Wolę przedzierać się przez ciernie i nawet powoli,ale iść do przodu,niż stać w miejscu czekając na szczęście,które może nigdy nie nadejść.
Najnowsze artykuły
- ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant60
- ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
- ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński29
- ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Pola Pane
Źródło: facebook
2
7,8/10
Pisze książki: fantasy, science fiction
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.plhttps://www.facebook.com/PolaPane
7,8/10średnia ocena książek autora
95 przeczytało książki autora
163 chce przeczytać książki autora
12fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Popularne cytaty autora
Cytat dnia
Śmierć.Tak się jej obawiałam...umieranie jest jak zapadanie się w puch,nie boli...może później...ale później była już tylko ciemność.
Śmierć.Tak się jej obawiałam...umieranie jest jak zapadanie się w puch,nie boli...może później...ale później była już tylko ciemność.
2 osoby to lubiąCzasem lepiej nie pytać, jeśli nie jest się pewnym, czy chce się usłyszeć odpowiedź.
2 osoby to lubią
Najnowsze opinie o książkach autora
Arisjański fiolet. Cisza Pola Pane
7,8
Arisjański fiolet to książka, którą od dawna miałam ochotę przeczytać i jak tylko autorka udostępniła ją w Obiegu Zamkniętym natychmiast się zapisałam. I… nie żałuję.
Jest to książka typowo młodzieżowa, ale nie tylko dla młodzieży. W scenerii sf jesteśmy świadkami romansu dwójki nastolatków i rozkwitającej miłości, ale… niestety tylko z jednej strony.
Emily po katastrofie, jaką doświadczyła planeta Ziemia, przez 10 lat ukrywa się wraz z mamą w schronie. Przebywają we dwie i chociaż każda z nich ma już tego brudu, smrodu i wilgoci szczerze dość, boją się wyjść na zewnątrz. Niestety zapasy żywności kurczą się z dnia na dzień, brakuje wody i warunki zaczynają być coraz bardziej uciążliwe. Pewnego dnia Emily nie wytrzymuje i postanawia opuścić bezpieczne schronienie, bez względu na skutki. Oczywiście jej mama nie pozwala jej na zrealizowanie tej odważnej decyzji samej i wychodzi razem z nią. Kolejne schronienie znajdują w domu dziadka, ale młodej dziewczynie, która już przekonała się, że atmosfera jest wolna od trujących pyłów to nie wystarcza i postanawia wyruszyć w poszukiwaniu innych ludzi.
W drodze napotyka istotę, która wprawdzie przypomina wyglądem człowieka, ale jednocześnie różni się od niego bardzo. Istotą tą jest Korin, młody chłopak, który przybył na Ziemię razem z całą grupą „swoich” z planety Aris. Początkowy strach przed nieznanymi istotami powolutku przemienia się w bliską znajomość, a między Emily i Korinem dochodzi do czegoś więcej. Niestety Arisjanie są istotami pozbawionymi uczuć i nie wszystko układa się między młodymi tak jakby chciała nastoletnia ziemianka.
Więcej nie napiszę, bo tak się zagalopowałam, że jeszcze chwila, a streściłabym całą książkę, a tego przecież nie mam w zwyczaju.
Nie gustuję w książkach fantasty, ale ta wyjątkowo mnie zauroczyła. Pięknie napisana fabuła, przeniosła mnie w wyobraźni do świata po katastrofie, a we wspomnieniach do lat, kiedy sama byłam w wieku głównych bohaterów, czyli w szalone lata młodości i pierwszej miłości. Tak, ta książka jest właśnie o miłości i pierwszych jej doznaniach w wieku, kiedy hormony zaczynają dominować nad rozsądkiem.
Pola Pane w bardzo ciekawy sposób przedstawiła tę miłość, wplatając w tło zarówno fantastykę, odrobinę horroru i przygody, ale również pięknie ukazała stosunek ludzi dorosłych do młodzieży i odwrotnie, w szczególności relacje między rodzicami a ich pociechami. Pokazała jak mogliby funkcjonować ludzie pozbawieni naturalnych emocji, takich jak radość, smutek, szczęście, miłość czy ból, ale nie ten fizyczny.
