Melanie Tem (ur. jako Melanie Kubachko) - amerykańska pisarka. Przyszła na świat w małej miejscowości w stanie Pensylwania. Absolwentka University of Denver (pomoc socjalna). Jej pierwszą książkę wydano gdy miała 32 lata, ale powieść "Prodigal" zdobyła od razu Nagrodę im. Brama Stockera dla najlepszego debiutu literackiego. Pisała głównie głównie horrory i powieści z gatunku dark fantasy. W 1997 roku wykryto u niej guza piersi. Podjęła heroiczną walkę o życie (m.in. miała mastektomię),nie zaprzestając pisarstwa. Walkę tę przegrała w wieku 65 lat. Wybrane dzieła pisarki: "Prodigal" (1991),"The Rock" (1994, polskie wydanie w czasopismo "Fenix" nr 4 (83),1999),"Slain in the Spirit (2002),"The Man on the Ceiling" (ze Stevem Rasnikiem Temem, 2008),"The Devil's Coattails: More Dispatches From the Dark Frontier" (2011),"The Yellow Wood" (2015).
Mąż: Steve Rasnic Tem (do 09.02.2015, jej śmierć),czwórka dzieci.http://www.m-s-tem.com/tems/blog1.php/home
„Wariacje na temat tego samego”
„Szaleństwo Cthulhu” to pięknie wydana antologia opowiadań tematycznie nawiązujących do twórczości H.P. Lovecrafta. Otwiera je opowiadanie Mistrza „W Górach Szaleństwa”. Staje się ono automatycznie odnośnikiem porównawczym dla kolejnych historii. Jedni się krzywią, inni są zadowoleni z takiego obrotu sprawy. Ja należę do tych drugich. Dzięki przypomnieniu sobie opowieści H.P. Lovecrafta, byłem w stanie odnieść się do pozostałych. Niestety było to bardzo łatwe, gdyż przepaść dzieli naśladowców od mentora. Przepaść nie tylko związana z nieudolnymi próbami podrobienia stylu, zawłaszczenia i przeróbki pomysłu, ale i zwykłego warsztatu literackiego. Współcześni by powiedzieli, że zamieszczeni w antologii „mogą co najwyżej próbować wyczyścić buty Samotnikowi z Providence”.
Tyle utyskiwania przejdźmy do próby oceny „tych co dzieli je przepaść”. Nie są to same gnioty, ale zdarzają się opowiadania „pseudo sarkastyczne” (głupie, mnie nie śmieszyły),niedbałe i po prostu bardzo przeciętne. Używanie w nich wulgaryzmów jest moim zdaniem obrazą dla H.P. Lovecrafta, gdyż on sam bardzo dbał o język, którym porozumiewał się z czytelnikiem. Zawiódł mnie całkowicie Artur C. Clarke, to jego wypociny nazwałem głupimi. Harry Turtledove próbował przetransformować mitologię Lovecrafta w czasy bardziej współczesne. Wyszło bardzo średnio i naiwnie. Lois H Gresh wzniósł się delikatnie ponad depresję i to jego opowieść mnie zaintrygowała. Może być, niestety tylko „może być”. John Shirley bardzo przeciętnie, ziewałem. William Browning Spencer nie było dobrze, ale też nie było źle. Podskoczyła nieco poprzeczka tej antologii ale nie za wysoko. Caitlin R. Kiernan ciekawe, choć nieco odstające tematycznie. Miałem wrażenie, że zboczyliśmy z tematu przewodniego. Robert Silverberg się nie wysilił, i chyba nie za bardzo wczuł się w klimat Mistrza (albo redagujący tą antologię się pogubił). Słabo. Michael Shea prymitywne i puste kopiowanie. Zniszczenie klimatu przez mało wyszukany język. Gdybym to ja decydował o tym, co ma się tu znaleźć to używając mowy Shea – jego tekst bym wypierd@lił. Melanie Tem nieco znów podniosła poziom publikacji. Jej tekst na pustyni miernoty, był intrygujący. Heather Graham mógłby pisać scenariusze do horrorów klasy „Z”. Jest akcja, są piękne kobiety i zrzyna pewnych elementów Samotnika. Tylko, że ja takich filmów nie oglądam. Darrell Schweitzer mnie podbudował. Jego opowieść była pomysłowa, jak na ustalony przez pozostałe poziom. Nic wielkiego, ale w tej mgle zawsze światełko pozwalające dotrzeć do końca. K.M. Tonso wiedziałem o co biega, po pierwszych słowach. Bardzo wtórne i do zapomnienia. J.C. Koch mnie zniesmaczył. Znowu wybił się z klimatu i zakończeniem, dość prymitywnym, skutecznie zaniżył ocenę. Panie to nie ta klasa i trochę wstyd z takim gniotem. Joseph S. Pulver Sr. odpłynął gdzieś w rejony, które leżą delikatnie mówiąc, poza moją chęcią zrozumienia całości. Nie podeszło mi wybitnie to „dzieło”. Jonathan Thomas zaciekawił i wprowadził nieco ożywienia swym mocno przewidywalnym tekstem. Oko na moment miało się na czym zawiesić. Donald Tyson opowiadał o psach próbując budować klimat Lovecrafta – nie udało się.
I na koniec biogramy występujących tu pisarzy. Podsumowując, dobrze, że powstają takie antologie. Pozwalają one dostrzec jak wielkim Mistrzem był H.P. Lovecraft i jak wiele umiejętności w kreowaniu świata grozy brakuje innym. Ze swej strony odradzam, lepiej zainwestować pieniądze w oryginalne opowiadania Samotnika z Providence.
Zadziwiająco dużo opowiadań z tego zbioru okazało się być naprawę ciekawymi i wciągającymi. Choć mam nieodparte wrażenie że nie wszystkie, może nawet nie większość nawiązywała bezpośrednio do Gór szaleństwa. To dobrze, ponieważ nie czytało się w kółko o jednym i tym samym. Ale..... Opowiadanie Artemida o stu piersiach, Pod lodowcem, Ciepły, Panienka, Góra, co ruszyła z posad to było coś.
W tym roku wychodzi trzeci tom w tej serii, oby był przynajmniej tak dobry jak ten. Miłej lektury, do pozostałych opowiadań można zajrzeć ale tak bez oczekiwań, hobbystycznie, z dystansem:)