-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać258
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
-
ArtykułyOficjalnie: „Władca Pierścieni” powraca. I to z Peterem JacksonemKonrad Wrzesiński9
Cytaty z tagiem "obłęd" [125]
[ + Dodaj cytat]Obłęd to konieczność tworzenia obrazu swojego życia na podstawie relacji otoczenia.
Był to żywy dźwięk, ale nie glosy, nie oddech. Człowiek nastawiony filozoficznie mógłby go nazwać dźwiękiem dusz. Babcia Dicka Halloranna, dorastająca na drogach Południa w latach poprzedzających przełom stulecia, nazwałaby go wyciem upiorów. Psycholog mógłby wymyśleć długą nazwę - echo psychiczne, psychokineza, zabawa telesmiczna. Ale dla Danny'ego był to jedynie głos hotelu, starego potwora skrzypiącego wciąż dookoła nich, w coraz mniejszej odległości korytarzy cofających się teraz w czasie i przestrzeni, wygłodniałych cieni, ożywionych gości, którzy nie bardzo potrafią spocząć.
I oto przybędzie Koń Ognisty,
A imię jego Jeźdźca jest Rzeź.
I oto przybędzie Koń Morski,
A imię jego Jeźdźca jest Zdrada.
I oto przybędzie Koń Powietrzny,
A imię jego Jeźdźca jest Obłęd.
Każdego z nas określają społeczności, do jakich należy i do jakich nie należy. Jestem tym, tym i tym, ale na pewno nie tamtym, tamtym i tamtym. Twoje określenia są wyłącznie negatywne. Mógłbym spisać nieskończoną listę osób, którymi nie jesteś. Jednak ktoś, kto nie poczuwa się do przynależności do żadnej grupy społecznej, zawsze w końcu popełnia samobójstwo. Albo zabijając ciało, albo rezygnując z osobowości i wpadając w obłęd.
Wiem coś o tym: przeżyłem w niewiedzy czterdzieści lat! Przez te czterdzieści lat przyglądałem się światu przekonany, że wiele rozumiem – n i e r o z u m i e j ą c n i c. Pracowałem, kochałem się, podróżowałem, wściubiałem nos w swoje i nie swoje sprawy, chłonąłem życie, uwielbiałem życie. Pasja życia!, tak się to mówi. A cóż to może być za p a s j a ż y c i a, kiedy o życiu samym nie wie się nic? Już samo to słowo – pasja, przekabacone, dziś mówi o czymś na kształt namiętności, a niegdyś prawdziwie głosiło chwałę męki, cierpienia. W czterdzieści lat napatrzyłem się dość cierpień, nie w tym rzecz, każdy się napatrzył w naszych czasach. Rzecz w tym, że nigdy bym nie uwierzył. Tak, nigdy bym nie uwierzył, że moje czterdzieści lat życia to tylko przygrywka, nieświadomy trening do skoku w rzeczywisty wymiar istnienia, którego mógłbym nie poznać nigdy, jak osobnicy „zdrowi na umyśle”, i umrzeć jak oni w błogiej ignorancji. Biedni moi, krocie z was tak umrą. Ja wiem, że jesteście z tego powodu dumni i szczęśliwi. Bo wszystko się mieści w przyjętych wymiarach. A co się nie mieści, też się zmieści, jest przecie sposób na wszystko. Wie o tym każdy zdrów na umyśle. A nam mózg się rozregulował... Tak mówicie, tak myślicie o nas. Ale to nie my, słowo daję, to nie my z domu obłąkanych, to wy jesteście ludźmi z innej planety. Ta sama matka ziemia inną krew nam dała, innym nakarmiła mlekiem. Po cichu powiem – coś więcej widzimy, coś więcej czujemy, coś więcej jesteśmy w stanie zrozumieć. I czegoś więcej staramy się domyślić. A jeśli już o przyziemność chodzi, to zliczcie, ile naszych obłędnych pomysłów zwyczajnie się skonkretyzowało i służy dzisiaj waszej wygodzie. Zmuszony jestem użyć tego argumentu, bo wasza wyobraźnia mieści się w naparstku. Więc zostawcie nasz mózg w spokoju, albowiem nic o nim nie wiecie, Bóg mi świadkiem [...].
Tego właśnie nie potrafiłem zrozumieć w religiach: tego całkowicie nieatrakcyjnego połączenia altruizmu i obłędu.
Starałam się unikać słowa "obłęd" w odniesieniu do mojego stanu. Wymyka mi się od czasu do czasu, choć go nienawidzę. Obłęd nie jest właściwym określeniem na to ,co dzieje się w umysłach ludzi, którzy tracą rozum. Jest zbyt ekscytujące, zbyt literackie, zbyt interesujące w swoich konotacjach, by oddać nudę, powolność, posępność, przygnębienie, te wszystkie atrybuty depresji.
...nie ma żadnych dowodów na to, że celem naszego istnienia na tej planecie jest bycie wybitnie szczęśliwym czy też szczególnie normalnym. (...) nasze zmartwienia i dziwactwa, nasze lęki i wewnętrzne przymusy, krótko mówiąc, wszystkie te najbardziej niemodne aspekty naszych osobowości całkiem często prowadzą nas do interesujących rzeczy.
Potem zaczynasz dostrzegać różne rzeczy, Lloyd, mój chłopcze. Takie, jakich nie widziałeś z rynsztoka. Na przykład to, że platforma jest z niecheblowanych sosnowych desek, całkiem świeżych, jeszcze ociekających żywicą, i gdybyś zdjął buty, na pewno wbiłbyś sobie drzazgę. I że na wozie stoją tylko te długie ławy z wysokimi oparciami, bez poduszek, na których można by usiąść, i że właściwie są to ławki kościelne z porozkładanymi co jakieś pięć stóp śpiewnikami. I że w tych ławkach siedzą same płaskie, jak decha babki w długich sukniach z odrobiną koronki przy kołnierzyku i z włosami upiętymi w koki, ściągniętymi tak mocno, że prawie słychać, jak te włosy krzyczą. A wszystkie twarze są bezduszne, blade i lśniące. Kobiety śpiewają chórem, "Zbierzmy się nad rzeką, piękną, piękną rzeeeką", z przodu zaś siedzi ta śmierdząca suka z włosami blond, gra na organach i każe im śpiewać głośniej, wciąż głośniej. Ktoś wciska ci śpiewnik do rąk i mówi: "Śpiewaj bracie. Jeśli chcesz zostać w tym wozie, musisz śpiewać rano, w południe i z wieczora. Zwłaszcza z wieczora". Właśnie wtedy zdajesz sobie sprawę, czym jest w istocie ten wóz, Lloyd. To kościół z zakratowanymi oknami, kościół dla kobiet, dla ciebie więzienie.
Gest, wydarzenie w małym ubarwionym ludzkim światku są zawsze tylko względnie absurdalne; w odniesieniu do otaczającej je okoliczności. Na przykład słowa wariata są absurdalne w odniesieniu do sytuacji, w której się znajduje, ale nie w odniesieniu do jego obłąkania.