Swordspoint: A Melodrama of Manners Ellen Kushner 8,0
ocenił(a) na 913 lata temu Czytelnik przenosi się do bliżej nieokreślonej stolicy niesprecyzowanego kraju. Miasto jest rozległe, jednak interesujące są dwie dzielnice – Wzgórze, gdzie mieszka arystokracja rządząca miastem i Riverside, portowa dzielnica pełna osób wszelkiego pokroju, których w większości nie chciałoby się spotkać po ciemku. Oczywiście oba światy nie tylko istnieją obok siebie, ale przenikają i to nie tylko na płaszczyźnie pan-sługa. Wszak co drugi arystokrata potrzebuje od czasu do czasu usług szermierza (czy też jak kto woli – mistrza miecza),by walczył za niego w pojedynku bądź pozbył się przeciwnika. Niekiedy z RIverside rekrutowana jest służba, którą można wykorzystać w roli szpiegów, złodziei… Tymczasem dla zbiorowiska z Riverside bogacze to oczywiście pożądany łup, szansa na wzbogacenie się, ale i przetrwanie. Przykładem takiej kariery jest Richard St. Vier, uważany za najzdolniejszego i zabójczo skutecznego szermierza w Riverside. Po krótkim epizodzie, kiedy dał ponieść się sławie i nie tylko pracował, ale i zabawiał się na Wzgórzu, Richard – człowiek o świętej cierpliwości i wzór opanowania – na Wzgórze wraca jedynie, by wykonać dobrze płatną pracę, by potem włóczyć się ze swoim przyjacielem (i kochankiem) po knajpach, pić i zabijać tych, którzy podpuszczeni przez Aleca ośmielają się mu grozić. Ten nieszczególnie urozmaicony sposób spędzania czasu stawia pod znakiem zapytania najnowsze, lukratywne zlecenie – Richard miałby zabić pewną bardzo ważną osobę na Wzgórzu. W historię zamieszani są inni arystokraci, nowoprzybyły do miasta lord Michael Godwin, Księżna Tremontaine, a nawet Alec, którego przeszłość od początku jest jego najpilniej strzeżoną tajemnicą. Cała historia pełna jest intryg, a całość prowadzi do spektakularnego finału.
Streszczanie fabuły jednak w dużej mierze mija się z celem, przecież to wszystko gdzieś już było. Szermierze, dworskie intrygi, tajemnicze tożsamości i przeszłości – jak najbardziej. W przypadku książki Ellen Kushner nie chodzi jednak do końca o to, czego użyła jako fabuły swojej powieści, ale sposób, w jaki ją opisała, unikając wszelkich banałów i powtórzeń, ogranym historiom dając świeżość i nowe życie. Zachwycają zwłaszcza bohaterowie – niejednoznaczni i intrygujący. Choć pozornie także oni wpisują się w jakieś utarte już schematy, nie są „wykalkulowani” na lubienie ich, posiadają dopracowane portrety psychologiczne, w których nierzadko dominują wady, a jednak czytanie o nich to sama przyjemność. Wystarczy spojrzeć na trójkę bohaterów, których można uznać za głównych. Richard jest mistrzem miecza, człowiekiem opanowanym i wiedzącym, czego chce. Nie wiąże się z tym jednak ani żadna tragiczna historia, ani nobilitacja tej postaci. St. Vier pochodzi z nizin społecznych, ma prostolinijny sposób myślenia, którego nie zmieniło zadawanie się z wyższymi sferami i nie ma żadnych oporów, by zabić kogoś niejako dla przyjemności Aleca. Ten drugi z kolei, jest niemal dokładnym zaprzeczeniem typu, do jakiego można by go na pierwszy rzut oka zakwalifikować. Owszem, od początku wiadomo, że nie pochodzi z plebsu (dlaczego jednak postanowił zostać studentem – ot, kaprys),tak więc można mu przypisać tajemniczą przeszłość, pewnie nieszczęśliwą. Jest słaby fizycznie i sam przyznaje się do tchórzostwa, jednak dzielą go lata świetlne od bycia słodką, nieporadną istotką, którą trzeba bronić przed złym światem. O nie, Alec jest wręcz antypatyczny, pyskaty i histeryczny. Niczego nie chce ani od Richarda, ani od nikogo innego, nie jest też jednak typem niepozornego słabeusza, który uratuje świat. Choć oczywiście, ma w zanadrzu pewną niespodziankę. Jest wreszcie lord Michael, którego znów chciałoby się opisać jako rozpieszczonego panicza, zepsutego niedojdę, którego ktoś z nizin musi nauczyć życia. Michael uczy się szybko, ma trzeźwą zdolność oceny sytuacji i potrafi zaadaptować się do każdych niemal warunków. A że lubi korzystać z życia, jest przystojny, młody i mało kto się mu oprze? Tym lepiej dla niego.
Zdaję sobie sprawę, że powyższe charakterystyki brzmią raczej odpychająco, a ja sama nie jestem typem, który lubi „tych złych” i kibicuje ciemnej stronie mocy. Wszystkich trzech bohaterów polubiłam z miejsca, a Alec z gracją wskoczył na moją listę (długą dość) postaci ulubionych. Chodzi mi o to, że Kushner nie boi się pokazywać swoich bohaterów w niekoniecznie pozytywnym świetle, obdarzać ich wadami i ułomnościami, mimo że przede wszystkim przyciągają i fascynują. To wyjście poza stereotypy ma też odbicie w samym gatunku – „Swordspoint” zaliczane jest do fantastyki, jednak szukając jakichkolwiek nadnaturalnych zjawisk można się zawieść – nie ma tu bowiem nic typowo fantastycznego, ani grama magii, ani jednego dziwnego stworzenia czy cechy. To po prostu alternatywna historia nienazwanego kraju i chyba tylko dlatego wielbiciele etykietek wrzucają „Swordspoint” do worka z fantastyką i oddychają z ulgą. Powieść ta jednak wybija się ponad takie kwalifikacje, co samo w sobie już jest dla mnie plusem.
Jest i wreszcie wspaniała historia miłosna, ani razu nie wyciągnięta na pierwszy plan, która jednak decyduje w pewnym sensie o losie całego spisku i bohaterów, choć większość z nich nigdy nie zda sobie z tego sprawy, a nawet główni zainteresowani z łatwością znajdą inne wytłumaczenie dla swoich czynów, co jednak nie zmienia faktów.
Zastanawiam się więc tylko, dlaczego wciąż nie ukazała się żadna książka Ellen Kushner po polsku? Pewna jestem, że znalazłoby się grono zachwyconych czytelników. Mnie pozostaje się tylko cieszyć, że reszta czeka na mnie na półce i specjalnie odwlekam moment, kiedy po nie sięgnę, by móc się tą chwilą cieszyć.