Bardzo podobało mi się, jak autorka przedstawiła doznania seksualne tych dwojga młodych ludzi. W tak subtelny sposób wplotła w fabułę swojej książki zmysłową erotykę, zrobiła to bez wulgaryzmów, wręcz poetycko.
Gdybym wcześniej gdzieś nie przeczytała, że Pola Pane studiowała matematykę, byłabym pewna, że ukończyła polonistykę, bo język jakim napisana jest książka jest bardzo ładny co uważam za spory plus, bo dzięki temu czyta się płynnie i z ogromną ciekawością.
Ta książka mimo swoich prawie 400 stron skończyła się dla mnie za szybko, ale na szczęście jest na jej końcu zwiastun części drugiej, którą z pewnością przeczytam.
Treść podzielona na rozdziały niby tworzyła jedną całość, ale każdy kolejny rozdział został poprzedzony cytatem, który nawiązywał do tego, czego czytelnik może się spodziewać po przeczytaniu kolejnych stron. I to właśnie dodatkowo wzbudzało we mnie ciekawość co będzie dalej.
Gdybym miała ją porównać do innych książek, to z pewnością porównałabym ją do serii „Jutro”, która zdobyła ogromną popularność wśród młodzieży i może trochę do „Zmierzchu”. Uważam, że gdyby ta książka została odpowiednio rozreklamowana przez wydawnictwo, to mogłaby się stać hitem literatury młodzieżowej.
Do tego bardzo tajemnicza i ciekawa okładka, która na mnie zrobiła bardzo pozytywne wrażenie.
Ciekawym dodatkiem do książki jest płyta CD z piosenkami, które „śpiewa” w książce Emily. Tu akurat muzyka nie jest w moim stylu, ale ja przecież nie mam już nastu lat, kiedyś z pewnością by mi się bardzie te piosenki podobały.
I tak, kończąc ten mój wpis mogę z czystym sumieniem polecić tę lekturę szczególnie młodym osobom (takim w wielu licealnym),ale i takim w moim wieku. Skoro ja, pani po 50-tce nie potrafiłam się oderwać od kartek tej książki, to chyba o czymś świadczy. Szczególnie polecam ją czytelnikom, którzy lubią fantastykę, nie stronią od zmysłowej miłości i zaczytują się również w książkach przygodowych. W tej, zawarte jest wszystko włącznie z wątkiem sensacyjnym.
Arisjański fiolet. Cisza Pola Pane
7,8
Są takie książki, które połykamy w całości i nie możemy się od nich oderwać. Są też takie, które zajmują nam nieco więcej czasu. I nie to, że mamy tutaj styczność z literaturą gorszej jakości, którą zwyczajnie trzeba odkładać, bo przecież grzechem jest pozostawić niedoczytaną powieść na półce. Choć przyznaję się do tego, że kilka dzieł porzuciłam, nie mogąc znieść ich treści. W tym przypadku na karb mej nieudolności czytelniczej, zrzucam obecny stan w jakim się znajduje, czyli nic innego jak ciążę. Niestety w moim przypadku pierwszy trymestr okazał się drogą przez mękę. Czytanie musiałam odłożyć. Autorka została przeproszona, zatem sądzę, iż wina została wybaczona. Ale dosyć prywaty. Wszyscy wiedzą, że nie znoszę gatunku paranormal romans. Zawsze sobie powtarzam, że to przyjemna lekturka na odstresowanie się po ciężkim dniu, bo przecież kobiety lubią romanse, a ja jestem, jakby na to nie patrzeć... kobietą. No niestety. Po przeczytaniu kilku publikacji z tego gatunku, zaczęłam powątpiewać w ludzkość... dosłownie. Wszystkie okazały się szablonowe, nudne, przewidywalne, a główne bohaterki tępe jak kłody drewna. I naprawdę nie mam zamiaru nikogo obrażać, choć przyznam, że nawet moja nastoletnia córka ostatnio wrzuciła powieścią pewnej polskiej autorki, wrzeszcząc z drugiego pokoju: Mamoo dlaczego mi to robisz! A chciałam być miła. Wyszło jak zwykle.
