Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać100
- ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel5
- ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
- Artykuły„Spy x Family Code: White“ – adaptacja mangi w kinach już od 26 kwietnia!LubimyCzytać2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Reinhard Heinrich
1
5,6/10
Pisze książki: fantasy, science fiction
Urodzony: 01.01.1954
Oprócz fantastyki-naukowej autor uprawia również poezje, pisze też teksty piosenek.
5,6/10średnia ocena książek autora
58 przeczytało książki autora
47 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Pierwsze podróże w czasie Reinhard Heinrich
5,6
Jedna z lepszych książeczek w serii "Z Glistą", czyli humorystyczne podejście do tematu podróży w czasie. Na całość składają się opisy kilku ekspedycji w czasie - między innymi w celu odkrycia twórców tarasów w Baalbeku oraz umiejscowienia Atlantydy. A ponieważ autor wcale nie stara się faworyzować którejkolwiek z istniejących hipotez dotyczących wzmiankowanych wyżej tematów, można dobrze się bawić podczas śledzenia wysiłków niezbyt na ogół rozgarniętych temponautów.
Trzeba jednak przyzwyczaić się do dziwnej maniery numerowania akapitów i wytłuszczania w nich jednego do trzech pierwszych słów, co mimo wszystko sprawia wrażenie obcowania z książką udającą pracę naukową. Owszem, był to efekt zamierzony przez autorów, ale jednak trochę drażniący. Dodatkowym minusem jest niewystarczająco staranna redakcja (np. jest Ilia Muromez, choć rosyjski bohater zwie się Ilia Muromiec).
Lektura "Pierwszych podróży w czasie" jest jednak przyjemna i daje sporo uciechy.
Pierwsze podróże w czasie Reinhard Heinrich
5,6
Czy pamięta może ktoś "Księgę VIII" przygód Tytusa, Romka i A’Tomka, w której niezastąpiony profesor T.Alent oddał w ręce chłopców „aparacik” umożliwiający podróże w czasie?
Wystarczyło chwycić się pudełeczka, pokręcić korbką odpowiednią liczbę razy i już lądował człowiek w mniej lub bardziej zamierzchłej przeszłości. Proste, prawda? (Każdy by chciał takie cudo mieć, że tak się rozmarzę się. Ile błędów młodości dałoby się naprawić… Ech…)
Myślę, że w podobny sposób problem podróży w czasie rozwiązał niemiecki autor o bardzo skomplikowanych personaliach – Erik Simon Reinhard Heinrich (co jest nazwiskiem, a co imieniem nie śmiem orzekać). Nasz Autor pochwalić się może powieścią fantastycznonaukową pt. „Pierwsze podróże w czasie”, która również bezpretensjonalnie i gardząc jakimikolwiek naukowymi przesłankami, opisuje tytułowe wojaże wzdłuż i wszerz czasu.
Dostajemy więc garść uroczych, staroświeckich historyjek ilustrujących rzekome paradoksy, niespodzianki i zawirowania, jakie towarzyszyć mogą podróżnikom dysponującym odpowiednim wehikułem. Całość podzieloną na kilka opowieści, podzielonych z kolei na krótkie rozdzialiki, czyta się błyskawicznie. A pomysł, by siłą napędową wspomnianych wehikułów były jakieś kryształowe kolumny, kupujemy z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Badacze przeszłości lądują raz w epoce kamienia łupanego (kapitalny pomysł, by pojazd, którym poruszają się naukowcy, przypominał mamuta…),innym razem w starożytności, potem w średniowieczu etc. Za każdym razem Autor stara się domknąć daną historię błyskotliwą pointą, co na ogół się udaje i jeżeli nawet nie jesteśmy specjalnie zaskoczeni kolejnymi finałami, to powinniśmy docenić starania pisarza.
Całość pomyślana jest jako nieistniejący (jeszcze, podkreślmy) „Suplement do Podręcznika podstaw temporalistyki" i zachowuje pozory bycia publikacją naukową, stąd zamykające książkę „Dodatki” wzbogacające wizję autorską o „naukowe” szczegóły tłumaczące co dziwniejsze rozstrzygnięcia fabularne.
I co z tym zrobimy, zapytacie. Ano nic. Nie żałowałem czasu, jaki poświeciłem tej całkowicie archaicznej pozycji. Mam sentyment i dużo (uwaga, patos!) czułości do tego typu książek. Książek-eksponatów.
I gdybym miał przywołany na początku aparacik i trafiłbym na samego siebie sięgającego po „Pierwsze podróże w czasie”, nie wyrwałbym sobie tej książki z rąk.