Najnowsze artykuły
- ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel16
- ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
- ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać2
- Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Peter Toohey
1
5,1/10
Pisze książki: literatura piękna
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
5,1/10średnia ocena książek autora
41 przeczytało książki autora
104 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Historia nudy Peter Toohey
5,1
Nauka jest emergentną właściwością życia, natomiast życie samo w sobie jest emergentną właściwością chemii. Nauka jest najważniejszą w historii cywilizacji gatunku ludzkiego zdobyczą, wręcz najważniejszym jej osiągnięciem. Gdyby nie nauka – głównie pasja jej towarzysząca, także rywalizacja między badaczami idealistami i odkrywcami oraz myśl i idea postępu; gdyby nie wyjątkowość ludzkiego umysłu polegająca na umiejętności dostrzegania wzorców w otaczającym nas świecie, będącym skomplikowanym złożonym układem czekającym na odkrywanie jego tajemnic, my ludzie, nie bylibyśmy tym kim jesteśmy obecnie. Wciąż tkwilibyśmy we wczoraj, gdzie jakakolwiek myśl o rewolucyjnym jutrze nie miałaby sensu. Nauka nie kształtowałaby historii, nie odcisnęłaby w niej swego piętna, nie byłaby żadnym wyznacznikiem, niczyją wartością i celem. Nauka odzwierciedla to czym jest, i dlaczego taki jest, ludzki umysł. Dopieszcza ona, wręcz karmi to neurotyczne pragnienie wyjątkowości istoty ludzkiej na tle innych zwierząt. Faktycznie coś w tym jest. Człowiek jest wystarczająco wyjątkowym gatunkiem, ale nie w takim ujęciu w jakim to sobie wyobraża. Świat, zwierzęta, rośliny, biomy i ekosystemy na pewno miałaby inne zdanie o narcystycznej rozochoconej cywilizacji człowieka. I w tym wszystkim kryje się trochę cierpkiej niczym pieprz i sól prawdy. Nie wiemy na pewno czy psy, delfiny, słonie, pszczoły mają naukę bądź jej nie mają; czy pośród wytworów ich funkcjonowania na linii różnych ich gatunków, jako zbiorowości, istnieje jakiekolwiek pojęcie nauki, a gdzie tam jej ,,produkty" o różnej wartości.
Nauka, która wyszła spod wolnego, zachęconego do wymiany myśli umysłu ludzkiego, zajmuje się wszystkim nawet tym, o co naukę nigdy byśmy nie podejrzewali. Bo największy skarb ludzkości, nauka, tak szeroka, tak rozwinięta w rozmaitość dziedzin, zaprzęgnięta o multum specjalistów, którzy ofiarują nam nieograniczoną ilość jej wytworów, zajmuje się również... nudą. Tak, nuda nie jest banalnym, godnym tylko do pozostawienia w kącie głupkowatym, do bólu błahym, niewartym uwagi zjawiskiem. Dziękować opatrzności za grono naukowców, którzy pchani nieznaną nam potrzebą zdecydowali podjąć się tak ciężkiego, zakrapianego nutką kuriozalności zadania: studiowania sedna tego, co niby jest absurdalne, ale jak przyjrzeć się szerzej okazuje się groźną bronią, niczym nieznany niewidzialny zabójca - badania i rozkładania na czynniki pierwsze całości tej dziwnej, wypaczonej osobliwości: zjawiska nudy. Bo nauka o nudzie, jako rodzaj poznania tudzież dokładna anatomia zjawiska, którym nuda jest, nie jest wcale… nudna; to nie lunatykowanie ku katastrofie, a fascynująca podróż przez bogaty przekrój dokonań różnych dziedzin nauk, które w zrozumienie tego czym jest nuda, i czy w ogóle ma ona obiektywny sens istnienia, wniosły ogrom pracy, skutkującej