No właśnie my tu gadu gadu, a książka czeka. Dostałam ją od polskiej debiutantki, skrzętnie schowanej pod pseudonimem Pola Pane. Jest to pozycja wydana na zasadzie self publishing przez Warszawską Firmę Wydawniczą i nosi tytuł „Arisjański Fiolet”. Ci którzy mieli styczność z tym wydawnictwem wiedzą, iż mają bardzo zróżnicowaną półkę. Jednak najczęściej spotykam się z publikacjami tego wydawnictwa, które są z gatunku: fantasy, urban fantasy, obyczajowe oraz właśnie wyżej wymienione paranormal romans. Powiem szczerze, że od początku autorka truła mi głowę słowami: „Nie spodoba Ci się, to nie Twój gatunek.” Jednak trafiła na osobę nie poddającą się tak łatwo, wszak nie oceniaj nie znając treści, to by było bardzo nie w porządku. Zatem zabrałam się za czytanie. W tym też czasie słuchałam płyty CD, jaka jest dołączona do książki. Tak, Pani Pola bardzo postarała się o to, by wprowadzić czytelnika w odpowiedni klimat. Czy się jej udało i czy zespołowi Rayne się powiodło o tym za chwilę.
Na tapetę, jak zawsze, leci okładka. Cały czas już od początku pisania skromnych opinii, przyczepiam się do tego elementu. Taką mam paskudną naturę. Tu jednak przypiąć się nie ma do czego, ba owa obwoluta posiada swoją niepowtarzalną historię. I ci co nie wiedzą, a myślę, że ten rąbek tajemnicy mogę zdradzić. Na pierwszym planie pośród kawalkady i feerii barw w tonacji ambry, żółci, sjeny palonej i brązów, widzimy lusterko samochodowe i malusieńki fragment wozu... Tadam kochani fani, oto macie przed sobą autentyczny wycinek samochodu Pani Poli. Zaspokoiłam ciekawość? Nie? Nie szkodzi. Dziewczyna na dalszym planie również jest żyjącą istotą z krwi i kości, a nie wytworem grafików. Oczywiście imienia nie zdradzę, a już tym bardziej pochodzenia. Co mi się podoba w tej okładce? A to, że jest prosta. Czcionka dobrze dostosowana do klimatu powieści, w ciekawy sposób wyeksponowana. Przywodzi na myśl plakaty filmowe. Zapewne gdybym miała sama sobie tę pozycję kupować, właśnie okładka zwróciłaby moją uwagę. Pewnie wróciła by na półkę w księgarni... wszak to paranormal nie? Zatem po raz kolejny z ulgą stwierdzam, że dobra robota.
A kim jest pani, która chowa się pod pseudonimem Pola Pane? Dodam, że zauważyłam, iż coraz częściej można spotkać polskich autorów i nie tylko, ukrywających się właśnie pod płaszczykiem obco brzmiących przydomków. Dlaczego? Czasem uzyskuję odpowiedzi, a czasem nie, w tym przypadku znam historię powstania pseudonimu. Lecz zainteresowanych jego powstaniem, odsyłam na stronę autorską. Pani Pane jest... matematykiem (podziwiam, cyferki mnie przerażają). Pewnego pięknego dnia doszła do wniosku (hmm podobnie jak ja),że napisze powieść. Jednak nie taką byle jaką. Postanowiła napisać książkę według wzoru matematycznego. Jeśli macie „ścisły umysł”, przekonacie się jaką melodie wplotła w treść. Pochodzi ze Świętokrzyskiego, a konkretnie z miasta Końskie, studiowała na Uniwersytecie Łódzkim. Prywatnie lubi koty (posiada dwa),słucha polskiego rocka i lubi fotografować. W zaciszu swojego domu, w wolnych chwilach, gra na gitarze akustycznej. Oczywiście nie zapominajmy, że również jest molem książkowym i bardzo ceni sobie prozę Waldemara Łysiaka. A do jednych z jej pasji zaliczamy między innymi malarstwo.
