Strażniczka Lee Carroll 6,1
ocenił(a) na 37 lata temu Co mnie podkusiło?
Co?
Przepraszam. Przepraszam, ciepła kawa i w dodatku słodzona, niech będzie mi karą.
Choć... co podkusiło wydawnictwo Prószyński i S-ka do wydana na świat tego potworka? Nie wiem, nie będę wnikała. Dobrze. Więc zaczynamy od początku.
Okładka kompletnie do mnie nie przemawia. Ciemna, nijaka. Paskudna fotoszopka niewyraźnej z pozy kobiety, ruiny i... ptaki. Już zapaliła mi się lampka ostrzegawcza, że to będzie tanie romansidło. Nie ocenia się książki po okładce jednak - postanowiłam zabrnąć dalej w to coś, co napisało małżeństwo, chowające się pod pseudonimem Carroll Lee.
Co dostałam w środku? Dość niespecjalnie ciekawą papkę,opisującą losy "jedynej ze swej rasy, ostatniej i walecznej, i (chyba) pięknej i (chyba) cudownej i w ogóle, och ach"... projektantki biżuterii Garet James - która pochodzi z długiej linii kobiet, które przysięgły chronić świat przed złymi mocami. Nie powiem, jakie myśli mi po głowie chodziły. Ale chodziły paskudne. Do tego irracjonalnego pomysłu dochodzi jeszcze - uwaga, jakież to oryginalne! - cztery stuletni wampir. Willa Hughes. Oczywiście, tak przystojny, że brokat i cekiny. No i romans. I wielka miłość, bo różnice międzyrasowe są równie mało istotne jak używanie pasty do zębów niby tej samej marki ale w innej tubce... problem w tym, że lśni... wampir ruszył na poszukiwania (uwaga) Krainy Lata (kłania się Sen Nocy Letniej i jedna z wcześniej czytanych przeze mnie potwornych powiastek?). Oczywiście, on sądzi, że tam uwolni się od "klątwy wampiryzmu", co nie przeszkadza uważać, że da znaki/tropy/cokolwiek swej ukochanej. Oczywiście, w Paryżu, bo przecież, to jakie okle... romantyczne, nie? I oczywiście, na swej drodze spotyka wiele postaci, które pomagają jej i pojąc Willa i swe dziedzictwo, i są wrogami i przyjaciółmi i w ogóle, no plejada osobowości, których nie zapamiętałam jakoś specjalnie.
Chwalona plastyczność opisów, kunszt pisarski... nie odczuwałam go. Drażniła mnie narracja pierwszoosobowa, brak ciągłości wydarzeń, wyjaśnień, zrozumienia. A może ja po prostu nie lubię narracji pierwszoosobowej, bo miałam wrażenie, że nasza bohaterka pozjadała wszystkie rozumy. Próbuje być zabawna, sarkastyczna, a wychodzi żałośnie. Śledzenie rozwoju i losów postaci, które przewijają się w pierwszym (nie czytanym przeze mnie) tomie, nie przynosiło mi żadnego zadowolenia. Po prostu... były, po prostu przesuwałam wzrokiem po literkach i na tym stawało. Nic, zero przyjemności. Infantylność, jaką ratowały... opisy przyrody. I cyba tylko one uratowały całą książkę od bycia bardzo złą.
Bo pozycja nie jest zła. Na pewno znajdą się święcie obruszone głosy, krzyczące na alarm, że oto ja zła się znalazłam, że mi się nie podobał pomysł. Bo mi się nie podobał. Bo ja nie gustuje w takich powiastkach, których rynek ma w nadmiarze. Brak warsztatu i przemyślenia postaci, niestopniowanie fabuły, brak wprowadzenia napięcia... postacie płaskie i banalne, wielkie "bum" okazuje się niewypałem. Nie, to nie jest coś, co mnie bawi i cieszy. A tylko męczy. Na szczęście, skończyłam tą pozycję, zapominam o niej, i nie chcę już do niej wracać, określając ją mianem "dobrego dla nastolatek romansidła". W wieku nastoletnim wszak chłonęło się takie proste, niemal infantylne historyjki. Po latach zaś, w książkach szuka się akcji, napięcia, fabuły, postaci i wszystkiego, co pozwoli jeszcze długo, z uśmiechem wspominać daną pozycję..
Tu nie dostałam niczego. Być może źle szukałam, a może tłumacz nie potrafił przedstawić całości tak, jak być powinna, a może po prostu szukam dziury w i tak słabej pozycji. Nie wiem.
http://kaginbox.blox.pl/2016/06/Strazniczka.html