masą inspirujących doświadczeń i niespodziewanych rezultatów. Przekonałem się – i was zachęcam do tego samego – że nuda jest upartym, wwiercającym się w neurony mózgowia inteligentnego gatunku ludzkiego, niedającym się zapomnieć problematycznym zjawiskiem, ale i poniekąd ideą, które nie tak łatwo jest wytłumaczyć; mającym wiele aspektów i wymiarów poznania, dopadającym każdego – jakby było ono przenoszone przez skomplikowane pole sił – fenomenem. Próbowałem więc wyrwać się z kajdan sceptycyzmu własnego podejścia do sprawy nudy. Początkowo nie było łatwo, z czasem jednak przemogłem się w tej kwestii, dlatego ostatecznie postanowiłem iż postawię pierwszy krok ku poznaniu tego, co nie tak wcale rzadko, jako przykładowo nagła monotonia i zastój, niespodziewanie dopada każde ludzkie jestestwo jakie się do tej pory urodziło i jakie się jeszcze urodzi. Zacząłem, co przykładne będzie i dla Was, od uważnego obejrzenia krótkiego filmu dokumentalnego pt. "Nuda. Anatomia zjawiska" z 2012 roku. Dokument ten, z elementem badawczo-odkrywczym i reportażowym w kwestii realizacji, to około godzinny film, który w krótki, niezdradzający elementów jego fabuły i treści sposób można podsumować, jako obalający mity na temat nudy, uwydatniający jej przyczyny specyfiki i skutki, jako zjawiska biologiczno-psychologicznego, z którym styka się każdy człowiek w swoim życiu, i to nie raz. Dla uzupełnienia mojego podsumowania o niniejszej produkcji dokumentalnej, dodam jeszcze iż jednym z jej bohaterów był Dyrektor Instytutu Nudy, który zdaje się w ogóle… nie istnieć. Samo to podkreśla, że film o nudzie nie będzie nudny. I tak, krótko po oglądnięciu tego tak innego niż wszystko w materii filmów dokumentalnych, dzieła, przystąpiłem do lektury około 180-stronicowej pracy popularnonaukowej, zamkniętej w ramy zgrabnie i przystępnie napisanej książki, w której nic począwszy od jej oprawy zewnętrznej przez czcionkę druku, a skończywszy na budowie tytułu i jego treści, nie jest nudne.
"Historia nudy" to pozycja, którą ciężko jest odpowiednio uporządkować, usadowić gdzieś na półce tuż obok książek popularnonaukowych o typowej, kojarzonej z mechanizmem popularyzacji nauki, tematyce. To coś, skromnie mówiąc, niespotykanego, dla niektórych zahaczającego o kuriozum tytułów popularnonaukowych. Sama przednia okładka książki, na której zarysowuje się zajmująca jej całą górną powierzchnię twarz, opartego o dłonie, znudzonego człowieka, wraz z czerwonym paskiem, w którym widnieje treść ,,przeczytasz bez ziewania!”, ulokowanym w poprzek górnego rogu książki, stanowią o jej mocno odbiegającej od normy naturze i przeznaczeniu. Rzecz w tym, że takowa odrębność idzie jak w najbardziej pozytywnym kierunku. Dzieło Petera Tooheya jest pełne zjawisk, procesów, o które byśmy ,,nudę” nie podejrzewali. ,,Nudą można się zarazić”, to fakt, jednak istnieje pozytywna strona takowego ,,zarażenia”, i jest to zafascynowanie wielowymiarowością tematyki i idei nudy i jej ,,bogatością" w multum danych, które sprawią, że niejeden sceptyk mógłby się zdziwić aż by mu brwi powypadały z wrażenia, że zwykłe, niby proste, jednak kryjące się pod warstwą codzienności i przeciętności zjawiska potrafią budzić w ludziach ciekawość i sprawiać, że rzeczywistość, która nas otacza, faktycznie nie jest prosta, że wszystko w czym trwamy ma swoją złożoność, plan i cel.
