Ziemia i synowie Indridi G. Thorsteinsson 6,6
ocenił(a) na 637 tyg. temu Islandia to jedno z najpiękniejszych państw Europy. Zachwycające krajobrazy, aktywne wulkany, lodowce, gejzery czy laguny, zorze polarne, dzika natura to wszystko pobudza naszą wyobraźnię, sprawia, że chcielibyśmy zwiedzić ten niesamowity zakątek świata.
Tymczasem Indridi Thorsteinsson przenosi nas w lata 50-te XX wieku na ubogą, nękana ciągłymi problemami wieś.
Gilsbakka i Gilsbakkakot to dwie sąsiadujące ze sobą zagrody, sąsiedzi, którzy żyją ze sobą w zgodzie.
Gilsbakkę zamieszkuje staruszek Olafur Einarsson wraz z synem Einarem. Zajmują się zazwyczaj spędem owiec, pracami w polu i przy zwierzętach hodowlanych.
Życie płynie zgodnie z naturą i tutaj również jak w poprzednio czytanej przeze mnie książce" Obcy przyszedł na farmę" pory roku wyznaczają rytm życia mieszkańcom gospodarstwa.
Ludzie przemijają, umierają, krajobraz jest ciągle ten sam, tylko nowości coraz więcej.
Pojawiają się drogi, którymi mkną autobusy. Autobusy, które wyparły konne karawany.
Staruszek patrzy, podziwia, ale nowe czasy nie przypadły mu do gustu. Sprzeciwu jednak nie wyraża, bo rozumie, że nie ma to sensu. Cieszy oko widokiem na góry, pagórki, rzekę na które spogląda ze swoich pastwisk.
"Ziemia i synowie" to krótka podobnie jak "Obcy przyszedł na farmę" książeczka. Treścią są również niezmiernie do siebie podobne.
Tu również odnajdujemy bliźniacze wątki, czyli smutek z przemijającego życia, starość spracowanego człowieka, zachwyt przyrodą, trudy życia w biedzie, ciężka praca na gospodarstwie. Nowością jest wątek poruszający problem opuszczenia rodzinnego gniazda i udanie się do miasta w celach zarobkowych.
Krótka, chłodna, oszczędna w słowach. Mniej poruszająca i zapadająca w pamięć niż "Obcy przyszedł na farmę" , ale jednak ciekawa. Pierwsza przeczytana przeze mnie pozycja opisująca islandzki krajobraz, mentalność ludzi i ich problemy.