Płyta, jaką dostajemy w komplecie z książką to zbiór kompozycji wykonanych przez zespół Rayne. Dawno dawno temu bardzo lubiłam tego typu brzmienia. Wychowałam się na muzyce metalowej, folkowej i filmowej. Mój ojciec do znudzenia puszczał mi płyty Black Sabbath czy choćby Europe. Zatem ostre gitarowe riffy i przysłowiowe darcie się, nie jest mi obce. Tutaj jednak mi coś nie grało. Nie potrafiłam wbić się w klimat. Zupełnie inaczej w mojej głowie ilustrowały się obrazy jakie wypływały z treści powieści. A utwory młodziutkich muzyków skutecznie mi je zakłócały. Nie mowie, że płyta jest zła. Bo zapewne znajdą oni wiernych fanów rozsmakowanych w tym gatunku, natomiast ja wyczuwała nutkę fałszu i zgrzyty. Skończyłam szkołę muzyczną na kierunku wokal i musiałabym się doczepić do tego i owego. Jednak autorka była tak uprzejma, że wytłumaczyła mi dlaczego jest tak, a nie inaczej. Zatem trzaski wniknęły wyłącznie z niedomagania wokalistki, cierpiącej na paskudne zapalenie gardła. Po tej informacji postanowiłam bliżej się zapoznać z twórczością kapeli, wszak trzeba wspierać młode talenty. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że kompozycje, które nie są integralną częścią płyty, są o niebo lepsze, a głos jest czysty i pozbawiony chorobotwórczych trzasków. Zatem życzę zespołowi samych sukcesów i mam nadzieję, że uda im się wyjść poza YT.
„Arisjański fiolet” przenosi nas na ziemię, w którą uderza kometa. Następuje zniszczenie ludzkości, flory i fauny. Ilość tlenu w powietrzu spada do około 3%. Powoduje to obumieranie reszty ocalałej roślinności i zwierząt. Jednak pośród tego kataklizmu, grupom ludzi udaje się przetrwać. Ukrywają się w między innymi w bunkrach. Akcja powieści toczy się dziesięć lat po zagładzie. Główna bohaterka Emily Walker razem z mamą, chowają się w bunkrze, wybudowanym przez dziadka, który jest opętany wizją apokalipsy świata. Wygląda na to, że szalony człowiek miał rację, a budowla jaką stworzył, okazała się na tyle wytrzymała, aby utrzymać przy życiu dwie kobiety przez około dziesięć lat. Pewnego dnia nasza główna bohaterka, która jest już osiemnastoletnią, młodą kobietą postanawia opuścić bezpieczną przystań. Na początku jest pełna obaw, jednak gnana chęcią wydostania się na zewnątrz, podejmuje decyzję. Pech chce, że jej matka domyśla się, co jej latorośl chce uczynić i wychodzi na to, że nie ma wyjścia i musi zabrać rodzicielkę ze sobą. Świat jaki dane jest im zobaczyć po wydostaniu się z bunkra jest klasycznym obrazem po katastrofie. Nie ostało się wiele. Lecz gdzieś w oddali tli się iskierka nadziei, którą są przybysze z obcej planety, po naszemu obcy, którzy postanawiają ocalić ziemię. Oczywiście ci przybysze o pomarańczowej skórze mają w tym swój cel. Tego jednak Wam już nie zdradzę.
Pierwszą rzeczą jaka się rzuca w oczy to styl oraz język jakim operuje autorka. Nie dostajemy tu popisu i kunsztu godnego klasyków, za to mamy bardzo prosty i oszczędny sposób opisywania rzeczywistości. Pani Pola prywatnie wyjawiła mi, że nie przepada za opisywaniem i zbędnym używaniem słów. Ma być jasno i klarownie. No i w sumie tak jest. Nie trzeba się za bardzo zastanawiać, by móc przeanalizować zaistniałą sytuację. Wszystko jest nieskomplikowane. Czasem udawało mi się wyłapać całkiem bogate opisy miejsc lub przedmiotów, a także kreowanych bohaterów. I tu czas przejść właśnie do nich.
