uczyć obowiązującego wzoru, tylko dlatego, że bardzo dobrze go znał. Wiedział, z jakiego powodu odrzuca kanon. Wniosek jest chyba prosty.

Inną kwestią są błędy w korekcie, mniej więcej co pięć stron pojawiają się błędy interpunkcyjne (one przede wszystkim) czy literówki. Cóż, dla wszystkich, którzy chcą kiedyś wydać swoje teksty, powinien być to sygnał, że należy szukać sprawdzonych wydawców. Takich, którzy zapłacą za wydanie tekstu, a nie będą chcieli od autora pieniędzy – po czym wypuszczą każdego gniota, w dodatku zredagowanego tak niechlujnie.
To, że sam Tucholski nie zauważył w „Admiralette” tylu rażących błędów, jest inną sprawą… i świadczy tylko o poziomie językowym.

W ramach podsumowania rozważań o języku: autor zupełnie nie ma wyczucia słów, jego tekstowi brak duszy. Przez powieść marynistyczną powinno się płynąć, lecz toporny styl „Admiralette” nie pozwala na to. Efekt jest jeden – Flota nie płynie po morzu. Flota brnie przez bagno, chociaż bagna pewno poczuły się teraz dotknięte.

Jednak nie tylko język jest problemem. Fabuły nie ma, główny wątek ginie pod nieistotnymi zdarzeniami, przy nawet najlepszych chęciach opowieść staje się nużąca. Tucholski nie potrafi różnicować tempa historii. O braku jakichkolwiek emocji już wspominałam (przykład – wątek zbliżającego się buntu na statku przedstawiony jest w taki sposób, że można go skwitować jednym słowem. „Aha”). Mnóstwo klisz fabularnych, zero napięcia. Bardziej pasjonujący jest już opis morskiej bryzy, której efekt ma niby dawać jakiś łazienkowy płyn do mycia kafelków.

Jeśli chodzi o budowę świata przedstawionego, to kuleje tak samo jak warsztat językowy. Wielokulturowa flota? Brak oznak. Zróżnicowanie charakterów postaci? A po co? Samo stworzenie państwa na statkach nie sprawi, że opowieść będzie wyjątkowa. Autor w ogóle nie stara się rozwijać tła swojej powieści. Zamiast opisywać kolejne nieistotne drapanie się po nodze, nosie albo czymś innym, można np. przedstawić dzieje Floty. Zapewniam, że byłoby to znacznie bardziej interesujące.
Niby w ostatnim opowiadaniu autor próbuje wskazać jakieś różnice kulturowe między Flotą a Chevenną, ale tylko obnaża swoje braki w riserczu. Albo w jakimkolwiek pojęciu na temat systemów społecznych – chodzi o wątek patriarchatu i matriarchatu.
Każdy chyba wie (wystarczy spojrzeć nawet na społeczeństwo XXI wieku), jak mocno religia potrafi wpłynąć na podstawy relacji międzyludzkich, postrzeganie ról społecznych płci czy ogólnie kulturę. Wystarczy spojrzeć na dogmaty chrześcijaństwa i chociaż pobieżnie prześledzić jego wpływ na społeczeństwo Europy na przestrzeni wieków. Wystarczy poczytać trochę o bogini Danu w wierzeniach Celtów, aby zrozumieć, czemu kobiety miały w tej społeczności mocną pozycję.
Co mamy u Tucholskiego? Flota wierzy w boginię Yatnę (o tym, że jest to w ogóle bogini, czytelnik orientuje się dopiero po parudziesięciu stronach. Przy czym autor nie rozwija tego wątku, pojawia się jedynie imię. Nawet nie wiadomo, czy kult jest zbliżony do monoteizmu, czy może to jednak będzie henoteizm). Dlaczego więc wśród Floty panuje patriarchat?

Autor rzuca nazwami ze swojego fantasylandu, ale nie rozwija ich w ogóle. Niestety, aby w dzieciaki w szkole musiały zastanawiać się, co pisarz miał na myśli, tekst musi najpierw coś sobą reprezentować. „Admiralette” daleko do tego poziomu.
Z innych uwag odnośnie do kreacji świata – nie wiadomo w sumie, jakie było źródło inspiracji autora. Pojawiają się szable, które wskazują na dawniejsze realia, z drugiej mamy bardzo współczesne określenie „bluza”, gdzieś pojawiają się komiksy. Tak samo jak w przypadku języka – brak konsekwencji. Pomijam już sznurowane wewnętrzne podszycie stroju, chyba że ktoś pokaże na zdjęciu, jak to skonstruować.

Na koniec bohaterowie – oprócz Sephiry wszyscy są szablonowi, zupełnie nie wyróżniają się na tle innych. W tekście pada mnóstwo imion, bo autor ma misję opisywania każdej postaci, ale niewiele się z tego zapamiętuje. Jedyne, co jakoś Tucholskiemu się udało, to relacja córka-ojciec.
Sama Sephira to wzór Mary Sue z typu tych zbuntowanych, co mają Cięte Riposty na każdą okazję, mózg trzyma chyba pod szafą, bo momentami jest niezmiernie głupia, nie szanuje starszych, czasem popłacze lirycznie, choć nie wiadomo z jakiego powodu. Autor popełnia błędy typowe dla trzynastolatek prowadzących blogi z opowiadaniami – mamy opis porannych czynności, mamy samotną łzę na policzku głównej heroiny („Sephira poczuła na policzku uronioną nieświadomie łzę strachu”.), co jakiś czas ktoś zachwyci się jej pięknością. Klisza kliszę kliszą pogania.
W „Admiralette” leży absolutnie wszystko. Słaba fabuła, bezbarwne postaci, brak wyrazistego świata, napięcia, emocji, zwrotów akcji… Wszystkiego. Treść i forma do wymiany. Przede wszystkim ta druga. Póki co ta książka to istna kopalnia błędów.

Nie czytam opiniotwórczych blogów, na stronie autora byłam może raz i nie wspominam tej wizyty dobrze. Na „Admiralette” nie zwróciłabym pewno uwagi, gdyby jakiś znajomy nie wrzucił linku. Weszłam, zobaczyłam reklamę nachalną jak z Telezakupów Mango, więc pomyślałam, że raczej nie ruszę – zwłaszcza po tym, jak zerknęłam na darmowy fragment. Dopiero gdy przeczytałam, że autor...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    91
  • Chcę przeczytać
    55
  • Posiadam
    23
  • 2014
    2
  • Ulubione
    1
  • W planach: fantastyka
    1
  • Kącik miernot
    1
  • Literatura polska
    1
  • Wydane w 2014
    1
  • Grafomańska łączka
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Admiralette


Podobne książki

Przeczytaj także