Siedem historii. Siedmiu Nieskończonych. Siedem rysowników. Jeden scenarzysta.
Miły był to powrót do bohaterów kultowego Sandmana. Bardzo podobał mi się fakt, że Gaimann tym razem przybliżył nam historie całego rodzeństwa. Mi najbardziej podobała się opowieść o Pożądaniu z genialnymi rysunkami Milo Manari. Ciekawy i fantastycznie zilustrowany był Los. Fajna była historia o Zniszczeniu. Niestety zawiodłem sie na Śnie. Opowieść o nim była bardzo przeciętna. Podobnie jak historia Śmierci, która również delikatnie mnie rozczarowała. Z kolei najsłabiej wypadła (według mnie) Rozpacz. Uwielbiam okładki McKean'a, ale w przypadku tej opowieści warstwa graficzna po prostu mnie zmęczyła. Ciekawa była opowieść o Marzeniu/Malignie. Aczkolwiek po jej przeczytaniu mam mieszane uczucia. Nie jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić czy mi się podobała czy nie. Ta historia zdecydowanie ma coś w sobie, ale jest niewątpliwie bardzo specyficzna.
Noce Nieskończone to bardzo ciekawy dodatek do serii Sandman. Moim zdaniem warto przeczytać by na choć na moment wrócić do świata Nieskończonych.
Pierwszy odsłona historii „Jupiter’s Legacy” była w moich oczach przeciętną historią superbohaterską korzystającą z wyświechtanych schematów. Jednakże być może miała ona stanowić jedynie wstęp do właściwej historii. Jak sytuacja wygląda w tomie drugim?
Rodzinka Hutchence’ów postanawia obalić reżim Waltera. W tym celu zbierają drużynę superprzestępców. Ich głównym celem jest uwolnienie nadludzi z więzienie Supermax.
Pod względem fabuły jest zaskakująco wręcz mało oryginalnie. Nie ma tutaj zbyt wielu zwrotów akcji, a scenariusz idzie bardzo prosto od punktu A do punktu B. Łatwo przewidzieć kolejne wydarzenia, które prowadzą do bardzo oczywistego i rozczarowującego finału.
Większość postaci nie przechodzi tutaj żadnej zmiany charakteru. Bohaterowie wydają się tez strasznie sztuczni i napędzani przez zaledwie parę cech. Wyjątkiem jest ojciec Hutcha, który wydaje się skrywać jakąś tajemnicę, ale jego wątek zostaje bardzo brutalnie urwany.
Na plus w stosunku do pierwszego tomu jest różnorodność mocy poszczególnych bohaterów. W poprzednim miałem wrażenie, że głównymi mocami są latanie, siła i wytrzymałość. Tutaj już pojawia się o wiele większa różnorodność i pomysłowość. Chyba najbardziej zapadły mi w pamięć zdolności Raikou, które zostają spektakularnie wykorzystane w finałowej walce.
Rysunki Franka Quitely’ego są bardzo specyficzne. Wiele osób może odstraszyć to jak czasami młode osoby mają u niego twarze starców. Z drugiej jednak strony wiele kadrów zachwyca szczegółowością i kompozycją.
Niestety drugi tom okazuje się niemal tak przeciętny jak pierwszy. Ratuje go głównie warstwa graficzna i parę ciekawych mocy bohaterów. Ogólnie jednak raczej nie warto.