Główna postać Emily to dla mnie typowa nastolatka, masa w niej sprzeczności i czasem wręcz za dużo naiwności. Jednak zrzucam to na karb tych nieszczęsnych dziesięciu lat w bunkrze, bo czegoż się można nauczyć o życiu siedząc zamkniętym jak w klatce. Jej zachowania czasem są irracjonalne i obawiałam się, że pewnego razu zwyczajnie wykłuje sobie oko przez tą swoją porywczość. W sumie obrazuje ona klasyczną, współczesną nastolatkę, w której buzuje burza hormonów. Ma ona również masę bardzo pozytywnych cech, i w głębi duszy jest bardzo pozytywną osobą. Jej sporym atutem jest odwaga i niezłomność. Bywa też uroczo zadziorna. Kolejną główną postacią o której warto wspomnieć to arisjańczyk Korin. I tu proszę moją wypowiedź potraktować z przymrożeniem oka. Bo pierwsza myśl jaka pojawiła się w mojej głowie to to, że kolor jego skóry jest pomarańczowy... na litość grzyba pomarańcza! Pytam się zatem autorki, czemu właśnie ten odcień, przecież paleta barw obfituje w masę innych? Odpowiedziała mi: „A jaki miał być? Niebieski?”. No i tyle w temacie. Przed oczami stanął mi taki obraz: Arisjańskie matki od urodzenia poją niemowlęta soczkiem marki Kubuś, do tego intensywnie nacierają je samoopalaczem o uroczym pomarańczowym kolorku, a na końcu zmuszają nieszczęsne dzieci do połykania kapsułek z beta karotenem, by ową piękną barwę pogłębić. Nie wiem jak to było z oczami, które są fioletowe, ale zapewne i do tego wymyślę coś humorystycznego. Arisjańczycy to bardzo ciekawa rasa. Istoty te nie posiadają emocji, są jakby z nich wyzuci. Jednak nie przeszkadza mi to w stwierdzeniu, że pisarka wykreowała całkiem zgrabne postaci.
Jak to w romansach paranormalnych bywa, dostajemy tu ukochany przez wszystkie znudzone życiem kury domowe oraz nastolatki, łaknące erotycznych dreszczy opisy scen łóżkowych. Na początku jednak są delikatne przesłonki, zgrabnie wplatane w treść, gdzie początkowy lęk naszej bohaterki, przełamuje chęć poznania bliżej tajemniczych wybawicieli ziemi. A potem wszystko się pięknie toczy i zapętla, doprowadzając czytelnika do tego kulminacyjnego momenty jakim jest... bzykanko;p Wszystko pięknie, ładnie. Jednak wyłazi moje czepialstwo. Literatka, nie daje pola do popisu wyobraźni. Wszystko jest wręcz anatomicznie opisane, włączenie za sławnym już „ślizganiem się po ściankach”, ci co czytali wiedzą co mam na myśli. Brakowało mi tej subtelnej erotyki i napięcia. Tu mamy kawę na ławę. Nie mówię, że autorka nie potrafi pisać „tych” scen, bo pewnie fani zjedli by mnie żywcem za te herezje. Uważam jednak, że nutka tajemniczości bardzo by się temu przypadała.
Książka jest bardzo przyjemna w odbiorze, umila czas i daje nam coś zupełnie innego aniżeli dostajemy w klasycznych paranormal romans. Na końcu zaskakuje, akcja rozkwita i przybiera na sile. Powieść jest też dopracowana pod względem graficznym, dodam, że bardzo podoba mi się skład oraz umieszczenie cytatów przy każdym z rozdziałów. Czcionka nie męczy, zatem to kolejny plus. Zwraca uwagę też szczegółowe dopracowanie pod względem merytorycznym, stylistycznym oraz językowym. I czasem znajduje się przecinek lub dwa, raczej laik tego nie dostrzeże. Brakowało mi na początku, szczegółowego opisu bunkru, w którym żyły obie kobiety. Zdaje sobie doskonale sprawę, że młodsze pokolenie za bardzo nie wie, jak wyglądają bunkry od środka. Uraziły mnie drzewa, które pod wpływem dotyku się rozpadały. Zatem się pytam jakim cudem te kikuty przetrwały tyle lat, skoro na ziemi występują zmiany atmosferyczne, wieje wiatr czy czasem spadnie jakiś lichy deszczyk.
A komu polecam? Powieść jest targetem 13+ ale niestety nie widzę tu górnej półki. Myślę, że starszy czytelnik znajdzie w Fiolecie coś dla siebie. Osobiście polecam, mimo tych wszystkich czepialskich słów jakie tu zamieściłam. Dzieło ma duży potencjał, i myślę, że z czasem zyska coraz większe grono zwolenników, tym bardziej, że Pani Pola już pisze drugi tom.
Za możliwość przeczytania powieści dziękuje autorce Poli Pane.