Skrzydło Anioła Jolanta Krysowata 7,7
ocenił(a) na 87 lata temu Na początku miałam mieszane uczucia do owej książki. Pierwsza część była dość męcząca. Odbiegano od tematu. Przeszkadzał mi sposób narracji (dużo równoważników zdań, zbyt prosty język). Jednakże druga część - historia ośrodka w Płakowicach, wychowawców, nauczycieli oraz ich podopiecznych bardzo mnie wzruszyła. Wszystko inne przestało się liczyć. Ciężko uwierzyć, że w takim zamkniętym i odizolowanym kraju, jakim jest Korea Północna, żyły(żyją?) osoby, które wychowały się na polskiej ziemi i które były z nią związane. Zastanawiam się, co później działo się z koreańskimi wychowankami. Jak się potoczyło dalej ich życie. Czy nadal pamiętali o Płakowicach i latach tam spędzonych? Czy pamiętali jeszcze język polski? Czy jeszcze ktoś z ówcześnie młodych osób żyje?
Wiele przeczytałam i obejrzałam o Korei Północnej. Po tej książce dobitnie do mnie dotarło, że przez politykę, przez Kim Ir Sena i przez Stalina obywatele tego kraju cierpieli już dużo wcześniej. Że nic się nie zmieniło w KRLD od tamtego czasu, a jeśli zmieniło, to na gorsze. Przecież teraz żadnym sierotom nie byłoby dane spędzić kilku lat w owym dobrobycie, w Polsce.
Sprawiedliwości nie było wtedy i nie ma teraz. A Korea zamknęła się jeszcze bardziej i nic nie wskazuje na to, żeby było inaczej.
Życie osobiste, związki nauczycieli, więzi między opiekunami a podopiecznymi i lekarzem a pacjentką pokazują, że narodowość, pochodzenie nie ma żadnego znaczenia. Kochać można każdego człowieka, bez względu na barierę językową, kulturową i polityczną.
Nie zapomina się tych, których się kocha. Nawet jeśli wspomnienie o nich powoduje tęsknotę, ucisk w sercu do końca życia.
Ośrodek w Płakowicach musiał być miejscem, w którym rozkwitła miłość, szacunek, pojawiły się głębokie więzi. Wojny, polityka i - przede wszystkim - brak wolności spowodował, że w to miejsce wdarł się smutek, tęsknota, ból wielu ludzi.