Kto by pomyślał, kto by wpadł ot tak, z pierwszej ręki, spontanicznie, na pomysł, że nuda ma gigantyczny wpływ na poczucie upływającego czasu przez nasz mózg i nas samych – naszą niematerialną, ale jakże istotną świadomość. Autor publikacji wskazuje, że nuda na przestrzeni setek lat przechodziła różną rewolucją ,,poznania” i jej akceptacji przez ludzi. Nazywano ją chorobą duszy, przypadłością egzystencjalną, która swe początki wiąże z ,,zakonną acedią”, czy nieco ironicznie w niektórych kręgach naukowych określano ją jako ,,chorobę filozoficzną”. Peter Toohey znakomicie, bez żadnego przymusu, tylko ze stopniowo rozwijanym podejściem do czytelnika, jak do normalnego człowieka, udowadnia nam, że nuda to przeciwnik dobrego samopoczucia. Posługuje się również przykładem uczonego, swego przyjaciela, filozofa Davida Londeya, twierdzącego, że nie ma czegoś takiego jak nuda, że,,nudę” należy traktować jako termin odnoszący się do całej gamy emocji, takich jak frustracja, przesyt, depresja, odraza, obojętność, apatia itp. Toohey przytacza pogląd psychologa Roberta Plutchika, twierdzącego, że nuda należy do emocji o pochodnym, drugorzędnym statusie. To nie tylko uwydatnia stanowisko nudy w świecie dziedzin poznania, ale i kreuje niniejszą pracę autora, którą w całej okazałości doświadczamy w "Historii nudy", jako niebotycznie go angażującej. Dzięki temu wkładowi w pozycję, w której skromna objętość stronicowa, harmonijnie podzielona na czytelne rozdziały zawartość, sprawiają, że zyskuje ona w oczach czytelnika z każdą skrzętnie pochłanianą stroną, Toohey daje się dokładnie poznać jako człowieka niezmordowanie ambitny, ciekawy efektów swojej pracy. Zresztą ofiarował nam atypową publikację popularnonaukową, której nie brak inteligencji, polotu romantyzmu, sentymentu, także nostalgii i prywatnej autorskiej interpretacji odnośnie ,,niematerialnego ciała i zjawiska nudy”. Oczywistym jest, że z wieloma aspektami i faktami, które przezierają z dużą siłą przez tę pozycję, czytelnik mógłby się nie zgodzić, jakoby nuda nigdy go nie dotyczyła, że nie może być ona ,,chorobą duszy i przywarą” XXI wieku, która co ciekawe dotyka nawet zwierzęta.
Intrygująco wygląda tu analiza zjawiska nudy, jako swego rodzaju funkcji biologicznych, powstałych na drodze ewolucji. Toohey twierdzi, że ,,nuda” jest systemem wczesnego ostrzegania, który natura zaprojektowała w celu ochrony przeciw złym i patologicznym sytuacjom, szkodzącym dobrostanowi psychicznemu. Nuda, kiedy się uaktywnia, trwa i nie jest likwidowana, może przerodzić się w doświadczenie nieskończonego wrażenia ograniczenia i egzystencjalnej pustki, zastoju i skrajnej melancholii. Stąd już blisko depresji i załamaniu psychicznemu. Warto zwrócić uwagę również na coś, co w "Historii nudy" Toohey zawarł odnośnie odczucia nudy przez zwierzęta, czego moglibyśmy nie brać pod uwagę, jak szerokie mogłoby to mieć reperkusje, szczególnie jeśli w swoich domach mamy jakieś zwierzęta. Nasze pupile często wykazują oznaki nudy, którą behawioryści zajmujący się zwierzętami nie wiedzą, czy nazwać nudą egzystencjalną czy ,,zwykłą nudą”. Autor publikacji wskazuje, że nawet ptaki, które trzymamy w tak elegancko wyglądających klatkach wykazują elementy ,,psychicznego wyparcia”. To niesamowite, że potrafią one tak wypierać swoje zachowanie wynikające z nudy wywołanej ograniczeniem wolności i samotnością. Znany jest przypadek udomowionego Kakadu, który z tego rodzaju ,,zwierzęcej nudy” oskubał sobie pierś z piór, co dawało groteskowy efekt. Jednakże ptak coś odczuwał, dawał sygnał, iż trwała w nim jakaś emocjonalna pustka bądź niezrozumiana przez istotę ludzką ta inna, zwierzęca nuda.
Peter Toohey zjawiskowo dobrze, naturalnie, w formie intelektualnej lektury dla każdego, przekazuje gronu czytelnikom dość wyczerpującą istotę fenomenu nudy. Potrafił on przelać na kanwę około 170 stronicowej pracy dziesiątki przykładów potwierdzających jawną egzystencję nudy, przybierającej różne stany, mającej różną formę: taką, która dotyka biologizm, a także i tą nawiedzającą stronę psychologiczną człowieka, a także zwierząt. Toohey, co istotne, udowadnia, i my powinniśmy to zaakceptować czy co najmniej się z tym pogodzić, że nuda jest po prostu interesująca: potrafi być obiektem dociekań i badań naukowych, tak intensywnych jak doświadczenia z zakresu fizyki eksperymentalnej, chemii czy neurobiologii. Po przeczytaniu "Historii nudy" nie wskazanym jest myśleć aż tyle o ,,jakiejś tam nudzie". Bądźmy naturalni!
Historia nudy Peter Toohey
5,1
W zasadzie już samo słowo „nuda” odrzuca. Jako hasło marketingowe najwyraźniej też się nie sprawdza, bo jakoś nie mogę sobie przypomnieć żadnego sloganu z nudą (pomijając wszystkie wariacje spod znaku „Z nami nie będziesz się nudzić!”). Z tytułami książek też nie jest lepiej. Tym bardziej nie mogłam zignorować tytułu tak przewrotnego, jak „Historia nudy” – ktoś wreszcie odważył się przełamać schematy i sprawdzić, czy czytelnik jest gotów z czystej przekory zaryzykować znajomość z taką książką. Pomijając oczywisty fakt, że komuś chciało się pisać o nudzie.
Kimś, komu się chciało, jest Peter Toohey. Stworzył on swego rodzaju podsumowanie informacji o tej nieprzyjemnej emocji. Zaraz, emocji? Jak w ogóle można opisywać historię czegoś tak pierwotnego, jak emocje? Czy one w ogóle mają historię? Okazuje się, że nawet jeśli nie one same, to z pewnością badania nad nimi. I tak w „Historii nudy”, po zapoznaniu się z odpowiednimi pojęciami i rodzajami wyżej wymienionej, możemy wędrować z nudą przez wieki.
Autor nie skupił się na jednej dziedzinie, ale przedstawił swoisty miszmasz. Mamy wiec najnowsze badania psychologiczne i neurologiczne mniej lub bardziej związane z nudą, analizę dzieł literackich, które najwięcej miejsca jej poświęcają i odpowiednich obrazów, na których malarze postanowili uwiecznić nudzące się postacie. Toohey wnikliwie przygląda się wynikom badań, drobiazgowo analizuje emocje powieściowych postaci i dogłębnie wnika w aspekty malarskiej symboliki. Braku rozmachu nie można mu zarzucić, chociaż taka forma wprowadza jednak pewną dozę chaosu.
Peter Toohej pisze przystępnie, i czyta się go całkiem gładko, chociaż nie zawsze porywa (i nie bardzo wiem, czy winić za to jego warsztat, czy też tematykę). Z książki można wyłuskać sporo ciekawostek (mi najbardziej przypadły do gustu opisy badań psychologicznych),a maturzyści z pewnością zainteresują się analizami dzieł literackich, jeśli będą mieli odpowiedni temat. I właśnie tu dochodzimy do sedna: książkę polecam osobom zainteresowanym tematem. Tym, którzy poszukują losowego czytadła na lato, raczej nie przypadnie do gustu.
Recenzja opublikowana wcześniej na moim blogu: http://kronikaksiazkoholika.blogspot.com/